000156b |
Previous | 11 of 12 | Next |
|
small (250x250 max)
medium (500x500 max)
Large
Extra Large
large ( > 500x500)
Full Resolution
|
This page
All
|
jerzy Seweryn Barbarą
MamSemm
(COPYRIGHT BY
My tu z Andrzejkiem pośmiejem się
i-o- ćhc do siebie jak ghipie i spać się
rrzeurócim Co Andrzej?
_ Tak — uśmiecha} się Andrzejek
pitrzsc w Kowalczyka jak w tęczę i sła-oiut- tó
uderzył w dłonie
— Tosi - łapci odwalasz? A odwalaj
jzczeniaczku odwalaj a pan Kowalczyk
tymczasem buty zdejmie Każdy swoja
jjbawf ma tylko nie pan Mokrzycki
j luli Easienko — mamrotał już sen-m- e
— aj ' mli śliczna Basieńko Bar-t3r'- 3) _ powiedział —
s obudź mnie za małą godzinkę dobra'
— Ja wychodzę wkrótce — odpowie-dział- a
— Marek pana obudzi
_ No Basiu — spostrzegł się Mo-krzycki
— ja już idę Spieszę się
— Idz idź A nie zapomnij w spra-ne
Iiusi pomówić ? Wojtczakiem Ko-rrczni- e
"— Tak --naturalnie No do_ widzenia
Odwrócił się i wyszedł wciąż jeszc-ze
o dwie długości przed Barbarą w
yjścifa — do Zuzanny Gdy był już
łj jfUlI HU~J l-- i JJIU£C1 łJUl UJU łJ"-- J
i trzymała go za ręnaw i powieuziaia poi- -
£ fłosem aby dzieci nie słyszały: — Wiesz?
A 0 ile lrusia me znajaje na cms noc--
lf£U? _ Skinął £iowa — Przypuszczałem od
razu ze jej pobyt tu potrwa kilka dni
Niewygodne to ale cóż robić? Może rac-zej
Kowalczyk wyprowadziłby się na
ten czas'
— Nie wiem podsunę" mu tę myśl
Ma tu przecież znajomych sporo
— Zobaczymy" Do'"widzeriiar
— Do widzenia Prędko wrócisz?
— Za godzinkę — dwie Tylko do
ministerstwa i z powrotem
Chciała go pocałować ale wolał nie
zauuazjc jej odruchu
Przechodząc przez podwórze przys-tanął
na moment i przyjrzał się miej-scu
które pokazywała mu przed kwa-dransem
— "O tam w kacie Mizerski"
— Podszedł bliżej Z okna zawalonej su- -
l-ry-ny ciągnęło ciężkim piwnicznym 7a- -
fjchem i smrodem gnijących śmieci
ft śmiertelnej ciszy słychać było jedy-- u szelest spadających kropel cicho i
I monotonnie odmierzających jakiś nietu
tejszy nieziemski czas
"Bo wiedziałam jak bardzo chcia
łeś zu1 dla dziecka I bałam się że się
[ J6zef Mackiewicz
"ZWIĄZKOWIEC")
oprzytomniawszy
1
w i P Wszystkie proica
1 „ -- y
I Istotnie matka więcej go nie
W} by tutaj we wsi Boże strzeż miała
wcia jakiego gacha to wtedy już pcw- -
B!i ze na niaj na hiatkęj spadłaby odpo- -
p-trizialnoś-ć"
przed cięciem'! Ate 'dopóki
edzi spokojnie i z nikim nie zadaje
pf mech siedzi
A zadawała sie Weronika tviko 7 ied- -
fra Ania dawna swoia irzviaciołka i ró- -
jtsniczką jeszcze niezamężna Była to
1 "razem najbliższa sąsiadka ich
jjjflił tviko niski nieszczelny płot W
pen Ania miała dużo roboty do opędze--
'- - płownie o zmierzchu
j„ '° ° Późnego wiczora przeważnie
ptem Jej jednej mogła się Weronika
tfxhę zuienyć choć też nie ze wszyst- -
® Lata hlPdnn 7mionilir cin nhvHuifi
C7asóv pierwszej młodości i Ania nie
-- sze pojmowała zawiły splot przyczyn
'J&itkiM który Weronikę wpędził w
-- 'tbokiej miłosnej depresji
Mamał tez Rymaszewski gdy opo-a- ł
Pawłowi że Weronika tojcehala
zjć się u proroka" Ani jej to w
Sxolkiej w odwiedziny "pósiedzia- -
- Miumi pogadały o rzeczach obo--
—i "~-n_- i im ui aijutr iu imu l-- -
-- J °a Oluka slp nip ct-irił- a sip
" 'Udziec Raczej dla przyzwoitości
— id niPrptmifinio t-7of- 7iriłi łnk' nn
'vUlł islr Róo w niVvio i purinuTIP
I- - ?ian "a ziemi które maja nasta- -
i -- " łi-- j zysiKie sprawy iiiŁ-u-a
_
-- ffii wypierane były przez jejwłasną
A jak ona ta kobieta która now- -
e ipod kamienia gola będzie? —
Hlobka 'rTi7nio 7icL--j-V7l-n nvłn- -
r"ijf"'ór-FelouivJfJ d"otyncmhic„zoas nxiet:_przycih- -odzł-- i-A - v-rt-nu:
iUlt-- muce uj- -
--
-a
v57i "' coolwiek prz-odzia-na
—
się szybko Weronika
--C : f"1116 że w cokolwiek jakieś
JU ~ --"wj nosm czy przestic- - ~jo"jtbonanośwjiaęktaśwbięędtazien?a obrazie
-- chTstaje żeby była taka jak ty?
:i'!aSir:iŁiiAii':--si7- "
załamiesz I — skłamałam "
działa Barbara
w
k
31 I
m
powie--
— Hm — mruknął do siebie —
więc to tak ma wyglądać podszewka tych
spraw? Ano zobaczymy zobaczymy
Jakto powiedziała Zuzanna? — "wcale
a wcale niepodobny "?
"Ano zobaczymy" — tłukło mu się
po głowie gdy szedł do placu
la czekał na przystanku wlókł sie żół-wią
"dziewiątka" przez Marszałkowską
i Jerozolimskie Gdy wysiadł wreszcie
przy Towarowej — szeroka łuna zacho-dzącego
slonca zalewała pół nieba różo-wą
i złocistą mgła Gwizdały przenikli-wie
lokomotywy pachniało dymem da- -
lewcn pourozy Kala ludzka płynęła od
dworca jak wtedy gdy dwa "tygodnie
lemu po raz pierwszy zobaczył Warsza-wę
Earbaro Barbaro
"Ano zobaczymy" — myślał idąc
przez kierunku wylotu Grójec-kiej
Drogę mu piaskowy Ford
Mokrzycki dr?nał Za £7vba limim'nv
mignęły profil oczy i włosy Barbary
iecz w tej chwili przypomniał sobie to
ten sobowtór Barbary ta którą widział
kiedyś w cukierni na Mokotowskiej Idąc
dalej przypominał jak temu
na imię Jakieś bardzo melodyjne
Izabella? Nie Izabella to ta mała Ewe-lina?
Jolanta? Julianna? Aha — Joanna!
Uspokoił się przypomniawszy Znów
wrociio — "ano zonaczymy"
"No zobaczymy' — nawet przyśpie-wywał
sobie wchodząc na szóste niptro
Na półpiętrze piątego przystanął i przy-siadł
na-parape- cie olma-klal- ki' schodo-wej
Serce waliło mu jak miotem i ze
zmęczenia i z dusznego dławiącego nie-pokoju
Czuł że coś gdzieś działo się
teraz poza sferą jego widzenia i świado-mości
— "Ech nerwy nerwy — pomy-ślał
z goryczą — a jednak ten Kowal-czyk
możp i ma rację: postawić krzyżyk
na tym wszystkim Wziąć rzeczywistość
taką jaka jest A że trochę ta rzec7ywi-stoś- ć
nie po myśli Mój Eoże a cóż w
tym życiu Jeraz jest po myśli?
Wychylił się przez okno obserwując
ulice W zamęcie i ruchu uderzył eo
szczególny widok: piaskowa limuzyna
która przecięła mu drogę gdy przecho-rizi- ł
nrzez nlae wolno sunęła lora? ńl
strony Okęcia i zatrzymała się przed
bramą naprzeciwko Z tej wysokości nie
t3SJSB8£cig$fe
60
i
i ii% % :l_-- 1 i ituq@ isumrca i
pi
autorskie zastrzeione IM]
4'
poruszała
zagrody
Kozniawiały
nau-p-l
Zbawicie
placów
przeciął'
sobowtó-rowi
t — Nie pytałam ja — odparła Smol-cfc- a _ Oluczek nie mówił Pan Bóg ra-czy
wiedzieć
Weronika "poszła odniejdoLbrzeźnia--KaTZi?mi- 3
aczęii wySycliac "clfot pod
ciężarem stóp ciągle jeszcze występo-wały
spod kęp trawy pęcherzyki i syczą-ca
woda Zlewała świeży sok do dzban-ka
czasem postała wsparta o brzozę pa-trz}
la jak kiople soku skapywaly do
koryta wyołnazila jobie jakby to mogło
być gdjby przy niej był Paweł w tej
chwili byliby sami w wielkim lesie jak
nn In mawiał: "bezoieczni od ludzi"
Nachyliła się wyjęła wpadła muchę czy
komara palec wtarla o spódnicę i z
powrotem odnosiła do wsi swą miłość
tak jak ją była przyniosła do lasu
Niespodziewanie jx'wnega ranka w
końcu maja gdy zaieowie sieou ao
śniadania oświadczyła że wraca do
domu _ Myślałem — rzekł ojoec — ze
iVinMik nn riohie nmiedzie — i spoj
rzał na córkę znad drewnianej łyżki któ-rą
siorbał parzone mleko — A nie tak
zaczekaj jeszcze do niedzieli Wolnym
czasem założę konia
— Pójdę Nie trzeba konia Może
kto podwiezie po drodze _ Ładna babę to każdy podwiezie
— pnetail ręka po wąsach _ 'n nu iuż iv tylko stary! —
ofuknęła go zona — O ładnych babach
zagadał Jakby to dziś nie mogi ao ura- -
binki założyć!
Wczoraj przykazali na dziś most
reperować aż pod—
Nie trzeba mnie mówię — przer-wała
dyskusję córka — Piechota pójdę
Poszła
Eóg ja tam raczy wiedzieć bo ona
ssma "nie wiedziała Weronika czego
Ihioio u-i-ipidż-aiac
do Popiszek! Być
może nie "przyznając się nawet przed
coba 'oczekiwała nie jak jej ojciec że
no nia przyjedzie Wincenty a że właśnie
nagle zjawi się Paweł? Raptownie stęs--
Knionv i udieiwcj uw5'j j-- r" "vv
cyganki7 Teraz idąc postanowiła wrócić
do mza a z ravKjn iwt iw mai i
więcej się z nim nie starać zobaczyć
--- ŁUi rWJ-t- l j- - LTjcdnie i ucieszył
-- jfse-i+e ( will
"ZWIĄZKOWIEC" ftJ (My) SreJa 4 — 1960 nrs$ 1
jcicg: eczywis-Cł- ? c:-jr:e- c c:y to ta sa
na z soMTTtrren Sarłary 5i:ga ijc
ta sana lub sie — ssncchcdSrr te:o
typu i kobra jest Trleie Srofer "irysiadł
j rapyisi o coś kogoś siedcep vre-Tmą-trc
Trcrj i wsredł do brsray mo-krryc-ki crekał zapartym tchem jak
detektyw pilnujący cennego obiektu
Szofer wroca wsiadł do wozu Fora
ruszył powoli minął kilka sąsiednich
zburzonych domów pusty plac z deska-mi
i znów zatrzymał sie przed dalszą
bramą Mokrzycki nie widział dokładnie
ale znów zdaje sie to samo: szofer
wszedł do bramy' i wrócił Samochód
tuszył dalej i zniknął za zakrętem
Miał pól na pół pewność: to Barbara
Być może omylił się wtedy ze to jej
sobowtór mignął mu za szyba A może
to ona? Dał jej przecież fałszywy adres
Zuzanny i Barbara jeździ teraz od bra-my
do bramy i szuka No dobrze ale
skąd samochód? Tak nagle jak z ręka-wa?
A licho wie( licho wie Mogła sobie
wynająć a może ma własny? Ucho wie
wszystko jest takie pogmatwane mętne
i zawiłe I wszystko jest możliwe A może
po prostu — telefonik do pana inżyniera
i "mój samochód jest do dyspozycji w
każdej chwili jeśli pani rozkaże" Kto
wie — w ciągu godziny mogła znaleźć
wiele różnych sposobów A teraz szuka
wiatru w polu A szukaj W dziwacz
nym wyścigu zdecydowanie dobijał do
mety
Dobijał bo oto właśnie dzwonił już
do drzwi mieszkania Wojtczaków Dzw-onek
zaterkotał słabo i z wysiłkiem Przy-cisnął
taster raz i drugi Cisza Zapukał
Cisza Zapukał raz jeszcze gdyż wy- dało mu się że "słyszy ja'kieś szelesty za
drzwiami Nic — "A do cholery! —
zaklął — śpią czy co" Odczekał chwilę
i zabębnił tym razem głośno Echo za-dudniło
na schodach Nic Poruszył klam-ką
Nic Jasne — nie ma nikogo
Zawahał się niezdecydowany Dla pe- wności uderzył w drzwi jeszcze x„Ł pięś-cią
Nic
W drzwiach sąsipdnich zachrobotał
klucz Drzwi uchyliła jakaś starsza ko-biecina
— Do kogo? — zapytała podejrzli-wie
— Do państwa Wojtczaków
— Nie ma nikogoj
— Jakto nie ma? Nikogo?
— Nikogoj Panie jenżenierowa wyje-chała
— Jakto wyjechała? Skąd pani wie?
— No jakże — powiedziała opry-skliwie
— przecież klucz u mnie zosta-wiła
— A pan Wojtczak?
— A ten wróci ale- - może późno On
i w nocy potrafi
— A pani Zuzanna? Na długo wyje
chała?
— Tego nie wiem Mnie pieniądze
zostawiła żpby jutro na largu jajków i
się z jej powiotu tak jak upizuliuo cie-szyli
się z jej piyjazdu rod7ie Zac7ęla
wipnyć źe dalsze życie ułoży się im
pomyślnie
" XXXI
Którejś niedzieli pierwszych dni czer-wca
Paweł sied7ąe na stopniach weran-dy
zszywał dratwą rozpruty rzemień uz-decz- ki
gdy Marta — usadowiona na po
ręczy — huśtając nogami w powietrzu
zapytała:
— Co się koniec końców stało z lą
pralnią z tą Halą i tak dalej? Wiesz ty
yk o tym czy nic?
— Nip mam pojęcia Nie miałem cza-su
' '
się- - dowiadywać '
— Czy mogło coś podobnego znik-nąć
jak widmo?
— Może i mogło
Marta zaczęła się bawić listec?kami
dzikiego wina obrastającego werandę i
po chwili milczenia zmieniła temat Za-częła
opowiadać o pewnym rodzaju stra
chu który odczuwa
— Widzisz od dzieciństwa człowiek
zapoznaje się w życiu i czyta o rzeczach
które budzą strach Ale ja się nie boję
tych rzeczy samych w sobie Ja się bo
ję najbardziej strachu przed strachem
Nie wiem czy mnie rozumiesz Najwięk
sze wrażenie wywarł na mnie kiedyś
onis iakieeoś zatonięcia okrętu: iak lu- -
Idzie walczyli o miejsce w łodziach ra
tunkowych spychając się nawzajem jak
mąż odpływał w morzu dalej od swej żo-ny
która go błagała o ratunek a on
nieprzytomny ze strachu bal się zęby
Ca nie uchwyciła za nogę czy rękę i nie
pociągnęła w doł Jakaś matka w ten
sposób odepchnęła od siebie rodzone
dziecko i tak dalej To jest właśnie naj-straszniejsze
ze strasznych że żaden
człowiek nie wie właściwie jak pod
wpływem strachu może postąpić i jak
postąpi wyooraz soDie ze taki się wyra-tuje
i później musi żyć ze świadomością
tego wspomnienia Potworne Nie znaj
dujesz ze to jest okropne?
-- - Pewnie — mruknął Paweł
— Otóż mnie teraz nie wiem ikad
się to bierze ciągłe nawiedza takie wid-mo
strachu strachu przed sobą — Za-milkła
i przestała machać nogami Po
pewnej chwili innym tonem:
— Wiesz wtedy gdy wezwano cie-bie
do gminy Przyznam ci się że i-sto-tnie
zachowałam się wówczas
— Ach nie mówmy o tym
— Cl33le iestPŚ tpra7 JsnrarnTSTll'
A jak mamy chwilkę czasu dla siebie
też nie chcesz rozmawiać
— Słuchai iak Sie Drawiip ctp£ dni
w tygodniu to nie jest odpoczynkiem
siódmego dnia rozmswhc o Etrechscb- -
a 1 4av?wb -- ~£ —r _
i--
-ii uw fŁA j-ii-r- iiicia rayic uujc łio
pcrę oTii ~jhai3 Ae — pan n:ce z
Mokotowa?
— Z Jlokctowa
— To pewnie dia pana kartka napi-ran-a
Eo mówiła piryjćrie ta z Moko-towa
jeden
Poszł3 wróciła i podała przez próg
Mokrzyckiemu wymięty świstek papie-ru
Rozwinął i odeyfrował dziwaczne hie-roglify:
— "Panie doktorze Jednak
dziś Pojechałam do Wer Romek już
wie Z"
— Nie rozumiem — powiedział —
to nie do mnie
— Musi do pana Pan od akuszerki?
— Ja? skąd! Od jakiej akuszerki?
— No mówi pan że z Mokotowa
— Z Mokotowa ale nic nie wiem o
radnej akuszerce To nie do mnie
— A to musi nie do pana Bo pani
jenżenierowa zostawiła i powiedziała jak
przyjdzie taki jeden od akuszerki z Mo-kotowa
to oddać A ja nic nie wiem
Bez okularów niedowidzę panie
Wzruszył ramionami i oddał kartkę
z powrotem starowinie Tamta przymy-kała
juz drzwi
— Hm tak — powiedział — no a
kiedy pan Wojtczak wróci? Nie wie
pani?
— Nie wiem On to latawiec Kaz
wróci raz nie Lepiej go w pracy łapać
w biurze jakby co do niego
— Ja może poczekam — powiedział
niezdecydowanie
— To jak pan chce- -
Zamknęła i zaryglowała drzwi Po
stał jeszcze przez chwilę zawiedziony i
zdezorientowany Nić wymknęła mu eię
z ręki i zawisł w próżni Hm poczeka
trochę
Zszedł o pól piętra niżej przysiadł na
parapecie okiennym Grójecka poszarza-ła
słońce opadło za linie domów i per-spektywa
ulicy wpelnila się szaro-zlocist- a
mgłą Dalekie przestrzenie Okęcia vle-wa- ly
się w jednostajną siność Ruch na
dole zamierał zamykano stragany zwi-jano
łiandelkowe kosze i wózki Przesie-dział
na parapecie z dziesięć minut co-raz
bardziej nmimiejąe niepewność i
bezcelowość takiego oczekiwani) na Ro-mana
"Raz wróci ra7 nie a czasem i w
nocy potrafi"
Coś szczególnego' Znów w kierunku
Okęcia przemknął piaskowy samochód
Ten sam czy nie? O do licha!
Szybko poderwał się zbiegi na dół
i slanąl wyczekująco w bramie Poczeka
Jeżeli len samochód będzie wracał i je-żeli
to len sam i jeżeli to Barbara —
po prostu: pokaże jej język A masz
Nie doczekał się i języka nie pokazał
Owszem przemknęło przed nim kilka po-dobnych
samochodów ale nie ten Za
szybą jednego mignął mu oficer sowiec-ki
w drugim zażywna para w trzecim
jakiś młodzieniec Znudziło go wreszcie
to polowanie i oczekiwanie w próżni
— (V4awi j''Sti ni o cyin roin:i-uu- u
z tą swoją Weroniką?
Paweł wyciągnął dra twe i pochylił tię
nad robotą — Nie in:i jej Wyjechab
— Nie djlej jak wczoiaj widzialjm
ją na ulicy A dziś nawet — przypom-niała
sobie — w kościele na taszy Wid-cil- a
wróciła — Posiedziała to po pio-st- u
bez żadnej ukrytej intonacji w
głosie
— Daj mi spokój — odparł
Marta oderwała ręce od poręczy we-randy
i wyciągając je W górę ruchom
który ? boku mógłby się wydawać pate
tycznym przeciągnęła się całym cidli-i- n
jakby w ten sposób chciała dać wyraz
niemej tęsknocie do czegoś dalekiego
Paweł ziewnął sztucznie co zawsze czy-nił
w zakłojjotaniu Het ?a drzewami
nad niewidocznym stąd traktem stal w
powietrzu kurz jak mgła Trwała susza
nad glebą piaszczysta Wszędzie po ogro-dzie
zaczęły się pienić chwasty
— Żeby to chociaż deszcz spadł —
westchnęła
On skończył robotę i poszedł do staj-ni
podzwaniając po drodze wędzidłem
uzdecki
W ciągu następnych dni wciąż był
przygotowany na spotkanie z Weroniką
ale ona nie pokazywała się na drodze
którą przechodzi! lub przejeżdżał Pod
świadomie rozczarowany w swoich ocze-kiwaniach
Paweł próbował w końcu kil-kakrotnie
lawirować samemu niby to
przypadkowo ale w sposób zbliżający
możliwość takiego spotkania Nie zoba-czył
jej jednak nawet z daleka W re-zultacie
doszfdł do przekonania że We-ronika
postanowiła z nim zerwać osta-tecznie
Zcczęlo się od lego że Mania żona
Jana biegła rankiem 14 czerwca i pow-tarzała
szeptem wciąż te sarnę słowa:
— Boe Boże! Boże Eo?e!
Marta która w tym czasie podlewała
sadzonki pomidorów uderzona wyrazem
tA-arz- y sąsiadki zatrzymała się w pracy
— Mania! Co iię stało?!
— Boże Eoże!
— Mania! Co się stało?!!
— Ludzi wywożą!
— Co takiego?! — zbladła — jak to:
ludzi?!
— Ludzi ludzi wywożą! — I Mania
nie oglądajac się biegła dalej do swej
chaty Marta stała jakiś czas nieporuszo-n- a
a później zapominając o sadzonkach
pomidorów poszła na podwórko trzyma-jąc
wciąż konewkę w dłoni
Paweł wyjechał o świcie jak zawsze
z podkładami na lotnisko _
OKUi-iSP- i
Okulislra
Br BUKOWSKA BEJNAR OD
274 RcrCESYsiisf Av
(p— v Geoffrey) Tl UE 2-54-
93
Godiłay prj}Jfć: codziennie od 10 rano dj t --leci
e9hIhVSk
BÓLOWI KRZYŻACH
można lapobiec
pono-dimiii- y
prittaj) normalnie
ujdalln polo-staj- e oryanlinlf klyłmli
iiie('7i'i)la pner-firni- e
pr)ururajł
funkcjonowanie
poejnjerle
piacowali Zaopatmle
n_n
Onlaryjskie
Ubezpieczenie
Szpil
ROCZNICA
URODZIN?
ZACHOWAJ
UBEZPIECZENIOI
pMllec'ih7 iibeple-cv- i
S7plluliii-iiii- i 7-Aulad- ienle rmllcńw
kuncyV7
orniiilarre podaniowe
owtryinlioasl? hpllalacb klmkoluli-- k
PK7IC7Y1AJ niwniiNii: nnTAHVi
I1HIVIII-INI- A S7PIIAINI
poprol
pracinlawrę
ONTAFIO
HOSHfAL
COMMISSIOK
TOfOHTO OMTAPIO
MMhbbb
ę fĘSk
j---j
v sefcetr: od 10 dJ 4 Jeci
S2W
W
Hol w kriłaih ejto Jrst
ubpuU prat4 nerek Ody
nerki dlulaC- - nadmiar kuasow I
Wtedy uiainlr
loole vciiiw ból w umi-eli"
olełalo lub
spch-j- ) nku To Jfst pora aby li'a])llC) pIlp'l£uilłkkll Doteilifa (Ho(ld'a Mdnnoer-y malne nerek Wów-ci- a ile lepiej - pedile rle lepiej Muli - lepiej
le w plifulkl llodd'
IUodd's Kldney 1'lllsl Juł lra
ni ne
19 ta
—
Nie Juł
ulu na
W
rlittlll dy 19 lat
musi? ptai-- K (iM)linc skład-ki
1
w
li-inlti-u'
luli w ]i
IjIiiil Komisji
iSKirOt)
(A
- ]?ell nie ma
sweijo lub na
pic do:
j
crrulrrp I 7 fl
BML
3C
fir
BEsmci
Włsaysłswa
SAPaUSKaS
LEKARZ DENTYSTA
(drugi do=i od Koace-alles- )
Przyjmuje za uprzednim telefo-nicznym
porozumieniem
TsUfon LE M2S0
129 Grerudirr Rd S
Dr S D BRIGEL
LEKARZ DENTYSTA
CHIRURG -i-- STOMATOLOG
ł'ShpEelcrljaalniKs'staanc&eclhaSroiuartrbsNrcoJnasm27yUBuultltdnlof
86 Bloor St W — Toronto
ToUfon WA 20056
JW
Dr MLUCYK
DENTYSTA
2092 Dundat St W Toronto
Tel RO 9-ć- 82
JW
Dr E WflCHNA
DENTYSTA
Goduny: 10—12 1 2—
386 BathiKłt St EM 4-6S-
15
ADWOKACI I KOTARIUSZE
CMB!ELSXIVb:abcl1
ad"vokat i notariusz
Prjyjecle codrlentile — Suit 04
Bcsrd Of Tratle Bldgv
11 Adelaldt'St: Wt4t
(pry Yonge St)
Toronto — =M 2-12-
51
Wieczorami ja uprzednim
Iplełoniwnym porozumieniem
2W
STEFAN A
MALICKI LLA
ADWOKAT OBROŃCA
I NOTARIUSZ' '
Biuro Uh: AT 90301
W soboty I po £0dz fl:
91 Rd Toronto
tal HU 14361
JW
E H ŁUCK BA LLB
(ŁUKOWSKI)
I R H SMCLA BA LLB
POLtCY AtfWOKACI
Wnpolnlry firmy adwokackiej
falanty PaiUrnak Łuck k (melt
V BLOOR ST W ró UiyWA --tH pryjimijq ulerroraml ra trlefonlct-ny- m poruriiitilenlein 1H
JAN L Z GÓRA
ADWOKAT --firPBROŃCA
NOTARIUSZ
Tcl Biura: LE 3-1J-M
Alicli AT 9 9-16- J H79 Ottten 51 W — Toronto
1H
GEORGE BEN BA
ADWOKAT l NOTARIUSZ'
MóaI po pnhkti
1147 Diiiid-- - SI W Toronto
Tel U ĄtiĄli ( LE 4Ś432
13
G HEIFETZ BA
ADWOKAT
S HEIFETZ —
NOTARIUSZ
M Wellington St Wj Toronto Ont
tM 444SI' wltrml WA ł-44- lS
Jan Alexandrowlcz — Notary Public
POLSKIE BIURO INFORMACYJNE
1'omoc w sprawach rodzinnych spadkowych ' majątkowych w Polsce — Kontrakty J inne dokumenty Imigracja Incorae Tx
Tłumaczenia
Toronto Ont 6 10-- A Ouen St Wtt Tol EM6-544- 1 UW
DOMINION TRAYEL OFFICE
55 Willington Weil — Toropto — Tal EM 6-64-31
S HEIFETZ NOTARY PUBLIC
Załatwiamy sprawnie I folidnlc: Sprowadzanie krewnych z PohU
na stale lub wiryte — Wizy do Polski w 10 dni — Wyjizd do
USA na stałe lub vi?yte — Sprawy majątkowe w kraju akty
datowizny pełnornocnictua maleństwa pnez zastępcę 1 1 sprawy
Gwarantowaną pnr-sylk-ę pieniędzy i paczek do PoUkiT Ukrain
Tlumacitni notarUtn wtttlktch dokumentów
Bezpłatna informacja listownie osoblsWe I" telefonicznie
mimfar
Ę 555 %
Rum$y
M-- W
KALESONY
CRISS X CROSS
DLA MĘŻCZYZN
I CHŁOPCÓW
opatentowane w rJMS
Specjalnie Mprojekto
ane nleuwierajce
— wygodna guma
w parie — patentowany
umozamylujący £le
pnód CrlM X Cross
o eitetjeznym
wyfuaae
Zrobione l wysoko gturVoire] eneu- - nJ bawełny
Trwale łatwe do
prania nie vymf a- -
Jare prasowania
OdpTłtednłe
podKosrulil nHIMłf f li i riai'iaHai'ai'ai'aiaiaM '
im j_ ii jhuij ij w i iu i mummmmmm&am
i iigFjtW Bn5r5jB ifą]
?
s
łf
1 L
7 i
--4j t !
ii
Object Description
| Rating | |
| Title | Zwilazkowiec Alliancer, April 30, 1960 |
| Language | pl |
| Subject | Poland -- Newspapers; Newspapers -- Poland; Polish Canadians Newspapers |
| Date | 1960-04-30 |
| Type | application/pdf |
| Format | text |
| Identifier | ZwilaD2000405 |
Description
| Title | 000156b |
| OCR text | jerzy Seweryn Barbarą MamSemm (COPYRIGHT BY My tu z Andrzejkiem pośmiejem się i-o- ćhc do siebie jak ghipie i spać się rrzeurócim Co Andrzej? _ Tak — uśmiecha} się Andrzejek pitrzsc w Kowalczyka jak w tęczę i sła-oiut- tó uderzył w dłonie — Tosi - łapci odwalasz? A odwalaj jzczeniaczku odwalaj a pan Kowalczyk tymczasem buty zdejmie Każdy swoja jjbawf ma tylko nie pan Mokrzycki j luli Easienko — mamrotał już sen-m- e — aj ' mli śliczna Basieńko Bar-t3r'- 3) _ powiedział — s obudź mnie za małą godzinkę dobra' — Ja wychodzę wkrótce — odpowie-dział- a — Marek pana obudzi _ No Basiu — spostrzegł się Mo-krzycki — ja już idę Spieszę się — Idz idź A nie zapomnij w spra-ne Iiusi pomówić ? Wojtczakiem Ko-rrczni- e "— Tak --naturalnie No do_ widzenia Odwrócił się i wyszedł wciąż jeszc-ze o dwie długości przed Barbarą w yjścifa — do Zuzanny Gdy był już łj jfUlI HU~J l-- i JJIU£C1 łJUl UJU łJ"-- J i trzymała go za ręnaw i powieuziaia poi- - £ fłosem aby dzieci nie słyszały: — Wiesz? A 0 ile lrusia me znajaje na cms noc-- lf£U? _ Skinął £iowa — Przypuszczałem od razu ze jej pobyt tu potrwa kilka dni Niewygodne to ale cóż robić? Może rac-zej Kowalczyk wyprowadziłby się na ten czas' — Nie wiem podsunę" mu tę myśl Ma tu przecież znajomych sporo — Zobaczymy" Do'"widzeriiar — Do widzenia Prędko wrócisz? — Za godzinkę — dwie Tylko do ministerstwa i z powrotem Chciała go pocałować ale wolał nie zauuazjc jej odruchu Przechodząc przez podwórze przys-tanął na moment i przyjrzał się miej-scu które pokazywała mu przed kwa-dransem — "O tam w kacie Mizerski" — Podszedł bliżej Z okna zawalonej su- - l-ry-ny ciągnęło ciężkim piwnicznym 7a- - fjchem i smrodem gnijących śmieci ft śmiertelnej ciszy słychać było jedy-- u szelest spadających kropel cicho i I monotonnie odmierzających jakiś nietu tejszy nieziemski czas "Bo wiedziałam jak bardzo chcia łeś zu1 dla dziecka I bałam się że się [ J6zef Mackiewicz "ZWIĄZKOWIEC") oprzytomniawszy 1 w i P Wszystkie proica 1 „ -- y I Istotnie matka więcej go nie W} by tutaj we wsi Boże strzeż miała wcia jakiego gacha to wtedy już pcw- - B!i ze na niaj na hiatkęj spadłaby odpo- - p-trizialnoś-ć" przed cięciem'! Ate 'dopóki edzi spokojnie i z nikim nie zadaje pf mech siedzi A zadawała sie Weronika tviko 7 ied- - fra Ania dawna swoia irzviaciołka i ró- - jtsniczką jeszcze niezamężna Była to 1 "razem najbliższa sąsiadka ich jjjflił tviko niski nieszczelny płot W pen Ania miała dużo roboty do opędze-- '- - płownie o zmierzchu j„ '° ° Późnego wiczora przeważnie ptem Jej jednej mogła się Weronika tfxhę zuienyć choć też nie ze wszyst- - ® Lata hlPdnn 7mionilir cin nhvHuifi C7asóv pierwszej młodości i Ania nie -- sze pojmowała zawiły splot przyczyn 'J&itkiM który Weronikę wpędził w -- 'tbokiej miłosnej depresji Mamał tez Rymaszewski gdy opo-a- ł Pawłowi że Weronika tojcehala zjć się u proroka" Ani jej to w Sxolkiej w odwiedziny "pósiedzia- - - Miumi pogadały o rzeczach obo-- —i "~-n_- i im ui aijutr iu imu l-- - -- J °a Oluka slp nip ct-irił- a sip " 'Udziec Raczej dla przyzwoitości — id niPrptmifinio t-7of- 7iriłi łnk' nn 'vUlł islr Róo w niVvio i purinuTIP I- - ?ian "a ziemi które maja nasta- - i -- " łi-- j zysiKie sprawy iiiŁ-u-a _ -- ffii wypierane były przez jejwłasną A jak ona ta kobieta która now- - e ipod kamienia gola będzie? — Hlobka 'rTi7nio 7icL--j-V7l-n nvłn- - r"ijf"'ór-FelouivJfJ d"otyncmhic„zoas nxiet:_przycih- -odzł-- i-A - v-rt-nu: iUlt-- muce uj- - -- -a v57i "' coolwiek prz-odzia-na — się szybko Weronika --C : f"1116 że w cokolwiek jakieś JU ~ --"wj nosm czy przestic- - ~jo"jtbonanośwjiaęktaśwbięędtazien?a obrazie -- chTstaje żeby była taka jak ty? :i'!aSir:iŁiiAii':--si7- " załamiesz I — skłamałam " działa Barbara w k 31 I m powie-- — Hm — mruknął do siebie — więc to tak ma wyglądać podszewka tych spraw? Ano zobaczymy zobaczymy Jakto powiedziała Zuzanna? — "wcale a wcale niepodobny "? "Ano zobaczymy" — tłukło mu się po głowie gdy szedł do placu la czekał na przystanku wlókł sie żół-wią "dziewiątka" przez Marszałkowską i Jerozolimskie Gdy wysiadł wreszcie przy Towarowej — szeroka łuna zacho-dzącego slonca zalewała pół nieba różo-wą i złocistą mgła Gwizdały przenikli-wie lokomotywy pachniało dymem da- - lewcn pourozy Kala ludzka płynęła od dworca jak wtedy gdy dwa "tygodnie lemu po raz pierwszy zobaczył Warsza-wę Earbaro Barbaro "Ano zobaczymy" — myślał idąc przez kierunku wylotu Grójec-kiej Drogę mu piaskowy Ford Mokrzycki dr?nał Za £7vba limim'nv mignęły profil oczy i włosy Barbary iecz w tej chwili przypomniał sobie to ten sobowtór Barbary ta którą widział kiedyś w cukierni na Mokotowskiej Idąc dalej przypominał jak temu na imię Jakieś bardzo melodyjne Izabella? Nie Izabella to ta mała Ewe-lina? Jolanta? Julianna? Aha — Joanna! Uspokoił się przypomniawszy Znów wrociio — "ano zonaczymy" "No zobaczymy' — nawet przyśpie-wywał sobie wchodząc na szóste niptro Na półpiętrze piątego przystanął i przy-siadł na-parape- cie olma-klal- ki' schodo-wej Serce waliło mu jak miotem i ze zmęczenia i z dusznego dławiącego nie-pokoju Czuł że coś gdzieś działo się teraz poza sferą jego widzenia i świado-mości — "Ech nerwy nerwy — pomy-ślał z goryczą — a jednak ten Kowal-czyk możp i ma rację: postawić krzyżyk na tym wszystkim Wziąć rzeczywistość taką jaka jest A że trochę ta rzec7ywi-stoś- ć nie po myśli Mój Eoże a cóż w tym życiu Jeraz jest po myśli? Wychylił się przez okno obserwując ulice W zamęcie i ruchu uderzył eo szczególny widok: piaskowa limuzyna która przecięła mu drogę gdy przecho-rizi- ł nrzez nlae wolno sunęła lora? ńl strony Okęcia i zatrzymała się przed bramą naprzeciwko Z tej wysokości nie t3SJSB8£cig$fe 60 i i ii% % :l_-- 1 i ituq@ isumrca i pi autorskie zastrzeione IM] 4' poruszała zagrody Kozniawiały nau-p-l Zbawicie placów przeciął' sobowtó-rowi t — Nie pytałam ja — odparła Smol-cfc- a _ Oluczek nie mówił Pan Bóg ra-czy wiedzieć Weronika "poszła odniejdoLbrzeźnia--KaTZi?mi- 3 aczęii wySycliac "clfot pod ciężarem stóp ciągle jeszcze występo-wały spod kęp trawy pęcherzyki i syczą-ca woda Zlewała świeży sok do dzban-ka czasem postała wsparta o brzozę pa-trz} la jak kiople soku skapywaly do koryta wyołnazila jobie jakby to mogło być gdjby przy niej był Paweł w tej chwili byliby sami w wielkim lesie jak nn In mawiał: "bezoieczni od ludzi" Nachyliła się wyjęła wpadła muchę czy komara palec wtarla o spódnicę i z powrotem odnosiła do wsi swą miłość tak jak ją była przyniosła do lasu Niespodziewanie jx'wnega ranka w końcu maja gdy zaieowie sieou ao śniadania oświadczyła że wraca do domu _ Myślałem — rzekł ojoec — ze iVinMik nn riohie nmiedzie — i spoj rzał na córkę znad drewnianej łyżki któ-rą siorbał parzone mleko — A nie tak zaczekaj jeszcze do niedzieli Wolnym czasem założę konia — Pójdę Nie trzeba konia Może kto podwiezie po drodze _ Ładna babę to każdy podwiezie — pnetail ręka po wąsach _ 'n nu iuż iv tylko stary! — ofuknęła go zona — O ładnych babach zagadał Jakby to dziś nie mogi ao ura- - binki założyć! Wczoraj przykazali na dziś most reperować aż pod— Nie trzeba mnie mówię — przer-wała dyskusję córka — Piechota pójdę Poszła Eóg ja tam raczy wiedzieć bo ona ssma "nie wiedziała Weronika czego Ihioio u-i-ipidż-aiac do Popiszek! Być może nie "przyznając się nawet przed coba 'oczekiwała nie jak jej ojciec że no nia przyjedzie Wincenty a że właśnie nagle zjawi się Paweł? Raptownie stęs-- Knionv i udieiwcj uw5'j j-- r" "vv cyganki7 Teraz idąc postanowiła wrócić do mza a z ravKjn iwt iw mai i więcej się z nim nie starać zobaczyć --- ŁUi rWJ-t- l j- - LTjcdnie i ucieszył -- jfse-i+e ( will "ZWIĄZKOWIEC" ftJ (My) SreJa 4 — 1960 nrs$ 1 jcicg: eczywis-Cł- ? c:-jr:e- c c:y to ta sa na z soMTTtrren Sarłary 5i:ga ijc ta sana lub sie — ssncchcdSrr te:o typu i kobra jest Trleie Srofer "irysiadł j rapyisi o coś kogoś siedcep vre-Tmą-trc Trcrj i wsredł do brsray mo-krryc-ki crekał zapartym tchem jak detektyw pilnujący cennego obiektu Szofer wroca wsiadł do wozu Fora ruszył powoli minął kilka sąsiednich zburzonych domów pusty plac z deska-mi i znów zatrzymał sie przed dalszą bramą Mokrzycki nie widział dokładnie ale znów zdaje sie to samo: szofer wszedł do bramy' i wrócił Samochód tuszył dalej i zniknął za zakrętem Miał pól na pół pewność: to Barbara Być może omylił się wtedy ze to jej sobowtór mignął mu za szyba A może to ona? Dał jej przecież fałszywy adres Zuzanny i Barbara jeździ teraz od bra-my do bramy i szuka No dobrze ale skąd samochód? Tak nagle jak z ręka-wa? A licho wie( licho wie Mogła sobie wynająć a może ma własny? Ucho wie wszystko jest takie pogmatwane mętne i zawiłe I wszystko jest możliwe A może po prostu — telefonik do pana inżyniera i "mój samochód jest do dyspozycji w każdej chwili jeśli pani rozkaże" Kto wie — w ciągu godziny mogła znaleźć wiele różnych sposobów A teraz szuka wiatru w polu A szukaj W dziwacz nym wyścigu zdecydowanie dobijał do mety Dobijał bo oto właśnie dzwonił już do drzwi mieszkania Wojtczaków Dzw-onek zaterkotał słabo i z wysiłkiem Przy-cisnął taster raz i drugi Cisza Zapukał Cisza Zapukał raz jeszcze gdyż wy- dało mu się że "słyszy ja'kieś szelesty za drzwiami Nic — "A do cholery! — zaklął — śpią czy co" Odczekał chwilę i zabębnił tym razem głośno Echo za-dudniło na schodach Nic Poruszył klam-ką Nic Jasne — nie ma nikogo Zawahał się niezdecydowany Dla pe- wności uderzył w drzwi jeszcze x„Ł pięś-cią Nic W drzwiach sąsipdnich zachrobotał klucz Drzwi uchyliła jakaś starsza ko-biecina — Do kogo? — zapytała podejrzli-wie — Do państwa Wojtczaków — Nie ma nikogoj — Jakto nie ma? Nikogo? — Nikogoj Panie jenżenierowa wyje-chała — Jakto wyjechała? Skąd pani wie? — No jakże — powiedziała opry-skliwie — przecież klucz u mnie zosta-wiła — A pan Wojtczak? — A ten wróci ale- - może późno On i w nocy potrafi — A pani Zuzanna? Na długo wyje chała? — Tego nie wiem Mnie pieniądze zostawiła żpby jutro na largu jajków i się z jej powiotu tak jak upizuliuo cie-szyli się z jej piyjazdu rod7ie Zac7ęla wipnyć źe dalsze życie ułoży się im pomyślnie " XXXI Którejś niedzieli pierwszych dni czer-wca Paweł sied7ąe na stopniach weran-dy zszywał dratwą rozpruty rzemień uz-decz- ki gdy Marta — usadowiona na po ręczy — huśtając nogami w powietrzu zapytała: — Co się koniec końców stało z lą pralnią z tą Halą i tak dalej? Wiesz ty yk o tym czy nic? — Nip mam pojęcia Nie miałem cza-su ' ' się- - dowiadywać ' — Czy mogło coś podobnego znik-nąć jak widmo? — Może i mogło Marta zaczęła się bawić listec?kami dzikiego wina obrastającego werandę i po chwili milczenia zmieniła temat Za-częła opowiadać o pewnym rodzaju stra chu który odczuwa — Widzisz od dzieciństwa człowiek zapoznaje się w życiu i czyta o rzeczach które budzą strach Ale ja się nie boję tych rzeczy samych w sobie Ja się bo ję najbardziej strachu przed strachem Nie wiem czy mnie rozumiesz Najwięk sze wrażenie wywarł na mnie kiedyś onis iakieeoś zatonięcia okrętu: iak lu- - Idzie walczyli o miejsce w łodziach ra tunkowych spychając się nawzajem jak mąż odpływał w morzu dalej od swej żo-ny która go błagała o ratunek a on nieprzytomny ze strachu bal się zęby Ca nie uchwyciła za nogę czy rękę i nie pociągnęła w doł Jakaś matka w ten sposób odepchnęła od siebie rodzone dziecko i tak dalej To jest właśnie naj-straszniejsze ze strasznych że żaden człowiek nie wie właściwie jak pod wpływem strachu może postąpić i jak postąpi wyooraz soDie ze taki się wyra-tuje i później musi żyć ze świadomością tego wspomnienia Potworne Nie znaj dujesz ze to jest okropne? -- - Pewnie — mruknął Paweł — Otóż mnie teraz nie wiem ikad się to bierze ciągłe nawiedza takie wid-mo strachu strachu przed sobą — Za-milkła i przestała machać nogami Po pewnej chwili innym tonem: — Wiesz wtedy gdy wezwano cie-bie do gminy Przyznam ci się że i-sto-tnie zachowałam się wówczas — Ach nie mówmy o tym — Cl33le iestPŚ tpra7 JsnrarnTSTll' A jak mamy chwilkę czasu dla siebie też nie chcesz rozmawiać — Słuchai iak Sie Drawiip ctp£ dni w tygodniu to nie jest odpoczynkiem siódmego dnia rozmswhc o Etrechscb- - a 1 4av?wb -- ~£ —r _ i-- -ii uw fŁA j-ii-r- iiicia rayic uujc łio pcrę oTii ~jhai3 Ae — pan n:ce z Mokotowa? — Z Jlokctowa — To pewnie dia pana kartka napi-ran-a Eo mówiła piryjćrie ta z Moko-towa jeden Poszł3 wróciła i podała przez próg Mokrzyckiemu wymięty świstek papie-ru Rozwinął i odeyfrował dziwaczne hie-roglify: — "Panie doktorze Jednak dziś Pojechałam do Wer Romek już wie Z" — Nie rozumiem — powiedział — to nie do mnie — Musi do pana Pan od akuszerki? — Ja? skąd! Od jakiej akuszerki? — No mówi pan że z Mokotowa — Z Mokotowa ale nic nie wiem o radnej akuszerce To nie do mnie — A to musi nie do pana Bo pani jenżenierowa zostawiła i powiedziała jak przyjdzie taki jeden od akuszerki z Mo-kotowa to oddać A ja nic nie wiem Bez okularów niedowidzę panie Wzruszył ramionami i oddał kartkę z powrotem starowinie Tamta przymy-kała juz drzwi — Hm tak — powiedział — no a kiedy pan Wojtczak wróci? Nie wie pani? — Nie wiem On to latawiec Kaz wróci raz nie Lepiej go w pracy łapać w biurze jakby co do niego — Ja może poczekam — powiedział niezdecydowanie — To jak pan chce- - Zamknęła i zaryglowała drzwi Po stał jeszcze przez chwilę zawiedziony i zdezorientowany Nić wymknęła mu eię z ręki i zawisł w próżni Hm poczeka trochę Zszedł o pól piętra niżej przysiadł na parapecie okiennym Grójecka poszarza-ła słońce opadło za linie domów i per-spektywa ulicy wpelnila się szaro-zlocist- a mgłą Dalekie przestrzenie Okęcia vle-wa- ly się w jednostajną siność Ruch na dole zamierał zamykano stragany zwi-jano łiandelkowe kosze i wózki Przesie-dział na parapecie z dziesięć minut co-raz bardziej nmimiejąe niepewność i bezcelowość takiego oczekiwani) na Ro-mana "Raz wróci ra7 nie a czasem i w nocy potrafi" Coś szczególnego' Znów w kierunku Okęcia przemknął piaskowy samochód Ten sam czy nie? O do licha! Szybko poderwał się zbiegi na dół i slanąl wyczekująco w bramie Poczeka Jeżeli len samochód będzie wracał i je-żeli to len sam i jeżeli to Barbara — po prostu: pokaże jej język A masz Nie doczekał się i języka nie pokazał Owszem przemknęło przed nim kilka po-dobnych samochodów ale nie ten Za szybą jednego mignął mu oficer sowiec-ki w drugim zażywna para w trzecim jakiś młodzieniec Znudziło go wreszcie to polowanie i oczekiwanie w próżni — (V4awi j''Sti ni o cyin roin:i-uu- u z tą swoją Weroniką? Paweł wyciągnął dra twe i pochylił tię nad robotą — Nie in:i jej Wyjechab — Nie djlej jak wczoiaj widzialjm ją na ulicy A dziś nawet — przypom-niała sobie — w kościele na taszy Wid-cil- a wróciła — Posiedziała to po pio-st- u bez żadnej ukrytej intonacji w głosie — Daj mi spokój — odparł Marta oderwała ręce od poręczy we-randy i wyciągając je W górę ruchom który ? boku mógłby się wydawać pate tycznym przeciągnęła się całym cidli-i- n jakby w ten sposób chciała dać wyraz niemej tęsknocie do czegoś dalekiego Paweł ziewnął sztucznie co zawsze czy-nił w zakłojjotaniu Het ?a drzewami nad niewidocznym stąd traktem stal w powietrzu kurz jak mgła Trwała susza nad glebą piaszczysta Wszędzie po ogro-dzie zaczęły się pienić chwasty — Żeby to chociaż deszcz spadł — westchnęła On skończył robotę i poszedł do staj-ni podzwaniając po drodze wędzidłem uzdecki W ciągu następnych dni wciąż był przygotowany na spotkanie z Weroniką ale ona nie pokazywała się na drodze którą przechodzi! lub przejeżdżał Pod świadomie rozczarowany w swoich ocze-kiwaniach Paweł próbował w końcu kil-kakrotnie lawirować samemu niby to przypadkowo ale w sposób zbliżający możliwość takiego spotkania Nie zoba-czył jej jednak nawet z daleka W re-zultacie doszfdł do przekonania że We-ronika postanowiła z nim zerwać osta-tecznie Zcczęlo się od lego że Mania żona Jana biegła rankiem 14 czerwca i pow-tarzała szeptem wciąż te sarnę słowa: — Boe Boże! Boże Eo?e! Marta która w tym czasie podlewała sadzonki pomidorów uderzona wyrazem tA-arz- y sąsiadki zatrzymała się w pracy — Mania! Co iię stało?! — Boże Eoże! — Mania! Co się stało?!! — Ludzi wywożą! — Co takiego?! — zbladła — jak to: ludzi?! — Ludzi ludzi wywożą! — I Mania nie oglądajac się biegła dalej do swej chaty Marta stała jakiś czas nieporuszo-n- a a później zapominając o sadzonkach pomidorów poszła na podwórko trzyma-jąc wciąż konewkę w dłoni Paweł wyjechał o świcie jak zawsze z podkładami na lotnisko _ OKUi-iSP- i Okulislra Br BUKOWSKA BEJNAR OD 274 RcrCESYsiisf Av (p— v Geoffrey) Tl UE 2-54- 93 Godiłay prj}Jfć: codziennie od 10 rano dj t --leci e9hIhVSk BÓLOWI KRZYŻACH można lapobiec pono-dimiii- y prittaj) normalnie ujdalln polo-staj- e oryanlinlf klyłmli iiie('7i'i)la pner-firni- e pr)ururajł funkcjonowanie poejnjerle piacowali Zaopatmle n_n Onlaryjskie Ubezpieczenie Szpil ROCZNICA URODZIN? ZACHOWAJ UBEZPIECZENIOI pMllec'ih7 iibeple-cv- i S7plluliii-iiii- i 7-Aulad- ienle rmllcńw kuncyV7 orniiilarre podaniowe owtryinlioasl? hpllalacb klmkoluli-- k PK7IC7Y1AJ niwniiNii: nnTAHVi I1HIVIII-INI- A S7PIIAINI poprol pracinlawrę ONTAFIO HOSHfAL COMMISSIOK TOfOHTO OMTAPIO MMhbbb ę fĘSk j---j v sefcetr: od 10 dJ 4 Jeci S2W W Hol w kriłaih ejto Jrst ubpuU prat4 nerek Ody nerki dlulaC- - nadmiar kuasow I Wtedy uiainlr loole vciiiw ból w umi-eli" olełalo lub spch-j- ) nku To Jfst pora aby li'a])llC) pIlp'l£uilłkkll Doteilifa (Ho(ld'a Mdnnoer-y malne nerek Wów-ci- a ile lepiej - pedile rle lepiej Muli - lepiej le w plifulkl llodd' IUodd's Kldney 1'lllsl Juł lra ni ne 19 ta — Nie Juł ulu na W rlittlll dy 19 lat musi? ptai-- K (iM)linc skład-ki 1 w li-inlti-u' luli w ]i IjIiiil Komisji iSKirOt) (A - ]?ell nie ma sweijo lub na pic do: j crrulrrp I 7 fl BML 3C fir BEsmci Włsaysłswa SAPaUSKaS LEKARZ DENTYSTA (drugi do=i od Koace-alles- ) Przyjmuje za uprzednim telefo-nicznym porozumieniem TsUfon LE M2S0 129 Grerudirr Rd S Dr S D BRIGEL LEKARZ DENTYSTA CHIRURG -i-- STOMATOLOG ł'ShpEelcrljaalniKs'staanc&eclhaSroiuartrbsNrcoJnasm27yUBuultltdnlof 86 Bloor St W — Toronto ToUfon WA 20056 JW Dr MLUCYK DENTYSTA 2092 Dundat St W Toronto Tel RO 9-ć- 82 JW Dr E WflCHNA DENTYSTA Goduny: 10—12 1 2— 386 BathiKłt St EM 4-6S- 15 ADWOKACI I KOTARIUSZE CMB!ELSXIVb:abcl1 ad"vokat i notariusz Prjyjecle codrlentile — Suit 04 Bcsrd Of Tratle Bldgv 11 Adelaldt'St: Wt4t (pry Yonge St) Toronto — =M 2-12- 51 Wieczorami ja uprzednim Iplełoniwnym porozumieniem 2W STEFAN A MALICKI LLA ADWOKAT OBROŃCA I NOTARIUSZ' ' Biuro Uh: AT 90301 W soboty I po £0dz fl: 91 Rd Toronto tal HU 14361 JW E H ŁUCK BA LLB (ŁUKOWSKI) I R H SMCLA BA LLB POLtCY AtfWOKACI Wnpolnlry firmy adwokackiej falanty PaiUrnak Łuck k (melt V BLOOR ST W ró UiyWA --tH pryjimijq ulerroraml ra trlefonlct-ny- m poruriiitilenlein 1H JAN L Z GÓRA ADWOKAT --firPBROŃCA NOTARIUSZ Tcl Biura: LE 3-1J-M Alicli AT 9 9-16- J H79 Ottten 51 W — Toronto 1H GEORGE BEN BA ADWOKAT l NOTARIUSZ' MóaI po pnhkti 1147 Diiiid-- - SI W Toronto Tel U ĄtiĄli ( LE 4Ś432 13 G HEIFETZ BA ADWOKAT S HEIFETZ — NOTARIUSZ M Wellington St Wj Toronto Ont tM 444SI' wltrml WA ł-44- lS Jan Alexandrowlcz — Notary Public POLSKIE BIURO INFORMACYJNE 1'omoc w sprawach rodzinnych spadkowych ' majątkowych w Polsce — Kontrakty J inne dokumenty Imigracja Incorae Tx Tłumaczenia Toronto Ont 6 10-- A Ouen St Wtt Tol EM6-544- 1 UW DOMINION TRAYEL OFFICE 55 Willington Weil — Toropto — Tal EM 6-64-31 S HEIFETZ NOTARY PUBLIC Załatwiamy sprawnie I folidnlc: Sprowadzanie krewnych z PohU na stale lub wiryte — Wizy do Polski w 10 dni — Wyjizd do USA na stałe lub vi?yte — Sprawy majątkowe w kraju akty datowizny pełnornocnictua maleństwa pnez zastępcę 1 1 sprawy Gwarantowaną pnr-sylk-ę pieniędzy i paczek do PoUkiT Ukrain Tlumacitni notarUtn wtttlktch dokumentów Bezpłatna informacja listownie osoblsWe I" telefonicznie mimfar Ę 555 % Rum$y M-- W KALESONY CRISS X CROSS DLA MĘŻCZYZN I CHŁOPCÓW opatentowane w rJMS Specjalnie Mprojekto ane nleuwierajce — wygodna guma w parie — patentowany umozamylujący £le pnód CrlM X Cross o eitetjeznym wyfuaae Zrobione l wysoko gturVoire] eneu- - nJ bawełny Trwale łatwe do prania nie vymf a- - Jare prasowania OdpTłtednłe podKosrulil nHIMłf f li i riai'iaHai'ai'ai'aiaiaM ' im j_ ii jhuij ij w i iu i mummmmmm&am i iigFjtW Bn5r5jB ifą] ? s łf 1 L 7 i --4j t ! ii |
Tags
Comments
Post a Comment for 000156b
