000120a |
Previous | 10 of 32 | Next |
|
small (250x250 max)
medium (500x500 max)
Large
Extra Large
large ( > 500x500)
Full Resolution
|
This page
All
|
BMS ??{? tt'BTOWW ftSiJjTOwSJfffi K-- fóśd&fc' w-itffet- ó HIT itff ti V Życzenia z Hamilton £J xx:xiftłas a:Vq § SERDECZNE ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNE przesyła $ ANNA MARIA UKIUAL SALUN % 669 Barton St Hamilton Ont % Tel 544-773- 3 jj WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH składa BEACH ROAD BAKERY § POLSKA PIEKARNIA Śniedzinska wfaśc tj wypiek smacznego cnicoa eiasia innycn £$ piekarskich smakołyków g 132 Beach Road Hamilton Ont ft WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH składa JOHN LEFKO HEATING OIL AND GASFIRED FURNACES Palniki olejowe gazowe jjj 21 Nelligan PI K i ? i ? tt Kit i ł 1 ly-r+- Tr r i rc a' "j ' j r - ' J?£S5XKSsJ'5N 1 fm f E - k p i - i Tel 549-314- 1 WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH życzy BARNESDALE IGA P BERTI WRAZ Z -- PERSONELEM Każdego dnia na Wasze usługi 981 King Street East - Hamilton Ont mt 1 V WESOŁYCH ŚW4T WIELKANOCNYCH £i sKiaaa catej foiomi 3 BILL'S CREST HARDWARE STORĘ § g 645 Barton St E at Earl St„ Hamilton S ' Tel 545-102- 3 55s55sj55Cs5S55 WESOŁEGO ALLELUJA zasyła RESTIYOS IGA 8 Quality Meats & Produce 653 Barton St Hamilton Ont fev WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH składa POLSKI ZAKŁAD FRYZJERSKI FRANK'S BARBER SHOP Godziny pracy: 8:30 rano do 6 wieczór W poniedtialki Zakład zamknięty FRANK KOPYŚ właśc 719 Barton St E Tel Rez 549-263- 3 ŹH J & s ł1 s E — 5 STRfłO mrfScu i- - """' "'"""y"nTW'm 3: tftjJr 4j ♦ r z (Dokończenie ze słr 9) I że tylko do hetmana ze sta-Ta- k chciałem się składać jakj rych rycin który dla tej zie-d- o zajęcy do tych co mi oj- - mi wolność wywalczał swoja czyznę w trzy tygodnie zbu- - rycerską do niej miłością izyli i przez granice podali I Podszedłem do Jaśka ścis- - sobie ręce ponad naszymi j kajać w reku ściętego boro- - głowami Ciągle nie mogłem pogodzić się z tym że wol-ność mojego dzieciństwa i ledwo zaczętych lat młodości b)ła już tylko takim samym mnie już nie będzie Tak te-- mitem jak opowieści o niej raz powiem tobie jedną ta- - mojego dziadka jemnicc O wszelkiej żywio- - Chodźmy do lasu Jaśku p powiem Bo widzisz tra- - na pożegnanie A jutro za- - wa i las jagoda i ptak lisec cznę się zbierać Poszliśmy w las Mrok za-padał szybko Jasiek szedł przede mną gęstymi zarośla-mi jak w biały dzień Szed-łem za nim powoli skacząc przez wykroty Tu i ówdzie mimo wieczornej ćmy zabie-lił się zdrowym spodem nie spodziewany grzyb Schyla lem się aby go ściąć dziwów napatrzyłem my- - kiem szedłem dalej i znów przystawałem Spłoszony ptak trzepotał się na szczy-cie świerka wiatr kołysał ba-djla- mi ożyn a późna jagoda chwiała się zwiędłym fiole-tem owocu Lelek-kozodó- j spadł spod nieba między gąszcz zmylony niezwykłą łagodnością jesieni — Nasi w puszczy się scho-dzą — powiedział naraz Ja-siek i przystanął — Ci z wojny i ci z okolicy Już się pozbierali Niedługo L:de i Wilno pójdą zobaczysz I baćkę odbiją i Polskę Ja ci to mówię — zobaczysz Wiem gdzie się kryją tyle że ognisk nie palą za mało jeszcze silni Na pomoc cze-kają od Francuzów i od An-gliczanó- w Ale ty do nich nic przystawaj Do Francji idź powiedz komu trzeba że oni tu czekają Gdybym nlaiet mtoiałbyamż roz-płakał się jak mały chłopak Jakże mi było odjeżdżać je-żeli oni naprawdę w lasach zbierali się na dalszą walkę? Zjpewne mieli broń i mun-dury z których nie zerwali oznak Może byli między ni-mi moi koledzy z gimnazjum albo z podchorążówki cliło: pcy z sąsiedztwa żołnierze z powrsoptonteyjkałem ~l wzejdzIe fin r Jak-z- e wipp min- - łom jechać? chęć nr7vPnHv — — T „j I_„ł0„ł ---- jo nęła mnie tam gdzie wolność wciąż jeszcze była zwyczajnym gdzie stały nie-- j tknięte domy gdzie można się było bić otwarcie za "na-szą wolność ł waszą" Żegnałem z lasem Ja siek znów wyrwał się na przód przystanąć ówdzie — przy dziupli w dę bie raz nad strumieniem który się toczył jednakowym nurtem od kiedy pamięta-łem las W chłodnej strumyka dumny i szczę-śliwy obmywałem pierwszą zajęczą krew z twarzy a mię dzy paprociami na jego le-wym brzegu powiedziałem kiedyś sołtysa że ją kocham Anula wypasała te-raz cielaki na różnych raba-tach moim domem a jej wyprawna krowa ogryza-ła cierpliwie zwiędłe krzaki malin sadzonych ręką mo-jej matki Anula nosiła teraz jedwabne mamy któ-re od jej śmierci wisiały w sypialnym na pięterku w mo drzewiowej szafie Anula przystała do nowego porząd-ku i dlatego także trzeba mi było stąd iść Jasiek zatrzymał zno-wu Odwrócił się ku mnie czekał aż podejdę Stał w fioletowym zmroku między brodaty żym zarostem wyprostowa ny i okazały podobny mo] żesza albo do Abrahama z rysunków Andriollego mo WBM ŁS AWiMfH "W ~ES1 Ni iI1Sk?V wika "zWtAZKOWIECrKWlEClCfi (AprSt) 7 n'"?--' Wspomnienia tamtych czasów — Tolik — powiedział — ja tobie coś powiem na po-żegnanie Jak wrócisz to — i zając słonka i wilk — to wszystko przecie zywioła bo-ska jak i my- - tajem-nica o niej jest ta ze zywio-ła lepiej od nas czuje to co najważniejsze — że śmierć rie jest ważna Tak ty idź i śmierci się nie bój Ja tobie to wytłumaczę jak Wiele ja się w tej puszczy kozi- - co na na ta A ślisz stary wilk robi lis kiedy czas jego nadszedł? Ustępuje Jeszcze i nie-raz ma i do samicy i do ścier wa jeszcze by młodszemu pokazał krzepę w pazurach i zębach ale nie chce Nie uwierzysz a przecie sam wi-działem: stara żywioła w cza-sie głodu w zimie na bok odchodzi na padlinę się nie rzuca śmierć wybiera bo młodsi dla stada przydatniej-s- i A i to wiem także że cza-sem resztkę krzepy własnej oddaje jakoś z siebie — mło-dszemu Nie rozumiem ale wiem Tak ty Tolik teraz kiedy śmierć chrdzi blisko o tyrn pamiętaj Nawet jak i przeżyjesz to ci ta tajemnica żywioły boskiej pomoże kie-dy z chłopaka w staryka się zmienisz i pożałujesz minio-nego życia Pamiętaj że w lesie na boskiej zagrodzie jest inaczej Pamiętaj bo to jest bardzo ważne Wracaliśmy pod gwiazda-mi które wychyliły się z nieba jakby to był majowy czas a nie listopad Gajówka rysowała sie w mroku jedy-ny dom jaki mi pozostał Zaraz wejdziemy w pro-gi zapalimy świecę cień Ja-śka i mój odbije się od bie-- I lonych ścian Skwarki zas-kwierc- za na oaniu za ok- - Hiiiycii lutuiiyKii puiKUW ui „Iimiflł rfa ktltzócrych spod w'Kudrton-Ja- j £' V" zahukya 4 nmn? """'" się ten się tak albo siłę jej i rozpacz lęk i brak A jednocześnie innej iKLS 5S? srf!XPliws7ii fiajr-- w 'J""V"' '- - pojęciem przed suknie drzewami siwo-ry- - ao a - umiem Miłość Zk oknem leżała ziemia któ ra 'wciąż była moją w ciszy białoruskiej nocy — i tak jak otaczająca ją puszcza nie należała ani do armii czer- - wonej ani do armii brunat-nej ale była wraz ze mną i Jaśkiem leśną żywioła — tylko bożą- aby tu i - wo-dzie Anuli 1971' Przed nami na przyzbie gajówki zamajaczył jakiś nie wyraźny kształt Jasiek wyr-wał się naprzód jak młodzik Nim dobiegłem rozsvalił ude-rzeniem nogi drzwi i ciągnął w głąb izby czyjeś bezwład-ne ciało Wbiegłem za nim zapaliłem świecę — Józik z Szejbakoni — powiedział Jasiek składając go na swym posłaniu — ci z lasu musieli go podrzucić Nieprzytomny Znałem Józika Mieszkał we dworku za stawem przez miedzę graniczną od nas Jó zik miał także dwadzieścia lat Chyba umierał Oddychał rzucał głową na lnianej pościółce wyrka Spod rozciętego rękawa mun duru z którego także zerwa no oznaki wystawał ku nam straszliwy kikut siny i ob-rzmiały niepodobny już czło wieczej ręce Ramię Józika przypominało padlinę jaką czasami znajdowaliśmy z Ja-śkiem w sidłach kłusowni-ków za czasów mojego dzie ciństwa a która była nie- - H IklLfe gdyś błogosławionym ksztal tern natury — zającem li- - sem czy kurą W kątach ust Józika zastygła różowa pia-na charczał i płakał nieświa-domymi łzami które kapały mu na brudny drelich za luz nego munduru Tak Józik na pewno umierał No więc cóż z tego że umie rai? Pomyślałem znagłą de-terminacją dojrzałości jaka powstała we mnie na jego widok Cóż z tego że miał tak jak i ja dwadzieścia lat? I że chciał żyć i bić się ode-grać się za swoje lata i za straconą wolność za wszyst-ko to czego nie rozumieliśmy obaj wtedy gdy go pięściami okładałem po głowie na du-żej przerwie między lekcja-mi w gimnazjum Ojców Pija-rów W tym pierwszym listo-padzie naszej porażki głupi Józik zza miedzy był teraz 'alko symbolem Podtrzymu-jąc mu głowę która nieprzy-tomnie zwisała mu z łóżka ku klepisku myślałem że w szkole Ojców Pijarów uczo-no nas podstawowych praw fizyki katechizmu i bojaźni bożej ale nienauczono nas najważniejszego — tego jak się za chować gdy wszystko runie jak wbrew wszystkie-mu zachować godność i wia-rę w to że słowo ojczyzna nie jest jedynie pojęciem ale elementem krążącym w naszej krwi Jasiek odsunął moje nie-zdarne ręce Nawarzył ziół które odkąd pamiętam wisia ły związane w pęczki wyso-ko u pułapu rozpiął nader-wane guziki munduru Józika zerwał mu z nóg brudne onu ce Cierpliwie i z wolna ot-wierał cynową łyżką jego za-ciśnięte usta pojąc go wy-warem który uderzał pod su-fit niezapomnianym dla mnie dzisiaj zapachem puszczy i traw które tam tylko rosną — Ty Tolik teraz spocznij! — powiedział Jasiek — Ja przy nim zostanę Do końca dodał po chwili i przeżeg-nał głębokim znakiem krzy-ża najpierw Józika a potem siebie Ułożyłem się na sienniku pod oknem Jutro piątek ju-tro Wyruszę ńaVilno Za parih' smażonych skwarek na' które cieszyłem się wracając z lasu uderzył moją wyobraź nię niepowstrzymanym uczu ciem głodu lecz Jasiek ani myślał o jedzeniu Schowa-łem głowę pod koc Józik za-charczał nagle głośniej już chyba po raz ostatni Gangre na ze zranionej ręki docho-flił- a mu newnie do serca Byłem głodny chciałem żyć Daiem się tem świątecznym: ♦ ♦ ♦ TiUHiMtnlttggJftMithtiMli-Ły- i MOnHlHSMTiTrT J-Lt-jS m łii vsitMMUOlHiaS? HttH'''itt-- j Przyjemnych Świat Wielkanocnych i i MAYOR MIASTA H 10 FAIRFIELD AVE N HAMILTON f+iMrj&iij&j&jrwA Msjssj&±SMsms§mmn składa NR 2129 Nie wiem kiedy zasnąłem Kiedy zbudziłem się o świcie przez małe okno nad łóżkiem Jaśka słońce tak samo jak wczoraj wyciągało ku mnie długie zakosy chorągiewki światła które teraz były nie złote już jak o zachodzie ale delikatne i różowe jak poli-czki Anuli Wstałem Jasiek i Józik trwali w pozycji Dotk-nąłem ręki Jaśka — Umarł? — spytałem ale Jasiek nie Spojrzałem na Józika Miał oczy szeroko otwarte jakby zdziwione Oddychał spokoj-nie — Józik — Dowiedziałem to ty żyjesz? — Tolik — wyszeptał Jó-zik —a ja gdzie? A ty skąd tu? Przecież cię w lesie z na-mi nie było — Jaśku on żyje — zawo-łałem — On mówi Jaśku! Lecz Jasiek pochylał się dalej nad Józikiem nierucho mym kształtem i nie odpowie dział W obu dłoniach podo-bnych do korzeni drzew wciąż trzymał mocno jego straszną rękę — Jaśku — krzyknąłem znowu i nagle zrozumiałem że Jasiek umarł Nie mogłem nawet księdza sprowadzić do gajówki Obaj z Józikiem baliśmy się kon-taktu z ludźmi W dwa dni po śmierci Jaśka gdy Józik wydobrzał na tyle że mógł już bez pomocy przejść przez izbę — a ręka jego chociaż wciąż szaro-sin- a odtęchła i mógł nią poruszać bez bólu -- pochowaliśmy go niedaleko chaty między dębami wśród których zapóźnione jagody strzelały jeszcze z podszycia lasu wezwaniem przeciw usy piającej naturze Złożyliśmy go w płytkiej ziemi owinię-tego w lnianą pościałkę Rzu-ciłem pierwszą garść sosno-wych szpilek i uwiędłych li-ści Pomyślałem o wilku i li-sie i o jaśkowej tajemnicy z puszczy Strumień płynął dalej Ja-śko nie żył a Józik ozdro-wia- ł [! ~i 1 r r ł — ' Chodź ze mną — po-wiedział Józik w drodze po-wrotnej do gajówki - Chodź ze mną w naszym oddziale w lesie jest morowe życie — Nie — powiedziałem — Ja do Francji Wfyruszę dziś w nocy na Marcinkańce 1 na Orany do Wilna Za two ją wolność i moją I za to co mi zawierzył Jasiek Żeby przetrwało Klara Evans aiiiiiiniiuniiiiiiiiiiinniiiiiiminiiiiiiiiiiiniiiimiiiuniiiimininiiiiiimiiiniiiiiii PORZEKADŁA ŚWIĄTECZNE Kilka porzekadeł związanych z tradycyjnym atrybu Nie zmesze złote jajka kokoszka niesie Jajo chce być mądrzejsze od kury I z całego jaja by uhl Jajo dzisiejsze chleb icezorajszy ciele sześcionie-dzieln- e a wino hńskie — najlepsze I jaja bez niego nie zje Lepsze dziś jajo niż jutro kokosz Nie szkoda mozołu — stracić jajo a zarobić tcolu Jedno jaje we dwóch kraje a czterech jedzą Jedno stęchle jajko psuje cala potrawę Dość jajc od kokotzy gdy je często znosi Lepiej mieć jajc bez znoju niż kurę po ciężkim boju Czym skorupka za miodu nasiąknie tym na sta-rość trąci Daj kurze grzędę jeszcze icyżej siędę Idzie spać z kurami Pisze jak kura pazurem j Trafiło się ślepie j kurze ziarno Dobry kogut jest chudy Kurza stopa nie zabija kurcząt Nic sprzedaje się swej kury bez powodu nf JgjitntiHtMiM Wesołego Alleluja niezmienionej odpowiedział ILTON TEL 544-680- 6 g v ' ' - ""-iBB-mś i Życzenia z Htimilti IŁ - k 53®53353§S335!5333&3!333!533 przesyła WACŁAW ROZEMBERG POLSKI SKLEP SPOŻYWCZY I RZEŻNICZY 107 Beach Rd Hamilton Oi 544-038- 2 imS"fY jJ Tel s£i fi n -- VVS_s v_ UA n irj wy 1 ii M w =710 'nł WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH zasyła 00L0SSEUM SHOES Frank Gentile propr — The Best Imported Italian Shoes — 663 Barton St East - Hamilton Ont Tel Bus 545-175- 3 - Res 549-402- 2 WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH składa HQDGS0N'S FLORIST Kwiaty na każdą okazję o każdej porze roku 168 Birch Ave Hamilton Ont Tel 549-134- 1 jl SS?3SSSK?S!355??S!K3v?ooocoSSX33SSi WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH składa % Polski sklep ze ślubnymi ubiorami k najnowszej mody dla panny młodej oraz druH o a także eleganckie damskie ubiory na wszelke M okazje % Dorothy Stawn Creation 1 201 King St E Hamilton Ont o Tel 529-911- 3 SSS?S5S3R3l&35vS5®SS®KSSvS?5®?"-'s-v'- 1 1 &' WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH składa BEACH ROAD MEAT MARKET Ted KWIATKOWSKI właściciel Polski sklep rzeźniczo-spożywcz- y słynny z wyrobu świetnej polskiej kiełbasy 117 Beach R - Hamilton Ont Tel 544-911- 1 Serdeczne życzenia Wesołych Świąt Wielkanocni składa §BARTON-CHESTE-R PHARMACYLtl ' 664 Barton St East - Hamilton Oi (Near Sherman) Tel 545-227- 3 527-802- 2 CITY WIDE DELIYERY Serdeczne Życzenia Wesołych Świąt WielkanoM składa ' -- jSN-i' M & G Auto Body Painting and Collision Work Specjalność w naprawach karoserii {boW i malowanie samochodów Praca gwarantowana Frank Mnich (Mitch) i W Groom Właściciele 142 Bancroft St - Hamilton Oi Tel 547-08- 02 '"(yiiS! - "" —~ — —~ — " ' " 11 f$ iijksmSB" I imctoijftjjiiimtiitti — ' — —i tr ter JUT jKSr JU 6ffr &r &r jb r" aaSaŁMŁMBCT
Object Description
Rating | |
Title | Zwilazkowiec Alliancer, April 07, 1971 |
Language | pl |
Subject | Poland -- Newspapers; Newspapers -- Poland; Polish Canadians Newspapers |
Date | 1971-04-07 |
Type | application/pdf |
Format | text |
Identifier | ZwilaD2000795 |
Description
Title | 000120a |
OCR text | BMS ??{? tt'BTOWW ftSiJjTOwSJfffi K-- fóśd&fc' w-itffet- ó HIT itff ti V Życzenia z Hamilton £J xx:xiftłas a:Vq § SERDECZNE ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNE przesyła $ ANNA MARIA UKIUAL SALUN % 669 Barton St Hamilton Ont % Tel 544-773- 3 jj WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH składa BEACH ROAD BAKERY § POLSKA PIEKARNIA Śniedzinska wfaśc tj wypiek smacznego cnicoa eiasia innycn £$ piekarskich smakołyków g 132 Beach Road Hamilton Ont ft WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH składa JOHN LEFKO HEATING OIL AND GASFIRED FURNACES Palniki olejowe gazowe jjj 21 Nelligan PI K i ? i ? tt Kit i ł 1 ly-r+- Tr r i rc a' "j ' j r - ' J?£S5XKSsJ'5N 1 fm f E - k p i - i Tel 549-314- 1 WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH życzy BARNESDALE IGA P BERTI WRAZ Z -- PERSONELEM Każdego dnia na Wasze usługi 981 King Street East - Hamilton Ont mt 1 V WESOŁYCH ŚW4T WIELKANOCNYCH £i sKiaaa catej foiomi 3 BILL'S CREST HARDWARE STORĘ § g 645 Barton St E at Earl St„ Hamilton S ' Tel 545-102- 3 55s55sj55Cs5S55 WESOŁEGO ALLELUJA zasyła RESTIYOS IGA 8 Quality Meats & Produce 653 Barton St Hamilton Ont fev WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH składa POLSKI ZAKŁAD FRYZJERSKI FRANK'S BARBER SHOP Godziny pracy: 8:30 rano do 6 wieczór W poniedtialki Zakład zamknięty FRANK KOPYŚ właśc 719 Barton St E Tel Rez 549-263- 3 ŹH J & s ł1 s E — 5 STRfłO mrfScu i- - """' "'"""y"nTW'm 3: tftjJr 4j ♦ r z (Dokończenie ze słr 9) I że tylko do hetmana ze sta-Ta- k chciałem się składać jakj rych rycin który dla tej zie-d- o zajęcy do tych co mi oj- - mi wolność wywalczał swoja czyznę w trzy tygodnie zbu- - rycerską do niej miłością izyli i przez granice podali I Podszedłem do Jaśka ścis- - sobie ręce ponad naszymi j kajać w reku ściętego boro- - głowami Ciągle nie mogłem pogodzić się z tym że wol-ność mojego dzieciństwa i ledwo zaczętych lat młodości b)ła już tylko takim samym mnie już nie będzie Tak te-- mitem jak opowieści o niej raz powiem tobie jedną ta- - mojego dziadka jemnicc O wszelkiej żywio- - Chodźmy do lasu Jaśku p powiem Bo widzisz tra- - na pożegnanie A jutro za- - wa i las jagoda i ptak lisec cznę się zbierać Poszliśmy w las Mrok za-padał szybko Jasiek szedł przede mną gęstymi zarośla-mi jak w biały dzień Szed-łem za nim powoli skacząc przez wykroty Tu i ówdzie mimo wieczornej ćmy zabie-lił się zdrowym spodem nie spodziewany grzyb Schyla lem się aby go ściąć dziwów napatrzyłem my- - kiem szedłem dalej i znów przystawałem Spłoszony ptak trzepotał się na szczy-cie świerka wiatr kołysał ba-djla- mi ożyn a późna jagoda chwiała się zwiędłym fiole-tem owocu Lelek-kozodó- j spadł spod nieba między gąszcz zmylony niezwykłą łagodnością jesieni — Nasi w puszczy się scho-dzą — powiedział naraz Ja-siek i przystanął — Ci z wojny i ci z okolicy Już się pozbierali Niedługo L:de i Wilno pójdą zobaczysz I baćkę odbiją i Polskę Ja ci to mówię — zobaczysz Wiem gdzie się kryją tyle że ognisk nie palą za mało jeszcze silni Na pomoc cze-kają od Francuzów i od An-gliczanó- w Ale ty do nich nic przystawaj Do Francji idź powiedz komu trzeba że oni tu czekają Gdybym nlaiet mtoiałbyamż roz-płakał się jak mały chłopak Jakże mi było odjeżdżać je-żeli oni naprawdę w lasach zbierali się na dalszą walkę? Zjpewne mieli broń i mun-dury z których nie zerwali oznak Może byli między ni-mi moi koledzy z gimnazjum albo z podchorążówki cliło: pcy z sąsiedztwa żołnierze z powrsoptonteyjkałem ~l wzejdzIe fin r Jak-z- e wipp min- - łom jechać? chęć nr7vPnHv — — T „j I_„ł0„ł ---- jo nęła mnie tam gdzie wolność wciąż jeszcze była zwyczajnym gdzie stały nie-- j tknięte domy gdzie można się było bić otwarcie za "na-szą wolność ł waszą" Żegnałem z lasem Ja siek znów wyrwał się na przód przystanąć ówdzie — przy dziupli w dę bie raz nad strumieniem który się toczył jednakowym nurtem od kiedy pamięta-łem las W chłodnej strumyka dumny i szczę-śliwy obmywałem pierwszą zajęczą krew z twarzy a mię dzy paprociami na jego le-wym brzegu powiedziałem kiedyś sołtysa że ją kocham Anula wypasała te-raz cielaki na różnych raba-tach moim domem a jej wyprawna krowa ogryza-ła cierpliwie zwiędłe krzaki malin sadzonych ręką mo-jej matki Anula nosiła teraz jedwabne mamy któ-re od jej śmierci wisiały w sypialnym na pięterku w mo drzewiowej szafie Anula przystała do nowego porząd-ku i dlatego także trzeba mi było stąd iść Jasiek zatrzymał zno-wu Odwrócił się ku mnie czekał aż podejdę Stał w fioletowym zmroku między brodaty żym zarostem wyprostowa ny i okazały podobny mo] żesza albo do Abrahama z rysunków Andriollego mo WBM ŁS AWiMfH "W ~ES1 Ni iI1Sk?V wika "zWtAZKOWIECrKWlEClCfi (AprSt) 7 n'"?--' Wspomnienia tamtych czasów — Tolik — powiedział — ja tobie coś powiem na po-żegnanie Jak wrócisz to — i zając słonka i wilk — to wszystko przecie zywioła bo-ska jak i my- - tajem-nica o niej jest ta ze zywio-ła lepiej od nas czuje to co najważniejsze — że śmierć rie jest ważna Tak ty idź i śmierci się nie bój Ja tobie to wytłumaczę jak Wiele ja się w tej puszczy kozi- - co na na ta A ślisz stary wilk robi lis kiedy czas jego nadszedł? Ustępuje Jeszcze i nie-raz ma i do samicy i do ścier wa jeszcze by młodszemu pokazał krzepę w pazurach i zębach ale nie chce Nie uwierzysz a przecie sam wi-działem: stara żywioła w cza-sie głodu w zimie na bok odchodzi na padlinę się nie rzuca śmierć wybiera bo młodsi dla stada przydatniej-s- i A i to wiem także że cza-sem resztkę krzepy własnej oddaje jakoś z siebie — mło-dszemu Nie rozumiem ale wiem Tak ty Tolik teraz kiedy śmierć chrdzi blisko o tyrn pamiętaj Nawet jak i przeżyjesz to ci ta tajemnica żywioły boskiej pomoże kie-dy z chłopaka w staryka się zmienisz i pożałujesz minio-nego życia Pamiętaj że w lesie na boskiej zagrodzie jest inaczej Pamiętaj bo to jest bardzo ważne Wracaliśmy pod gwiazda-mi które wychyliły się z nieba jakby to był majowy czas a nie listopad Gajówka rysowała sie w mroku jedy-ny dom jaki mi pozostał Zaraz wejdziemy w pro-gi zapalimy świecę cień Ja-śka i mój odbije się od bie-- I lonych ścian Skwarki zas-kwierc- za na oaniu za ok- - Hiiiycii lutuiiyKii puiKUW ui „Iimiflł rfa ktltzócrych spod w'Kudrton-Ja- j £' V" zahukya 4 nmn? """'" się ten się tak albo siłę jej i rozpacz lęk i brak A jednocześnie innej iKLS 5S? srf!XPliws7ii fiajr-- w 'J""V"' '- - pojęciem przed suknie drzewami siwo-ry- - ao a - umiem Miłość Zk oknem leżała ziemia któ ra 'wciąż była moją w ciszy białoruskiej nocy — i tak jak otaczająca ją puszcza nie należała ani do armii czer- - wonej ani do armii brunat-nej ale była wraz ze mną i Jaśkiem leśną żywioła — tylko bożą- aby tu i - wo-dzie Anuli 1971' Przed nami na przyzbie gajówki zamajaczył jakiś nie wyraźny kształt Jasiek wyr-wał się naprzód jak młodzik Nim dobiegłem rozsvalił ude-rzeniem nogi drzwi i ciągnął w głąb izby czyjeś bezwład-ne ciało Wbiegłem za nim zapaliłem świecę — Józik z Szejbakoni — powiedział Jasiek składając go na swym posłaniu — ci z lasu musieli go podrzucić Nieprzytomny Znałem Józika Mieszkał we dworku za stawem przez miedzę graniczną od nas Jó zik miał także dwadzieścia lat Chyba umierał Oddychał rzucał głową na lnianej pościółce wyrka Spod rozciętego rękawa mun duru z którego także zerwa no oznaki wystawał ku nam straszliwy kikut siny i ob-rzmiały niepodobny już czło wieczej ręce Ramię Józika przypominało padlinę jaką czasami znajdowaliśmy z Ja-śkiem w sidłach kłusowni-ków za czasów mojego dzie ciństwa a która była nie- - H IklLfe gdyś błogosławionym ksztal tern natury — zającem li- - sem czy kurą W kątach ust Józika zastygła różowa pia-na charczał i płakał nieświa-domymi łzami które kapały mu na brudny drelich za luz nego munduru Tak Józik na pewno umierał No więc cóż z tego że umie rai? Pomyślałem znagłą de-terminacją dojrzałości jaka powstała we mnie na jego widok Cóż z tego że miał tak jak i ja dwadzieścia lat? I że chciał żyć i bić się ode-grać się za swoje lata i za straconą wolność za wszyst-ko to czego nie rozumieliśmy obaj wtedy gdy go pięściami okładałem po głowie na du-żej przerwie między lekcja-mi w gimnazjum Ojców Pija-rów W tym pierwszym listo-padzie naszej porażki głupi Józik zza miedzy był teraz 'alko symbolem Podtrzymu-jąc mu głowę która nieprzy-tomnie zwisała mu z łóżka ku klepisku myślałem że w szkole Ojców Pijarów uczo-no nas podstawowych praw fizyki katechizmu i bojaźni bożej ale nienauczono nas najważniejszego — tego jak się za chować gdy wszystko runie jak wbrew wszystkie-mu zachować godność i wia-rę w to że słowo ojczyzna nie jest jedynie pojęciem ale elementem krążącym w naszej krwi Jasiek odsunął moje nie-zdarne ręce Nawarzył ziół które odkąd pamiętam wisia ły związane w pęczki wyso-ko u pułapu rozpiął nader-wane guziki munduru Józika zerwał mu z nóg brudne onu ce Cierpliwie i z wolna ot-wierał cynową łyżką jego za-ciśnięte usta pojąc go wy-warem który uderzał pod su-fit niezapomnianym dla mnie dzisiaj zapachem puszczy i traw które tam tylko rosną — Ty Tolik teraz spocznij! — powiedział Jasiek — Ja przy nim zostanę Do końca dodał po chwili i przeżeg-nał głębokim znakiem krzy-ża najpierw Józika a potem siebie Ułożyłem się na sienniku pod oknem Jutro piątek ju-tro Wyruszę ńaVilno Za parih' smażonych skwarek na' które cieszyłem się wracając z lasu uderzył moją wyobraź nię niepowstrzymanym uczu ciem głodu lecz Jasiek ani myślał o jedzeniu Schowa-łem głowę pod koc Józik za-charczał nagle głośniej już chyba po raz ostatni Gangre na ze zranionej ręki docho-flił- a mu newnie do serca Byłem głodny chciałem żyć Daiem się tem świątecznym: ♦ ♦ ♦ TiUHiMtnlttggJftMithtiMli-Ły- i MOnHlHSMTiTrT J-Lt-jS m łii vsitMMUOlHiaS? HttH'''itt-- j Przyjemnych Świat Wielkanocnych i i MAYOR MIASTA H 10 FAIRFIELD AVE N HAMILTON f+iMrj&iij&j&jrwA Msjssj&±SMsms§mmn składa NR 2129 Nie wiem kiedy zasnąłem Kiedy zbudziłem się o świcie przez małe okno nad łóżkiem Jaśka słońce tak samo jak wczoraj wyciągało ku mnie długie zakosy chorągiewki światła które teraz były nie złote już jak o zachodzie ale delikatne i różowe jak poli-czki Anuli Wstałem Jasiek i Józik trwali w pozycji Dotk-nąłem ręki Jaśka — Umarł? — spytałem ale Jasiek nie Spojrzałem na Józika Miał oczy szeroko otwarte jakby zdziwione Oddychał spokoj-nie — Józik — Dowiedziałem to ty żyjesz? — Tolik — wyszeptał Jó-zik —a ja gdzie? A ty skąd tu? Przecież cię w lesie z na-mi nie było — Jaśku on żyje — zawo-łałem — On mówi Jaśku! Lecz Jasiek pochylał się dalej nad Józikiem nierucho mym kształtem i nie odpowie dział W obu dłoniach podo-bnych do korzeni drzew wciąż trzymał mocno jego straszną rękę — Jaśku — krzyknąłem znowu i nagle zrozumiałem że Jasiek umarł Nie mogłem nawet księdza sprowadzić do gajówki Obaj z Józikiem baliśmy się kon-taktu z ludźmi W dwa dni po śmierci Jaśka gdy Józik wydobrzał na tyle że mógł już bez pomocy przejść przez izbę — a ręka jego chociaż wciąż szaro-sin- a odtęchła i mógł nią poruszać bez bólu -- pochowaliśmy go niedaleko chaty między dębami wśród których zapóźnione jagody strzelały jeszcze z podszycia lasu wezwaniem przeciw usy piającej naturze Złożyliśmy go w płytkiej ziemi owinię-tego w lnianą pościałkę Rzu-ciłem pierwszą garść sosno-wych szpilek i uwiędłych li-ści Pomyślałem o wilku i li-sie i o jaśkowej tajemnicy z puszczy Strumień płynął dalej Ja-śko nie żył a Józik ozdro-wia- ł [! ~i 1 r r ł — ' Chodź ze mną — po-wiedział Józik w drodze po-wrotnej do gajówki - Chodź ze mną w naszym oddziale w lesie jest morowe życie — Nie — powiedziałem — Ja do Francji Wfyruszę dziś w nocy na Marcinkańce 1 na Orany do Wilna Za two ją wolność i moją I za to co mi zawierzył Jasiek Żeby przetrwało Klara Evans aiiiiiiniiuniiiiiiiiiiinniiiiiiminiiiiiiiiiiiniiiimiiiuniiiimininiiiiiimiiiniiiiiii PORZEKADŁA ŚWIĄTECZNE Kilka porzekadeł związanych z tradycyjnym atrybu Nie zmesze złote jajka kokoszka niesie Jajo chce być mądrzejsze od kury I z całego jaja by uhl Jajo dzisiejsze chleb icezorajszy ciele sześcionie-dzieln- e a wino hńskie — najlepsze I jaja bez niego nie zje Lepsze dziś jajo niż jutro kokosz Nie szkoda mozołu — stracić jajo a zarobić tcolu Jedno jaje we dwóch kraje a czterech jedzą Jedno stęchle jajko psuje cala potrawę Dość jajc od kokotzy gdy je często znosi Lepiej mieć jajc bez znoju niż kurę po ciężkim boju Czym skorupka za miodu nasiąknie tym na sta-rość trąci Daj kurze grzędę jeszcze icyżej siędę Idzie spać z kurami Pisze jak kura pazurem j Trafiło się ślepie j kurze ziarno Dobry kogut jest chudy Kurza stopa nie zabija kurcząt Nic sprzedaje się swej kury bez powodu nf JgjitntiHtMiM Wesołego Alleluja niezmienionej odpowiedział ILTON TEL 544-680- 6 g v ' ' - ""-iBB-mś i Życzenia z Htimilti IŁ - k 53®53353§S335!5333&3!333!533 przesyła WACŁAW ROZEMBERG POLSKI SKLEP SPOŻYWCZY I RZEŻNICZY 107 Beach Rd Hamilton Oi 544-038- 2 imS"fY jJ Tel s£i fi n -- VVS_s v_ UA n irj wy 1 ii M w =710 'nł WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH zasyła 00L0SSEUM SHOES Frank Gentile propr — The Best Imported Italian Shoes — 663 Barton St East - Hamilton Ont Tel Bus 545-175- 3 - Res 549-402- 2 WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH składa HQDGS0N'S FLORIST Kwiaty na każdą okazję o każdej porze roku 168 Birch Ave Hamilton Ont Tel 549-134- 1 jl SS?3SSSK?S!355??S!K3v?ooocoSSX33SSi WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH składa % Polski sklep ze ślubnymi ubiorami k najnowszej mody dla panny młodej oraz druH o a także eleganckie damskie ubiory na wszelke M okazje % Dorothy Stawn Creation 1 201 King St E Hamilton Ont o Tel 529-911- 3 SSS?S5S3R3l&35vS5®SS®KSSvS?5®?"-'s-v'- 1 1 &' WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH składa BEACH ROAD MEAT MARKET Ted KWIATKOWSKI właściciel Polski sklep rzeźniczo-spożywcz- y słynny z wyrobu świetnej polskiej kiełbasy 117 Beach R - Hamilton Ont Tel 544-911- 1 Serdeczne życzenia Wesołych Świąt Wielkanocni składa §BARTON-CHESTE-R PHARMACYLtl ' 664 Barton St East - Hamilton Oi (Near Sherman) Tel 545-227- 3 527-802- 2 CITY WIDE DELIYERY Serdeczne Życzenia Wesołych Świąt WielkanoM składa ' -- jSN-i' M & G Auto Body Painting and Collision Work Specjalność w naprawach karoserii {boW i malowanie samochodów Praca gwarantowana Frank Mnich (Mitch) i W Groom Właściciele 142 Bancroft St - Hamilton Oi Tel 547-08- 02 '"(yiiS! - "" —~ — —~ — " ' " 11 f$ iijksmSB" I imctoijftjjiiimtiitti — ' — —i tr ter JUT jKSr JU 6ffr &r &r jb r" aaSaŁMŁMBCT |
Tags
Comments
Post a Comment for 000120a