000577 |
Previous | 9 of 12 | Next |
|
small (250x250 max)
medium (500x500 max)
Large
Extra Large
large ( > 500x500)
Full Resolution
|
This page
All
|
m3mMMSM¥M¥MmmMsmimimmwismnwmfmwm2w:sS£ST2 rsjpvs&''ir&ifrAirr&T&to&&TM)¥r£hjf'óM- - Mstfwra fcifnssiriłiłmTii"-- ! jTł'mv n n te r')Kij_r y wti-fjfi- a rii' %uMivjL_2Arj&ał — #- -" — —
k '
'JBi-Mił'n"- -' #a# ":' l V - ' ' "7WIA#"7irnWIPC" WwB—ZESIEA fSantambarl nUłak 8 _ 107?
Jeden
Bitwa o Atlantyk przybierała
sile Tonaż okrętów
zatap-anyc- h przez nie-mieckie
okręty podwodne trzy-krotnie
przekraczał możliwości
produkcyjne stoczni brytyjskich
i amerykańskich- - Mimo rozpacz-liwych
wysiłków Roj al Navy nie
potrafiła odeprzeć podwodnych
ataków wroga Do walki skiero-wano
wtedy lotnictwo Niemie-ckie
okręty podwodne które
spędziły z mona siatki sprzy-mierzonych
same z kolei mu-siały
wycofać się z Atlantyku
na którym zapanowały bombow-ce
Obrony Wybrzeża
W odpowiedzi na to Niemcy
rzucili do walki swoje samolo-ty
W pierwszej fazie zwycięż} iy
maszyny Luftwaffe które wy-parły
znad morza alianckie bom-bowce
i otworzyły drogę dla
„wilczych stad" Docnitza sil-nych
zgrupowań łodzi podwod-nych
uzbrojonych w szybko-strzelne
działka i wyposażonych
w nie spotykane dotąd urządze-nia
radarowe które ułatwiały
wykrywanie powietrznego wro-ga
i: uprzedzanie jego niespo-dziewanych
ataków Alianci wy-słali
nad Atlantyk myśliwskie
samoloty szybsze i lepiej uzbro-jone
niż maszyny Luftwaffe o-r- az
nocne bombowce wyposażo-ne
w potężne reflektory i sprzęt
radarowy jeszcze wyższej jako-ści
Na przewagę techniczną alian-tów
Niemcy odpowiedzieli iloś-cią
Niebo nad Atlantykiem za-mieniło
się w dżunglę a straly
po obu stronach były bardzo
wysokie W tych krytycznych
chwilach do Bilwy o Atlantyk
wszedł Dywizjon Ziemi śląskiej
nr 304 — jedyny dywizjon któ-ry
w historii Polskich Sił Po-wietrznych
nosił nazwę śląska
i jedyny polski dywizjon Rozpo-znania
Morskiego pełniący służ-bę
w Coastal Commando
Rankiem 16 września 1942 r
załoga „Wellingtona" oznaczone-go
literą „E" jak „Ellen" wy-startowała
na normalny patrol
ponad Atlantykiem Wypadki
dnia poprzedniego zaginięcie
kilku maszyn alianckich które
nie powróciły do bazy oraz wia-domości
o ściągnięciu przez
Niemców nowych dywizjonów
Luftwaffe- - do Brcstu — wszyst-ko
to wpłynęło na starannicj-- "
sze niż zwykje przygotowanie do
IoturnttoFego' trasa "wiodła od
mglistej Brytanii aż do słone-cznych
brzegów iberyjskich
Pogoda tego dnia była piękna
i chmury wiszące gęsto nad An-glią
skończyły się o kilkadzie-siąt
kilometrów od brytyjskich
brzegów Taka piękna pogoda nic
była korzystna -- dla wellingtona
który lecąc samotnie przez bez-chmurne
niebo nie ma się gdzie
schronić przed atakami myśliw-ców
rt-- j
Załoga pracowała normalnie
tylko obserwację powietrza i
morza prowadziła z większym
nasileniem W miarę upływu
czasu temperatura wzrastała
słońce przygrzewało silniej o-cc- an
zmieniał barwę a niebo
stawało się jaśniejsze I tak mi-jały
godziny podczas których
bombowiec lecąc w ciągłych
zmianach kursu patrolował
wielkie połacie Atlantyku
Wreszcie okrzyk:y Hiszpa-nia!
Gdy lotnik nad bezkresem
wód usłyszy słowo „ląd" odczu-wa
to samo co marynarz który
po długiej podróży zobaczy
wreszcie brzegi Dla lotnika
podczas patrolu atlantyckiego
okrzyk ten oznaczał że pierwszą
połowę niebezpiecznej drogi ma
już za sobą Toteż członkowie
załogi „Ellen" wpatrywali się z
ulgą w jasne złociste brzegi i
wymieniali krótkie zdania na
temat nadobnych Hiszpanek
pomarańcz i Mirandy — osła- -
wionego obozu dla internowa-nych
żołnierzy alianckich któ-rzy
przedzierali się do Wielkiej
Brytanii by dalej walczyć z
Niemcami- - Potem „Wellington4
wykonał majestatyczny wiraż i
zadzierając dziób w górę ruszył
w drogę powrotną aby znów w
ciągłych zmianach kursu prze-mierzać
Atlantyk
O godz 1612 jeden z lotnl-ikó- w
spostrzegł po prawej stro-nie
pojedynczy samolot Niemal
v tym 'samym momencie prze- -
idrii strzelec'zauważył trzy samo
loty które nadlatywały z lewej
a w dali na 'horyzoncie'— jesz
cze dwie maszyny Wszystkie
leciały w kierunku północnym
Nie ulegało wątpliwości że to
samoloty niemieckie i jeżeli' ich
rzałogi 'spostrzegły Wellingtona"
to już'"w najbliższych minutach
'powinien nastąpić aUdtByłyJo
-- fjunkersy 88 ażdy szybszy
zwrotniejszy ir'lepicj uzbrojony
Sniż samoloty „wellington
&
-- r o robić? Jeszcze cień na-- YiTdzici: możc nie "zauważą sa- -
tWJiibtnej 1?5 maszyny Ale ma- - 7ćwj:który wnet wykpnały 'nie-- % jimieckfc samoloty nK pozosta- - lr -- iWł" ""T"' V-- mv& r v
a-lianck- ich
lać nierówną walkę i bez naj- -
1 --"3'-źw i£tómSii' IM
przeciw sześciu
mniejszej szansy stoczyć bój o
życie a raczej o to by sprzedać
je możliwie najdrożej Tercz
wszystko zależało od hartu zało-gi
z
jej odporności psychicznej
woli walki i pogardy śmierci
— Z tych sześciu Niemców
przynajmniej jeden musfzginąć
z nami! oznajmił kolegom
pierwszy pilot który był dowód-cą
załogi
Dlaczego tylko jeden?
zdziwił się przedni strzelec
Poleciały w dół bomby głębi-nowe
wyrzucano je by ulżyć
maszynie „Wellington" ostrym
nurkiem zszedł tuż nad wodę
by zabezpieczyć się przed ata-kami
z
z dołu
„Junkersy" zbliżały się ku
bombowcowi który niemal do-tykając
skrzydłami wody leciał
w ciągłych zygzakach które
przypominały ruchy olbrzymiej
żmii Do bazy w dalekiej An-glii
pomknęła radiowa wiado-mość
nadana ekstern otwar-tym:
„SOS! Jesteśmy atakowani
przez sześć samolotów" Ale na-danie
tej depeszy nic im nic
mogło pomóc
Niemcy zbliżali się i wactila-rzowaty-m
szykiem okrążali ślą-zaków
Po kilku sekundach
trzy junkersy z lewej strony ru
nęły do ataku Walka była za-cięta
Pierwszy z atakujących Niem-ców
szedł wprost na „Wellingto-na"
i z bliskiej odległości otwo
rzył ogień z działek Po dwóch
obronnych seriach polskich
strzelców przerwał alak ostro
wyrwał w górę i odszedł w głę
bokim skręcie Obaj polscy
strzelcy odprowadzali go og-niem
swoich karabinów
Pierwszy „Junkers" nie zdą
żył jeszcze się oddalić gdy już
następny poszedł do ataku
„Wellington" zwrócił się ku nie-mu
Niemiec szedł jak burza
strzelając bezustannie Przedni
strzelec wellingtona przypuścił
go blisko i waląc krótkimi seria-mi
krzyknął:
— Co się pchasz? Czy nie wi
dzisz polskiej szachownicy?
Dalsze słowa zagłuszył grze
chot pocisków tłukących w ka
dłub ti skrzydła „Wellingtona"
Nagle z lewego silnika niemiec-kiej
maszyny buchnęły kłęby
dymu Radosny okrzyk polskich
strzelców zmieszał się z jazgo-tem
kaemów i rykiem silników
walczących maszyn Pilot „Jtin- -
kersat stracił panowanie nad
maszyną i szedł na zderzenie 7
lecącym prosto na niego „Wel
lingtonem" Zbliżali się do sie
bie w błyskawicznym tempie W
ostatnim momencie pilot „El
len" zdążył oddać stery i prze-szedł
tuż pod „Junkcrscm" któ
ry przesłonięty dymem zwalił
się do wody
Do ataku poszły teraz dwa
„Junkersy" z prawej Na tle ja
zgotu kaemów dźwięczały szyb
kie jak myśl zdania: Atak
z przodu unik Aiak z lewej
Samotny „Wellington" osło-nięty
dymem z bez przerwy gra
bywają na świecie
spotkania — wielkie i
małe Spotkania jakie miały
miejsce' w Jałcie Poczdamie
Paryżu lub w Moskwie to
spotkania --wielkie- na naj-wyższym
szczeblu Natomiast
spotkania dwóch sąsiadek to
spotkania małe tzw pod-wórkowe
Od pewnego czasu czło-wiek
coraz częściej wybiega
myślą naprzeciw jeszcze in-nego
zupełnie nowego ma-jącego
wymiar kosmiczny
spotkania Mieszkańcy Ziemi
razywająćy się dumnie ludz
kością i jacyś inni z 'Kosmo
su nawiązują kontakt z sobą
Ci inni weclług naszych o-czeki- wań
to też istoty rozum-ne
równie mądrzy a może
J:awet mądrzejsi od 'nas Oni
również s-two-rzyli
wysoką cy-wilizację
j chcą się z nami
spotkać i rozmawiać Spotka-nie
takie będzie w pierw-szym
rzędzie wielką konfront-acją"
doświadczeń osiągnięć
i przekonań Już dziś prowi-dzon- e
są prace nad stworze-niem
kodu' "międzykosmicz-nego- "
coś w rodzaju espe-ranta
dla wszystkich rozum-nych
Powieści z rodza!u
'science fiction" i sensacyj-ne
filmy ciągle- - podsycają i
tak już wybujałą- - wyobraźnię:
Odrzućmy jednak wyohraź- -
r:'ę i (spróbujmy zastanowićl
sie spokojnie rad tymi za-gadnieniami
Będą' to raczej
riiważania z pograrreya na
uki i dziedzin które jeszcze
nauką nie są ais teraz gdy
człowiek zaczyna wkraczać 4
człowiek£zaczyn zdobywać
sve Dezposreauie sąsieaziwo
jslronomicznewolnćH nam
jących karabinów nieustraszenie
przyjmował atak po ataku i
walkę po walcs Przy każdym
natarć wroga pilot Stanisław
Targowski podciągał aparat w
kierunku atakującego samolotu
aby zmniejszyć powierzchnię
celu i skrócić czas trwania ata-ku
Lecz mimo błyskawicznych
uników i manewrowania wiele
niemieckich pocisków trafiło
wnętrze polskiego bombowca
napełniło się dymem ze strza-skanych
kulami „sea-marke-ró- w"
Zanim j"e ugaszono uka-zały
się wąskie języki płomieni
Samolot zaczął płonąć Lecz bój
Niemcami trwał nadal
Następny atak niemiecki przy-szedł
od 'tyłu Atakowali poje-dynczo
przechodząc z lewej w
prawo odprowadzane ogniem
strzelców z obydwu wieżyczek
„Ellen" Polacy walczyli z des-peracką
brawurą bez lęku o ży
cie Drugi pilot donosił walczą-cym
strzelcom' amunicję nawi-gator
gasił ogień a radioopera-tor
strzelał z bocznych karabi-nów
umieszczonych w środku
kadłuba samolotu
Nowy atak i drugi „Junkcs"
śmiertelnie ranny Po długiej
polskiej serii posypały się z nie
go potrzaskane szęści buchnął
kłąb dymu Mijając „Wellingto
na" stracił pewność lotu i zni-żył
się ku falom W ułamek se
kundy później dostał trzeci
który wyłączył si? z walki i po
leciał z dymiącym silnikiem w
stronę francuskich brzegów
Teraz załogi niemieckie stały
się ostrożniejsze i nie szły już
wprost do walki lecz trzymały
się z daleka w bezpiecznej od
ległości i wyczekiwały na dogo-dną
sytuację A tymczasem na
horyzoncie zamajaczyły kłęby
chmur— zbawienie dla postrze-lonego
„Wellingtona" który
bronił się resztką amunicji
Dojść do tych kłębów chmur —
to znaczyło ocaleć
Targowski prowadził maszy-nę
w ustawicznych unikach tak
że strzelcy mogli ostrzeliwać o-krążają-cych
ich Niemców a gdy
jeden z „Junkersów" wyskoczył
do przodu aby mu odciąć dro-gę
do zbawczych cumulusów
wykonał taki manewr jakby
chciał uderzyć w Niemca i sta-ranować
go w desperackim a-ta- ku
Pilot „Junkcrsa" nie wy-trzymał
nerwowo i odskoczył na
bok otwierając drogę Polakom
idać było wyraźnie że za-łogi
napastników czują
ię speszone niepomyślnym
przebiegiem walki i straciły już
nadzieję strącenia polskiej ma-szyny
Niemcy podjęli jeszcze
jedną próbę Podczas manewru
„Wellingtona" widząc dogodny
moment do ataku dwa „Junker-sy"
runęły do natarcia by od-ciąć
Polakom drogę do zbawczej
chmury Przywita! ich tak gwał-towny
ogień polskich strzelców
że szybko odskoczyły i tylko
czaiły się z boku Niemcy nie
mieli już odwagi atakować od
czoła tej szaleńczej załogi któ
Kosmiczne
rhyba wkraczać i w takie
rraniezne regiony
A więc pierwszym ważnym
w niniejszym rozważaniu bę-dzie
pytanie czy (oprócz nas)
w ogóle istnieją istoty ro-zumne
w materialnym
Wszechświecie? Dotychczas
jedynym chyba argumentem
przemawiającym za odpowie-dzią
twierdzącą jest opinia
którą za Lemem przytacza-my:
"Rrzumowanie biorące
za podstawę przekonanie o
naszej przeciętności okazało
się dotychczas niezawodne
i?lVieni sf™ położenie
v układzie Drogi
Mlecznej jest "przeciętne"
(ani na samym jej końcu ani
zbyt blisko centrum) i Droga
Itlleczna czyli nasza Galakty-ka
jest taką samą typową
spiralną galaktyką jak mi-liard- ys
innych Mamy więc
dosyć poważne powody dla
uznania cywilizacji ziemskiej
za dość typową zwyczajną z
rodzaju najczęściej spotyka-nych"
Rozumowania powyższe na
pewno nie jest niezawodne
alewydaje się być' rozsądne
Byłoby wręcz rodzajem py-chy
gdybyśmy myśfelHż je-steśmy
"wyjątkowym i' jedy-nym
"produktem ewolucji ko-smicznej
Niektórzy' uczeni obdarze-ni
dużą wyobraźnie w opar
ciu o to powyżej przytoczo-ne
rozumowanie próbowali
konstruować statystyki
mieszkańców Wszechświata
I1 tal' hp vón'Horner Ji Brac-- 1
welU zakładają że3 w naszej
Galaktyce zaledwie co ''sto-pięćdziesiatagwiazdafpoś- ia-da
"własne jrianetyczylpże
ii a ojsuiu idu miudiuuw
ra była gotowa iść na zderzenie
się z nimi „Wellington" upor-czywie
przebijał się ku chmu-rom
Wreszcie pierwsze kłęby
szarawych obłoków przemknęły
obok skrzydeł i kadłuba maszy-ny
a po kilku sekundach gęste
ich warstwy okryły postrzelamy
samolot Kontakt z nieprzy
cielem uległ przerwaniu Po
chwili odpoczynku w głębi
zbawczej chmury radiotelegra-fista
nadał do bazy depeszę o
zakończonej walce a zarazem
poinformował dowództwo że a-- t
łoga wobec silnych uszkodzeń
samolotu będzie lądowała na
najbliższym lotnisku na trasie
Z całej załogi „Ellen" nikt
nie doznał rany mimo że w ka-dłubie
i skrzydłach maszyny me-chanicy
znaleźli 57 dziur od po-cisków
wroga Na szczęście ża-den
z niemieckich pocisków nie
trafił w silniki
Na drugi dzień do dowództwa
Dywizjonu Ziemi śląskiej nr
304 nadszedł telegram gratila-cyjn- y
dowódcy Coastal Conm-an- d
następującej treści:
„Proszę złożyć moje gratula-cje
kapitanowi i załodze samo-lotu
E z dywizjonu 304 za wy-nik
w walce z sześcioma Juf!8
stoczonej w dniu 16 bm Cala
załoga wykazała wybitny hart
ducha i wolę walki przeciwko
przeważającemu liczebnie nic
przyjacielowi osiągając zna-mienny
wynik przez zestrzelenie
na pewno jednego i prawdopo-dobnie
dwóch nieprzyjaciel-skich
samolotów"
"Warf Office" "Air Mini-stry- "
zainteresowały się szcze-gólnie
wyczynem Polaków któ-rzy
udowodnili ie przestarzałe
krytykowane przez wszystkich
„Wellingtony" zdolne są do sta-wienia
czoła nawet sześciu nie-mieckim
„Junkcrsom 88" Ten
fakt trzeba było dobrze zarekla-mować
wobec całego świata
f rozpisała się prasa rozkrzycza-ło
się radio
Dokładnie w miesiąc później
ta sama załoga poleciała na nor-malny
patrol nad Atlantykiem
Na kogo jak na kogo ale na
nich czekano spokojnie bo prze-cież
taka załoga nie może nie
wrócić
Po paru godzinach podsłuch
doniósł: Samolot „Wellington
E" z dywizjonu 304 podał o go-dzinie
15 minut 30 następujący
meldunek: „Jestem atakowany
przez nieprzyjacielskie samolo-ty
myśliwskie" a potem SOS
pierwszą kreskę do namiaru O
godzinie 15 minut 49 krefeka
się urwała i od tej pory nie
było żadnych wiadomości Samo-loty
wysłane na poszukiwania
wróciły bez wyniku
Następnego dnia przeczytano
w rozkazie: „Jego Królewska
Mość Jerzy VI nadał odznac7e-n- a DFC" a potem: „Odzna-czeni
nie powrócili iz lotu w
dniu 16 paździeinika 1942 r"
Oto nazwiska tej załogi: Tar-gowski
Twardoch Oleś Piecho-wiak
Młynarski Kubacik Naz-wiska
te powinny się znaleźć w
Złotej Księdze Lotnictwa Pol-skiego
Władysław Kisielewski
spotkanie
gwiazd wchodzących w skład
Galaktyki wypada jeden mi-liard
układów planetarnych
Dalej — uczeni ci zakładają
że stworzona przez istoty ro-zumne
cywilizacja będzie
trwać tak długo jak na to
pozwoli ewolucja gwiazdy
macierzystej Przeprowadza-ne
przy takich założeniach kalkulacje matematycz-ne
prowadzą do wniosku że
średnia odległość między
dwoma sąsiednimi cywiliza-cjami
wewnątrz Galaktyki
wynosi mniej niż dziesięć lat
świetlnych
Ponieważ trudno jest przy-jąć
abyśmy dotychczas nie
zauważyli tak bliskich sąsia-dów
von Homer i Bracwell
są skłonni sądzić! że cywili-zacje
trwają raczej krótko w
porównaniu z życiem gwiaz-dy
czyżby cywilizacje po-pełniały
samobójstwa?
Tego rodzaju
opierają się na bar-dzo
wiotkich 'fundamentach i
np zakładanie że na każdej
planecie może 'powstać życie
a potem wysoce zorganizowa-na
cywilizacja nie musi być
prawdziwe Pisząc na ten te-mat
'J S Szkłowskijest bar-dziej
ostrożny bo oto co on
mówi: "Prawdbpodobieństwo
to może być w najbardziej
optymistycznym przypadku
bliskie jedności — może Tayć
również małe wynoszące np
1 1000000 a "nawet 1: 1-0000-
00000
W najbardziej
pesymistycznym przypadku
Ziemiastanowjjedyną koleb-kę!
istot rozumnych w naszej
Galalrtycefprzy zym powsta?
oczywiście iśósmfczną
skale aasu" w ł
Janusz A Ihnatowicz: Pejzaż z postaciami Oficyna Poe-tów
i Malarzy Londyn 1972
om poezji który leży na i rcjeżdia barszcz z mamą J moim biurku od paru mie-sięcy
jest w praKtyce książko-wym
debiutem autora Piszę „w
praktyce" gdyż złożony w wy-dawnictwie
„Znak" zbiór „Ty-grys"
czeka od lat (1956) nie
mogąc ujrzeć światła dzienne
go Jeżeli się w końcu ukaże to
chociaż będzie zawierał wiersze
wcześniejsze będzie w porząd-ku
chronologicznym tomem dru-gim
Janusz Artur Ihnatowicz uro-dził
się w Wilnie w 1929 r u-końc- zył
studia filozoficzne w
Dublinie w Irlandii Mieszkał w
Kanadzie od 1952 1958 potem
wrócił do Polski wykładał na
różnych uczelniach W 1962 zo-stał
wyświęcony na księdza
Wrócił do Kanady w 1967 do
Toronto gdzie mieszka jego ro-dzina
Obecnie jest wykładowca
na uniwersytecie w teksaskim
Houston
Pisał sztuki teatralne tłuma-czył
poetów amerykańskich
stworzył nowe wersje psalmów
Jest eseistą i krytykiem Ale
przede wszystkim jest poeta
Bodajże po raz pierwszy druko-wał
swoje wiersze w 1954 w
„Życiu Akademickim" wydawa-nym
w angieiskim Londynie
poprzedniku „Merkuriasza Pol-skiego"
i „Kontynentów" Po-nadto
drukował w „Wiadomoś
siach" „Kulturze" „Tygodniku
Powszechnym" „Więzi" „Zna-ku"
w „Oficynie Poetów i Ma-larzy"
Współpracuje ze„ Związ-kowcem"
Wiersze jego weszły
do antologii poetów -- Kontynentów
„Ryby na piasku" wydanej w
Londynie w 1965 (zawiera utwo-ry
fotografie i noty biograficz-ne:
Marii Badów icz Andrzeja
Buszy Ludwika Buyno Bogda-na
Czaykowskiego Adama Czer-niawskiego'
Jana Darowskiego
Ewy Dietrich Janusza Ihnato-wicz- a
Zygmunta Ławrynowi-cza
Mieczysława Paszkiewicza
Jerzego Sity Floriana śmieji i
Bolesława Ta'oorskicgo Cieka-wa
tania i ciągle jeszcze do o-trzym- ania
książka) Niedawno
Ihnatowicz figurował w antolo-gii
współczesnej poezji kapłań-skiej
„Słowa na pustyni" (Lon-dyn
1971)
O becny tomik złożony jest z
wierszem wolnym Ujęły mnie
od razu wiersze tryskające pra-wdziwą
radością Tak więc nie-co
napuszony tytuł nosząca „Na
Zmartwychwstanie Pańskie kan-tata
na soprany i alty rozpisa-na"
uchwyciła znakomicie na-strój
święta kościelno-Iudoweg- o
osadzonego w polskim krajobra-zie:
więc jak się nie radować
jeśli naicet icróble
świerkają jak skrzypce
i tata woła kurdesz
i wujkowie łyskają spinkami
i ciocie są jak bez
A teraz przejdźmy do na-tępne- go
również bardzo
ważnego pytania mianowi-cie:
czy dysponujemy dziś
środkami czy metodami "kos-micznej
łączności" przy po
mocy których mogłoby dojść
do spotkania z ewentualnie
istniejącymi we Wszechświe
cie rozumnymi istotami?
Przy dzisiejszych możliwo-ściach
najprostszą metodą
wydawałaby się łączność ra-diowa
Zagadnienie takiej
łączności na skalę kosmicz-n- ą
pierwsi analizowali G
Cocconi i Ph Morrison w
1959 ar Według słów Morri-son- a
prowadzenie nasłuchu
radiowego na wszystkich
możliwych częstościach (dłu-gościach
fal) to zupełnie to
samo jakby się ktoś wybrał
na spotkanie z przyjacielem
w Nowym Jorku nie umó-wiwszy"
się z nim poprzedn-ni- o
w jakim punkcie miasta
mają się spotkać W dalszych
pracach nad zbudowaniem
łączności z Kosmosem uczę-- 1
ni doszli ao wniosKujze naj-bardziej
skuteczną metodą
będzie-- 1 linia promieniowania
radiowego o częstości 1420
MHz (fala o długości 21 cm)
Jest to długość faliŁ emitowa-nej
przez najpopularniejszy
pierwiastek we Wszechświe-cie
— wodór
W czasie gdy Cocconi i
Morrison przemyśliwali nad
możliwościami] międzycywili-zacyjn- ej
łączności-(istniał- a już
konkretny projekt aparatury
do tego celu i- - to-pracują- cej właśnie nafali i21 cm Auto-rem
projektu był młody ra:
'dioastronom z Uniwersytetu
Harvafda''E DDrakeMme- -
rykanskim zwyczajem pro
il_ „ilŁ~ 1xL
--'ii-i t v & t_ JxLJ!ik%&%t&%¥$&JJJi
JŁpvi 'C 1 t £W fjn
STR f — — - v — w _- - — _ -
4 f -
—
—
-
'
f
"
„
—
— —
—
i
'
'
i
i
i
t —
— r
i
:
—
'
-
-
i ii I
' w
i —
-
Podglqdanie nocy
i shńce też zapala
strój kurdesz nad kurdeszami
Wspomnienie dzieciństwa kil-kakrotnie
wyziera z kart tomu
Będzie to myśl o kompensatach
chorowania w postaci lektury o
św Marcinie czy też ciepło i pu-szysto- ść
poduszek rzewnie hołu-bionych
w pamięci ale już zs
złowróżbnym wstrętem że „o
zmierzchu wysuwa się zza firan-ki
straszny Cisn" Ten „pan
Cień" nawraca ale w groźniej-szej
postaci w wieiszu „Wydzie-dziczenie"
Nie ma już matki
efektywnego obrońcy w dzieciń-stwie
Nie ma leż wyjścia: „nie-bo
— nie słucha" ofiara jest
wmurowana „w ściany piekła"
na zawsze W wierszu tym tzw
turpizm pieniący się wśród pol-skich
poetów święci swoje kana-dyjskie
triumfy
„Dzieci w oknie" nie ty lko mi-łośnie
przypominają zabawy nic
tylko kojarzą si? z dorastaniem
i utratą dzieciństwa ale także
z kataklizmem woiny kiedy to
„huki wisiały na gałęziach wy-straszonych
klonów" Niewiele
z tych cudowności zostało: „Su-che
pióra ucichłych anio-łów"
Ale głównie mamy medytacje
zadumę nad życiem nad prze-mijaniem
nad upływem czasu
Wiersz "O mors amabilis amor
amaus" traktując o starości od-skakuje
z prozaicznych trywiów
w krainę cudów bajki i marzeń
tym piękniejszych że niespeł-nionych:
o poddas:e wypełnione
księżycem
i tym co przecie być mogło
A jednak nie należy patrzeć
na czas jako na wroga ale wi-dzieć
jego funkcję w każdej fa-zie
naszego życia „Journales-que- "
jest pięknym współczują-cym
wierszem bezpośrednim i
łatwym do odbioru Podobnie
miłe dla czytelnika będą tęskno-ty
do poetyckich udziwnień ty-pu
Gałczyńskiego Ihnatowicz
mistrza Ildefonsa lubi i dedy-kuje
mu wiersze jak choćby
chagalowski obrazek Krakowa
pisany „z daleka od Krakowa"
S potykamy też choć nie czę- - sto temalykę patriotyczną
Jest ona zaprawiona sporą dozą
ironii a przedstawiona jest na
szerokiej kanwie historycznej:
p a r t y k u larz reprezentowany
przez podchorążych i Belweder
widziany jest uniwersalnie i a-pokalipty-cznle
Poezja Ihnatowicza jest war-sztatowo
i językowo bogata Ma
wiele szczęśliwych sformułowań:
„osamotniony jak krok na pu-stej
ulicy" czy „w miłości man-ko
zrobione" ma nowatorskie
zwroty „wzrok przezroczy" czy
brutalne „i leci z kubełka mi-łość
na podwórze" Raz jest in-teligentny
i zręczny:
zawsze mówiłem że Jcarpia
podaje się na gorąco na harfie
jekt otrzymał nazwę Na
cześć baśniowej księżniczki
z zaludnionej tajemniczymi
stworami krainy Oz nazwa-na
go programem Ozma A-parat-ura
zainstalowana w ra-dioobserwato- rium
w Green
Bank rozpoczęła pracę rano
8 kwietnia 1960 r Nasłuch
trwał łącznie 150 godzin Nie-stety
bez rezultatu Być mo-że
że inne cywilizacje — je-żeli
istnieją — znajdują się
znacznie dalej od Ziemi niż
pierwotnie sądził Drakę a to
powodowałoby dodatkowe
trudności
Oprócz radiowych można
wyobrazić ieszcze
inne bardziej bezpośrednie
spotkania z rozumnymi isto-tami
Automatyczne sondy
kosmiczne i loty rakietowe z
załogą W obydwu wypad-kach
istnieje jednak ten sam
problem — skąd czerpać e-ner- gię
na loty tak długodys-tansowe?
W przypadku lo-tów
z' załogą występuje do-datkowa
jeszcze trudność —
czas lotu Ile pokoleń kosmo-nautów
musiałoby wymrzeć
wewnątrz rakiety podczas lo-tu'
do gwiazdy odległej od
Ziemijip o tysiąc lat świetl-nych?
Teoretycznierzecz bio-rąc
jest wyjście z tej sytua-cji
Oto co Szkłowski na ten
temat mówi:" "Jeżeli pręd
kość ruchu kosmicznego stat-ku
będzie bliska prędkości
światła to czas dla pasaże-rów
takiego statku będzie
płynął znacznie wolniej niż
czasjna planecie z której wy-startowali
Pasażerowie' stat-ku
kosmicznego będą więc w
zasadzie mogli w~ ciągu' swe-go-życiadokonywać-lo- tów
na
ogromne" pdległościibo' jse-tekj- a1 nawet'' tysięcy _lat
świetlnych! nieznacznie Tsię
starzejąc"1 &$' fr
Aler nawet gdyby irakifr
żeby grała ryba łuskami
a tu mi dają rybę to galarecie
niemą utopioną we szkle
bez cienia muzyki
i stoję łiad pustymi nutami
W innym miejscu cienki kon-cept
zastępuje bezpośredniość i
szorstkość:
crego ci trzeba więcej
kochana krowo?
trawy zielonej miłości trochę
dachu nad głową i łóżka pod
Od początku twórczości poe-tyckiej
Ihnatowicza towarzyszy!
przymiotnik: filozoficzna Ta
wczesna skłonność do zadumy i
melancholii i dziś cechuje gros
jego wierszy Wydaje się że od-rzucenie
ofert świata w „Tygry-sie"
nie było kategoryczne i że
nadal błąkają si? echa dylema-tu
w „Pejzażu z postaciami"
Było by zbytnim uproszczeniem
powiedzieć że o ile w pierw-szym
tomiku Ihnatowicz rozpra-wił
się ze światem o tyle w bie-żącym
boryka się z człowiekiem
z sobą Niemniej stacza nie zaw-sze
zwycięski bój z otaczającym
go scnsualizmeri Wprawdzie
pokazuje nam teory żującego
plebana nie znającego życia bo
ibraeje
Wśród książek o których czę-sto
mówi się w „Związkowcu"
znajduje dzisiaj swe miejsce
poezja polska po francusku
Wspominam o niej z radością
nie tylko dlatego że tak rzadko
piszemy w obcych językach ale
również ze względu na tak do-bry
istotnie język francuski
Wibracjami rozmyślań na
zwałbym wydany obecnie w
Szwajcarii tomik wierszy Stefa-na
K Gackiego poety polskie-go
osiadłego od 1952 roku w
Stanach Zjednoczonych Tytuł
faktyczny jest inny: VIBRA-TION- S
Choix de poćmes 1924—
—1971 Traduction de Lucicnne
Rey Wybór wierszy 1924—1971
w tłumaczeniu Lucienne Rey
wydawnictwo żywej Polski w
Genewie Poesie Vivante Tomik
tych poezji obejmuje nie tylko
wiersze zawarte w „Rozmyśla-niach"
wydanych w 1971 roku
ale również nowe między inny-mi
O Słodkiej Maji która zja-wia
się na czele małych bogów
lasów i gór grających na lirze
kobzie i flecie
Zaproszenie
Przed blisko czterdziestu laty
ukazała się w Polsce książka pt:
„Odkrycie Ameryki" Był to wy-nik
dwóch wczesnych podróży
Aleksandra Janty do Stanów
Zjednoczonych
Nikt a najmniej chyba autor
lej książki nie przypuszcza! wte-dy
że razem z dziesiątkami ty-sięcy
rodaków wyrzuconych
wojną i jej wynikami poza ob-ręb
ojczyzny przyjdzie mu prze-nieść
się do Stanów Zjednoczo-nych
na stałe Ani że podobnie
jak wszyscy zmuszony zostanie
tutaj do zaczynania życia już
bogatego w przygody i osiągnie- -
nj3) tak jakby od początku
ta mogła osiągnąć prędkość
bliską prędkości światła to
istnieją jeszcze inne poważ-ne
problemy bo — jak ob-liczono
— aby za życia zało-gi
osiągnąć średnio odległą
galaktykę masa paliwa mu-siałaby
być 100000 razy wię-ksza
od masy użytecznej ra-kiety
Jak widzimy trudności są
ogromne Czyż więc w ogóle
istnieją perspektywy kos-micznego
spotkania?
Według opinii uczonych ' I najrozsądniejszej możliwości
pozostają w dziedzinie kon-taktu
radiowego ale i w tej
dziedzinie jest tyle trudno-ści
że w wyniku ich rozwa-żania
dochodzi się do raczej
pesymistycznego wniosku
Wydaje się że jesteśmy ska-zani
na izolacje Tylko szczę-śliwy
przypadek może zrobić
wyłom w izolującej nas ba-rierze
--Ta szczelniejsza od
betonowych bloków bariera
to odpowiednio "rozrzedzo-na"
pustka Wszechświata
Czy oznacza to że człowiek
nie powinien podejmować
żadnych kroków w kierunku
poszukiwania' podobnych so-bie
istot? Cocconi i Morrison
trafnie zauważyli pisząc:
"Trudno ocenić jakie jest
prawd opodobieństwo powo-dzenia
ale jeśli zupełnie nie
prowadzić poszukiwań praw-dopodobieństwo
pomyślnego
wyniku będzie równe zeru"
A v(ięc jesteśmy1 tak tro-chę
w położeniu romantycz
nie nastrojonego młodzień-ca
który mimo brzydkiej
pogody wyczekuje pięknej
nieznajomej Wymarzył Ją
sobie' wie 'jak wygląda jest
pewny że ona istniejeLzę
(chyba) kiedyś" się"zjawi zet
przyjdzie napotkanie' rf I
-- r V ~':S? Blicharski £
toczy się ono obok Ale kiedy
autor dobitnie nazwie sytuację:
„kobiecy wrzask potem śmiech
szuranie i pomruk zadowolone-go
chama" nie wiemy czy po-tia- fi
na zwierzę w innych i w
sobie spojrzeć z wyrozumiało-ścią
i przebaczeniem Bo dopie-ro
wtedy przyjdzie ulga ochło-da
odpoczynek jak po fizycz-nym
dniu wgorącym klimacie
Ale pamiętamy że cień to nic
tylko odetchnienie To także
dziecinny pan Cień to także re-zygnacja
koniec śmierć Sytua-cja
więc zawiła i paradoksalna
Stąd ten krajobraz wewnętrzny
wymaga nieraz ezoterycznych
środków ekspresji zamazanych
konturów ciemnych odcieni no-cy
Bo mimo przychylności pa-mięci
i uciech życia poeta wie
że
z tamtej strony powieki
mc ma ]uż żadnych pokoi
Tomik pięknie jak już jest
jej zwyczajem wydała londyń-ska
Oficyna Poetów i Malarzy
tak zasłużona dla poezji i kul-tury
polskiej w ogóle
Florian Śmieja
rozmyślań
Lucienne -- Rey tłumaczka
wierszy Stefana Gackiego jest
oczywiście poetką Napewno —
dobrą poetką W swej transmi-sji
poetyckiej potrafiła lekko
zmieścić i przenieść nie tylko
myśli Gackiego ale równn:
rozmaitość harmonijną choć tak
podzieloną na światła kolory i
rytmy i zachować żywy kieru-nek
Polaka we własnej francu-skiej
interpretacji
„Rozmyślania" wydane zosta-ły
w roku ubiegłym przez Sig-ma
Press warsztat typograficz-ny
Stanisława Piaskowskiego' w
Albany w stanie New York
Artystyczne wydanie Wydane
w Genewie „Vibrations" nie
jest pozbawione Piaskowskiego
znajdują się jego trzy ilustra-cje
Poesie Vivanle tłumacząc z
francuskiego jest „trybuną
międzynarodową poezji" Do-brze
że na trybunie znalazło się
w tym roku dwóch Polaków
T S
do przedpłaty
Opowiadanie o przeżyciach i
doświadczeniach tego „zaczyna-nia
od początku" złożyło się na
ciekawy i barvny a chwilami
także zabawny pamiętnik
Ukac się on jeszcze w roku
bieżącym jako obficie ilustrowa-na
książka pod tytułem: NOWE
ODKRYCIE AMERYKI
Tom liczący blisko 400 stron
zawiera treść szczególnie zajmu-jącą
dla każdego kto podobną
drogą odbudowywać sobie mu-siał
życic w trudnych warun-kach
obcego często i nie zawsze
przychylnego otoczenia
Tak jak to czynił autor „No-wego
Odkrycia -- Ameryki" gdy
nie wyzbywając się wierności
Polsce znalazł sobie w społe-czeństwie
amerykańskim miejs-ce-
i sens istnienia
Jest-- to pamiętnik który zdo-będzie
sobie nieobojętną pozy-cję
w dziejach' nowej emigracji
jej osiągnięć i niedociągnięć jej
upadków i wzlotów jej poten-cjałów
powag i śmiesznostek
Londyńskie „Wiadomości" za-mieszczą
spisy imienne subskry-bentów
w miarę nadchodzenia
zamówień Pełne ich zestawienie
ukaże się w książce
W przedpłacie cena książki z
przesyłką wynosi: US $600
Zamówienia z czekiem lub
MO w dowolnej walucie wy-stawionym
na nazwisko autora
hinmwnA nalnłw )nnnćinr1n!n
na jeg0 a(ires:
Hampton Bays NY 11946
PO Box 637
Aleksander Janta
USA
lub:
„Wiadomości"
67 Great Russel Street
London WC 1 England
Xju£# bPW StoH
PIANINA
AKORDEONY
GITARY
CofcolwMt kupvKl w Mki
tl muzyki '— nbyw4el
bczpoirtdnto od IMPORTERA
nczfdttlM
AŻ DO 40%
CMwMiclt nawlkuy
w Ontario
OfRODEK MUZYCZNY MMWmiij
Whouse ofmusic lto('s
553QuMn St Wtt Toront
& TtlMMfMl -- iH
li)
iLsaItM'
fl¥%r t
Object Description
| Rating | |
| Title | Zwilazkowiec Alliancer, September 08, 1972 |
| Language | pl |
| Subject | Poland -- Newspapers; Newspapers -- Poland; Polish Canadians Newspapers |
| Date | 1972-09-08 |
| Type | application/pdf |
| Format | text |
| Identifier | ZwilaD2000935 |
Description
| Title | 000577 |
| OCR text | m3mMMSM¥M¥MmmMsmimimmwismnwmfmwm2w:sS£ST2 rsjpvs&''ir&ifrAirr&T&to&&TM)¥r£hjf'óM- - Mstfwra fcifnssiriłiłmTii"-- ! jTł'mv n n te r')Kij_r y wti-fjfi- a rii' %uMivjL_2Arj&ał — #- -" — — k ' 'JBi-Mił'n"- -' #a# ":' l V - ' ' "7WIA#"7irnWIPC" WwB—ZESIEA fSantambarl nUłak 8 _ 107? Jeden Bitwa o Atlantyk przybierała sile Tonaż okrętów zatap-anyc- h przez nie-mieckie okręty podwodne trzy-krotnie przekraczał możliwości produkcyjne stoczni brytyjskich i amerykańskich- - Mimo rozpacz-liwych wysiłków Roj al Navy nie potrafiła odeprzeć podwodnych ataków wroga Do walki skiero-wano wtedy lotnictwo Niemie-ckie okręty podwodne które spędziły z mona siatki sprzy-mierzonych same z kolei mu-siały wycofać się z Atlantyku na którym zapanowały bombow-ce Obrony Wybrzeża W odpowiedzi na to Niemcy rzucili do walki swoje samolo-ty W pierwszej fazie zwycięż} iy maszyny Luftwaffe które wy-parły znad morza alianckie bom-bowce i otworzyły drogę dla „wilczych stad" Docnitza sil-nych zgrupowań łodzi podwod-nych uzbrojonych w szybko-strzelne działka i wyposażonych w nie spotykane dotąd urządze-nia radarowe które ułatwiały wykrywanie powietrznego wro-ga i: uprzedzanie jego niespo-dziewanych ataków Alianci wy-słali nad Atlantyk myśliwskie samoloty szybsze i lepiej uzbro-jone niż maszyny Luftwaffe o-r- az nocne bombowce wyposażo-ne w potężne reflektory i sprzęt radarowy jeszcze wyższej jako-ści Na przewagę techniczną alian-tów Niemcy odpowiedzieli iloś-cią Niebo nad Atlantykiem za-mieniło się w dżunglę a straly po obu stronach były bardzo wysokie W tych krytycznych chwilach do Bilwy o Atlantyk wszedł Dywizjon Ziemi śląskiej nr 304 — jedyny dywizjon któ-ry w historii Polskich Sił Po-wietrznych nosił nazwę śląska i jedyny polski dywizjon Rozpo-znania Morskiego pełniący służ-bę w Coastal Commando Rankiem 16 września 1942 r załoga „Wellingtona" oznaczone-go literą „E" jak „Ellen" wy-startowała na normalny patrol ponad Atlantykiem Wypadki dnia poprzedniego zaginięcie kilku maszyn alianckich które nie powróciły do bazy oraz wia-domości o ściągnięciu przez Niemców nowych dywizjonów Luftwaffe- - do Brcstu — wszyst-ko to wpłynęło na starannicj-- " sze niż zwykje przygotowanie do IoturnttoFego' trasa "wiodła od mglistej Brytanii aż do słone-cznych brzegów iberyjskich Pogoda tego dnia była piękna i chmury wiszące gęsto nad An-glią skończyły się o kilkadzie-siąt kilometrów od brytyjskich brzegów Taka piękna pogoda nic była korzystna -- dla wellingtona który lecąc samotnie przez bez-chmurne niebo nie ma się gdzie schronić przed atakami myśliw-ców rt-- j Załoga pracowała normalnie tylko obserwację powietrza i morza prowadziła z większym nasileniem W miarę upływu czasu temperatura wzrastała słońce przygrzewało silniej o-cc- an zmieniał barwę a niebo stawało się jaśniejsze I tak mi-jały godziny podczas których bombowiec lecąc w ciągłych zmianach kursu patrolował wielkie połacie Atlantyku Wreszcie okrzyk:y Hiszpa-nia! Gdy lotnik nad bezkresem wód usłyszy słowo „ląd" odczu-wa to samo co marynarz który po długiej podróży zobaczy wreszcie brzegi Dla lotnika podczas patrolu atlantyckiego okrzyk ten oznaczał że pierwszą połowę niebezpiecznej drogi ma już za sobą Toteż członkowie załogi „Ellen" wpatrywali się z ulgą w jasne złociste brzegi i wymieniali krótkie zdania na temat nadobnych Hiszpanek pomarańcz i Mirandy — osła- - wionego obozu dla internowa-nych żołnierzy alianckich któ-rzy przedzierali się do Wielkiej Brytanii by dalej walczyć z Niemcami- - Potem „Wellington4 wykonał majestatyczny wiraż i zadzierając dziób w górę ruszył w drogę powrotną aby znów w ciągłych zmianach kursu prze-mierzać Atlantyk O godz 1612 jeden z lotnl-ikó- w spostrzegł po prawej stro-nie pojedynczy samolot Niemal v tym 'samym momencie prze- - idrii strzelec'zauważył trzy samo loty które nadlatywały z lewej a w dali na 'horyzoncie'— jesz cze dwie maszyny Wszystkie leciały w kierunku północnym Nie ulegało wątpliwości że to samoloty niemieckie i jeżeli' ich rzałogi 'spostrzegły Wellingtona" to już'"w najbliższych minutach 'powinien nastąpić aUdtByłyJo -- fjunkersy 88 ażdy szybszy zwrotniejszy ir'lepicj uzbrojony Sniż samoloty „wellington & -- r o robić? Jeszcze cień na-- YiTdzici: możc nie "zauważą sa- - tWJiibtnej 1?5 maszyny Ale ma- - 7ćwj:który wnet wykpnały 'nie-- % jimieckfc samoloty nK pozosta- - lr -- iWł" ""T"' V-- mv& r v a-lianck- ich lać nierówną walkę i bez naj- - 1 --"3'-źw i£tómSii' IM przeciw sześciu mniejszej szansy stoczyć bój o życie a raczej o to by sprzedać je możliwie najdrożej Tercz wszystko zależało od hartu zało-gi z jej odporności psychicznej woli walki i pogardy śmierci — Z tych sześciu Niemców przynajmniej jeden musfzginąć z nami! oznajmił kolegom pierwszy pilot który był dowód-cą załogi Dlaczego tylko jeden? zdziwił się przedni strzelec Poleciały w dół bomby głębi-nowe wyrzucano je by ulżyć maszynie „Wellington" ostrym nurkiem zszedł tuż nad wodę by zabezpieczyć się przed ata-kami z z dołu „Junkersy" zbliżały się ku bombowcowi który niemal do-tykając skrzydłami wody leciał w ciągłych zygzakach które przypominały ruchy olbrzymiej żmii Do bazy w dalekiej An-glii pomknęła radiowa wiado-mość nadana ekstern otwar-tym: „SOS! Jesteśmy atakowani przez sześć samolotów" Ale na-danie tej depeszy nic im nic mogło pomóc Niemcy zbliżali się i wactila-rzowaty-m szykiem okrążali ślą-zaków Po kilku sekundach trzy junkersy z lewej strony ru nęły do ataku Walka była za-cięta Pierwszy z atakujących Niem-ców szedł wprost na „Wellingto-na" i z bliskiej odległości otwo rzył ogień z działek Po dwóch obronnych seriach polskich strzelców przerwał alak ostro wyrwał w górę i odszedł w głę bokim skręcie Obaj polscy strzelcy odprowadzali go og-niem swoich karabinów Pierwszy „Junkers" nie zdą żył jeszcze się oddalić gdy już następny poszedł do ataku „Wellington" zwrócił się ku nie-mu Niemiec szedł jak burza strzelając bezustannie Przedni strzelec wellingtona przypuścił go blisko i waląc krótkimi seria-mi krzyknął: — Co się pchasz? Czy nie wi dzisz polskiej szachownicy? Dalsze słowa zagłuszył grze chot pocisków tłukących w ka dłub ti skrzydła „Wellingtona" Nagle z lewego silnika niemiec-kiej maszyny buchnęły kłęby dymu Radosny okrzyk polskich strzelców zmieszał się z jazgo-tem kaemów i rykiem silników walczących maszyn Pilot „Jtin- - kersat stracił panowanie nad maszyną i szedł na zderzenie 7 lecącym prosto na niego „Wel lingtonem" Zbliżali się do sie bie w błyskawicznym tempie W ostatnim momencie pilot „El len" zdążył oddać stery i prze-szedł tuż pod „Junkcrscm" któ ry przesłonięty dymem zwalił się do wody Do ataku poszły teraz dwa „Junkersy" z prawej Na tle ja zgotu kaemów dźwięczały szyb kie jak myśl zdania: Atak z przodu unik Aiak z lewej Samotny „Wellington" osło-nięty dymem z bez przerwy gra bywają na świecie spotkania — wielkie i małe Spotkania jakie miały miejsce' w Jałcie Poczdamie Paryżu lub w Moskwie to spotkania --wielkie- na naj-wyższym szczeblu Natomiast spotkania dwóch sąsiadek to spotkania małe tzw pod-wórkowe Od pewnego czasu czło-wiek coraz częściej wybiega myślą naprzeciw jeszcze in-nego zupełnie nowego ma-jącego wymiar kosmiczny spotkania Mieszkańcy Ziemi razywająćy się dumnie ludz kością i jacyś inni z 'Kosmo su nawiązują kontakt z sobą Ci inni weclług naszych o-czeki- wań to też istoty rozum-ne równie mądrzy a może J:awet mądrzejsi od 'nas Oni również s-two-rzyli wysoką cy-wilizację j chcą się z nami spotkać i rozmawiać Spotka-nie takie będzie w pierw-szym rzędzie wielką konfront-acją" doświadczeń osiągnięć i przekonań Już dziś prowi-dzon- e są prace nad stworze-niem kodu' "międzykosmicz-nego- " coś w rodzaju espe-ranta dla wszystkich rozum-nych Powieści z rodza!u 'science fiction" i sensacyj-ne filmy ciągle- - podsycają i tak już wybujałą- - wyobraźnię: Odrzućmy jednak wyohraź- - r:'ę i (spróbujmy zastanowićl sie spokojnie rad tymi za-gadnieniami Będą' to raczej riiważania z pograrreya na uki i dziedzin które jeszcze nauką nie są ais teraz gdy człowiek zaczyna wkraczać 4 człowiek£zaczyn zdobywać sve Dezposreauie sąsieaziwo jslronomicznewolnćH nam jących karabinów nieustraszenie przyjmował atak po ataku i walkę po walcs Przy każdym natarć wroga pilot Stanisław Targowski podciągał aparat w kierunku atakującego samolotu aby zmniejszyć powierzchnię celu i skrócić czas trwania ata-ku Lecz mimo błyskawicznych uników i manewrowania wiele niemieckich pocisków trafiło wnętrze polskiego bombowca napełniło się dymem ze strza-skanych kulami „sea-marke-ró- w" Zanim j"e ugaszono uka-zały się wąskie języki płomieni Samolot zaczął płonąć Lecz bój Niemcami trwał nadal Następny atak niemiecki przy-szedł od 'tyłu Atakowali poje-dynczo przechodząc z lewej w prawo odprowadzane ogniem strzelców z obydwu wieżyczek „Ellen" Polacy walczyli z des-peracką brawurą bez lęku o ży cie Drugi pilot donosił walczą-cym strzelcom' amunicję nawi-gator gasił ogień a radioopera-tor strzelał z bocznych karabi-nów umieszczonych w środku kadłuba samolotu Nowy atak i drugi „Junkcs" śmiertelnie ranny Po długiej polskiej serii posypały się z nie go potrzaskane szęści buchnął kłąb dymu Mijając „Wellingto na" stracił pewność lotu i zni-żył się ku falom W ułamek se kundy później dostał trzeci który wyłączył si? z walki i po leciał z dymiącym silnikiem w stronę francuskich brzegów Teraz załogi niemieckie stały się ostrożniejsze i nie szły już wprost do walki lecz trzymały się z daleka w bezpiecznej od ległości i wyczekiwały na dogo-dną sytuację A tymczasem na horyzoncie zamajaczyły kłęby chmur— zbawienie dla postrze-lonego „Wellingtona" który bronił się resztką amunicji Dojść do tych kłębów chmur — to znaczyło ocaleć Targowski prowadził maszy-nę w ustawicznych unikach tak że strzelcy mogli ostrzeliwać o-krążają-cych ich Niemców a gdy jeden z „Junkersów" wyskoczył do przodu aby mu odciąć dro-gę do zbawczych cumulusów wykonał taki manewr jakby chciał uderzyć w Niemca i sta-ranować go w desperackim a-ta- ku Pilot „Junkcrsa" nie wy-trzymał nerwowo i odskoczył na bok otwierając drogę Polakom idać było wyraźnie że za-łogi napastników czują ię speszone niepomyślnym przebiegiem walki i straciły już nadzieję strącenia polskiej ma-szyny Niemcy podjęli jeszcze jedną próbę Podczas manewru „Wellingtona" widząc dogodny moment do ataku dwa „Junker-sy" runęły do natarcia by od-ciąć Polakom drogę do zbawczej chmury Przywita! ich tak gwał-towny ogień polskich strzelców że szybko odskoczyły i tylko czaiły się z boku Niemcy nie mieli już odwagi atakować od czoła tej szaleńczej załogi któ Kosmiczne rhyba wkraczać i w takie rraniezne regiony A więc pierwszym ważnym w niniejszym rozważaniu bę-dzie pytanie czy (oprócz nas) w ogóle istnieją istoty ro-zumne w materialnym Wszechświecie? Dotychczas jedynym chyba argumentem przemawiającym za odpowie-dzią twierdzącą jest opinia którą za Lemem przytacza-my: "Rrzumowanie biorące za podstawę przekonanie o naszej przeciętności okazało się dotychczas niezawodne i?lVieni sf™ położenie v układzie Drogi Mlecznej jest "przeciętne" (ani na samym jej końcu ani zbyt blisko centrum) i Droga Itlleczna czyli nasza Galakty-ka jest taką samą typową spiralną galaktyką jak mi-liard- ys innych Mamy więc dosyć poważne powody dla uznania cywilizacji ziemskiej za dość typową zwyczajną z rodzaju najczęściej spotyka-nych" Rozumowania powyższe na pewno nie jest niezawodne alewydaje się być' rozsądne Byłoby wręcz rodzajem py-chy gdybyśmy myśfelHż je-steśmy "wyjątkowym i' jedy-nym "produktem ewolucji ko-smicznej Niektórzy' uczeni obdarze-ni dużą wyobraźnie w opar ciu o to powyżej przytoczo-ne rozumowanie próbowali konstruować statystyki mieszkańców Wszechświata I1 tal' hp vón'Horner Ji Brac-- 1 welU zakładają że3 w naszej Galaktyce zaledwie co ''sto-pięćdziesiatagwiazdafpoś- ia-da "własne jrianetyczylpże ii a ojsuiu idu miudiuuw ra była gotowa iść na zderzenie się z nimi „Wellington" upor-czywie przebijał się ku chmu-rom Wreszcie pierwsze kłęby szarawych obłoków przemknęły obok skrzydeł i kadłuba maszy-ny a po kilku sekundach gęste ich warstwy okryły postrzelamy samolot Kontakt z nieprzy cielem uległ przerwaniu Po chwili odpoczynku w głębi zbawczej chmury radiotelegra-fista nadał do bazy depeszę o zakończonej walce a zarazem poinformował dowództwo że a-- t łoga wobec silnych uszkodzeń samolotu będzie lądowała na najbliższym lotnisku na trasie Z całej załogi „Ellen" nikt nie doznał rany mimo że w ka-dłubie i skrzydłach maszyny me-chanicy znaleźli 57 dziur od po-cisków wroga Na szczęście ża-den z niemieckich pocisków nie trafił w silniki Na drugi dzień do dowództwa Dywizjonu Ziemi śląskiej nr 304 nadszedł telegram gratila-cyjn- y dowódcy Coastal Conm-an- d następującej treści: „Proszę złożyć moje gratula-cje kapitanowi i załodze samo-lotu E z dywizjonu 304 za wy-nik w walce z sześcioma Juf!8 stoczonej w dniu 16 bm Cala załoga wykazała wybitny hart ducha i wolę walki przeciwko przeważającemu liczebnie nic przyjacielowi osiągając zna-mienny wynik przez zestrzelenie na pewno jednego i prawdopo-dobnie dwóch nieprzyjaciel-skich samolotów" "Warf Office" "Air Mini-stry- " zainteresowały się szcze-gólnie wyczynem Polaków któ-rzy udowodnili ie przestarzałe krytykowane przez wszystkich „Wellingtony" zdolne są do sta-wienia czoła nawet sześciu nie-mieckim „Junkcrsom 88" Ten fakt trzeba było dobrze zarekla-mować wobec całego świata f rozpisała się prasa rozkrzycza-ło się radio Dokładnie w miesiąc później ta sama załoga poleciała na nor-malny patrol nad Atlantykiem Na kogo jak na kogo ale na nich czekano spokojnie bo prze-cież taka załoga nie może nie wrócić Po paru godzinach podsłuch doniósł: Samolot „Wellington E" z dywizjonu 304 podał o go-dzinie 15 minut 30 następujący meldunek: „Jestem atakowany przez nieprzyjacielskie samolo-ty myśliwskie" a potem SOS pierwszą kreskę do namiaru O godzinie 15 minut 49 krefeka się urwała i od tej pory nie było żadnych wiadomości Samo-loty wysłane na poszukiwania wróciły bez wyniku Następnego dnia przeczytano w rozkazie: „Jego Królewska Mość Jerzy VI nadał odznac7e-n- a DFC" a potem: „Odzna-czeni nie powrócili iz lotu w dniu 16 paździeinika 1942 r" Oto nazwiska tej załogi: Tar-gowski Twardoch Oleś Piecho-wiak Młynarski Kubacik Naz-wiska te powinny się znaleźć w Złotej Księdze Lotnictwa Pol-skiego Władysław Kisielewski spotkanie gwiazd wchodzących w skład Galaktyki wypada jeden mi-liard układów planetarnych Dalej — uczeni ci zakładają że stworzona przez istoty ro-zumne cywilizacja będzie trwać tak długo jak na to pozwoli ewolucja gwiazdy macierzystej Przeprowadza-ne przy takich założeniach kalkulacje matematycz-ne prowadzą do wniosku że średnia odległość między dwoma sąsiednimi cywiliza-cjami wewnątrz Galaktyki wynosi mniej niż dziesięć lat świetlnych Ponieważ trudno jest przy-jąć abyśmy dotychczas nie zauważyli tak bliskich sąsia-dów von Homer i Bracwell są skłonni sądzić! że cywili-zacje trwają raczej krótko w porównaniu z życiem gwiaz-dy czyżby cywilizacje po-pełniały samobójstwa? Tego rodzaju opierają się na bar-dzo wiotkich 'fundamentach i np zakładanie że na każdej planecie może 'powstać życie a potem wysoce zorganizowa-na cywilizacja nie musi być prawdziwe Pisząc na ten te-mat 'J S Szkłowskijest bar-dziej ostrożny bo oto co on mówi: "Prawdbpodobieństwo to może być w najbardziej optymistycznym przypadku bliskie jedności — może Tayć również małe wynoszące np 1 1000000 a "nawet 1: 1-0000- 00000 W najbardziej pesymistycznym przypadku Ziemiastanowjjedyną koleb-kę! istot rozumnych w naszej Galalrtycefprzy zym powsta? oczywiście iśósmfczną skale aasu" w ł Janusz A Ihnatowicz: Pejzaż z postaciami Oficyna Poe-tów i Malarzy Londyn 1972 om poezji który leży na i rcjeżdia barszcz z mamą J moim biurku od paru mie-sięcy jest w praKtyce książko-wym debiutem autora Piszę „w praktyce" gdyż złożony w wy-dawnictwie „Znak" zbiór „Ty-grys" czeka od lat (1956) nie mogąc ujrzeć światła dzienne go Jeżeli się w końcu ukaże to chociaż będzie zawierał wiersze wcześniejsze będzie w porząd-ku chronologicznym tomem dru-gim Janusz Artur Ihnatowicz uro-dził się w Wilnie w 1929 r u-końc- zył studia filozoficzne w Dublinie w Irlandii Mieszkał w Kanadzie od 1952 1958 potem wrócił do Polski wykładał na różnych uczelniach W 1962 zo-stał wyświęcony na księdza Wrócił do Kanady w 1967 do Toronto gdzie mieszka jego ro-dzina Obecnie jest wykładowca na uniwersytecie w teksaskim Houston Pisał sztuki teatralne tłuma-czył poetów amerykańskich stworzył nowe wersje psalmów Jest eseistą i krytykiem Ale przede wszystkim jest poeta Bodajże po raz pierwszy druko-wał swoje wiersze w 1954 w „Życiu Akademickim" wydawa-nym w angieiskim Londynie poprzedniku „Merkuriasza Pol-skiego" i „Kontynentów" Po-nadto drukował w „Wiadomoś siach" „Kulturze" „Tygodniku Powszechnym" „Więzi" „Zna-ku" w „Oficynie Poetów i Ma-larzy" Współpracuje ze„ Związ-kowcem" Wiersze jego weszły do antologii poetów -- Kontynentów „Ryby na piasku" wydanej w Londynie w 1965 (zawiera utwo-ry fotografie i noty biograficz-ne: Marii Badów icz Andrzeja Buszy Ludwika Buyno Bogda-na Czaykowskiego Adama Czer-niawskiego' Jana Darowskiego Ewy Dietrich Janusza Ihnato-wicz- a Zygmunta Ławrynowi-cza Mieczysława Paszkiewicza Jerzego Sity Floriana śmieji i Bolesława Ta'oorskicgo Cieka-wa tania i ciągle jeszcze do o-trzym- ania książka) Niedawno Ihnatowicz figurował w antolo-gii współczesnej poezji kapłań-skiej „Słowa na pustyni" (Lon-dyn 1971) O becny tomik złożony jest z wierszem wolnym Ujęły mnie od razu wiersze tryskające pra-wdziwą radością Tak więc nie-co napuszony tytuł nosząca „Na Zmartwychwstanie Pańskie kan-tata na soprany i alty rozpisa-na" uchwyciła znakomicie na-strój święta kościelno-Iudoweg- o osadzonego w polskim krajobra-zie: więc jak się nie radować jeśli naicet icróble świerkają jak skrzypce i tata woła kurdesz i wujkowie łyskają spinkami i ciocie są jak bez A teraz przejdźmy do na-tępne- go również bardzo ważnego pytania mianowi-cie: czy dysponujemy dziś środkami czy metodami "kos-micznej łączności" przy po mocy których mogłoby dojść do spotkania z ewentualnie istniejącymi we Wszechświe cie rozumnymi istotami? Przy dzisiejszych możliwo-ściach najprostszą metodą wydawałaby się łączność ra-diowa Zagadnienie takiej łączności na skalę kosmicz-n- ą pierwsi analizowali G Cocconi i Ph Morrison w 1959 ar Według słów Morri-son- a prowadzenie nasłuchu radiowego na wszystkich możliwych częstościach (dłu-gościach fal) to zupełnie to samo jakby się ktoś wybrał na spotkanie z przyjacielem w Nowym Jorku nie umó-wiwszy" się z nim poprzedn-ni- o w jakim punkcie miasta mają się spotkać W dalszych pracach nad zbudowaniem łączności z Kosmosem uczę-- 1 ni doszli ao wniosKujze naj-bardziej skuteczną metodą będzie-- 1 linia promieniowania radiowego o częstości 1420 MHz (fala o długości 21 cm) Jest to długość faliŁ emitowa-nej przez najpopularniejszy pierwiastek we Wszechświe-cie — wodór W czasie gdy Cocconi i Morrison przemyśliwali nad możliwościami] międzycywili-zacyjn- ej łączności-(istniał- a już konkretny projekt aparatury do tego celu i- - to-pracują- cej właśnie nafali i21 cm Auto-rem projektu był młody ra: 'dioastronom z Uniwersytetu Harvafda''E DDrakeMme- - rykanskim zwyczajem pro il_ „ilŁ~ 1xL --'ii-i t v & t_ JxLJ!ik%&%t&%¥$&JJJi JŁpvi 'C 1 t £W fjn STR f — — - v — w _- - — _ - 4 f - — — - ' f " „ — — — — i ' ' i i i t — — r i : — ' - - i ii I ' w i — - Podglqdanie nocy i shńce też zapala strój kurdesz nad kurdeszami Wspomnienie dzieciństwa kil-kakrotnie wyziera z kart tomu Będzie to myśl o kompensatach chorowania w postaci lektury o św Marcinie czy też ciepło i pu-szysto- ść poduszek rzewnie hołu-bionych w pamięci ale już zs złowróżbnym wstrętem że „o zmierzchu wysuwa się zza firan-ki straszny Cisn" Ten „pan Cień" nawraca ale w groźniej-szej postaci w wieiszu „Wydzie-dziczenie" Nie ma już matki efektywnego obrońcy w dzieciń-stwie Nie ma leż wyjścia: „nie-bo — nie słucha" ofiara jest wmurowana „w ściany piekła" na zawsze W wierszu tym tzw turpizm pieniący się wśród pol-skich poetów święci swoje kana-dyjskie triumfy „Dzieci w oknie" nie ty lko mi-łośnie przypominają zabawy nic tylko kojarzą si? z dorastaniem i utratą dzieciństwa ale także z kataklizmem woiny kiedy to „huki wisiały na gałęziach wy-straszonych klonów" Niewiele z tych cudowności zostało: „Su-che pióra ucichłych anio-łów" Ale głównie mamy medytacje zadumę nad życiem nad prze-mijaniem nad upływem czasu Wiersz "O mors amabilis amor amaus" traktując o starości od-skakuje z prozaicznych trywiów w krainę cudów bajki i marzeń tym piękniejszych że niespeł-nionych: o poddas:e wypełnione księżycem i tym co przecie być mogło A jednak nie należy patrzeć na czas jako na wroga ale wi-dzieć jego funkcję w każdej fa-zie naszego życia „Journales-que- " jest pięknym współczują-cym wierszem bezpośrednim i łatwym do odbioru Podobnie miłe dla czytelnika będą tęskno-ty do poetyckich udziwnień ty-pu Gałczyńskiego Ihnatowicz mistrza Ildefonsa lubi i dedy-kuje mu wiersze jak choćby chagalowski obrazek Krakowa pisany „z daleka od Krakowa" S potykamy też choć nie czę- - sto temalykę patriotyczną Jest ona zaprawiona sporą dozą ironii a przedstawiona jest na szerokiej kanwie historycznej: p a r t y k u larz reprezentowany przez podchorążych i Belweder widziany jest uniwersalnie i a-pokalipty-cznle Poezja Ihnatowicza jest war-sztatowo i językowo bogata Ma wiele szczęśliwych sformułowań: „osamotniony jak krok na pu-stej ulicy" czy „w miłości man-ko zrobione" ma nowatorskie zwroty „wzrok przezroczy" czy brutalne „i leci z kubełka mi-łość na podwórze" Raz jest in-teligentny i zręczny: zawsze mówiłem że Jcarpia podaje się na gorąco na harfie jekt otrzymał nazwę Na cześć baśniowej księżniczki z zaludnionej tajemniczymi stworami krainy Oz nazwa-na go programem Ozma A-parat-ura zainstalowana w ra-dioobserwato- rium w Green Bank rozpoczęła pracę rano 8 kwietnia 1960 r Nasłuch trwał łącznie 150 godzin Nie-stety bez rezultatu Być mo-że że inne cywilizacje — je-żeli istnieją — znajdują się znacznie dalej od Ziemi niż pierwotnie sądził Drakę a to powodowałoby dodatkowe trudności Oprócz radiowych można wyobrazić ieszcze inne bardziej bezpośrednie spotkania z rozumnymi isto-tami Automatyczne sondy kosmiczne i loty rakietowe z załogą W obydwu wypad-kach istnieje jednak ten sam problem — skąd czerpać e-ner- gię na loty tak długodys-tansowe? W przypadku lo-tów z' załogą występuje do-datkowa jeszcze trudność — czas lotu Ile pokoleń kosmo-nautów musiałoby wymrzeć wewnątrz rakiety podczas lo-tu' do gwiazdy odległej od Ziemijip o tysiąc lat świetl-nych? Teoretycznierzecz bio-rąc jest wyjście z tej sytua-cji Oto co Szkłowski na ten temat mówi:" "Jeżeli pręd kość ruchu kosmicznego stat-ku będzie bliska prędkości światła to czas dla pasaże-rów takiego statku będzie płynął znacznie wolniej niż czasjna planecie z której wy-startowali Pasażerowie' stat-ku kosmicznego będą więc w zasadzie mogli w~ ciągu' swe-go-życiadokonywać-lo- tów na ogromne" pdległościibo' jse-tekj- a1 nawet'' tysięcy _lat świetlnych! nieznacznie Tsię starzejąc"1 &$' fr Aler nawet gdyby irakifr żeby grała ryba łuskami a tu mi dają rybę to galarecie niemą utopioną we szkle bez cienia muzyki i stoję łiad pustymi nutami W innym miejscu cienki kon-cept zastępuje bezpośredniość i szorstkość: crego ci trzeba więcej kochana krowo? trawy zielonej miłości trochę dachu nad głową i łóżka pod Od początku twórczości poe-tyckiej Ihnatowicza towarzyszy! przymiotnik: filozoficzna Ta wczesna skłonność do zadumy i melancholii i dziś cechuje gros jego wierszy Wydaje się że od-rzucenie ofert świata w „Tygry-sie" nie było kategoryczne i że nadal błąkają si? echa dylema-tu w „Pejzażu z postaciami" Było by zbytnim uproszczeniem powiedzieć że o ile w pierw-szym tomiku Ihnatowicz rozpra-wił się ze światem o tyle w bie-żącym boryka się z człowiekiem z sobą Niemniej stacza nie zaw-sze zwycięski bój z otaczającym go scnsualizmeri Wprawdzie pokazuje nam teory żującego plebana nie znającego życia bo ibraeje Wśród książek o których czę-sto mówi się w „Związkowcu" znajduje dzisiaj swe miejsce poezja polska po francusku Wspominam o niej z radością nie tylko dlatego że tak rzadko piszemy w obcych językach ale również ze względu na tak do-bry istotnie język francuski Wibracjami rozmyślań na zwałbym wydany obecnie w Szwajcarii tomik wierszy Stefa-na K Gackiego poety polskie-go osiadłego od 1952 roku w Stanach Zjednoczonych Tytuł faktyczny jest inny: VIBRA-TION- S Choix de poćmes 1924— —1971 Traduction de Lucicnne Rey Wybór wierszy 1924—1971 w tłumaczeniu Lucienne Rey wydawnictwo żywej Polski w Genewie Poesie Vivante Tomik tych poezji obejmuje nie tylko wiersze zawarte w „Rozmyśla-niach" wydanych w 1971 roku ale również nowe między inny-mi O Słodkiej Maji która zja-wia się na czele małych bogów lasów i gór grających na lirze kobzie i flecie Zaproszenie Przed blisko czterdziestu laty ukazała się w Polsce książka pt: „Odkrycie Ameryki" Był to wy-nik dwóch wczesnych podróży Aleksandra Janty do Stanów Zjednoczonych Nikt a najmniej chyba autor lej książki nie przypuszcza! wte-dy że razem z dziesiątkami ty-sięcy rodaków wyrzuconych wojną i jej wynikami poza ob-ręb ojczyzny przyjdzie mu prze-nieść się do Stanów Zjednoczo-nych na stałe Ani że podobnie jak wszyscy zmuszony zostanie tutaj do zaczynania życia już bogatego w przygody i osiągnie- - nj3) tak jakby od początku ta mogła osiągnąć prędkość bliską prędkości światła to istnieją jeszcze inne poważ-ne problemy bo — jak ob-liczono — aby za życia zało-gi osiągnąć średnio odległą galaktykę masa paliwa mu-siałaby być 100000 razy wię-ksza od masy użytecznej ra-kiety Jak widzimy trudności są ogromne Czyż więc w ogóle istnieją perspektywy kos-micznego spotkania? Według opinii uczonych ' I najrozsądniejszej możliwości pozostają w dziedzinie kon-taktu radiowego ale i w tej dziedzinie jest tyle trudno-ści że w wyniku ich rozwa-żania dochodzi się do raczej pesymistycznego wniosku Wydaje się że jesteśmy ska-zani na izolacje Tylko szczę-śliwy przypadek może zrobić wyłom w izolującej nas ba-rierze --Ta szczelniejsza od betonowych bloków bariera to odpowiednio "rozrzedzo-na" pustka Wszechświata Czy oznacza to że człowiek nie powinien podejmować żadnych kroków w kierunku poszukiwania' podobnych so-bie istot? Cocconi i Morrison trafnie zauważyli pisząc: "Trudno ocenić jakie jest prawd opodobieństwo powo-dzenia ale jeśli zupełnie nie prowadzić poszukiwań praw-dopodobieństwo pomyślnego wyniku będzie równe zeru" A v(ięc jesteśmy1 tak tro-chę w położeniu romantycz nie nastrojonego młodzień-ca który mimo brzydkiej pogody wyczekuje pięknej nieznajomej Wymarzył Ją sobie' wie 'jak wygląda jest pewny że ona istniejeLzę (chyba) kiedyś" się"zjawi zet przyjdzie napotkanie' rf I -- r V ~':S? Blicharski £ toczy się ono obok Ale kiedy autor dobitnie nazwie sytuację: „kobiecy wrzask potem śmiech szuranie i pomruk zadowolone-go chama" nie wiemy czy po-tia- fi na zwierzę w innych i w sobie spojrzeć z wyrozumiało-ścią i przebaczeniem Bo dopie-ro wtedy przyjdzie ulga ochło-da odpoczynek jak po fizycz-nym dniu wgorącym klimacie Ale pamiętamy że cień to nic tylko odetchnienie To także dziecinny pan Cień to także re-zygnacja koniec śmierć Sytua-cja więc zawiła i paradoksalna Stąd ten krajobraz wewnętrzny wymaga nieraz ezoterycznych środków ekspresji zamazanych konturów ciemnych odcieni no-cy Bo mimo przychylności pa-mięci i uciech życia poeta wie że z tamtej strony powieki mc ma ]uż żadnych pokoi Tomik pięknie jak już jest jej zwyczajem wydała londyń-ska Oficyna Poetów i Malarzy tak zasłużona dla poezji i kul-tury polskiej w ogóle Florian Śmieja rozmyślań Lucienne -- Rey tłumaczka wierszy Stefana Gackiego jest oczywiście poetką Napewno — dobrą poetką W swej transmi-sji poetyckiej potrafiła lekko zmieścić i przenieść nie tylko myśli Gackiego ale równn: rozmaitość harmonijną choć tak podzieloną na światła kolory i rytmy i zachować żywy kieru-nek Polaka we własnej francu-skiej interpretacji „Rozmyślania" wydane zosta-ły w roku ubiegłym przez Sig-ma Press warsztat typograficz-ny Stanisława Piaskowskiego' w Albany w stanie New York Artystyczne wydanie Wydane w Genewie „Vibrations" nie jest pozbawione Piaskowskiego znajdują się jego trzy ilustra-cje Poesie Vivanle tłumacząc z francuskiego jest „trybuną międzynarodową poezji" Do-brze że na trybunie znalazło się w tym roku dwóch Polaków T S do przedpłaty Opowiadanie o przeżyciach i doświadczeniach tego „zaczyna-nia od początku" złożyło się na ciekawy i barvny a chwilami także zabawny pamiętnik Ukac się on jeszcze w roku bieżącym jako obficie ilustrowa-na książka pod tytułem: NOWE ODKRYCIE AMERYKI Tom liczący blisko 400 stron zawiera treść szczególnie zajmu-jącą dla każdego kto podobną drogą odbudowywać sobie mu-siał życic w trudnych warun-kach obcego często i nie zawsze przychylnego otoczenia Tak jak to czynił autor „No-wego Odkrycia -- Ameryki" gdy nie wyzbywając się wierności Polsce znalazł sobie w społe-czeństwie amerykańskim miejs-ce- i sens istnienia Jest-- to pamiętnik który zdo-będzie sobie nieobojętną pozy-cję w dziejach' nowej emigracji jej osiągnięć i niedociągnięć jej upadków i wzlotów jej poten-cjałów powag i śmiesznostek Londyńskie „Wiadomości" za-mieszczą spisy imienne subskry-bentów w miarę nadchodzenia zamówień Pełne ich zestawienie ukaże się w książce W przedpłacie cena książki z przesyłką wynosi: US $600 Zamówienia z czekiem lub MO w dowolnej walucie wy-stawionym na nazwisko autora hinmwnA nalnłw )nnnćinr1n!n na jeg0 a(ires: Hampton Bays NY 11946 PO Box 637 Aleksander Janta USA lub: „Wiadomości" 67 Great Russel Street London WC 1 England Xju£# bPW StoH PIANINA AKORDEONY GITARY CofcolwMt kupvKl w Mki tl muzyki '— nbyw4el bczpoirtdnto od IMPORTERA nczfdttlM AŻ DO 40% CMwMiclt nawlkuy w Ontario OfRODEK MUZYCZNY MMWmiij Whouse ofmusic lto('s 553QuMn St Wtt Toront & TtlMMfMl -- iH li) iLsaItM' fl¥%r t |
Tags
Comments
Post a Comment for 000577
