000004b |
Previous | 6 of 7 | Next |
|
small (250x250 max)
medium (500x500 max)
Large
Extra Large
large ( > 500x500)
Full Resolution
|
This page
All
|
JPftez ryneK przeciągała grofo turystów w szerokich tfnJkowYch kapeluszach Pod ikolem nieskomplikowanego óSfiika łaziły kury Mały u-ionb- any chłopczyk szamo-iłfłs- ę z białawym kundlem ieroal lak wysokim jak on &g zaśmiewając się przy Przed wejściem fktierni przejeżdżała Woźnica sie-ać- y nisko na dnie wozu po-atrzj- -ł na mnie sennie i obo-- & ściągnął czapkę z u-janowa- mem -D- zień dobry panie Ha-- L_i— Um no p7Tnuiplrn tJgbego szczycie scW ?d na b™chu zaPia-- łem nim wiatrówkę " Anrl Faktycznie — to ftnz Hachulla I nie było już adiiego prażącego się w u-ia- le miasteczka tylko zima ljozj wejście na wachę ster-atzaśniezony- ch cegieł które lólfiaz nie wiadomo który rzef-oziłe- m taczką z jed-ef&tro- ny jezdni na drugą rett na śniegu rozpryskiwa-ilwze- z zataczający się zgię-£w- f kabłąk skowyczący łach fdzli wyrzucony kopnia-ien- ji z wartowni krew na zubkach wypolerowanych o-ićer- ek Hachulli i półuś-niec- h na jego aroganckiej wany Jfl był Ten wysoki i do-odn- y mężczyzna z prostą iefiką krechą blizny na po-iczk- ti jakby naumyślnie do-ysójia- ną dla ozdoby Nosił zipkę leśniczego i bryczesy zlsfa' bardzo białą koszulę i dawniej — wysuszę A przecież gdybym był liellsiyszat nazwisKa oyiDym i odjechał obojętnie tamto wszystko było ikeją lub co najmniej prze-irznfiałośc- ią A tymczasem [acfiulla żył Nie zginął —jak iii — po wyzwoleniu za- - ny przez chłopaków z o-Przesz- łość była wciąż na obno "edzieś no świecie ODfte zvia ciaHle tacy kto-- żglupich kilkanaście lat te-UuMvykań-czali innych tysia- - Moje szczęście nie ja n przy tym Ale byłem nyiFranzu Hachulli choć to I był drobny drań który 1 anią! s? 23 cóż pan jeszcze? miał panie może sam nigdy nie zabił i nie zawsze nawet bił własno-ręcznie Często tylko dopro-wadzał i gdy inni bi-ll Szedłem prędko W pensjo-nacie otworzyłem spakowaną i wyjąłem z niej dłu-gi "bojny" ornamentowany nóż zbójnicki używany do przecinania kartek — pamią-tkę z którejś tam wyprawy w góry z Marią Gdy ująłem je-sionowy trzonek zobaczyłem jej pobladłą twarz usłysza-łem w myśli jej głos: "Opa-miętaj się na litość boską! Twoja przyszłość- - Całe nasze życie" Wsunąłem nóż za pas na ui sPnoadm' on Leśniczówka była niedale-ko Przechodziłem tamtędy wiele razy Wiedziałem to i o-w- o o leśniczym z miejscowych plotek aż do dsriś nie znając jego nazwiska Był całkiem poważną figurą na tutejsze stosunki Idąc lasem wyszedłem na tyl domu Zaciętą w pniak sie-kierą otworzyłem łatwo drzwi od-podwór-ka Zamknąłem za sobą też "po siekierze" którą potem cisnąłem w sieni w kąt Zaryglowałem tylne drzwi pokoju klucz wyją-łem i usiadłem na krześle przed oknen Czekałem do-syć długo Wcale mi się przy tym nie nudziło Kiedy zobaczyłem że otwie-ra sobie furtkę z krzesła i stanąłem za drzwia-mi Wchodząc omal mnie ni-mi nie uderzył Zatrzasnąłem je i podparłem plecami kie-dy byl już w drugim końcu pokoju W mgnieniu oka obrócił się napięty czujny Widziałem rozpoznał mnie razu ale tylko jako wczasowicza któ-ry mu się przypatrywał na rynku Powiedział groźnie: "Co jest" Czekał Zaovtałem: "Pamiętasz Laemsdorf?" Zaświeciłem w oczy o-strz- em noża —zwęziły mu się Odepchnąłem się trochę od drzwi i schowałem za siebie rękę z nożem Zaskoczenie znikło z jego twarzy Już wiedział: wszyst-ko jedno kto byłemw Laems Przygoda w Wszelkie prawa autorskie zastrzelone jf5~ woino panu iaK swoDoanie jezazicr f-pnto-ni był zdziwiony choć bez zbytnego aMeresowania — zresztą podejrzewał że jjfen koloryzuje a- - Dlaczego? gS-- Mam paszport grecki panie Cały świat dla mnie: [wpe Hiszpania Brazylia Wenezuela — waldzie byłem Ale mieszkam w Warsza-j!- — tu się urodziłem Tylko interesy nim w świecie I o tym czcigodny panie fWfflówimy gdy już ciało i duszę podtrzy-mały — a i zakąska się u mnie znajdzie: IpHBary i ostrygi starego Anzelma nie omi-ja- M również oczywiście sardynki Więc po-jnn- y do mnie uniżenie pana Mieszkam na Saskiej Kępie 0aska Kępa? Antoni przypomniał sobie zjujumego adwokata do którego się vy-b}i- ał To by było po drodze a u swego Obecnego rozmówcy mógł przecież chwilę odpocząć i ogrzać się We wszystkie zresztą opowiedziane mu przed chwilą historie nie wieczył ani trochę: gdzieżby tam stary oitCwaniec jeździł po świecie i zwoził do Warszawy drogocenne napitki Istne awan-ttó- d' arabskie! IfAnzelm zdawał się czytać w jego my-fic- h 3IJ- - Czcigodny pan oceni Anzelma gdy spróbuje wszystkiego co w moim skrom- - domu znajduje Wszystkiego Anzelm zatrzymał się nagle i schwycił usłvai się A ma od od niego za ramiona Oczy Diyszczaiy mu leniscie wpił je w swego rozmoweę pokątny hypnotyzer Potem gwałtów-ubliż- ył twarz do twarzy Antoniego cRał nagle pod rzadkim siwym wąsikiem prafgniłe pokruszone zęby i poczuł aziw-pffjfid- ór płynący z_ust tamtego Z ust tych Wgobyło się jedno jedyne słowo: Proszek! wstałem ICofnął się z gestem zwycięskiego tore- - t~?MJ bez swa ra i sianąi w leatrainej pozie pau-Łd- i Antoniego z triumfem Ten nic nie Jaki proszek?! — spytał z rozdrai- - em je i— Proszek! Do wąchania Raj dla ludz nozdrzy czcigodny trzymał walizkę tom nagle omal nie uderzył się w zrozumiał Kokaina?! Kokn P7picrrw1nv nanip T leszcze COŚ ?ego — własny wynalazek starego mis-- fig Anzelma! Jt— A więc to taklBandytyzm potem roz-- M§a tutaj zaś —narkotyki Zacna spółka TOraicpcow Która postanowiła go opętać dorf Z nagła okrutna deter minacją zaczął zbliżać się do mnie powoli Kuszyiem mu naprzeciw Szczepiliśmy się o- - czami jak bokserzy Ogarnę-ło mnie znane poczucie nie-odwracalności czegoś kata-strofalnego co nastąpi pomie-szane z świadomością konie-czności mordowania bez żad-nej możliwości wyboru oraz dziwnym bezradosnym unie-sieniem Dawnej nieraz szedłem z nożem na facetów Zawsze przedtem bywali uzbrojeni — ten i tak był dosyć niebezpie czny Nie szło zresztą o poje' dynek Trzeba było' zabić Ma ła odległość między nami zmniejszała się Liczyły się u-- łamki sekund Pomyślałem sobie: "Niech on pierwszy" Zaraz potem udałem nagle że mu idę lewą do twarzy wyrzuciłem prawą zza pleców i ruszyłem w przód w potęż-nym pchnięciu Namacalem go końcem noża Coś jak gdy-by eksplodowało mi pod cza szką Zobaczyłem czerwień czerń zupełną pustkę — ni-cość Przychodziłem do siebie z wolna jakby wyciskany z wo-dy na powierzchnię po głębo-kim wyczerpującym nurku Hachulla siedział na stole na wprost mnie Zdjął koszulę Długa czarna szrama na le-wym boku gdzie rozchlastał skórę mój nóż wzbierała i spływała jaskrawą krwią po spłowialych drelichowych bryczesach Nóż leżał na pod-łodze pod stołem Moje pier-wsze przytomne uczucie było takie jakbym grając o wszy-stko co mam dostał asa do siedemnastu Przegrałem Leżałem na podłodze W u-sta- ch miałem smak uderzeń i krwi Kosztowało mnie wiele wysiłku żeby usiąść i oprzeć się o ścianę Byłem zbity gruntownie Cały Bardzo da-wno już tak nie dostałem Przypatrywał mi się uważ-nie W ręku trzymał moje pa-piery — Zadzwoniłem już po po-licję Zaraz będzie tutaj mój szwagier Będziesz bekał za to I to długo Widziałem v coraz wyraź- - Stefan Kisielewski Warszawie międzynarodo-Mczcigodn- y czcigodne-gffSaprasza- m która zawzięła się na niego Tłem tego wszy-stkiego jest oczywiście obłąkanie Ale czyje?! Nie miał jednak czasu na zastanawia-nie się: owa operowa scenka między nimi dwoma zwróciła już uwagę przechodniów Ludzie zatrzymywali się jakieś podejrzane typy nadchodziły szybko ze wszystkich stron Znajdowali się na ulicy Targowej nie-daleko był postój taksówek Anzelm wziął Antoniego za ramię i skierował w tę stronę — Nie zwlekajmy czcigodny panie — mówił z podnieceniem — Ależ ja nie ja nie używam ja nie chcę — bełkotał Antoni — Mało kto w Polsce używa — szeptał tamten — wiadomo jest że towar ekspor-towy tranzyt nic tylko tranzyt Ale wsia-dajmy czcigodny panie pomówimy u mnie Tu lepiej zachować ciszę Po chwili siedzieli już w starej prywat-nej taksówce która trzęsąc się na boki wiozła ich w stronę Ronda Waszyngtona Anzelm pomilczał trochę potem znów za-czął szeptać biorąc pod rękę na dobre już dygocącego z zimna towarzysza — W Warszawie tego nie lubieją ale czcigodny pan polubi Ja witn poznałem od razu — i dlategośmy właśnie pana wy-brali Pan tęskni za światem świat tęskni za panem Tak jest czcigodny panie tak jest WIECZÓR ARTYSTYCZNY Taksówka trzęsła się po malowniczych uliczkach Saskiej Kępy aby stanąć wresz-cie przed kratą ogrodową jakiejś jednopię-trowej opuszczonej chyba wili Antoni po-myślał że niedługo już będzie tu bardzo pięknie — na razie grube pąki na zarasta-jących ogród krzakach czerniły się i ko-łysały na tle szafirowego wieczornego nie-ba Chłodna i rzeźwa podniecająca' kwiet-niowa wiosna opływała zewsząd tę uroczą dzielnicę Ale kwietniowa wiosna jest także i smutna: przekonał się o tym Antoni zno-wu doznając nagle przejmującego" boles-nego skurczu serca Jataż jest rada na smutek świata jeśli nawet wiosna oddycha nim tak silnie? Weszli na górę po kamiennych niskich stopniach Anzelm otworzył kluczem jedy-ne tutaj drzwi i puścił Antoniego przodem Znaleźli się w długim ale wąskim po-koju którego całą jedną ścianę stanowiło szerokie prowadzące na taras balkonowe okno Za lśniącymi w ciemności szybami fioletowa! daleki uabstrakcyjniony jakby pejzaż Warszawy hen poza Wisłą z nieod-stępnym smukłym cieniem Pałacu Kultu-ry! GdzieśTvysokoI w zupełnie już ciemnym niebis tkwiło -- jak zwyklejego -- czerwone pasie czu siwiejące 'włosy na skro niach grube ramiona Chwilę milczał przyglądając mi się Mówił obojtęnie Nigdy nie byłem w tam tych stronach Mam papiery Mogę wszę-dzie udowodnić Zresztą Laemsdorf był bardzo mały Nie bvlo was tam wielu Roz lecieliście się potem po świe-cie A poza tym nie popełni-łem żadnych zbrodni Jesteś wariat pijak albo bandzior co mnie napadł w moim wła-snym domu i połamał sobie na tym zęby I gnaty Poruszyłem zmasakrowany-mi wargami — Jeśli tylko wyjdę z wie-zienia a choć trochę będę je-szcze mężczyzną zdechniesz Wpatrywał się we mnie ze skupieniem Nie odpowiadał Przed front domu zajechał sa-mochód i trzech ludzi wpad-ło do środka Dwóch w mun-durach jeden w cywilu Do cywila Hachulla mówił "To-siek- " Zresztą wszyscy byli z nim na ty Obejrzeli mnie so-bie dokładnie Potem cywil powiedział: — Siedziałeś? Kiwnąłem głową — Dawno? — Zaraz po wojnie — Za co? — Ja ci zrobię że dosta-niesz teraz drugie pięć Nie wątpiłem ale podle by-ło to usłyszeć "Napad robun- - Kowy włamanie cięzlcie o-braż- enie ciała usiłowanie do konania morderstwa" — wv liczał jeden z mundurowych z satystatcją Franz Hachulla wskazał im "złamane" drzwi Wzięli noż i moje papiery "Znamy ta-kich asów jak ty" — Suń do lekarza Franek — powiedział któryś — Dobra dobra — mruk-nął Hachulla Dłonie jeszcze trochę mu drżały Ostrożnie wkładał swą przeciętą po-krwawiona tu i ówdzie koszu-lę — Podrzucimy cię — za-proponował cywil — iie potrzeba przecie-t- o tu zaraz Dźwignęli mnie z podłogi Ledwo stałem Już w aucie z kajdankami na rękach obró-ciłem się by --rojrzeć na Ha-chul- lę Stal na schodkach w słońcu przed drzwiami — ro-sły prosty butny mężczyzna Czubki swoich eleganckich o-ficer- ek popryskane miał tro-chę moją krwią Uśmiechnął się do policjantów gdy wóz ruszał Jan Szewczyk Pierwsm elektrowni® stMeamu ElektroKwCniAa iypz roKu rzece użytku pierwszą RolphKtoannadzOientareiolektrownie Fnruekdlaearna światełko Nie wydawało się przymocowane do wieży lecz istniało samo sobie zawie-szone między granatowym niebem i szaro-fioleto- wą ziemią na niewidocznej nitce Anzelm zapalił silne mleczno-biał- e lam-py i zasunął story zasłaniając widok Zna-leźli się zatkniętym odgraniczonym od świata jaskrawo oświetlonym wycinku przestrzeni Pokój był urządzony z jakąś suchą elegancją jego suchość wynikała pustki bo nic prawie nie bvło poza zgra- bnym oryginalnym kredensikiem z czar-nego drzewa osobliwym czworokątnym stolikiem krzesłami oraz szerokim tapcza-nem Na kredensie stała czarna etruska waza i również czarne rzeźbione pudełko poza tym ogóle nic: gołe ściany i szeroka przestrzeń lśniącej jak lustro posadzki Ele-gancka ascetyczna pustka zadziwiająca zwłaszcza po mieszczańskim natłoczeniu tamtego pokoju na Solcu Tutaj oko mo-gło odpocząć to serce tłukło się pier-si niespokojnie przejęte jakąś irracjonalną trwogą Od czasu ich wejścia do tego pokoju cała poprzednia gadatliwość Anzelma ulo-tniła się gdzieś Milczał uroczyście i jakoś celebrująco ciemne oczy paliły mu się zapadniętej twarzy ogniem osobliwego po-dniecenia Ruchy miał szybkie "iakby ko-cie zaś jaskrawy garntur którym uka-zał się po zdjęciu zielonawej jesionki jesz-cze bardziej upodabniał go do podrzędne-go prestidigitatora-iluzjonist- y Antoni obserwował swego gospodarza jakoś bezwolnie i biernie spoczywając ciężko na osobliwym niezbyt wygodnym krześle Tamten krzątał się przygotowując obiecywaną ucztę Ale nie wyglądała ona tak imponująco jak jej zapowiedź kre-densu wyłoniła się taca na której więcej było przyborów niż samego jedzenia Kłę-biły się się tam jakieś szczypczyki klucze francuskie do otwierania konserw korko-ciągi wykałaczki inne przedmioty niezbyt konkretnego użytku Wśród tego chaosu przyborów rzeczywiście tkwiła otwarta pu-szka z nadgryzionym nie wielkie zaufanie budzącym homarem pudełko sardynek pół puszki krewetek parę wyschniętych plasterków łososia nieco kawioru Wszy-stko wyglądało nieświeżo nieapetycznie zaś naczynia i zastawa były wręcz brudne Antoni wcale wcale nie zamierzał jeść tutaj czegokolv7iek — nie był zresztą ogóle głodny Inaczej miała się rzecz Kolorowe banderole obwieszczały oczom niebywałą' zawartość butelek: koniaki ro-syjskie francuskie likiery szkocka whis-ky amerykańska brandy wina greckie hiszpańskie: czegóż tu nie ma! Stolik jest zastawiony mieni się tęczowo jak ogon pawia Anzelm wydobywa kredensu kie-liszki: wysełdei smukłe rzeźbione szkla-neczki do koniaku wielkie rozłożyste pu-chary do wina Ponieważ nie ma już miej-sca na stoliku ustawia to wszystko na krześle po czym skupieniu nalewa Wypili Gospodarz widząc gościa brak apetytu nawet coś rodzaju obrzydze-nia uie nalegał specjalnie na pokosztowa-ni- e "homara" czy krewetek Sam zresztą nie jadł również Milcząco uzgodnilisie będą jJyłko-pi- e '" g " „_j i niewykształconemu mieszczucho- - wi wystarcza zasób około tysią-ca słów chłopu pracującemu łonie natury i bardziej róż-norodnymi narzędziami nieco większy przeciętnemu dzienni-karzowi (wyjątki potwierdzają regułę) zasób kilkutysięczny a tylko czołowi pisarze poeci czy publicyści ( operują naprawdę Bogatym i zdawałoby się nie przebranym zapasem słów w mistrzowski sposób kojarzo nymi odmienianych i nieraz wzbogacanych Ale z pewnością nawet naj więksi z nich nie użyli w swo-jej twórczości tylu wyrazów ile nasi lingwiści zebrali wiel-kich słownikach Przecież już słynny słownik Lindego wydany w latach 1054 — 1860 zawiera jak jakiś za-paleniec obliczył 58756 wyra-zów a Biziński uzupełnił go w ramach konkursu Polskiej Aka-demii Umiejętności ponad 10 000 dodatkowymi "hasłami" Mało tego podług Szperacza za którym cyfry przytaczam wydany nieco później tzw "Sło-wnik Wileński" przekroczył już 100 000 słów a ośmiotomowy "Słownik Warszawski" wydany między 1900 a 1926 rokiem za-wiera rzekomo ponad 300000 wyrazów wśród których wyrazy rdzennie polskie stanowią przy-tłaczającą większość Jak i Kwiemia oddano do w mieśa się na Ottawa w pobliżu Rysunek Fiń-ieyL- a t v w w z tu w za w w w Z i i i a w za to z trunka-mi i i z w u i w na w te bo- - - ! Koniak zwany "siódemką" rzeczywiście był cudowny Każdy najmniejszy choćby łyczek rozprowadzał po ciele elektryzujące gorąco w głowie jaśniało smutek ulatniał się na jego miejsce pojawiała się energia wiara w siemc wiara w życie i w przy-- i sziosc raaosc upodobanie we wszystkim co nas otacza w tej chwili co nas otaczać będzie jutro czy pojutrze Zaś ciężkie wy- rafinowane stare porto jak by zaokrąglało i uromanlyczniało ten wytworzony przez koniak nastrój "Siódemka" dawała' jasność i energiczną precyzję wino bramowało ów wytworzony ośrodek energii otoczką z uro-ków z barw i nastrojów dawało głębię perspektywę i światłocień W ten sposób wytwarzał się nastrój syntetyczny jedyny w swoim rodzaju wspaniały teatr wewnę-trzny nie wymagający niczego z zewnątrz: ani wrażeń optycznych ani rozmowy ani żadnych przeżyć czy wypadków Siedzieli milczący a przecież w każdym z nich od-grywał swe misterium ów arcy-przepysz- ny skondensowany teatr życia Ale był to teatr bez słów a wrażeń jakie dawał też w żad-ne słowa ująć by się nie dało Po jakimś nieokreślonym chyba bardzo długim a może tylko relatywnie długim w istocie zaś zupełnie krótkim czasie An-toni usłyszą! jak by z daleka zza kotary dobiegające go słowa Anzelma' — A teraz zająć się godzi tym co naj-ważniejsze Spojrzał Tamten zdejmował ze stołu wszystko Butelki ustawiał na podłodze obok stołowych czy raczej stolikowych nóg inne naczynia i jedzenie wpychał na chy-bił trafił do kredensu Ruchy miał gorącz-kowe spieszył się praca szła mu nieskład-nie Wreszcie jednak pusty czarny blat czworokątnego stolika zalśnił i zabłyszczał jak polerowane szkło Antoni patrzył uważnie nie ruszając się z miejsca I oto za chwilę gospodarz w sku-pieniu uroczystym ruchem ustawiał na stole trzymaną w obu rękach czarną szka-tułką z kredensu Minę miał filuternie uro-czystą": Antoniemu przypomniał się Chap-lin z "Gorączki złota" gdy odprawia na stole przedziwny taniec dwiema bułecz-kami Wreszcie szkatułka spoczęła na wypole-rowanym blacie stołu Przez chwilę wpatry-wali się w nią obaj — rzeźbiona była w jakieś bestialskie powyginane smoki z wy-walonymi jęzorami I wreszcie Anzelm na-głym ruchem otworzył pokrywkę Uderzyła z hukiem o blat a sprawca hałasu wycią-gnął rękę i trzymał ją nieruchomo pate-tycznym triumfalnym a skamiemałym jak-by gestem wskazując na wnętrze szkatułki We wnętrzu tym starannie szeregami poukładane bieliły się ampułki flakoniki pudełeczka torebki pastylki Leżał też ja-kiś metaiowo-szklan- y przyrząd — chyba strzykawka — Kokaina? — spytał bez zdziwienia Antoni — Rozkosz dla ludzkich nozdrzy tak ale nie tylko — Anzelm mówił głosem przy-ciszonym jak w kościele lub w szpitalu — Sa tu różne rzeczy jest tu wszystko Ale tobie nie dam proszku do nozdrzy Ty dostaniesz co innego — pastylki mojego własnego pomysłu Zobaczysz! Właśnie nad-szedł moment ~ 'i_ - wyrazów' obcego pochodzenia które język polski sobie przy- - swoił jest w tym najwięk szym naszym słowniku zaledwie '4970 Jeśli tak jest istotnie może-my szczycić się nie tylko bon-gactwem- - ale także czystością naszego języka przynajmniej przedwojennego Nie potrzebu-jemy także wstydzić się pocho-dzenia naszych "pożyczek języ kowych" bo podobno ponad 60% naszymi "wierzycielami" są jęzłki antyczne mianowicie łaciński w 5200 i grecKi w 3500 wypadkach Z kolei przyswoiliśmy sobie podobno 2000 słów z niemiec kiego 1780 z francuskiego 580 z włoskiego 280 z angielskiego a zaledwie 200 z ukraińskiego 180 z tureckiego 140 z arab-skiego 90 z rosyjskiego 70 z hebrajskiego 65 z węgierskego po 60 z tatarskiego i czeskiego 40 z holenderskiego 30 z języ-ków skandynawskich itd Cyfry te są dodatkowym i bardzo wymownym dowodem naszych związków z kulturą kla-syczną 1 zachodnią nawet gdy-by nic bjły zupełnie ścisłe Oczywiście nic obejmują one wyraźnych rusycyzmów czy ger-manizmó- w ongi na naszych wschodnich kresach i na zie-miach b zaboru pruskiego bar-dzo rozpowszechnionych a obec-nie dzięk szkole polskiej i prze-mieszaniu ludności przeważnie wytępionych Nie obejmują oczywiśce także powojennych nieraz bardzo dziwacznych no-wotworów "urzędowego" języka obecnych władców Polski W wielu wypadkach doszukać się tu można "pożyczek" rosyjskich czy sowieckich Przybyło ró-wnież głólvnic wskutek yo?w-dow- y polskiej marynarki wzglę-dnie rozszerzenia ruchu sporto-wego słów zapożyczonych z ję-zyka angielskiego Na t odwrót ubyło niewątpliwie zapożyczeń l£E0 jKJ KWI £3J HI lisa ra GINGER ALE stawiciele nicznym rłł liAinn ł tiA Mifłłłłnni polskich odpowiędnikówttjfJeśli idzie o wpływy tureckie tatar-skie arabskie i węgierskie Jrtó-r-e zaznaczyły się bodaj głównie w naszym dawnym słownictwie wojskowym to one oczywiście się urwały Nie tylko dlatego że Polska już od wieków z Ta-tarami czy Turkami wojen nie prowadzi ale takie dlatego że jej arsenały vsą z innych źródeł zaopatrywano Również "poży-czek" z jęzjka francuskiego w ostatnicli latach clij ba nic było a "posługiwanie się nimi w po-tocznej mowie prawdopodobnie tak samo zmalało jak posługi-wanie się słowami łacińskiego czy greckiego pochodzenia Nie znaczy to oczywiście ie nie na-leżą one już do słów przyswo-jonych przez polski język albo że zostały przez rdzennie' pol-skie słowa zastąpione Znaczy tylko że wskutek zwężenia nau-czania tych języków w szkołach zmniejszył się krąg osób rozu-miejących znaczenie tych wyra-zów i się nimi prawidłowo Dentyści Dr W SADAUSKAS LEKARZ DENTYSTA Priyjmujo ił uprzednim tolefo-- nlcznm porozumieniem Teł LE M250 129 Grenadier Rd (drufil dom od Honcc5vnllos) S Okuł ISCI OKULISTKA BR BUKOWSKA BEJNAR OD 274 Ronccsvallcs Ave (przy Gcoffrcy) Tel LE 2-54- 93 Codrlny przyjęć: codzlcnnlo od 10 rano do U wlecz W noboty od 10 rano Uo 4 po pol NIC TAK NIE ODŚWIEŻA Blii Rfil fffililataAtVfiiifiBSBłoWJtFłtBK! jak tSSM - Sr UL' yiM irW 4~ -- w - 'U CREAM SODA iSTSJS! ORANGE klóreongiśtbyłylbar--- używano przez Wa$ w "Starym Kralu" COLA — Zachwyt rodziny! — Dla dzieci wydarzenie! — Napój-ni- e mający sobie równego! CZTERY NIEDOŚCIGNIONE SMAKI MHHBBMMIHiHHBHHBMBIIi I i i Ni i li i kbbWmMs Monumenlalny — 23-metro-wej wysokości granitowy Pomnik Obrońców Westerplatte Stanął on na wzniesieniu nakopcu przy nabrzeżu Westerplatte widoczny z morza rz odległości 20 km Pomnik jest dziełem artystów rzeźbiarzy prof Frani ciszka Duszenki i prof Adama Haupta Odsłonięciu pomnika (9 października 1966 r) towarzyszyły okręty marynarki-wo- - jennej w pełnej yali W uroczystości wzięli udział nieliczni z żyjących obrońcy Westerplatte byli uczestnicy walk ź hitlerowcami na wszysiKicn ironiacn i w poouemiu przca- - kombatantów posługujących - - J 1 4- - W f - £-- 5 LI'" ---—- Wj-jSOŁ I i 1 JKP
Object Description
Rating | |
Title | Zwilazkowiec Alliancer, January 04, 1967 |
Language | pl |
Subject | Poland -- Newspapers; Newspapers -- Poland; Polish Canadians Newspapers |
Date | 1967-01-04 |
Type | application/pdf |
Format | text |
Rights | Licenced under section 77(1) of the Copyright Act. For detailed information visit: http://www.connectingcanadians.org/en/content/copyright |
Identifier | ZwilaD3000358 |
Description
Title | 000004b |
Rights | Licenced under section 77(1) of the Copyright Act. For detailed information visit: http://www.connectingcanadians.org/en/content/copyright |
OCR text | JPftez ryneK przeciągała grofo turystów w szerokich tfnJkowYch kapeluszach Pod ikolem nieskomplikowanego óSfiika łaziły kury Mały u-ionb- any chłopczyk szamo-iłfłs- ę z białawym kundlem ieroal lak wysokim jak on &g zaśmiewając się przy Przed wejściem fktierni przejeżdżała Woźnica sie-ać- y nisko na dnie wozu po-atrzj- -ł na mnie sennie i obo-- & ściągnął czapkę z u-janowa- mem -D- zień dobry panie Ha-- L_i— Um no p7Tnuiplrn tJgbego szczycie scW ?d na b™chu zaPia-- łem nim wiatrówkę " Anrl Faktycznie — to ftnz Hachulla I nie było już adiiego prażącego się w u-ia- le miasteczka tylko zima ljozj wejście na wachę ster-atzaśniezony- ch cegieł które lólfiaz nie wiadomo który rzef-oziłe- m taczką z jed-ef&tro- ny jezdni na drugą rett na śniegu rozpryskiwa-ilwze- z zataczający się zgię-£w- f kabłąk skowyczący łach fdzli wyrzucony kopnia-ien- ji z wartowni krew na zubkach wypolerowanych o-ićer- ek Hachulli i półuś-niec- h na jego aroganckiej wany Jfl był Ten wysoki i do-odn- y mężczyzna z prostą iefiką krechą blizny na po-iczk- ti jakby naumyślnie do-ysójia- ną dla ozdoby Nosił zipkę leśniczego i bryczesy zlsfa' bardzo białą koszulę i dawniej — wysuszę A przecież gdybym był liellsiyszat nazwisKa oyiDym i odjechał obojętnie tamto wszystko było ikeją lub co najmniej prze-irznfiałośc- ią A tymczasem [acfiulla żył Nie zginął —jak iii — po wyzwoleniu za- - ny przez chłopaków z o-Przesz- łość była wciąż na obno "edzieś no świecie ODfte zvia ciaHle tacy kto-- żglupich kilkanaście lat te-UuMvykań-czali innych tysia- - Moje szczęście nie ja n przy tym Ale byłem nyiFranzu Hachulli choć to I był drobny drań który 1 anią! s? 23 cóż pan jeszcze? miał panie może sam nigdy nie zabił i nie zawsze nawet bił własno-ręcznie Często tylko dopro-wadzał i gdy inni bi-ll Szedłem prędko W pensjo-nacie otworzyłem spakowaną i wyjąłem z niej dłu-gi "bojny" ornamentowany nóż zbójnicki używany do przecinania kartek — pamią-tkę z którejś tam wyprawy w góry z Marią Gdy ująłem je-sionowy trzonek zobaczyłem jej pobladłą twarz usłysza-łem w myśli jej głos: "Opa-miętaj się na litość boską! Twoja przyszłość- - Całe nasze życie" Wsunąłem nóż za pas na ui sPnoadm' on Leśniczówka była niedale-ko Przechodziłem tamtędy wiele razy Wiedziałem to i o-w- o o leśniczym z miejscowych plotek aż do dsriś nie znając jego nazwiska Był całkiem poważną figurą na tutejsze stosunki Idąc lasem wyszedłem na tyl domu Zaciętą w pniak sie-kierą otworzyłem łatwo drzwi od-podwór-ka Zamknąłem za sobą też "po siekierze" którą potem cisnąłem w sieni w kąt Zaryglowałem tylne drzwi pokoju klucz wyją-łem i usiadłem na krześle przed oknen Czekałem do-syć długo Wcale mi się przy tym nie nudziło Kiedy zobaczyłem że otwie-ra sobie furtkę z krzesła i stanąłem za drzwia-mi Wchodząc omal mnie ni-mi nie uderzył Zatrzasnąłem je i podparłem plecami kie-dy byl już w drugim końcu pokoju W mgnieniu oka obrócił się napięty czujny Widziałem rozpoznał mnie razu ale tylko jako wczasowicza któ-ry mu się przypatrywał na rynku Powiedział groźnie: "Co jest" Czekał Zaovtałem: "Pamiętasz Laemsdorf?" Zaświeciłem w oczy o-strz- em noża —zwęziły mu się Odepchnąłem się trochę od drzwi i schowałem za siebie rękę z nożem Zaskoczenie znikło z jego twarzy Już wiedział: wszyst-ko jedno kto byłemw Laems Przygoda w Wszelkie prawa autorskie zastrzelone jf5~ woino panu iaK swoDoanie jezazicr f-pnto-ni był zdziwiony choć bez zbytnego aMeresowania — zresztą podejrzewał że jjfen koloryzuje a- - Dlaczego? gS-- Mam paszport grecki panie Cały świat dla mnie: [wpe Hiszpania Brazylia Wenezuela — waldzie byłem Ale mieszkam w Warsza-j!- — tu się urodziłem Tylko interesy nim w świecie I o tym czcigodny panie fWfflówimy gdy już ciało i duszę podtrzy-mały — a i zakąska się u mnie znajdzie: IpHBary i ostrygi starego Anzelma nie omi-ja- M również oczywiście sardynki Więc po-jnn- y do mnie uniżenie pana Mieszkam na Saskiej Kępie 0aska Kępa? Antoni przypomniał sobie zjujumego adwokata do którego się vy-b}i- ał To by było po drodze a u swego Obecnego rozmówcy mógł przecież chwilę odpocząć i ogrzać się We wszystkie zresztą opowiedziane mu przed chwilą historie nie wieczył ani trochę: gdzieżby tam stary oitCwaniec jeździł po świecie i zwoził do Warszawy drogocenne napitki Istne awan-ttó- d' arabskie! IfAnzelm zdawał się czytać w jego my-fic- h 3IJ- - Czcigodny pan oceni Anzelma gdy spróbuje wszystkiego co w moim skrom- - domu znajduje Wszystkiego Anzelm zatrzymał się nagle i schwycił usłvai się A ma od od niego za ramiona Oczy Diyszczaiy mu leniscie wpił je w swego rozmoweę pokątny hypnotyzer Potem gwałtów-ubliż- ył twarz do twarzy Antoniego cRał nagle pod rzadkim siwym wąsikiem prafgniłe pokruszone zęby i poczuł aziw-pffjfid- ór płynący z_ust tamtego Z ust tych Wgobyło się jedno jedyne słowo: Proszek! wstałem ICofnął się z gestem zwycięskiego tore- - t~?MJ bez swa ra i sianąi w leatrainej pozie pau-Łd- i Antoniego z triumfem Ten nic nie Jaki proszek?! — spytał z rozdrai- - em je i— Proszek! Do wąchania Raj dla ludz nozdrzy czcigodny trzymał walizkę tom nagle omal nie uderzył się w zrozumiał Kokaina?! Kokn P7picrrw1nv nanip T leszcze COŚ ?ego — własny wynalazek starego mis-- fig Anzelma! Jt— A więc to taklBandytyzm potem roz-- M§a tutaj zaś —narkotyki Zacna spółka TOraicpcow Która postanowiła go opętać dorf Z nagła okrutna deter minacją zaczął zbliżać się do mnie powoli Kuszyiem mu naprzeciw Szczepiliśmy się o- - czami jak bokserzy Ogarnę-ło mnie znane poczucie nie-odwracalności czegoś kata-strofalnego co nastąpi pomie-szane z świadomością konie-czności mordowania bez żad-nej możliwości wyboru oraz dziwnym bezradosnym unie-sieniem Dawnej nieraz szedłem z nożem na facetów Zawsze przedtem bywali uzbrojeni — ten i tak był dosyć niebezpie czny Nie szło zresztą o poje' dynek Trzeba było' zabić Ma ła odległość między nami zmniejszała się Liczyły się u-- łamki sekund Pomyślałem sobie: "Niech on pierwszy" Zaraz potem udałem nagle że mu idę lewą do twarzy wyrzuciłem prawą zza pleców i ruszyłem w przód w potęż-nym pchnięciu Namacalem go końcem noża Coś jak gdy-by eksplodowało mi pod cza szką Zobaczyłem czerwień czerń zupełną pustkę — ni-cość Przychodziłem do siebie z wolna jakby wyciskany z wo-dy na powierzchnię po głębo-kim wyczerpującym nurku Hachulla siedział na stole na wprost mnie Zdjął koszulę Długa czarna szrama na le-wym boku gdzie rozchlastał skórę mój nóż wzbierała i spływała jaskrawą krwią po spłowialych drelichowych bryczesach Nóż leżał na pod-łodze pod stołem Moje pier-wsze przytomne uczucie było takie jakbym grając o wszy-stko co mam dostał asa do siedemnastu Przegrałem Leżałem na podłodze W u-sta- ch miałem smak uderzeń i krwi Kosztowało mnie wiele wysiłku żeby usiąść i oprzeć się o ścianę Byłem zbity gruntownie Cały Bardzo da-wno już tak nie dostałem Przypatrywał mi się uważ-nie W ręku trzymał moje pa-piery — Zadzwoniłem już po po-licję Zaraz będzie tutaj mój szwagier Będziesz bekał za to I to długo Widziałem v coraz wyraź- - Stefan Kisielewski Warszawie międzynarodo-Mczcigodn- y czcigodne-gffSaprasza- m która zawzięła się na niego Tłem tego wszy-stkiego jest oczywiście obłąkanie Ale czyje?! Nie miał jednak czasu na zastanawia-nie się: owa operowa scenka między nimi dwoma zwróciła już uwagę przechodniów Ludzie zatrzymywali się jakieś podejrzane typy nadchodziły szybko ze wszystkich stron Znajdowali się na ulicy Targowej nie-daleko był postój taksówek Anzelm wziął Antoniego za ramię i skierował w tę stronę — Nie zwlekajmy czcigodny panie — mówił z podnieceniem — Ależ ja nie ja nie używam ja nie chcę — bełkotał Antoni — Mało kto w Polsce używa — szeptał tamten — wiadomo jest że towar ekspor-towy tranzyt nic tylko tranzyt Ale wsia-dajmy czcigodny panie pomówimy u mnie Tu lepiej zachować ciszę Po chwili siedzieli już w starej prywat-nej taksówce która trzęsąc się na boki wiozła ich w stronę Ronda Waszyngtona Anzelm pomilczał trochę potem znów za-czął szeptać biorąc pod rękę na dobre już dygocącego z zimna towarzysza — W Warszawie tego nie lubieją ale czcigodny pan polubi Ja witn poznałem od razu — i dlategośmy właśnie pana wy-brali Pan tęskni za światem świat tęskni za panem Tak jest czcigodny panie tak jest WIECZÓR ARTYSTYCZNY Taksówka trzęsła się po malowniczych uliczkach Saskiej Kępy aby stanąć wresz-cie przed kratą ogrodową jakiejś jednopię-trowej opuszczonej chyba wili Antoni po-myślał że niedługo już będzie tu bardzo pięknie — na razie grube pąki na zarasta-jących ogród krzakach czerniły się i ko-łysały na tle szafirowego wieczornego nie-ba Chłodna i rzeźwa podniecająca' kwiet-niowa wiosna opływała zewsząd tę uroczą dzielnicę Ale kwietniowa wiosna jest także i smutna: przekonał się o tym Antoni zno-wu doznając nagle przejmującego" boles-nego skurczu serca Jataż jest rada na smutek świata jeśli nawet wiosna oddycha nim tak silnie? Weszli na górę po kamiennych niskich stopniach Anzelm otworzył kluczem jedy-ne tutaj drzwi i puścił Antoniego przodem Znaleźli się w długim ale wąskim po-koju którego całą jedną ścianę stanowiło szerokie prowadzące na taras balkonowe okno Za lśniącymi w ciemności szybami fioletowa! daleki uabstrakcyjniony jakby pejzaż Warszawy hen poza Wisłą z nieod-stępnym smukłym cieniem Pałacu Kultu-ry! GdzieśTvysokoI w zupełnie już ciemnym niebis tkwiło -- jak zwyklejego -- czerwone pasie czu siwiejące 'włosy na skro niach grube ramiona Chwilę milczał przyglądając mi się Mówił obojtęnie Nigdy nie byłem w tam tych stronach Mam papiery Mogę wszę-dzie udowodnić Zresztą Laemsdorf był bardzo mały Nie bvlo was tam wielu Roz lecieliście się potem po świe-cie A poza tym nie popełni-łem żadnych zbrodni Jesteś wariat pijak albo bandzior co mnie napadł w moim wła-snym domu i połamał sobie na tym zęby I gnaty Poruszyłem zmasakrowany-mi wargami — Jeśli tylko wyjdę z wie-zienia a choć trochę będę je-szcze mężczyzną zdechniesz Wpatrywał się we mnie ze skupieniem Nie odpowiadał Przed front domu zajechał sa-mochód i trzech ludzi wpad-ło do środka Dwóch w mun-durach jeden w cywilu Do cywila Hachulla mówił "To-siek- " Zresztą wszyscy byli z nim na ty Obejrzeli mnie so-bie dokładnie Potem cywil powiedział: — Siedziałeś? Kiwnąłem głową — Dawno? — Zaraz po wojnie — Za co? — Ja ci zrobię że dosta-niesz teraz drugie pięć Nie wątpiłem ale podle by-ło to usłyszeć "Napad robun- - Kowy włamanie cięzlcie o-braż- enie ciała usiłowanie do konania morderstwa" — wv liczał jeden z mundurowych z satystatcją Franz Hachulla wskazał im "złamane" drzwi Wzięli noż i moje papiery "Znamy ta-kich asów jak ty" — Suń do lekarza Franek — powiedział któryś — Dobra dobra — mruk-nął Hachulla Dłonie jeszcze trochę mu drżały Ostrożnie wkładał swą przeciętą po-krwawiona tu i ówdzie koszu-lę — Podrzucimy cię — za-proponował cywil — iie potrzeba przecie-t- o tu zaraz Dźwignęli mnie z podłogi Ledwo stałem Już w aucie z kajdankami na rękach obró-ciłem się by --rojrzeć na Ha-chul- lę Stal na schodkach w słońcu przed drzwiami — ro-sły prosty butny mężczyzna Czubki swoich eleganckich o-ficer- ek popryskane miał tro-chę moją krwią Uśmiechnął się do policjantów gdy wóz ruszał Jan Szewczyk Pierwsm elektrowni® stMeamu ElektroKwCniAa iypz roKu rzece użytku pierwszą RolphKtoannadzOientareiolektrownie Fnruekdlaearna światełko Nie wydawało się przymocowane do wieży lecz istniało samo sobie zawie-szone między granatowym niebem i szaro-fioleto- wą ziemią na niewidocznej nitce Anzelm zapalił silne mleczno-biał- e lam-py i zasunął story zasłaniając widok Zna-leźli się zatkniętym odgraniczonym od świata jaskrawo oświetlonym wycinku przestrzeni Pokój był urządzony z jakąś suchą elegancją jego suchość wynikała pustki bo nic prawie nie bvło poza zgra- bnym oryginalnym kredensikiem z czar-nego drzewa osobliwym czworokątnym stolikiem krzesłami oraz szerokim tapcza-nem Na kredensie stała czarna etruska waza i również czarne rzeźbione pudełko poza tym ogóle nic: gołe ściany i szeroka przestrzeń lśniącej jak lustro posadzki Ele-gancka ascetyczna pustka zadziwiająca zwłaszcza po mieszczańskim natłoczeniu tamtego pokoju na Solcu Tutaj oko mo-gło odpocząć to serce tłukło się pier-si niespokojnie przejęte jakąś irracjonalną trwogą Od czasu ich wejścia do tego pokoju cała poprzednia gadatliwość Anzelma ulo-tniła się gdzieś Milczał uroczyście i jakoś celebrująco ciemne oczy paliły mu się zapadniętej twarzy ogniem osobliwego po-dniecenia Ruchy miał szybkie "iakby ko-cie zaś jaskrawy garntur którym uka-zał się po zdjęciu zielonawej jesionki jesz-cze bardziej upodabniał go do podrzędne-go prestidigitatora-iluzjonist- y Antoni obserwował swego gospodarza jakoś bezwolnie i biernie spoczywając ciężko na osobliwym niezbyt wygodnym krześle Tamten krzątał się przygotowując obiecywaną ucztę Ale nie wyglądała ona tak imponująco jak jej zapowiedź kre-densu wyłoniła się taca na której więcej było przyborów niż samego jedzenia Kłę-biły się się tam jakieś szczypczyki klucze francuskie do otwierania konserw korko-ciągi wykałaczki inne przedmioty niezbyt konkretnego użytku Wśród tego chaosu przyborów rzeczywiście tkwiła otwarta pu-szka z nadgryzionym nie wielkie zaufanie budzącym homarem pudełko sardynek pół puszki krewetek parę wyschniętych plasterków łososia nieco kawioru Wszy-stko wyglądało nieświeżo nieapetycznie zaś naczynia i zastawa były wręcz brudne Antoni wcale wcale nie zamierzał jeść tutaj czegokolv7iek — nie był zresztą ogóle głodny Inaczej miała się rzecz Kolorowe banderole obwieszczały oczom niebywałą' zawartość butelek: koniaki ro-syjskie francuskie likiery szkocka whis-ky amerykańska brandy wina greckie hiszpańskie: czegóż tu nie ma! Stolik jest zastawiony mieni się tęczowo jak ogon pawia Anzelm wydobywa kredensu kie-liszki: wysełdei smukłe rzeźbione szkla-neczki do koniaku wielkie rozłożyste pu-chary do wina Ponieważ nie ma już miej-sca na stoliku ustawia to wszystko na krześle po czym skupieniu nalewa Wypili Gospodarz widząc gościa brak apetytu nawet coś rodzaju obrzydze-nia uie nalegał specjalnie na pokosztowa-ni- e "homara" czy krewetek Sam zresztą nie jadł również Milcząco uzgodnilisie będą jJyłko-pi- e '" g " „_j i niewykształconemu mieszczucho- - wi wystarcza zasób około tysią-ca słów chłopu pracującemu łonie natury i bardziej róż-norodnymi narzędziami nieco większy przeciętnemu dzienni-karzowi (wyjątki potwierdzają regułę) zasób kilkutysięczny a tylko czołowi pisarze poeci czy publicyści ( operują naprawdę Bogatym i zdawałoby się nie przebranym zapasem słów w mistrzowski sposób kojarzo nymi odmienianych i nieraz wzbogacanych Ale z pewnością nawet naj więksi z nich nie użyli w swo-jej twórczości tylu wyrazów ile nasi lingwiści zebrali wiel-kich słownikach Przecież już słynny słownik Lindego wydany w latach 1054 — 1860 zawiera jak jakiś za-paleniec obliczył 58756 wyra-zów a Biziński uzupełnił go w ramach konkursu Polskiej Aka-demii Umiejętności ponad 10 000 dodatkowymi "hasłami" Mało tego podług Szperacza za którym cyfry przytaczam wydany nieco później tzw "Sło-wnik Wileński" przekroczył już 100 000 słów a ośmiotomowy "Słownik Warszawski" wydany między 1900 a 1926 rokiem za-wiera rzekomo ponad 300000 wyrazów wśród których wyrazy rdzennie polskie stanowią przy-tłaczającą większość Jak i Kwiemia oddano do w mieśa się na Ottawa w pobliżu Rysunek Fiń-ieyL- a t v w w z tu w za w w w Z i i i a w za to z trunka-mi i i z w u i w na w te bo- - - ! Koniak zwany "siódemką" rzeczywiście był cudowny Każdy najmniejszy choćby łyczek rozprowadzał po ciele elektryzujące gorąco w głowie jaśniało smutek ulatniał się na jego miejsce pojawiała się energia wiara w siemc wiara w życie i w przy-- i sziosc raaosc upodobanie we wszystkim co nas otacza w tej chwili co nas otaczać będzie jutro czy pojutrze Zaś ciężkie wy- rafinowane stare porto jak by zaokrąglało i uromanlyczniało ten wytworzony przez koniak nastrój "Siódemka" dawała' jasność i energiczną precyzję wino bramowało ów wytworzony ośrodek energii otoczką z uro-ków z barw i nastrojów dawało głębię perspektywę i światłocień W ten sposób wytwarzał się nastrój syntetyczny jedyny w swoim rodzaju wspaniały teatr wewnę-trzny nie wymagający niczego z zewnątrz: ani wrażeń optycznych ani rozmowy ani żadnych przeżyć czy wypadków Siedzieli milczący a przecież w każdym z nich od-grywał swe misterium ów arcy-przepysz- ny skondensowany teatr życia Ale był to teatr bez słów a wrażeń jakie dawał też w żad-ne słowa ująć by się nie dało Po jakimś nieokreślonym chyba bardzo długim a może tylko relatywnie długim w istocie zaś zupełnie krótkim czasie An-toni usłyszą! jak by z daleka zza kotary dobiegające go słowa Anzelma' — A teraz zająć się godzi tym co naj-ważniejsze Spojrzał Tamten zdejmował ze stołu wszystko Butelki ustawiał na podłodze obok stołowych czy raczej stolikowych nóg inne naczynia i jedzenie wpychał na chy-bił trafił do kredensu Ruchy miał gorącz-kowe spieszył się praca szła mu nieskład-nie Wreszcie jednak pusty czarny blat czworokątnego stolika zalśnił i zabłyszczał jak polerowane szkło Antoni patrzył uważnie nie ruszając się z miejsca I oto za chwilę gospodarz w sku-pieniu uroczystym ruchem ustawiał na stole trzymaną w obu rękach czarną szka-tułką z kredensu Minę miał filuternie uro-czystą": Antoniemu przypomniał się Chap-lin z "Gorączki złota" gdy odprawia na stole przedziwny taniec dwiema bułecz-kami Wreszcie szkatułka spoczęła na wypole-rowanym blacie stołu Przez chwilę wpatry-wali się w nią obaj — rzeźbiona była w jakieś bestialskie powyginane smoki z wy-walonymi jęzorami I wreszcie Anzelm na-głym ruchem otworzył pokrywkę Uderzyła z hukiem o blat a sprawca hałasu wycią-gnął rękę i trzymał ją nieruchomo pate-tycznym triumfalnym a skamiemałym jak-by gestem wskazując na wnętrze szkatułki We wnętrzu tym starannie szeregami poukładane bieliły się ampułki flakoniki pudełeczka torebki pastylki Leżał też ja-kiś metaiowo-szklan- y przyrząd — chyba strzykawka — Kokaina? — spytał bez zdziwienia Antoni — Rozkosz dla ludzkich nozdrzy tak ale nie tylko — Anzelm mówił głosem przy-ciszonym jak w kościele lub w szpitalu — Sa tu różne rzeczy jest tu wszystko Ale tobie nie dam proszku do nozdrzy Ty dostaniesz co innego — pastylki mojego własnego pomysłu Zobaczysz! Właśnie nad-szedł moment ~ 'i_ - wyrazów' obcego pochodzenia które język polski sobie przy- - swoił jest w tym najwięk szym naszym słowniku zaledwie '4970 Jeśli tak jest istotnie może-my szczycić się nie tylko bon-gactwem- - ale także czystością naszego języka przynajmniej przedwojennego Nie potrzebu-jemy także wstydzić się pocho-dzenia naszych "pożyczek języ kowych" bo podobno ponad 60% naszymi "wierzycielami" są jęzłki antyczne mianowicie łaciński w 5200 i grecKi w 3500 wypadkach Z kolei przyswoiliśmy sobie podobno 2000 słów z niemiec kiego 1780 z francuskiego 580 z włoskiego 280 z angielskiego a zaledwie 200 z ukraińskiego 180 z tureckiego 140 z arab-skiego 90 z rosyjskiego 70 z hebrajskiego 65 z węgierskego po 60 z tatarskiego i czeskiego 40 z holenderskiego 30 z języ-ków skandynawskich itd Cyfry te są dodatkowym i bardzo wymownym dowodem naszych związków z kulturą kla-syczną 1 zachodnią nawet gdy-by nic bjły zupełnie ścisłe Oczywiście nic obejmują one wyraźnych rusycyzmów czy ger-manizmó- w ongi na naszych wschodnich kresach i na zie-miach b zaboru pruskiego bar-dzo rozpowszechnionych a obec-nie dzięk szkole polskiej i prze-mieszaniu ludności przeważnie wytępionych Nie obejmują oczywiśce także powojennych nieraz bardzo dziwacznych no-wotworów "urzędowego" języka obecnych władców Polski W wielu wypadkach doszukać się tu można "pożyczek" rosyjskich czy sowieckich Przybyło ró-wnież głólvnic wskutek yo?w-dow- y polskiej marynarki wzglę-dnie rozszerzenia ruchu sporto-wego słów zapożyczonych z ję-zyka angielskiego Na t odwrót ubyło niewątpliwie zapożyczeń l£E0 jKJ KWI £3J HI lisa ra GINGER ALE stawiciele nicznym rłł liAinn ł tiA Mifłłłłnni polskich odpowiędnikówttjfJeśli idzie o wpływy tureckie tatar-skie arabskie i węgierskie Jrtó-r-e zaznaczyły się bodaj głównie w naszym dawnym słownictwie wojskowym to one oczywiście się urwały Nie tylko dlatego że Polska już od wieków z Ta-tarami czy Turkami wojen nie prowadzi ale takie dlatego że jej arsenały vsą z innych źródeł zaopatrywano Również "poży-czek" z jęzjka francuskiego w ostatnicli latach clij ba nic było a "posługiwanie się nimi w po-tocznej mowie prawdopodobnie tak samo zmalało jak posługi-wanie się słowami łacińskiego czy greckiego pochodzenia Nie znaczy to oczywiście ie nie na-leżą one już do słów przyswo-jonych przez polski język albo że zostały przez rdzennie' pol-skie słowa zastąpione Znaczy tylko że wskutek zwężenia nau-czania tych języków w szkołach zmniejszył się krąg osób rozu-miejących znaczenie tych wyra-zów i się nimi prawidłowo Dentyści Dr W SADAUSKAS LEKARZ DENTYSTA Priyjmujo ił uprzednim tolefo-- nlcznm porozumieniem Teł LE M250 129 Grenadier Rd (drufil dom od Honcc5vnllos) S Okuł ISCI OKULISTKA BR BUKOWSKA BEJNAR OD 274 Ronccsvallcs Ave (przy Gcoffrcy) Tel LE 2-54- 93 Codrlny przyjęć: codzlcnnlo od 10 rano do U wlecz W noboty od 10 rano Uo 4 po pol NIC TAK NIE ODŚWIEŻA Blii Rfil fffililataAtVfiiifiBSBłoWJtFłtBK! jak tSSM - Sr UL' yiM irW 4~ -- w - 'U CREAM SODA iSTSJS! ORANGE klóreongiśtbyłylbar--- używano przez Wa$ w "Starym Kralu" COLA — Zachwyt rodziny! — Dla dzieci wydarzenie! — Napój-ni- e mający sobie równego! CZTERY NIEDOŚCIGNIONE SMAKI MHHBBMMIHiHHBHHBMBIIi I i i Ni i li i kbbWmMs Monumenlalny — 23-metro-wej wysokości granitowy Pomnik Obrońców Westerplatte Stanął on na wzniesieniu nakopcu przy nabrzeżu Westerplatte widoczny z morza rz odległości 20 km Pomnik jest dziełem artystów rzeźbiarzy prof Frani ciszka Duszenki i prof Adama Haupta Odsłonięciu pomnika (9 października 1966 r) towarzyszyły okręty marynarki-wo- - jennej w pełnej yali W uroczystości wzięli udział nieliczni z żyjących obrońcy Westerplatte byli uczestnicy walk ź hitlerowcami na wszysiKicn ironiacn i w poouemiu przca- - kombatantów posługujących - - J 1 4- - W f - £-- 5 LI'" ---—- Wj-jSOŁ I i 1 JKP |
Tags
Comments
Post a Comment for 000004b