000264b |
Previous | 7 of 8 | Next |
|
small (250x250 max)
medium (500x500 max)
Large
Extra Large
large ( > 500x500)
Full Resolution
|
This page
All
|
-w- --v "£f"$r ałkieĘfc ł65 "ZWIĄZKOWIEC" SIERPIEŃ (August) Sobota 12 — 1961 STR 7 gfe ZAWIEYSKI: S ODWIEDZINY i 3 lakieiś cnwlli posłyszał pod iaf przelot ptaka który za- - § krótko i ostro a potem na swych rękach znajo-pieszczotli- we dotknięcie jjzień dobry Jacku — ode-Tfi- fę Prezydent Wenderdyk fDzień dobry panie Prezy-j- e — odpowiedział grzecz-nie otwierając oczu bopa-fenderdyk- a widzi się najle-jpd- zi się tylko pod przym-tyfn- i powiekami i&y pan wie — mówił Ja-22ż- e dziś idę z babcią "Ki-£- l doktora który ma mi £'z głowy pana panie Pre-acfe- ? --'Nie bój się niczego Jacku jflfe często się mylą i źle widują Chcą wybić z głowy izego wybić się nie da cho-_jm- i mają w głowach wie-lkich rzeczy które należało- - mjjvybić Ach bardzo dziw-- TuOrOSll 1 uia nas ijiie:£itdii- - kraju Wenderdycji do któ-)Ii't- y należysz nie zawsze są Tantal Na przywaa to "ja d_inach yplję Z giowy jesi uaiuzo Wij zabawą dorosłych Ą)Jh ja się boję dorosłych ilPrezydencie — westchnął :k2-- ja się boję Boję się 8 Jlł n VoKio T $11 UUMUld i uaum xvr TŁT1a liAł r!a ii VrnVinrnr -- lXie UUJ Olę unvjjuuj ofcaf-ił-Prezyde- nt — ja będę --iTo dobrze dobrze Nie po-ilpób- ie wybić z głowy pana [{Prezydencie Nie pozwolęj ipozwolc!! ifKlko spokojnie mój ślicz-Jfeał- y Spo-koj-ni- e Jeśli esipowiem ci o kraju Wen-dye- ji Więc: duża wiosna ynosi duże zdarzenia Urodzi-si)Ju- ż małe słowiki i małe IcBkiJ jako że jest to pora na-Izfitfptak- ów I narodzin zwie-tecB- o i sarenki mają już )lmałe i zajęczyce i piękne ronlebieskie lisy Urodziły się 'Białe zwierzętom wielkim: ątknosorożce czarne i bia-nBdźwied-zie żyrafy jelenie ijwjelblądy i słonie Dużą śnęnożna by też nazwać po-czułoś- ci no bo wszystko jest łfiłprześliczne Ytej' chwili glos Prezydenta iltóbo zegar zaczął wydzwa- - ćfstraszną godzinę szóstą KSU-r-nrr-- sr ' JAPWHKW !' "I i tPflłitiWWWWWHWWWWminnn-n- n "# Halizka Guilley-Chmielowsk- a mm tli babci "Kici" na POWIEŚĆ POWOJENNEJ xBSMrwrascmra Ale?'%'iedziala że to nie wystarczy iiMaytluniaczyć — ale co? Jak mo-- i usprawiedliwić coś co nie' miało sen-UnCiacln- ej racji ani powodów? Były balfylko okoliczności ale jakie kie-gKfór- e z nich były najważniejsze tafW jakim układzie zdarzeń za-lanej decyzja? A może to się samo ułożyło bez jej udziału jej woli? 2jBo przecież — ciągnęła wolno — bynfjjniala sama jakąś decyzję z roz-if&Eyodj- ąć nigdy by mi do głowy ipjzyszlo że Mark nie wiem na nic mnie z nim nie wiązało V)cc dlaczego — upierał się Fffiwłaśnie usiłowała w tej chwili ifwyjou'ić świadomości Ale czyż llteraz w pamięci szukać szperać i0vyać? Wyłuskać z twardej łupiny itaych lat jakiś fakt z bie-- t czasu już się może skurczył wysu-ćlinaw- et jego bezpośrednie konsek-flfydaj- ą się już teraz dalszym cią-Kzupeln- ie innych zdarzeń oderwą-ldjic- h zasadniczej kiedyś prze- - IStnieiaeei nr7VP7vnv musiała odpowiedzieć to logi- - jasno a przede wszystkim szcze- - U°ijtylo z końcem wojny — usi- - rzekł Jego jasne oczy patrzyły w nią yam fetym łagrze Dwanaście godzin na w fabryce amunicji IJasialo ciężko m Z przedpokoju Jacek słyszał tern podniósł książkę prawdziwie stąpanie kwtsóiraawawiiaiypaa_dłoł_ay_ boaabpcoiwzieajTz- i-ec gajdo1-Iy- I na ieso Dvtanie Doktór nie był zwyczajnym do-ktorem I nie przyjmował w swo-im mieszkaniu lecz w wielkim gmachu gdzie było pię- ter na każdym piętrze dużo drzwi a naprzeciw każdych schodów sale ze stolikami gdzie się czekało na przyjęcie Nie by-ła to Ubezpieczalnia którą Ja-cek znał sprzed roku gdy cho-dził tam z babcią kilka razy na prześwietlenie płuc ta "in-stytucja" — myślał nie będąc pewny czy dobrze zapamiętał wyraz tak trudny — instytucja której mówiła babcia "Kicia" gdzie badają takie dzieci jak on i gdzie mają mu wybić z głowy Prezydenta Wenderdyka Jak to się będzie odbywało? — ciekawiło Jacka Postanowił nie płakać bo dał przyrzeczenie dzisiejszego rana Prezydentowi że płakać nie będzie Ale nie po EMIGRACJI #JaKo$ nieudolnie nawiązać — UEO b%' n łvm mńwió pgTojnie snróbui — esspoko]me upornie w obozie Wspominałam ci edeportowano Trzv lata soedzi- - pracowaliśmy amiocą tydzień na dzienną zmia-iobot- a nie zatrzvmvwała sie wiec cłrwilę być jpPrzetrwałarn jakoś Wiedzieliśmy §jf?fiwiz°ryczne że się to skończy ' vz? Później Tylko czas się dłu-lilpjiśr- ny żyliśmy nieustannie mj'-ni- u kiedy wreszcie będziemy lC"lę zamilkła jeszcze tym razem ręki" dużo —To wie też nic o najmilszych odwie- - fJJyi wreszcie pm-szed- ł ten mo- - „ęjjironn — Wojska amerykan- - i i -- j i uwolniły fa- - m ' Iktorowi Siedząc na krześle obok babci "Kici" obserwował dzieci któ-rych tu było dużo Tylko jedna dziewczynka przyszła z ojcem inne dzieci były pod opieką mam lub babć Jacka męczył gwar i ruch bo niektóre dzieci płakały niektóre były niespo-kojne chciały biegać albo wcho-dziły na okna albo biły inne dzieci Babcia paliła czę-sto papierosy wydobyła też 7 torby książkę i udawała że czy-ta udawała na pewno bo Jacek zauważył że od dłuższej chwili nie przewróciła żadnej kartki Więc nie czyta i spogląda od czasu do czasu to na Jacka to na pana który przyszedł tu ze swoją córeczką jpowiedziała jakby odrobiną ™piły Z różnych drzwi wychodzili pa-nowie albo panie w białych far-tuchach Byli to lekarze Dwu-bkeroztn' bieezz fdaurżtuecj hsaali twroycshzeędł prpzya-n stawał przed dziećmi gładził je po 'głowach i pytał: Do mnie? do mnie? — Wziął też Jacka pod brodę J nie patrząc na bab-cię zapytał: Do mnie? — Bab-cia wstała i powiedziała że tak Że "do pana panie doktorze" — Chwileczkę — odpowiedział doktór i znikł w sali ale przed- - ra □ £& i Z ŻYCIA (Copyright by "Kultura") 'fióźe ze który I ci o "Kicia" z eri nas Myślisz pewnie zesmy — Miły ten doktór —powie działa babcia otwierając znów książkę — Przystojny Gdy po pewnym czasie wyszła z sali dziew czynka o krzywych nóżkach i wielkiej głowie dok-tór poprosił babcię i Jacka A-l-e tuż w progu pochylił się nad Jackiem popatrzył uważnie w oczy i powiedział: — Zostań chwileczkę w po-czekalni mój mały Najpierw my porozmawiamy — wskazał na babcię — Dobrze? Na stoli-kach są książki z obrazkami Niedługo cię poproszę Więc Jacek wrócił na swoje miejsce ale nie przeglądał o-brazk- ów w książkach bo były zajęte przez inne dzieci Usiadł na krześle przymknął oczy i sta-rał się przypomnieć sobie dzi-siejszą poranną wizytę Prezy-denta Wenderdyka Nic mu się jednak nie udawało bo prze szkadzały dzieci upominane cią-gle przez ich mamy i babcie Rozmowa babci "Kici" z dokto-rem nie trwała długo bo jesz-cze się nie zjawił pod przym kniętymi powiekami Prezydent Wenderdyk o twarzy ojca gdy doktór pochylał się już nad Jac-kiem i grzecznie prowadził go za lękę --do sali przyjęć Babcia została w poczekalni na swym miejscu pod oknem Sala do której weszli była duża widna miała cztery okna z widokiem na ogród I pełno w niej zabawek poustawianych na pólkach albo dookoła ścian W rogu sali stało biurko doktora z rozłożonymi papierami Doktór poprowadził Jacka na środek sali potem pochylił się jakby przykucnął tak że Jacek nie musiał podnosić głowy — Zdaje się że masz na imię Jacek Prawda? — Tak Jacek — Jak ci się tutaj podoba? — Podoba — powiedział spu szczając oczy — Jesteśmy teraz sami nikt nam nie będzie przeszkadzał Bardzo się cieszę Jacku że do mnie przyszedłeś Chciałbym z tobą porozmawiać czy dobrze? Jacek nie odpowiedział nic dmmm □□ njDDnnn bez 10 BD szaleli z radości? Tak by się zdawało Tak może nawet lepiej mówić Ale dla nas po koszmarze niewoli przyszedł tylko koszmar wolności Nie nie wzdrygaj się Byłam tam przecież wiem Z niewolą wiadomo było jak sobie radzić niewola była swego rodzaju po-rządkiem jakimś stanem rzeczy Z wol-nością nie wiadomo było co robić Wol-ność była nagłym chaosem wytrąceniem z regularnego trybu Wobec wolności znaleźliśmy się nagle bezradni bierni naraz zmęczeni i pozbawieni wszeiMej decyzji Paradoksalne ci się to może zdaje ale tak było Wyobraź sobie łagier o kilkunastu długich w prostokątnym ladzie usta-wionych barakach Dokoła wysoki par-kan druty kolczaste wzdłuż sztachet warta psy policyjne a u bramy wacha zza której szyb śledziły nas nieustannie grymaśne niedobre twarze Co noc po północy żandarmi z karabinami wcho-dzili na sztuby i w ciemnościach wodzili latarkami od rjrvczy do pryczy by nas przeliczyć Rano podrywano nas do pra-cy ostrym gwizdkiem Droga z baraków do fabryki była niedługa Po ciemku czy to w śniegu czy w lepkim błocie szlyśmy nia po omacku na pamięć wlo-kąc na bosych zsiniałych z zimna no-gach drewniaki W fabryce stawałyśmy nrzv maszynach jak automaty ogłupiałe wyczerpane głodne I teraz wyobraź sobie że to się nagle urvwa Ofensywa ta oczekiwana wypa-trywana przez nas rozszalała się z pasją tuż nad naszymi głowami Piekło bombardowań kłęby chmur świsty do rozdygotanej ziemi przypadł dzień oszalały stra-chem czarny od dymu I naraz zaległa cisza Podobno na wieży magistratu SS wywiesiło białą fla-gę Wolność Wysuwaliśmy się ze schronów nieu-fni zaskoczeni milczący I co teraz? Baraki tu i tam rozwalone z wachy dymiącej przy ziemi zwał desek kanty-na bez szyb z zerwanym dachem pod nogami odłamki szkła gruzy Ani psów ani policji Zmęczone pokładłyśmy się spać po omacku szukając prycz bo nie hvło światła Nazajutrz poderwał nas nie gwizaeK mimo że doktór odzywał się do niego inaczej niż inni doktorzy I nie kazał się rozbierać nie ka-zał pokazywać języka ani nie pukał palcem po swoim palcu na jego piersiach Najmilsze by-ło to że doktór nie ponawiał py-tania czy Jacek zgadza się na rozmowę Patrzył uśmiechając się i delikatnie głaskał Jacka po głowie — Może chcesz się pobawić? — proponował doktór — O U jest koń na biegunach A tam samolot A może okręt? lub po-ciąg z gwiżdżącą lokomotywą? Doktór wstał podszedł do biurka i zajął się pisaniem Ja-cek nieśmiało wdrapywał się na konia z biegunami chociaż bał się że spadnie i w ogóle nie miał ochoty na żadną zabawę Nie chciał jednak sprawiać dok-torowi przykrości który był tak grzeczny prawie tak grzeczny jak Prezydent Wenderdyk Tro-chę więc pobujał się na koniu URLOPY I WEEKEND'Y SPĘDZISZ ZDROWO I PRZYJEMNIE W pensjonacie kartu BARRY'S Wł A J Żurakowscy RYBOŁÓSTWO ŻAGLÓWKI JESIENI POLOWANIA Rezerwacja miejsc: KARTUZY LODGE PO BAY ODŚWIEŻAJĄCE Jedyny napój który smakiem łak żywo przypomina napoje używa-ne przez Was w "starym kraju" BiniiBliatniaiai1aiainiQiHin'iBiuiiBfliiHinioininies1inininiaia!iQta1iaranBBiniiHin anaiaira tkania jai@r§i miasteczko ofensywa RZECZYWIŚCIE ale nagła świadomość swobody W mia steczku rozwalano magazyny wtargnięto do opuszczonych domów zabierano co się dało Wolność Dziewczęta zeskoczyły z prycz i pomknęły na ulice Roiło się tam od "Auslaenderów" ze wszystkich niemal łagrów Bezmyślnie chaotycznie chciwie ogałacano opustoszałe z Niem-ców miasteczko Dziewczęta znosiły do baraków mnóstwo nieużytecznych rze-czy: serwisy kapelusze fotografie Ta-szcza- no się z workami żywności zawa-lano sztubę skrzyniami konfitur marga-ryny kawy rzucano sobie pudelkami biszkoptów opychano się czekoladą żarcie żarcie aż dopóki się nie zrzygano pod ścianą baraku Wieczorem żołnierze szturmowych które nas oswobodziły przy szli hurmem na łager Ciągnęli ze sobą skrzynie pełne flaszek koniaku i rumu które wywąchali w schowkach niemie ckich koszar Byli to Amerykanie w większości Murzyni którzy wesoło ły skali zębami zaglądając przez wybite okna Rosjanie z fabryki w szale wan-dalski- m wyrywali sztachety z i palili już na majdanie ogromny ogień Pili krzyczeli i coraz to dla ucie-chy rzucał w płomienie niewybuchłe na-boje Huk rozsadzanego prochu wstrzą sał resztkami baraków Gdzieś pod kan tyną dźgał się na noże jakiś Serb z roz-- charczanym Ukraincem Jeden z nich za-wył z bólu i umilkł Nocą Amerykanie dobijali się gwał-townie do drzwi wyrywali zamki spici rozkrzyczani rzucali się po ciemku na prycze Dziewczęta piszczały chichotały prychały histerycznym śmiechem Ale nie zapomnę nigdy tej czternastoletniej Józki gdy krzyknęła nagle: mamo maamo! Przy drzwiach Hucułka z opuszczo-nymi warkoczami w swej śmiesznej ku-sej koszuli szamotała się dysząc "Boże ty mój!" — zawołała w momencie duża czarna dłoń zamknęła jej usta Ja z Nelą zdążyłam się wcisnąć pod pułap w małym schowku gdzie były półki na obuwie Dygocąc z emocji po-między butami które nam ugniatały ple-cy doczekałyśmy rana O świcie wszy-stko się I wtedy uświadomiłam sobie jedno: nie sposób czekać w łagrze lepiej stąd ujść i to jeszcze choćby dziś Zanim po oddziałach szturmowych nadejdą oku-pacyjne 'władze zanim się zajmą admi-nistracją transportami za długo było czekać W ciągu dnia cichaczem za-truli nam wodę tu i ówdzie wyłapywano SS-owcó- w ukrytych w fabryce i wiesza ale ciągle myślał kiedy i w jaki sposób doktór zacznie mu wybi-jać z głowy Prezydenta Wender-dyka i kiedy zacznie się śmiać z ukochanego gościa tak jak śmiał się ojciec w czasie pamięt-nego odkrycia tej tajemnicy — Nie bawi cię koń prawda Jacku? A samolot też nie? Wca-le się nie dziwię — mówił dok-tór — bo są dzieci które wolą co innego niż zabawki Czasem dorosłym się wydaje że taki koń lub taki samolot to właśnie to co dzieci lubią najbardziej A tymczasem dzieci wolą na przykład iść z nimi na spacer i opowiadać o tym co się widzi (Ciąg dalszy nastąpi) William Shoe Storę Właść B Czarnoła Poleci obuwie Importowane i kanadJskle Wysjlamy również obuwie do Polski 750 Queen St W - EM 3-48- 98 151' 11 KOLO BAY i W BOX 94 BARRY'S ONTg oddziałów parkanu gdy uciszyło Niemcy aby Robiąc 2akupy zawsze pamiętaj-cie o znaku jak na tej butelce GWARANTUJEMY ŹE WASZE PRAGNIENIE ZOSTANIE ZASPOKOJONE — Zachwyt rodziny! — Dla dzieci wydarzenie! — Napój nie mający sobie równego! 34 E4 □□:□□ aias zachęca-- któryś rego przytrzymywali na sznurze oparłszy się o poręcz drewnianego mostku Gdzie się ruszyć — bestialstwo chaos i rozpu-sta A brama przecież była otwarta Wa-cha nie istniała Tylko w którą stronę Iść? Dotychczas była stąd tylko jedna droga — ta do fabryki Teraz jeśli się za nią wyjdzie trzeba wybrać kierunek I to na długi dystans Dokąd? W tym właśnie momencie pojawił się Mark Zapomniałam ci powiedzieć że pracował z nami w fabryce Byłam z nim nawet przy tych samych maszynach Lubiłyśmy go Beztroski żartobliwy u-m- iał nas zawsze na chwilę rozchmurzyć i mimo woli jego humor nam się udzie-lał Był przy tym usłużny Sprzedawał nam papierosy wprawdzie szelma brał za nie paskarskie ceny ale cóż miałyśmy robić z pieniędzmi? Z naszym "P" nie wolno nam było wejść do żadnego skle-j- u Był doprawdy dobrym kolegą W ostatnim momencie straciłam go z oczu Byłabym w ogóle o nim zapom-niała W tym natłoku zdarzeń nie przy-szło mi na myśl zastanawiać się gdzie się zapodział Gdy zobaczyłam go nagle u tej roz-walonej bramy przyznam się że się ucieszyłam — Mark co ty tu robisz ca va? Był nie tyle blady ile jakiś szary ziemisty policzki miał zarośnięte a oczy zupełnie matowe i ciemne pozbawione były wszelkich refleksów Nawet głos miał stłumiony i słowa mu tak bełkotały w gardle że trudno go było zrozumieć — Miałem paskudną historię — mó-wił — Na chwilę przed uwolnieniem ja-kichś dwóch rozwścieczonych Niemców którzy uciekali z fabryki rzuciło się na mhie w" ciemnym korytarzu zapchali w jakiś schowek i zamknęli na zasuwę drzwi Nie wiem nawet ile czasu tam skurczony przesiedziałem Brakło mi już powietrza Dopiero dziś dwóch Belgów mnie przypadkowo usłyszało i wyciągnę-ło Spojrzał na mnie i rzekł: — Tak się cały czas bałem o ciebie Świadomość że ktoś o mnie myślał niepokoił się zaskoczyła mnie Ale było to dla mnie nagłą pociechą Toteż od razu zwierzyłam mu swą nierealną na razie decyzję — Muszę uciekać z łagru Wszystko jedno gdzie ale dziś przed wieczorem wieję stąd Nie ma co tu dłużej czekać — Wiem właśnie dlatego zaraz tu przygoniłem Poczułam się od razu pewniej — Mam dwa rowery wziąłem je z no ich gdzie się dało W rzeczce koło podwórza fabrycznego Zabierz co najpo-- i ti__!_:_ lagiu juijaiiie uuinu:- -iuf -s:- i- ę —yiŁCL- gun- - t—nuhn-io-icjTvc a- ia 7aimp sie żywnością t- - — j— x —t- - dzinę topieniem jakiegoś majstra któ-lZ- a godzinę możemy odjecnac 82 iiiiiimiiiiniiiimmimiiriniuMiiu kup 5? I sprzedać a = OGŁOŚ == : W "ZWIĄZKOWCU" == _ DROBNE = i OGŁOSZENIA ==? z St za stówo ' ==: Z dadzą ci rezultaty! ~ z Mieszkania Kupno — r= =i Sprzedał Poszukiwania ___: 1 Malrjmonialnc oglo- - == z szenia przj noszą na- - == = lydiniiastowe wyniki! == = WYKORZYSTAJ =§ = USŁUGI ĘE 5 "ZWIĄZKOWCA" == = 2 razy w tygodniu ! 1 1 SE Miiiimiiiiiiiiiniiiiiiimiiiiiiiiiitiii— OKULIŚCI OKULISTA S BR0G0WSKI OD 420 Roncesvalles Ave (blisko Howard Park) Godziny irzJ?6 oj 10- -0 30 orni la TltelLefEonicznym ioioiimlinli'iu 1-4- 251 — CL 9-80- 29 P OKULISTKA J T SZYDŁOWSKA OD FBOA Iladanle oczu dobieranie szkieł I do-paiowyw-anle "rontuet Ipiiwi" — codziennie od 10 -- 7 sonoly więźnie w Innych „odlnarli za uprzednim poroziiinienlem 1063 Bloor St West LE 2-87- 93 (róg llayelock) 17 -- P Okullttka Br BUKOWSKA BEJNAR OO 274 Roneejvallei Av (przy Geofrrey) Tal LE 2-54- 93 rjcdjJnjr przyjęć: codziennie od 10 rano du B wlecz w aoboly: od 10 do 4 wleci t2W Lunsky W A 1-3- 924 LACH CHIROPRACTIC CLINIC Doktorzy Chlropraktykl 124 Roncesvalles Av-L- E 5-12- 11 1174 Bloor St W at Dufferln LE 2-03- 74 DENTYŚCI DR W SADAUSKAS LEKARZ DENTYSTA Przyjmuje za uprzednim telefonicznym Telepfooronżu nLitEeniem ' 1-4- 250 129 Grenadier Rd ' (drugi dom od HonctgyalUO DR MARA JINDRA DR V JINURA LEKARZE-DENTYiC- I przyjmują takło ulcczor&ml t w loboly za uprzednim porozumieniem UleiunlcznyM 310 Bloor St Wet) WA 2-08- 44 (przy Spadlna) 49 P DR T L GRAtlOWSKI DENTYSTA CHIRURG Mówi po polsku ii'4 Du'nTdatl SEtM W — Toronto 8-90- 38 1 V Dr V J MEILUS LEKARZ DENTYSTA Przyjmuje od £odz 10 do i i od 5 do 6 W soboty od 10 do 3 282 Ronresvallet LE 5-70- 25 37 P Dr S D BRIGEL LEKARZ DENTYSTA CHIRURG — STOMATOLOO Cpcallit chorób tmy uttn l'bytIUan's & Hureons Bulldliig Kancelaria No 2?0 86 Bloor St W — Toronta Telefon WA 24)056 IW Dr E WACIIHA DENTYSTA Godlny: 10—12 I 2—8 386 Batliunt St — EM 4-65- 15 Okulista 470 College St Oczy badamy okulary dostosowujemy do wszystkich defek-tów wzroku na nerwowość na ból _lowy Mówimy po polsku Luck Chiropractic Clinics BRACIA ŁUKOWSCY DOKTORZY CHIROPRAKTYKI Zdrowie jest największym skarbem człowieka Zaniedbanie zdrowia kosluje drogo Prześwie-tlenia Rentgenowskie "X-KA- Y" tylko za zzlomt-ule- m telefonicznym 1848 BLOOR St W„ TORONTO ONT — TEL RO 9-22- 59 140 CIIURCH ST ST CATHARINES TEL MU 4-31- 61 PI APTEKA LANDISA EM 6-05- 84 — 462 Queen St W Toronło — EM 84129 Obsługująca Polonie Kanadyjska od lat WysJamy lekarstwa do Polski Szybka facbowa obsługa Wykonujemy recepty kanadyjskie oraz krajowe Dla Pari posiadamy na składzie wielki wybór kosmetyków naj-lepszego gatunku znanycb firm Utrzymanie' zdrowia własnegv oraz waszych najbliższych jest naszym celem Wszelkie zamówienia przymujemy listownie telefonicznie lub osobikie 17P NAJWIĘKSZY WYBÓR APARATÓW RÓŻNYCH MODELI O Loewe Opta O 'Saba O Nordmende O Braun O Zcnitli O Philips Najlepszy ton Life Radio and Television Company 324 Yonge St — Toronło — EM 3-77- 85 01 - P - C9 Meridian Travel and Information Servlce Sprowadzanie krewnych z PolsLI na stałe lub wizyty — Wizy do Polski — Tłumaczenie dokumentów Zgłaszajcie sie do kierownicki działu polskiego t GENI RZĄDKOWSKIEJ -- -- 95 Roncesvallei Ave — Toronto — Tal LE 3-11- 97 mmmm teranslatbon filia DOHEON TRAUEL OFF 249 Oueen West — Toronto — Tel 363-481- 6 Nowy dogodny adreł ZAŁATWIAMY SPRAWMIE I SOLIDNIE: Sprowadzanie krewnych l PolsLI na Łlale hib lzyte Wyjazdy do Polski Emigracje do USA Sprawy majątkowe w kraju akly darowizny pełnomocnictwa małżeństwa przez prinornorntka 1 1 p Owarantownana przesyłka pieniędzy Old a_e penslons 'I łumaczenlj notarialne wszelkich dokumentów liezplatna Informacja lUlownle osobltele 1 telefonicznie S HEIFETZ — NOTARY PUBLIC -MM-w- -M-n-H---w--a--M--ino_ń)s_ Tłkll nĄ Sil
Object Description
Rating | |
Title | Zwilazkowiec Alliancer, August 12, 1961 |
Language | pl |
Subject | Poland -- Newspapers; Newspapers -- Poland; Polish Canadians Newspapers |
Date | 1961-08-12 |
Type | application/pdf |
Format | text |
Rights | Licenced under section 77(1) of the Copyright Act. For detailed information visit: http://www.connectingcanadians.org/en/content/copyright |
Identifier | ZwilaD3000114 |
Description
Title | 000264b |
Rights | Licenced under section 77(1) of the Copyright Act. For detailed information visit: http://www.connectingcanadians.org/en/content/copyright |
OCR text | -w- --v "£f"$r ałkieĘfc ł65 "ZWIĄZKOWIEC" SIERPIEŃ (August) Sobota 12 — 1961 STR 7 gfe ZAWIEYSKI: S ODWIEDZINY i 3 lakieiś cnwlli posłyszał pod iaf przelot ptaka który za- - § krótko i ostro a potem na swych rękach znajo-pieszczotli- we dotknięcie jjzień dobry Jacku — ode-Tfi- fę Prezydent Wenderdyk fDzień dobry panie Prezy-j- e — odpowiedział grzecz-nie otwierając oczu bopa-fenderdyk- a widzi się najle-jpd- zi się tylko pod przym-tyfn- i powiekami i&y pan wie — mówił Ja-22ż- e dziś idę z babcią "Ki-£- l doktora który ma mi £'z głowy pana panie Pre-acfe- ? --'Nie bój się niczego Jacku jflfe często się mylą i źle widują Chcą wybić z głowy izego wybić się nie da cho-_jm- i mają w głowach wie-lkich rzeczy które należało- - mjjvybić Ach bardzo dziw-- TuOrOSll 1 uia nas ijiie:£itdii- - kraju Wenderdycji do któ-)Ii't- y należysz nie zawsze są Tantal Na przywaa to "ja d_inach yplję Z giowy jesi uaiuzo Wij zabawą dorosłych Ą)Jh ja się boję dorosłych ilPrezydencie — westchnął :k2-- ja się boję Boję się 8 Jlł n VoKio T $11 UUMUld i uaum xvr TŁT1a liAł r!a ii VrnVinrnr -- lXie UUJ Olę unvjjuuj ofcaf-ił-Prezyde- nt — ja będę --iTo dobrze dobrze Nie po-ilpób- ie wybić z głowy pana [{Prezydencie Nie pozwolęj ipozwolc!! ifKlko spokojnie mój ślicz-Jfeał- y Spo-koj-ni- e Jeśli esipowiem ci o kraju Wen-dye- ji Więc: duża wiosna ynosi duże zdarzenia Urodzi-si)Ju- ż małe słowiki i małe IcBkiJ jako że jest to pora na-Izfitfptak- ów I narodzin zwie-tecB- o i sarenki mają już )lmałe i zajęczyce i piękne ronlebieskie lisy Urodziły się 'Białe zwierzętom wielkim: ątknosorożce czarne i bia-nBdźwied-zie żyrafy jelenie ijwjelblądy i słonie Dużą śnęnożna by też nazwać po-czułoś- ci no bo wszystko jest łfiłprześliczne Ytej' chwili glos Prezydenta iltóbo zegar zaczął wydzwa- - ćfstraszną godzinę szóstą KSU-r-nrr-- sr ' JAPWHKW !' "I i tPflłitiWWWWWHWWWWminnn-n- n "# Halizka Guilley-Chmielowsk- a mm tli babci "Kici" na POWIEŚĆ POWOJENNEJ xBSMrwrascmra Ale?'%'iedziala że to nie wystarczy iiMaytluniaczyć — ale co? Jak mo-- i usprawiedliwić coś co nie' miało sen-UnCiacln- ej racji ani powodów? Były balfylko okoliczności ale jakie kie-gKfór- e z nich były najważniejsze tafW jakim układzie zdarzeń za-lanej decyzja? A może to się samo ułożyło bez jej udziału jej woli? 2jBo przecież — ciągnęła wolno — bynfjjniala sama jakąś decyzję z roz-if&Eyodj- ąć nigdy by mi do głowy ipjzyszlo że Mark nie wiem na nic mnie z nim nie wiązało V)cc dlaczego — upierał się Fffiwłaśnie usiłowała w tej chwili ifwyjou'ić świadomości Ale czyż llteraz w pamięci szukać szperać i0vyać? Wyłuskać z twardej łupiny itaych lat jakiś fakt z bie-- t czasu już się może skurczył wysu-ćlinaw- et jego bezpośrednie konsek-flfydaj- ą się już teraz dalszym cią-Kzupeln- ie innych zdarzeń oderwą-ldjic- h zasadniczej kiedyś prze- - IStnieiaeei nr7VP7vnv musiała odpowiedzieć to logi- - jasno a przede wszystkim szcze- - U°ijtylo z końcem wojny — usi- - rzekł Jego jasne oczy patrzyły w nią yam fetym łagrze Dwanaście godzin na w fabryce amunicji IJasialo ciężko m Z przedpokoju Jacek słyszał tern podniósł książkę prawdziwie stąpanie kwtsóiraawawiiaiypaa_dłoł_ay_ boaabpcoiwzieajTz- i-ec gajdo1-Iy- I na ieso Dvtanie Doktór nie był zwyczajnym do-ktorem I nie przyjmował w swo-im mieszkaniu lecz w wielkim gmachu gdzie było pię- ter na każdym piętrze dużo drzwi a naprzeciw każdych schodów sale ze stolikami gdzie się czekało na przyjęcie Nie by-ła to Ubezpieczalnia którą Ja-cek znał sprzed roku gdy cho-dził tam z babcią kilka razy na prześwietlenie płuc ta "in-stytucja" — myślał nie będąc pewny czy dobrze zapamiętał wyraz tak trudny — instytucja której mówiła babcia "Kicia" gdzie badają takie dzieci jak on i gdzie mają mu wybić z głowy Prezydenta Wenderdyka Jak to się będzie odbywało? — ciekawiło Jacka Postanowił nie płakać bo dał przyrzeczenie dzisiejszego rana Prezydentowi że płakać nie będzie Ale nie po EMIGRACJI #JaKo$ nieudolnie nawiązać — UEO b%' n łvm mńwió pgTojnie snróbui — esspoko]me upornie w obozie Wspominałam ci edeportowano Trzv lata soedzi- - pracowaliśmy amiocą tydzień na dzienną zmia-iobot- a nie zatrzvmvwała sie wiec cłrwilę być jpPrzetrwałarn jakoś Wiedzieliśmy §jf?fiwiz°ryczne że się to skończy ' vz? Później Tylko czas się dłu-lilpjiśr- ny żyliśmy nieustannie mj'-ni- u kiedy wreszcie będziemy lC"lę zamilkła jeszcze tym razem ręki" dużo —To wie też nic o najmilszych odwie- - fJJyi wreszcie pm-szed- ł ten mo- - „ęjjironn — Wojska amerykan- - i i -- j i uwolniły fa- - m ' Iktorowi Siedząc na krześle obok babci "Kici" obserwował dzieci któ-rych tu było dużo Tylko jedna dziewczynka przyszła z ojcem inne dzieci były pod opieką mam lub babć Jacka męczył gwar i ruch bo niektóre dzieci płakały niektóre były niespo-kojne chciały biegać albo wcho-dziły na okna albo biły inne dzieci Babcia paliła czę-sto papierosy wydobyła też 7 torby książkę i udawała że czy-ta udawała na pewno bo Jacek zauważył że od dłuższej chwili nie przewróciła żadnej kartki Więc nie czyta i spogląda od czasu do czasu to na Jacka to na pana który przyszedł tu ze swoją córeczką jpowiedziała jakby odrobiną ™piły Z różnych drzwi wychodzili pa-nowie albo panie w białych far-tuchach Byli to lekarze Dwu-bkeroztn' bieezz fdaurżtuecj hsaali twroycshzeędł prpzya-n stawał przed dziećmi gładził je po 'głowach i pytał: Do mnie? do mnie? — Wziął też Jacka pod brodę J nie patrząc na bab-cię zapytał: Do mnie? — Bab-cia wstała i powiedziała że tak Że "do pana panie doktorze" — Chwileczkę — odpowiedział doktór i znikł w sali ale przed- - ra □ £& i Z ŻYCIA (Copyright by "Kultura") 'fióźe ze który I ci o "Kicia" z eri nas Myślisz pewnie zesmy — Miły ten doktór —powie działa babcia otwierając znów książkę — Przystojny Gdy po pewnym czasie wyszła z sali dziew czynka o krzywych nóżkach i wielkiej głowie dok-tór poprosił babcię i Jacka A-l-e tuż w progu pochylił się nad Jackiem popatrzył uważnie w oczy i powiedział: — Zostań chwileczkę w po-czekalni mój mały Najpierw my porozmawiamy — wskazał na babcię — Dobrze? Na stoli-kach są książki z obrazkami Niedługo cię poproszę Więc Jacek wrócił na swoje miejsce ale nie przeglądał o-brazk- ów w książkach bo były zajęte przez inne dzieci Usiadł na krześle przymknął oczy i sta-rał się przypomnieć sobie dzi-siejszą poranną wizytę Prezy-denta Wenderdyka Nic mu się jednak nie udawało bo prze szkadzały dzieci upominane cią-gle przez ich mamy i babcie Rozmowa babci "Kici" z dokto-rem nie trwała długo bo jesz-cze się nie zjawił pod przym kniętymi powiekami Prezydent Wenderdyk o twarzy ojca gdy doktór pochylał się już nad Jac-kiem i grzecznie prowadził go za lękę --do sali przyjęć Babcia została w poczekalni na swym miejscu pod oknem Sala do której weszli była duża widna miała cztery okna z widokiem na ogród I pełno w niej zabawek poustawianych na pólkach albo dookoła ścian W rogu sali stało biurko doktora z rozłożonymi papierami Doktór poprowadził Jacka na środek sali potem pochylił się jakby przykucnął tak że Jacek nie musiał podnosić głowy — Zdaje się że masz na imię Jacek Prawda? — Tak Jacek — Jak ci się tutaj podoba? — Podoba — powiedział spu szczając oczy — Jesteśmy teraz sami nikt nam nie będzie przeszkadzał Bardzo się cieszę Jacku że do mnie przyszedłeś Chciałbym z tobą porozmawiać czy dobrze? Jacek nie odpowiedział nic dmmm □□ njDDnnn bez 10 BD szaleli z radości? Tak by się zdawało Tak może nawet lepiej mówić Ale dla nas po koszmarze niewoli przyszedł tylko koszmar wolności Nie nie wzdrygaj się Byłam tam przecież wiem Z niewolą wiadomo było jak sobie radzić niewola była swego rodzaju po-rządkiem jakimś stanem rzeczy Z wol-nością nie wiadomo było co robić Wol-ność była nagłym chaosem wytrąceniem z regularnego trybu Wobec wolności znaleźliśmy się nagle bezradni bierni naraz zmęczeni i pozbawieni wszeiMej decyzji Paradoksalne ci się to może zdaje ale tak było Wyobraź sobie łagier o kilkunastu długich w prostokątnym ladzie usta-wionych barakach Dokoła wysoki par-kan druty kolczaste wzdłuż sztachet warta psy policyjne a u bramy wacha zza której szyb śledziły nas nieustannie grymaśne niedobre twarze Co noc po północy żandarmi z karabinami wcho-dzili na sztuby i w ciemnościach wodzili latarkami od rjrvczy do pryczy by nas przeliczyć Rano podrywano nas do pra-cy ostrym gwizdkiem Droga z baraków do fabryki była niedługa Po ciemku czy to w śniegu czy w lepkim błocie szlyśmy nia po omacku na pamięć wlo-kąc na bosych zsiniałych z zimna no-gach drewniaki W fabryce stawałyśmy nrzv maszynach jak automaty ogłupiałe wyczerpane głodne I teraz wyobraź sobie że to się nagle urvwa Ofensywa ta oczekiwana wypa-trywana przez nas rozszalała się z pasją tuż nad naszymi głowami Piekło bombardowań kłęby chmur świsty do rozdygotanej ziemi przypadł dzień oszalały stra-chem czarny od dymu I naraz zaległa cisza Podobno na wieży magistratu SS wywiesiło białą fla-gę Wolność Wysuwaliśmy się ze schronów nieu-fni zaskoczeni milczący I co teraz? Baraki tu i tam rozwalone z wachy dymiącej przy ziemi zwał desek kanty-na bez szyb z zerwanym dachem pod nogami odłamki szkła gruzy Ani psów ani policji Zmęczone pokładłyśmy się spać po omacku szukając prycz bo nie hvło światła Nazajutrz poderwał nas nie gwizaeK mimo że doktór odzywał się do niego inaczej niż inni doktorzy I nie kazał się rozbierać nie ka-zał pokazywać języka ani nie pukał palcem po swoim palcu na jego piersiach Najmilsze by-ło to że doktór nie ponawiał py-tania czy Jacek zgadza się na rozmowę Patrzył uśmiechając się i delikatnie głaskał Jacka po głowie — Może chcesz się pobawić? — proponował doktór — O U jest koń na biegunach A tam samolot A może okręt? lub po-ciąg z gwiżdżącą lokomotywą? Doktór wstał podszedł do biurka i zajął się pisaniem Ja-cek nieśmiało wdrapywał się na konia z biegunami chociaż bał się że spadnie i w ogóle nie miał ochoty na żadną zabawę Nie chciał jednak sprawiać dok-torowi przykrości który był tak grzeczny prawie tak grzeczny jak Prezydent Wenderdyk Tro-chę więc pobujał się na koniu URLOPY I WEEKEND'Y SPĘDZISZ ZDROWO I PRZYJEMNIE W pensjonacie kartu BARRY'S Wł A J Żurakowscy RYBOŁÓSTWO ŻAGLÓWKI JESIENI POLOWANIA Rezerwacja miejsc: KARTUZY LODGE PO BAY ODŚWIEŻAJĄCE Jedyny napój który smakiem łak żywo przypomina napoje używa-ne przez Was w "starym kraju" BiniiBliatniaiai1aiainiQiHin'iBiuiiBfliiHinioininies1inininiaia!iQta1iaranBBiniiHin anaiaira tkania jai@r§i miasteczko ofensywa RZECZYWIŚCIE ale nagła świadomość swobody W mia steczku rozwalano magazyny wtargnięto do opuszczonych domów zabierano co się dało Wolność Dziewczęta zeskoczyły z prycz i pomknęły na ulice Roiło się tam od "Auslaenderów" ze wszystkich niemal łagrów Bezmyślnie chaotycznie chciwie ogałacano opustoszałe z Niem-ców miasteczko Dziewczęta znosiły do baraków mnóstwo nieużytecznych rze-czy: serwisy kapelusze fotografie Ta-szcza- no się z workami żywności zawa-lano sztubę skrzyniami konfitur marga-ryny kawy rzucano sobie pudelkami biszkoptów opychano się czekoladą żarcie żarcie aż dopóki się nie zrzygano pod ścianą baraku Wieczorem żołnierze szturmowych które nas oswobodziły przy szli hurmem na łager Ciągnęli ze sobą skrzynie pełne flaszek koniaku i rumu które wywąchali w schowkach niemie ckich koszar Byli to Amerykanie w większości Murzyni którzy wesoło ły skali zębami zaglądając przez wybite okna Rosjanie z fabryki w szale wan-dalski- m wyrywali sztachety z i palili już na majdanie ogromny ogień Pili krzyczeli i coraz to dla ucie-chy rzucał w płomienie niewybuchłe na-boje Huk rozsadzanego prochu wstrzą sał resztkami baraków Gdzieś pod kan tyną dźgał się na noże jakiś Serb z roz-- charczanym Ukraincem Jeden z nich za-wył z bólu i umilkł Nocą Amerykanie dobijali się gwał-townie do drzwi wyrywali zamki spici rozkrzyczani rzucali się po ciemku na prycze Dziewczęta piszczały chichotały prychały histerycznym śmiechem Ale nie zapomnę nigdy tej czternastoletniej Józki gdy krzyknęła nagle: mamo maamo! Przy drzwiach Hucułka z opuszczo-nymi warkoczami w swej śmiesznej ku-sej koszuli szamotała się dysząc "Boże ty mój!" — zawołała w momencie duża czarna dłoń zamknęła jej usta Ja z Nelą zdążyłam się wcisnąć pod pułap w małym schowku gdzie były półki na obuwie Dygocąc z emocji po-między butami które nam ugniatały ple-cy doczekałyśmy rana O świcie wszy-stko się I wtedy uświadomiłam sobie jedno: nie sposób czekać w łagrze lepiej stąd ujść i to jeszcze choćby dziś Zanim po oddziałach szturmowych nadejdą oku-pacyjne 'władze zanim się zajmą admi-nistracją transportami za długo było czekać W ciągu dnia cichaczem za-truli nam wodę tu i ówdzie wyłapywano SS-owcó- w ukrytych w fabryce i wiesza ale ciągle myślał kiedy i w jaki sposób doktór zacznie mu wybi-jać z głowy Prezydenta Wender-dyka i kiedy zacznie się śmiać z ukochanego gościa tak jak śmiał się ojciec w czasie pamięt-nego odkrycia tej tajemnicy — Nie bawi cię koń prawda Jacku? A samolot też nie? Wca-le się nie dziwię — mówił dok-tór — bo są dzieci które wolą co innego niż zabawki Czasem dorosłym się wydaje że taki koń lub taki samolot to właśnie to co dzieci lubią najbardziej A tymczasem dzieci wolą na przykład iść z nimi na spacer i opowiadać o tym co się widzi (Ciąg dalszy nastąpi) William Shoe Storę Właść B Czarnoła Poleci obuwie Importowane i kanadJskle Wysjlamy również obuwie do Polski 750 Queen St W - EM 3-48- 98 151' 11 KOLO BAY i W BOX 94 BARRY'S ONTg oddziałów parkanu gdy uciszyło Niemcy aby Robiąc 2akupy zawsze pamiętaj-cie o znaku jak na tej butelce GWARANTUJEMY ŹE WASZE PRAGNIENIE ZOSTANIE ZASPOKOJONE — Zachwyt rodziny! — Dla dzieci wydarzenie! — Napój nie mający sobie równego! 34 E4 □□:□□ aias zachęca-- któryś rego przytrzymywali na sznurze oparłszy się o poręcz drewnianego mostku Gdzie się ruszyć — bestialstwo chaos i rozpu-sta A brama przecież była otwarta Wa-cha nie istniała Tylko w którą stronę Iść? Dotychczas była stąd tylko jedna droga — ta do fabryki Teraz jeśli się za nią wyjdzie trzeba wybrać kierunek I to na długi dystans Dokąd? W tym właśnie momencie pojawił się Mark Zapomniałam ci powiedzieć że pracował z nami w fabryce Byłam z nim nawet przy tych samych maszynach Lubiłyśmy go Beztroski żartobliwy u-m- iał nas zawsze na chwilę rozchmurzyć i mimo woli jego humor nam się udzie-lał Był przy tym usłużny Sprzedawał nam papierosy wprawdzie szelma brał za nie paskarskie ceny ale cóż miałyśmy robić z pieniędzmi? Z naszym "P" nie wolno nam było wejść do żadnego skle-j- u Był doprawdy dobrym kolegą W ostatnim momencie straciłam go z oczu Byłabym w ogóle o nim zapom-niała W tym natłoku zdarzeń nie przy-szło mi na myśl zastanawiać się gdzie się zapodział Gdy zobaczyłam go nagle u tej roz-walonej bramy przyznam się że się ucieszyłam — Mark co ty tu robisz ca va? Był nie tyle blady ile jakiś szary ziemisty policzki miał zarośnięte a oczy zupełnie matowe i ciemne pozbawione były wszelkich refleksów Nawet głos miał stłumiony i słowa mu tak bełkotały w gardle że trudno go było zrozumieć — Miałem paskudną historię — mó-wił — Na chwilę przed uwolnieniem ja-kichś dwóch rozwścieczonych Niemców którzy uciekali z fabryki rzuciło się na mhie w" ciemnym korytarzu zapchali w jakiś schowek i zamknęli na zasuwę drzwi Nie wiem nawet ile czasu tam skurczony przesiedziałem Brakło mi już powietrza Dopiero dziś dwóch Belgów mnie przypadkowo usłyszało i wyciągnę-ło Spojrzał na mnie i rzekł: — Tak się cały czas bałem o ciebie Świadomość że ktoś o mnie myślał niepokoił się zaskoczyła mnie Ale było to dla mnie nagłą pociechą Toteż od razu zwierzyłam mu swą nierealną na razie decyzję — Muszę uciekać z łagru Wszystko jedno gdzie ale dziś przed wieczorem wieję stąd Nie ma co tu dłużej czekać — Wiem właśnie dlatego zaraz tu przygoniłem Poczułam się od razu pewniej — Mam dwa rowery wziąłem je z no ich gdzie się dało W rzeczce koło podwórza fabrycznego Zabierz co najpo-- i ti__!_:_ lagiu juijaiiie uuinu:- -iuf -s:- i- ę —yiŁCL- gun- - t—nuhn-io-icjTvc a- ia 7aimp sie żywnością t- - — j— x —t- - dzinę topieniem jakiegoś majstra któ-lZ- a godzinę możemy odjecnac 82 iiiiiimiiiiniiiimmimiiriniuMiiu kup 5? I sprzedać a = OGŁOŚ == : W "ZWIĄZKOWCU" == _ DROBNE = i OGŁOSZENIA ==? z St za stówo ' ==: Z dadzą ci rezultaty! ~ z Mieszkania Kupno — r= =i Sprzedał Poszukiwania ___: 1 Malrjmonialnc oglo- - == z szenia przj noszą na- - == = lydiniiastowe wyniki! == = WYKORZYSTAJ =§ = USŁUGI ĘE 5 "ZWIĄZKOWCA" == = 2 razy w tygodniu ! 1 1 SE Miiiimiiiiiiiiiniiiiiiimiiiiiiiiiitiii— OKULIŚCI OKULISTA S BR0G0WSKI OD 420 Roncesvalles Ave (blisko Howard Park) Godziny irzJ?6 oj 10- -0 30 orni la TltelLefEonicznym ioioiimlinli'iu 1-4- 251 — CL 9-80- 29 P OKULISTKA J T SZYDŁOWSKA OD FBOA Iladanle oczu dobieranie szkieł I do-paiowyw-anle "rontuet Ipiiwi" — codziennie od 10 -- 7 sonoly więźnie w Innych „odlnarli za uprzednim poroziiinienlem 1063 Bloor St West LE 2-87- 93 (róg llayelock) 17 -- P Okullttka Br BUKOWSKA BEJNAR OO 274 Roneejvallei Av (przy Geofrrey) Tal LE 2-54- 93 rjcdjJnjr przyjęć: codziennie od 10 rano du B wlecz w aoboly: od 10 do 4 wleci t2W Lunsky W A 1-3- 924 LACH CHIROPRACTIC CLINIC Doktorzy Chlropraktykl 124 Roncesvalles Av-L- E 5-12- 11 1174 Bloor St W at Dufferln LE 2-03- 74 DENTYŚCI DR W SADAUSKAS LEKARZ DENTYSTA Przyjmuje za uprzednim telefonicznym Telepfooronżu nLitEeniem ' 1-4- 250 129 Grenadier Rd ' (drugi dom od HonctgyalUO DR MARA JINDRA DR V JINURA LEKARZE-DENTYiC- I przyjmują takło ulcczor&ml t w loboly za uprzednim porozumieniem UleiunlcznyM 310 Bloor St Wet) WA 2-08- 44 (przy Spadlna) 49 P DR T L GRAtlOWSKI DENTYSTA CHIRURG Mówi po polsku ii'4 Du'nTdatl SEtM W — Toronto 8-90- 38 1 V Dr V J MEILUS LEKARZ DENTYSTA Przyjmuje od £odz 10 do i i od 5 do 6 W soboty od 10 do 3 282 Ronresvallet LE 5-70- 25 37 P Dr S D BRIGEL LEKARZ DENTYSTA CHIRURG — STOMATOLOO Cpcallit chorób tmy uttn l'bytIUan's & Hureons Bulldliig Kancelaria No 2?0 86 Bloor St W — Toronta Telefon WA 24)056 IW Dr E WACIIHA DENTYSTA Godlny: 10—12 I 2—8 386 Batliunt St — EM 4-65- 15 Okulista 470 College St Oczy badamy okulary dostosowujemy do wszystkich defek-tów wzroku na nerwowość na ból _lowy Mówimy po polsku Luck Chiropractic Clinics BRACIA ŁUKOWSCY DOKTORZY CHIROPRAKTYKI Zdrowie jest największym skarbem człowieka Zaniedbanie zdrowia kosluje drogo Prześwie-tlenia Rentgenowskie "X-KA- Y" tylko za zzlomt-ule- m telefonicznym 1848 BLOOR St W„ TORONTO ONT — TEL RO 9-22- 59 140 CIIURCH ST ST CATHARINES TEL MU 4-31- 61 PI APTEKA LANDISA EM 6-05- 84 — 462 Queen St W Toronło — EM 84129 Obsługująca Polonie Kanadyjska od lat WysJamy lekarstwa do Polski Szybka facbowa obsługa Wykonujemy recepty kanadyjskie oraz krajowe Dla Pari posiadamy na składzie wielki wybór kosmetyków naj-lepszego gatunku znanycb firm Utrzymanie' zdrowia własnegv oraz waszych najbliższych jest naszym celem Wszelkie zamówienia przymujemy listownie telefonicznie lub osobikie 17P NAJWIĘKSZY WYBÓR APARATÓW RÓŻNYCH MODELI O Loewe Opta O 'Saba O Nordmende O Braun O Zcnitli O Philips Najlepszy ton Life Radio and Television Company 324 Yonge St — Toronło — EM 3-77- 85 01 - P - C9 Meridian Travel and Information Servlce Sprowadzanie krewnych z PolsLI na stałe lub wizyty — Wizy do Polski — Tłumaczenie dokumentów Zgłaszajcie sie do kierownicki działu polskiego t GENI RZĄDKOWSKIEJ -- -- 95 Roncesvallei Ave — Toronto — Tal LE 3-11- 97 mmmm teranslatbon filia DOHEON TRAUEL OFF 249 Oueen West — Toronto — Tel 363-481- 6 Nowy dogodny adreł ZAŁATWIAMY SPRAWMIE I SOLIDNIE: Sprowadzanie krewnych l PolsLI na Łlale hib lzyte Wyjazdy do Polski Emigracje do USA Sprawy majątkowe w kraju akly darowizny pełnomocnictwa małżeństwa przez prinornorntka 1 1 p Owarantownana przesyłka pieniędzy Old a_e penslons 'I łumaczenlj notarialne wszelkich dokumentów liezplatna Informacja lUlownle osobltele 1 telefonicznie S HEIFETZ — NOTARY PUBLIC -MM-w- -M-n-H---w--a--M--ino_ń)s_ Tłkll nĄ Sil |
Tags
Comments
Post a Comment for 000264b