000163b |
Previous | 7 of 8 | Next |
|
small (250x250 max)
medium (500x500 max)
Large
Extra Large
large ( > 500x500)
Full Resolution
|
This page
All
|
Jjslaw Maria Saliński (ITRO 0 SIÓDMEJ Copyright by AJliance Press lir I __ 4rinn w mipsiap nn urn lirpczki coś z Bertka przewiało I"1' _ ':„„io Wola "Wioń iaV Ewą a wucw -- "f '- -V- j- -" t do snu maleństwo — Bo czas Ktra i spojrzała prosto i odważnie bre KoDiece olv tiu-- i i — ' j_:„ iićmiorlinoła sir pinł i inU iircrnln7iiiapvrh Jn- - 3 po tych starych spokojnych o- - r3Z pierwszy wtedy: cień Bertka nimi Ewą i ciotką I jeszcze je- - Itoraz Polish a zaczęła wteay sioumy roczcK a na dziecko mnę UKiaane ro-- i fln rintTr"7vń łalr rnłcorlnlo jwój wiek że zaśmiewały się cza- - jej kruszyny ludzkiej W miarę w miarę czuła w miarę uparta to w głowie cioci Feli która na- - ej macierzyńskości Całe życie sy-- ! ardllldlClll uiu ulewna iriuoui-- 1 1 4nn łniorV7l!!ało titL-iłłi-n aranwi ic wnn™iuiu """'" j potem kukułczą Tiną I było z l_- - ilnhiniYiii aninłmiri 7 Jrcii L wieczora Ewa siedziała w daw-- ioloju Bertka jak kiedyś nie- - „ nH_l_ i „!-„- _ ne dawno — uji jyai la lunciami iwl śledziła wichrowate kołowa- - czjglów nad jabłonką Bodaj że me mysiaia w iej cnwni o ueriKu a si? mysicc zawsze jau najrza- - najkrócej) Siedziała tak sobie imając po ciężkim i męczącym Dzień byl przykry gdyż miała kil- - zbouych nieprzyjemności w "woje- - rie gdzie pracowała jako maszy- - Rada że dzień kończy się naresz- - cdzila w spokoju pierzaste obłoki rodcm chłonąc pogodę i ciszę me- - lijnego zmierzchu W szklanej ci- - chac było wyraźnie wrzawę dzie- - zabawy za drzewami a bliżej glo- - i ciotki rozmawiających na we-Gaworzy- ły nie podejrzewając I] obecności Ewy I Zosia ma — srebrzył się głosik liigladało jakby liczyła na palusz- - I--1 Krysia ma I Mania ma I na-lelre- k ma chociaż rzadko A Anul- - 1 nawet dwóch jeden pojechał a Ipnjjechał Bardzo dobry ten dru- - is Czekoladę Anulce kupuje larek Hłasko autorskie zastrzeżone oy --4 pn — krzyknął — Nic chcę c chcę nikogo widzieć Zio- - i czego ode mnie żądaliście a teraz M spokój — Stał chwilę niemy !'g a w następnej chwili rzucił pd Franciszkiem na kolana — fn — szepnął — Wiem jeszcze picm wszystko i mogę byc pozy- - ] "iwu tu my&ją — wszyscy wazy t'7)scy Wlaraiicnw w każda myśl N) uczjiick w każdy zakamarek P nawet w taki edzic rodzą sic mv- - l-th-c Ale to nienrawda — krzyk nie ma mvśli'ułochvch Można pic Ijlmkoyślteaćk wjackalemvNticecotrzcehbcaemiyn- - li Dosyć już bvlo myśli z kló- - ic mc wynikało Teraz trzeba zwy- - — Pocałował "Franciszka zasli j3" wargami w rękę — Zwycięży- - iH&nął — wtargniemy nawot w ' ClUPich snów Ini mntfn ijwniknnć Mcjc sprawy Trzeba zwyclę- - --M7K- nąl z piekielną siłą za- - swoje li upić palce na ramieniu iszka — To teraz będzie naszym '" a icraz śpiewaj 'wai piskliwie patrząc na Frań- - 'cmiaiymi oczami: fiój !o jest vasz oslntiii" Uamiona drżalv mu konwtil-'t- y Przeciekały prżcz palce kló-0on- ił starcza' twarz Wveladał IC Jego siwa głowa trzęsła się ża- - "erwonej cienkiej szyi rran-- aedział Zdrclwiak- - i nńl Tr7u1nm- - Przerażenia Ktoś szarpnął go za ''Th Pat! ill) M'Virl7io nnwln- - I 'obiela — Pmn ił iw I 'ai sic w milr7pniii £ mc nie wiedział — rzrkla na go po swojemu Na- - nie chce powiedzieć jak to ima ' LU iyiko przyjdzie ru 3 Kir strasznc ataki — Zbliżyła „? — Pan naprawdę nie °n jest ahał _:- - 1C tylko nn nmrin!-- ! Frań Proszę mu nigdy o 16 — Mamusia też ci czekoladę kupuje — zauważyła ciocia Fela — A Anulce i mamusia i tatuś Ona mtatausdiwaie Wczsezkyoslcaydymnaająraza jOa! IniZe iuta ma — Bo mówię ci że pojechał — To dlaczego nie przyjeżdża? Anul-k- i tatuś też pojechał a potem przyjechał cAhajłakPrzznyójwechpaoćjecwhcaałle toniedrjeusgti tprurzdynjeo- Trzeba tylko mieć walizkę — Czasem trudno Tino Twój tatuś jest bardzo daleko — Za — Nie Dalej Za morzem Wiesz co to jest morze? — Wiem morze to woda To dlacze-go nie przyjedzie łódką? — Bo nic ma pieniędzy na łódkę — Aha A może gdzie pożyczyć? — Pewnie teraz nie może Ale kie-dyś pożyczy i przyjedzie — A kiedy? Bo ja chcę prędko Wszy-stkie dziewczynki mają już tatusiów a ja nie — Teraz jeszcze nic Jak będziesz do-rosła — A kiedy ja będę dorosła? Ewa słuchała Wszystko zamarło w niej w przerażającym okrutnym skurczu Rozstąpiło się oto na chwilę kamienne dno bezlitosnej martwej samotności i ze straszliwego rozdarcia tego dna wionęło mroźnym podmuchem rozpaczy Słucha-ła dziecinnego świergotu Tiny i cierpli-wych odpowiedzi ciotki zachłyśnięta miażdżącą rozpaczą Tak na codzień na tygodnie miesiące i lala nic myślała o Bertku Czasem tylko musnął ją jego nieważki cień czasem' w nocy obudziła się z dzikim płaczem (w dziennie płaka-ła nigdy czasem w nocy tylko i we śnie) czasem za serce chwytał niezrozumiały sifchy skuicz Bywało że skurcz ten trwa dłużej jak naprzykład kiedyś gdy oświadczył się jej pewien miły szlachet-ny i dobry człowiek i na propozycję aby została jego żoną odpowiedziała "nie" Widmo Bertka schwyciło ją wtedy za serce i w śmiertelnym chwycie tych szponów powiedziała — "Nie nic będę pańską żoną panie Stanisławie Nic umia labym pana kochać a kłamać nie chcę" Więc tak na codzień na miesiące i lata — nic o Bertku Nic tym łatwiej i lżej że wielką w tym pomocą była ciot-ka Też nigdy nic Jako o człowieku H§KSiS W CMENTARZE - łłi ncn t(IStI n__aŁ 23 i 1 Swszelkie}prawa ss3i:opyr£igni iwoSnuuugm rj$t was Nic dla £ał 'aresztowany JJfauchiwali wie-Z- 8 sT„Wszvscy- - sLSffifiuiInać województwem? nie rzekła On przecież i tak nic rozumie — Tym lepiej dla niego Dobranoc t XVI Wchodził już na schody kamienicy kiedy ktoś zawołaj za nim: — Hej obywatelu Kowalski! Przystanął Był to stróż wymizerowa-l- y człeczyna w granatowej postrzępio-nej kurtce Stali w milczeniu i spoglądali na siebie: obrzękfa gęba stróża zdradza-ła wstydliwe zakłopotanie O kilka kla-tek schodowych wyżej jacyś dwaj męż-czyźni nieśli coś dużego hałasowali i je-G- n stale krzyczał na drugiego: "Stefan bokiem" — O co chodzi? — zapytał Franci szek 1 nie otrzymawszy odpowiedzi po-wtórzył: — O co chodzi obywatelu go-spodarzu kolonii? Stróż patrył jeszcze przez chwilę psi-mi ocwnia potem zawrócił na pięcie i wszedł' do dyżurki Franciszek wzruszył ramionami i" począł wchodzić na górę Zdziwił się: mimo późnej dość godziny przed wszystkimi niemal drzwiami stali mieszkańcy kamienicy: kobiety w szlaf-rokach mężczyźni w opadających spod niach jacyś staruszkowie studenci za-wieruszył się nawet skądś pijany żoł-nierz wszyscy szeptali i gestykulowali gorączkowo a ich rozbiegane oc7y 7dra-dzai- y najwyższe podniecenie kiedy jed-nak Franciszek przechodził szepty milkły i ludzie usuwali się w cień Na którymś półpiętrze jakiś starszy pan gorączkował się nie mogąc otworzyć okna szarpał bezsilnie mosiężną klamkę powtarzając ze złością: "Młodzi młodzi" "Skąd ci ludzie -- - mvślal sennie Franciszek — Skąd tylu ludzi w tym domu?" Miiał ich ciągle rozpychał się łokciami mieszkał wysoko i szedł bardzo wolno: był zmę czony tak zmęczony że słodkawy zapach gazu poczuł dopiero w ciemnym koryta-rzu prowadzącym do jego drzwi do wy-walonych siła krzywo wiszących na jed nym zawiasie drzwi z których wychodził człowiek w gumowym fartuchu z maską na twarzy Elżbieta leżała na boku skurczona i „iniotfi ioi-n- i rlziwnie iak postrzelony ŁVllll'rt" „"- - "- -- ' ptak Żyły obu rąk miała otwarte w '" — - - - — --""- " "'— V"— - „ 4u V? :: "IWlAIKflWIEC" '"AJ fJV-v-) który nigdy nie istniał który tylko przy-śnił się i rozwiał o świcie gdy otworzy-ły powieki Tak właśnie Bertek żył w ich samotnym domu — nic istniejący nigdy I nagle zaistniał! Słyszy na własne uszy jak ciotka rozmawia o nim z jego córką Mówi o nim — "twój tatuś" Mó-wi o nim — "daleko" Mówi — przy-jedzie" Zerwała się jak przeszyta prądem Niebacznie zawadziła łokciem o stojący na parapecie wazon z kwiatami Runął z łoskotem na podłogę — Olaboga! — krzyknęła ciotka z werandy — Co się tam dzieje? — To ja ciociu — zawołała przez okno — Przewróciłam wazon Nic wielkiego Trzęsącymi się rękami zebrała roz-rzucone po podłodze kwiaty włożyła je z powrotem do wazonu Do okna przy-drepta- ła od werandy Tina wspinała się na paluszki aby zajrzeć co się stało — "Nic Tincczko — uśmiechała się sa-mymi wargami Ewa — nic się nie sta-ło Widzisz: kwiatki spadły ale już je pozbierałam I wszystko w porządku có-ruchno Od werandy szła i ciocia Fela Tina obejrzała się na nią i przypomniała sobie: — A wiesz mamusiu? Ciocia mówi że mój tatuś przyjedzie Naprawdę! I ja też będę miała tatusia — Będziesz będziesz — odpowie-działa nic panując nad sobą Chciała już odejść od okna w głąb pokoju gdy spotkała wzrok ciotki Jak wtedy przy rozmowie o imienni dziewczynki — spokojny mądry wszechwiedzący — Ewciu — powiedziała obojętnie — szykuj kolację Tinie czas spać — Dobrze ciociu Już idę Odwróciła się od okna i poszła do kuchni Wiedziała że to nic koniec roz-mowy o tatusiu Tiny Nie koniec rozmowy Z tym prze-świadczeniem zajęła się przygotowaniem kolacji kąpaniem Tiny Krzątała się po gospodarstwie czekając na rozmowę z ciotką Po zachodzie słońca — ponieważ był to ostatni piątek miesiąca — ciotka zasiadła do swojej kabały podobnej do dziesiątków innych Nic nowego ani rewelacyjnego jak zwykle od lat Ewa asystowała przy tym tradycyjnym obrzędzie puszczając mimo uszu trady-cyjne mruczenia i półsłówka ciotki Znów jakieś drobne kłopoty domowe mała choroba ("U Tiny coś z gardłem nie w porządku — pomyślała) niespo-dzianki pieniężne strata która się wy-równa nieoczekiwany gość przybytek w gospodarstwie ("Wielka mi sztuka! Po prostu wylęgną się wszystkie kaczę-ta!") Jedna pauza była nieco dłuższa i nieco bardziej milcząca Ciotka pochy-liła głowę nisko nad zawiłym układem -'-J-Ub dwóch miejscach poniżej łokcia i powy-żej przegubu Lekarz kończył pakować swoje przybory dwaj pielęgniarze stali obok trzymając maski w opuszczonych rękach Krew już zastygła i zesztywniała: wiatr wpadał przez wybitą szybę i targał firanką Lekarz spojrzał na Franciszka i rzekł: — Jakieś dwie godziny temu Kiwnął głową Pewnym krokiem zbli 'ył się do stołu wziął kopertę i rozerwał ją 'Wybacz — napisała — ale to naj-rozsądniejsze co mogłam uczynić Wyrzu-cono ciebie z partii — i Mikołaj odszedł z domu Mikołaj odszedł z domu — i mnie wyrzucono ze studiów gdyż nic ma sensu aby studiowały' dzieci ludzi któ-rych usuwa partia Rozeszłam się z Ro-manem dlatego że on sam złożył samo-krytykę iż żył z córką takiego człowieka jak ty Nic chcę aby ten łańcuszek do-szedł do mojego dziecka a już za późno aby się go pozbyć w inny sposób Pienią-dze są w kredensie Praczka przyjdzie we wtorek Zegnaj" Lekarz zapytał: — Pojedzie pan z nami do kostnicy? — Do kostnicy? — ze zdziwieniem powtórzy! Franciszek — Nie — Co mogę dla pana zrobić? Może jakieś środki uspakajające? — Och — rzekł z rozdrażnieniem — niechże pan da spokój — Podszedł do łóżka i' patrzy] na sztywną twarz Elżbie-ty: łóżko stało blisko otwaitego okna wiatr unosił firankę i wtedy w mlecz-nych źrenicach Elżbely migotał czerwony blask — Skąd len blask — mruknął Franciszek Zwrócił się do lekarza: — Pan jest pewny? — Niech się pan postara za=mć — 'iowiedzial lekarz — Jutro będzie pan musiał załatwić formalności — Oczywiście Jeden z pielęgniarzy rzekł: — Musieliśmy wybić szybę — i mach-nął tnymaną w ręku maską A drugi do-dał: — Naprzeciwko jest szklarz Ja lam mieszkam Zapisać panu adres? — Dziękuję — rzekł Franciszek — Będę pamiętał Naprzeciwko? — Tak Wyszli ucinając się pod ciężarem: lekarz uśmiechnął się głupkowato i także wyszedł: jeszcze przez chwilę słyszał ich kroki na schodach i -- pomruk ludzkich głosów: potem przeciąg zatrzasnął nie-domknięte przez nich drzwi Podniósł kołnierz palta 1 podszedł do okna znów wtargnął wiatr unosząc firankę i wtedy Franciszek zrozumiał skąd pochodził czer wony blask w oczach Elżbiety Neon pło-nął zwycięsko i pewnie wstawiopn już nawet brakującą literę na brudnym bezgwiezdnym niebie oonad ciebną ma sa wilgotnego miasta drżały olbrzymie i fu łf- - " 1 J-- JJ ?"_ 'l li i f "li vw rA I'KIW 1 IXT f-- £ K ?' s mM £?iw ii#" §H$f: V-- --& T&& ć 5 "1''5 4 V K' h- - V 1 V: ' c „- - ysj ► kart i wpatrywała się z bliska w hiero-glify figur a w pewnej chwili oparła się czołem ą kant stołu na tak długo że Ewa sądziła iż starowina zdrzemnęła się po prostu Takie drzemki napadały teraz ciocię Felę coraz częściej nawet w dzień — "To tak się do śmierci" — żartowała potem po prze-budzeniu A może i teraz zdrzemnęła się przy tej swojej kabale? Po długiej bardzo długiej pauzie ocknęła się jednak zgar-nęła karty zdmuchnęła świece i ziew-nęła — To wszystko Chodźmy spać Ew-ciu Pościelone? — Tak ciociu Dobranoc Wyszła do swego pokoju (kiedyś Bertkowego) który zajmowała teraz z Tiną Mała oddychała cicho w najgłęb-szym śnie śliczna i ciepła Musnęła war-gami czoło dziecka przeżegnała je na ncc opatuliła "kołderką Rozebrała się szybko i położyła się do łóżka Miała zwyczaj czytania do poduszki lecz dziś czytanie nie szło zgasiła więc świecę i patrzyła w bielejący w mroku sufit cze-kając na sen Gdzieś bardzo głęboko na samym dnie gryzł robak: niedokończona rozmowa o Bertku Wiedziała że niedo-kończona Nie omyliła się: skrzypnęły drzwi Ciotka! W nocnej koszuli do pięt podob-na była do kariatydy która zeszła z gra-nitowego postumentu i ruszyła w nocną tajemniczą wędrówkę Zbliżyła się wol-no do łóżka Ewy i przysiadła na kra-wędzi — Nic śpisz? — Nie ciociu Wielką gorącą dłoń położyła na czo-le siostrzenicy — Słuchaj co ci powiem Ty go jesz-cze w życiu spotkasz Za morzem Ale Wyglądało jak gdyby z wielkim tru-dem zaczerpnęła tchu — Ale Ewo powiem ci: strzeż się! Pogłaskała w zadumie rękę Ewy Wstała i tym samym ciężkim powolnym krokiem ożyłej kariatydy odpłynęła w mrok ku drzwiom i za próg Byłaby może i zapytała ciotki — co to znaczy "za morzem" i "strzeż się" ale Ale Bogiem i prawdą nie miała już tak zaufania do ka-balarst- w ciotki Z tych zapowiedzi piąt-kowych sprawdzała się dajmy na to po-łowa a i drugą połowę można było tłu-maczyć sobie dwojako I teraz właśnie Czekała na coś konkretnego na jakieś ludzkie słowa pociechy czy nadziei na coś czego można było uczepić się i o czymś myśleć a tu — "za morzem"! Gdzie Rzym gdzie Krym? Kielce i — "za morzem"! Czy mógł istnieć jakiś inny świat poza ścianami lego domku na przedmieściu ogródkiem pokojem maszynistek w urzędzie wojewódzkim kieleckimi ulicami kinem "Polonia" sklepikiem Suchodolskiej litery tym razem odczytał je starannie od początku do końca jak rzecz widzia-ną po laz pierwszy i nic poznaną dotych-czas przez nikogo XVII Długo nic nadchodziła wiosna tego roku chłody i deszcze dręczyły miasto i fakt że święto pierwszego maja wy-padło w pierwszy wesoły i ciepły dzień stał się czymś' dodatkowo radosnym oraz uroczystym — powoływali się na lo spra-wozdawcy radiowi i prasowi Już od ra-na ulice zapełnione były ludźmi — oży-wionymi i odświętnie ubranymi na wiel-kich placach formowały się pochody i tysięcy gigantofonów huczały dziarskie marsze i masowe pieś-ni w barwnym tłumie pawimi kolorami migotały regionalne stroje czarne kity na górniczych czapkach marynarskie kołnierze i fantazyjne stroje hutników którzy za kolorowym szkłem masek kryli swe rozradowane twarze Wiatr łopotał v transparenty i girlandy a słońce zdą-żyło już zaróżowić twarze stojących od rana ludzi — był to doprawdy piękny dzień Wreszcie — o godzinie dwunastej którą uroczyście wydzwoniły zegary mia-sta — pochód ruszył Zapijaczony człowieczek w lichym u-bran- ku stał na brzegu zatłoczonego chod-nika Wpatrywał się z natężeniem w ma-szerujących dziarsko ludzi i półgłosem odczytywał transparenty "W odpowiedzi na atomy — budujemy nowe domy" "Człowiek — nasze najwyższe dobro" "Klasa robotnicza — hegemonem naro-du" itd Zapijaczony człowieczek zacierał ręce i śmiał się cichutko lecz radośnie wspinał sę na palce wsadzał głowę pod pachę ludziom stojącym przed nim ? kiedy w tłumie maszerujących zobaczył grupę Pracowników zakładów ssmorho dowych "Lepsze jutro" — począł klaskać tak silnie że wzbudził powszechne uzna-nia i sympatię Istotnie grupa pracowni ków "Lepszego jutra" prezentowała się imponująco nieśli olbrzymi model samo chodu jednakowo ubrani w granatowe kombinezony a jeden z prowadził nawet na smyczy wspaniałego airdelterriera piękny pirs miał zawiąza-ną na łebku czerwoną kokardkę i kunsz-townie wykonany kaganiec na rasowym pyszczku Człowieczek ogarnięty euforią klaskał tak mocno i z takim "zapałem że w pewnym momencie zachwiał się ze zmęczenia zatoczył i wpadł na jakiegoś człowieka stojącego z tyłu: człowiek ten spokojnie lecz stanowczo przywrócił ko-lanem poprzednie miejsce zapijaczo-nemu (Dokończenie w n-ny- m wydaniu) W n-rr- e 41 zaczynamy druk temacyjnej powieści szpiegowskiej Piotra Guzy pł "NASTĘPNY ODCHODZI 2225" -- Ł- -- - ri:ęmMmmmśmm winni?' 1 przyzwyczajam stuprocentowego zainstalowanych manifestujących WYKWALIFIKOWANY KRAWIEC Z EUROPY A B BERESNEVICIUS 1299 Dundai Sł W Toronto (blisko Dotercourt Rd) Duzy wybór modnych angiel-skich męskich i damskich materiałów na ubrania! palta Robota gwarantowana naj-lepsz- a w Toronto Mówimy wszystkimi językami europejskimi i p Starokrajowa Apteka p p Medwidskich "Sanitas Pharmacy'' Wysyłka lekarstw do Polsk 204 Bałhurst Sł (koło Quecn) Tel Toronto EM 3-37- 46 E-- 4 BIURO SPRAW IMICRACYJNYCH w jrabla w farhouy sposób uszclklc dokumenty potrzebno do sprownrim-nl- a krcwnjcli I narzeczonych z Pol-ski na stały pobt Itib z wltą Wy- rabia pełnomocnictwa potrzebne do 7ilatu lania spraw maJqtkouych w Polsce Sprowadza metryki z Polski I ZSSR Sprzedaje bilety okrętowe I samolotowe Wjsla pod RwamncJn wszelkie paczki lekarstwa 1 pienią-dze do Polski I Rosji Informacje I katalosl bezpłatnie VATRA OVERSEAS SERVICE & TRAVEL ASSISTANCE 277 Sclkirk Ave( Wlnnlpeg 4 Mart 29 E4 iiiiiMiiiiiimimiiiiimiiiiiiiiiiiiiiiiiiii POZBĄDŹ SIĘ Siwego wlosu a będziesz młodszy o latał RET0NE bardzo znany środek medycyny nada Two lr IłHTl' jemu włosowi kolor pierwotny i piękny Bez użycia farb I utleniania Dzisiaj przyślij zamówienie wraz z $250 na adres: ANCHOR DISTRIBUTORS PO Box 1083 Station "C" Toronto Ont Obecnie do nabycia w "MIDTOWN DRUGS" 52 Ouccn SI W (róg Palinerstnn Avc) Toronto Onł — Tel EM I7J00 oraz we wszystkich nptekicli Tyslacc podziękowań — Gwarantowany zwrot plcnledy w razie niezadowolenia Proszę pisać o bezpłatne Infoimncje w sprawie "Rclonc na siwe włosy" I K 4 iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiimiiiii Popierajcie firmy które się ogłaszają w "Związkowcu" Lunsky WA 1-3- 924 5b OKULIŚCI i % % S BROGOWSKI 0 D Badanie ociu dorosłych I diltcl Sporządzanie recept1 Dopasowywanie okularów 420 RoncesYillet Ave (bUsko Howard Park) Tel gabinet LE 1-42- 51 Mienk CLi 9-80- 2? " P OKULISTKA J T Szydłowska OD FBOA Dyplomowana w Anglii I Kanadłlt Badanie oczu 1 dobieranie szkieł — codziennie od 10 rano do 7 wlecz w soboty do S wieczór w Innych godzinach za uprzednim porozu- mieniem 1063 Bloor St Wast LE 2-87- 93 (róg Havelock) 17-- P OKULISTKI Br Bukowska-Bena- r O D Wiktoria Bukowska OD prowadza nowoczesny Kabinet okulistyczny przy 274 Roncesvalles Avenue obok Gcoffrey St Tel LE 2-54- 93 Godziny przjjęć: codziennie od 10 rano do B wieczór W soboty od 10 rano do 4 po pol 1 S DLA ZABEZPIECZENIA WASZYCH OCZU ZEISS Punkal szkła do okularów już do nabycia w Kanadzie Pytajcie o nic u Waszego specjalisty do oczu 1 -- 1 S DENTYŚCI DR T L GRANOWSKi DENTYSTA CHIRURG Mówi po polbktt 514 Dundas St W — Toronto Tel EM 8-90- 3S 1 P DR W W SYD0RUK DENTYSTA PrzJmnJe po uprzednim telefonicz-nym porozumieniu 80 Ronccsvalles Ave ' Toronta Tel LE 5-36- 88 1 P Dr Władysława SADAUSKAS LEKARZ DENTYSTA (drugi dom od Ronccsyallcs) Przyjmuje za uprzednim telefo-nicznym porozumieniem Telefon LE 1-4- 750 129 Grenadier Rd Okulista 470 College SI Oczy badamy okulary dostosowujemy do wszystkich defek-tów wzroku na nerwowość na ból głowy Mówimy po polsku H WITKIN - okulista Lt Badani ocru — Dopasowywani okularów ' wypełniania recept ' ' °""'r godziny przyjęć 930— J 599 Bloor St W Toronto Tel LE 5-15- 21 (Blisko Palmerston obok Bloor Medlcal Center) ' Wieczorami przyjmuj po uprzednim umówieniu al ST 8-42- 48 Luck Chiropracłic Clinic BRACIA ŁUKOWSCY DOKTORZY CHIROPRAKTYKI Specjaliści w leczeniu artretyzmu reumatyzmu polio lumbago syjatyki dolegliwości mu&kulów i stawów oraz zasilania i normowania całego organizmu — A-iia- y prześwietlenia 1848 BLOOR Sł W TORONTO ONT — TEL RO 9-22- 59 140 CHURCH ST ST CATHARINES TEL MU 4-31- 61 i p APTEKA GARBIAITA Właściciel Tadeusz Gardian Najstarsza polska apteka w -- Toronto Wykonujemy recepty ze wszystkich krajów Zamówienia wysyłamy natychmiast Piszcie telefonujcie lub zgłaszajcie się osoblkie ' Popierajcie polską aptekę WYSYŁAMY WSZELKIE LEKARSTWA DO POLSKI I INNYCH KRAJÓW EUROPY ORAZ DO USSR 297 Roncesvalles Ave Tel LE 6:3003 TORONTO ONT ' P uwagai M C Skin Oinłmenł uwaoai "Skórna maść" najnoHego patentu M C ufyna lc do lctenla schorieft ostrych I chronicznych oraj wszelkiego rodzaju egzem I UtzaJ6w Jak ró- wnie podobnych schorzeń ukórnych Skórne choroby Jak egzema liszaje wysypki skórne które niepokoją I meczą ludzi ctvm całymi latami ustę- pują szybko po użyciu powyższej mafcl "MC Skin Olntmenl" — Cent z przesyłka porztowa $250 ' " MaM tę wyrabia Mr M Cmllńskl wvl6rnla skórnych ma£d "M C SKIN OINTMENT' M C CORN OINTMENT Mamy również M C mató przeciw odciskom 1 leczeniu brodawek Cena 8S M C tnnU skórna I M C mać na odciski są riajskulecznlejsłi Jakie moż-na znaleźć na rynku kanadyjskim żądajcie w swoich aptekach w razie nie otrzymania prosie pisać bezpo- - ircdnlo do producenta: i n M crullnskł 35? Rushotme Rd Toronto Oni Tel LE t-SI- tz po S-ł- e wlect W razie niezadowolenia zwracamy pieniądze po tygodniu " H17P-3- 9 u w - Wftfl t I1 S$ A 1 ( ffeilt :1 h (t mv i -- " "8 fi m tri nt Vm i mi II 'i uli 1 ii : j lv 1 f-:- 1" my ni łit 3W1"l 7 hi U i fc '- - i Wl i fT nm M' S ' (Vii 1h Mn vM im i -- rłl mn KSł 11 ym mi: f lisi! m I RM mii mflłłfłS M!s fil WhW tm mi WM Mm Ww ii: tissm XMt£Jfjtlv m (V'łi-- MT i m mv 4W-- i iimi i IM
Object Description
Rating | |
Title | Zwilazkowiec Alliancer, May 16, 1959 |
Language | pl |
Subject | Poland -- Newspapers; Newspapers -- Poland; Polish Canadians Newspapers |
Date | 1959-05-16 |
Type | application/pdf |
Format | text |
Identifier | ZwilaD2000307 |
Description
Title | 000163b |
OCR text | Jjslaw Maria Saliński (ITRO 0 SIÓDMEJ Copyright by AJliance Press lir I __ 4rinn w mipsiap nn urn lirpczki coś z Bertka przewiało I"1' _ ':„„io Wola "Wioń iaV Ewą a wucw -- "f '- -V- j- -" t do snu maleństwo — Bo czas Ktra i spojrzała prosto i odważnie bre KoDiece olv tiu-- i i — ' j_:„ iićmiorlinoła sir pinł i inU iircrnln7iiiapvrh Jn- - 3 po tych starych spokojnych o- - r3Z pierwszy wtedy: cień Bertka nimi Ewą i ciotką I jeszcze je- - Itoraz Polish a zaczęła wteay sioumy roczcK a na dziecko mnę UKiaane ro-- i fln rintTr"7vń łalr rnłcorlnlo jwój wiek że zaśmiewały się cza- - jej kruszyny ludzkiej W miarę w miarę czuła w miarę uparta to w głowie cioci Feli która na- - ej macierzyńskości Całe życie sy-- ! ardllldlClll uiu ulewna iriuoui-- 1 1 4nn łniorV7l!!ało titL-iłłi-n aranwi ic wnn™iuiu """'" j potem kukułczą Tiną I było z l_- - ilnhiniYiii aninłmiri 7 Jrcii L wieczora Ewa siedziała w daw-- ioloju Bertka jak kiedyś nie- - „ nH_l_ i „!-„- _ ne dawno — uji jyai la lunciami iwl śledziła wichrowate kołowa- - czjglów nad jabłonką Bodaj że me mysiaia w iej cnwni o ueriKu a si? mysicc zawsze jau najrza- - najkrócej) Siedziała tak sobie imając po ciężkim i męczącym Dzień byl przykry gdyż miała kil- - zbouych nieprzyjemności w "woje- - rie gdzie pracowała jako maszy- - Rada że dzień kończy się naresz- - cdzila w spokoju pierzaste obłoki rodcm chłonąc pogodę i ciszę me- - lijnego zmierzchu W szklanej ci- - chac było wyraźnie wrzawę dzie- - zabawy za drzewami a bliżej glo- - i ciotki rozmawiających na we-Gaworzy- ły nie podejrzewając I] obecności Ewy I Zosia ma — srebrzył się głosik liigladało jakby liczyła na palusz- - I--1 Krysia ma I Mania ma I na-lelre- k ma chociaż rzadko A Anul- - 1 nawet dwóch jeden pojechał a Ipnjjechał Bardzo dobry ten dru- - is Czekoladę Anulce kupuje larek Hłasko autorskie zastrzeżone oy --4 pn — krzyknął — Nic chcę c chcę nikogo widzieć Zio- - i czego ode mnie żądaliście a teraz M spokój — Stał chwilę niemy !'g a w następnej chwili rzucił pd Franciszkiem na kolana — fn — szepnął — Wiem jeszcze picm wszystko i mogę byc pozy- - ] "iwu tu my&ją — wszyscy wazy t'7)scy Wlaraiicnw w każda myśl N) uczjiick w każdy zakamarek P nawet w taki edzic rodzą sic mv- - l-th-c Ale to nienrawda — krzyk nie ma mvśli'ułochvch Można pic Ijlmkoyślteaćk wjackalemvNticecotrzcehbcaemiyn- - li Dosyć już bvlo myśli z kló- - ic mc wynikało Teraz trzeba zwy- - — Pocałował "Franciszka zasli j3" wargami w rękę — Zwycięży- - iH&nął — wtargniemy nawot w ' ClUPich snów Ini mntfn ijwniknnć Mcjc sprawy Trzeba zwyclę- - --M7K- nąl z piekielną siłą za- - swoje li upić palce na ramieniu iszka — To teraz będzie naszym '" a icraz śpiewaj 'wai piskliwie patrząc na Frań- - 'cmiaiymi oczami: fiój !o jest vasz oslntiii" Uamiona drżalv mu konwtil-'t- y Przeciekały prżcz palce kló-0on- ił starcza' twarz Wveladał IC Jego siwa głowa trzęsła się ża- - "erwonej cienkiej szyi rran-- aedział Zdrclwiak- - i nńl Tr7u1nm- - Przerażenia Ktoś szarpnął go za ''Th Pat! ill) M'Virl7io nnwln- - I 'obiela — Pmn ił iw I 'ai sic w milr7pniii £ mc nie wiedział — rzrkla na go po swojemu Na- - nie chce powiedzieć jak to ima ' LU iyiko przyjdzie ru 3 Kir strasznc ataki — Zbliżyła „? — Pan naprawdę nie °n jest ahał _:- - 1C tylko nn nmrin!-- ! Frań Proszę mu nigdy o 16 — Mamusia też ci czekoladę kupuje — zauważyła ciocia Fela — A Anulce i mamusia i tatuś Ona mtatausdiwaie Wczsezkyoslcaydymnaająraza jOa! IniZe iuta ma — Bo mówię ci że pojechał — To dlaczego nie przyjeżdża? Anul-k- i tatuś też pojechał a potem przyjechał cAhajłakPrzznyójwechpaoćjecwhcaałle toniedrjeusgti tprurzdynjeo- Trzeba tylko mieć walizkę — Czasem trudno Tino Twój tatuś jest bardzo daleko — Za — Nie Dalej Za morzem Wiesz co to jest morze? — Wiem morze to woda To dlacze-go nie przyjedzie łódką? — Bo nic ma pieniędzy na łódkę — Aha A może gdzie pożyczyć? — Pewnie teraz nie może Ale kie-dyś pożyczy i przyjedzie — A kiedy? Bo ja chcę prędko Wszy-stkie dziewczynki mają już tatusiów a ja nie — Teraz jeszcze nic Jak będziesz do-rosła — A kiedy ja będę dorosła? Ewa słuchała Wszystko zamarło w niej w przerażającym okrutnym skurczu Rozstąpiło się oto na chwilę kamienne dno bezlitosnej martwej samotności i ze straszliwego rozdarcia tego dna wionęło mroźnym podmuchem rozpaczy Słucha-ła dziecinnego świergotu Tiny i cierpli-wych odpowiedzi ciotki zachłyśnięta miażdżącą rozpaczą Tak na codzień na tygodnie miesiące i lala nic myślała o Bertku Czasem tylko musnął ją jego nieważki cień czasem' w nocy obudziła się z dzikim płaczem (w dziennie płaka-ła nigdy czasem w nocy tylko i we śnie) czasem za serce chwytał niezrozumiały sifchy skuicz Bywało że skurcz ten trwa dłużej jak naprzykład kiedyś gdy oświadczył się jej pewien miły szlachet-ny i dobry człowiek i na propozycję aby została jego żoną odpowiedziała "nie" Widmo Bertka schwyciło ją wtedy za serce i w śmiertelnym chwycie tych szponów powiedziała — "Nie nic będę pańską żoną panie Stanisławie Nic umia labym pana kochać a kłamać nie chcę" Więc tak na codzień na miesiące i lata — nic o Bertku Nic tym łatwiej i lżej że wielką w tym pomocą była ciot-ka Też nigdy nic Jako o człowieku H§KSiS W CMENTARZE - łłi ncn t(IStI n__aŁ 23 i 1 Swszelkie}prawa ss3i:opyr£igni iwoSnuuugm rj$t was Nic dla £ał 'aresztowany JJfauchiwali wie-Z- 8 sT„Wszvscy- - sLSffifiuiInać województwem? nie rzekła On przecież i tak nic rozumie — Tym lepiej dla niego Dobranoc t XVI Wchodził już na schody kamienicy kiedy ktoś zawołaj za nim: — Hej obywatelu Kowalski! Przystanął Był to stróż wymizerowa-l- y człeczyna w granatowej postrzępio-nej kurtce Stali w milczeniu i spoglądali na siebie: obrzękfa gęba stróża zdradza-ła wstydliwe zakłopotanie O kilka kla-tek schodowych wyżej jacyś dwaj męż-czyźni nieśli coś dużego hałasowali i je-G- n stale krzyczał na drugiego: "Stefan bokiem" — O co chodzi? — zapytał Franci szek 1 nie otrzymawszy odpowiedzi po-wtórzył: — O co chodzi obywatelu go-spodarzu kolonii? Stróż patrył jeszcze przez chwilę psi-mi ocwnia potem zawrócił na pięcie i wszedł' do dyżurki Franciszek wzruszył ramionami i" począł wchodzić na górę Zdziwił się: mimo późnej dość godziny przed wszystkimi niemal drzwiami stali mieszkańcy kamienicy: kobiety w szlaf-rokach mężczyźni w opadających spod niach jacyś staruszkowie studenci za-wieruszył się nawet skądś pijany żoł-nierz wszyscy szeptali i gestykulowali gorączkowo a ich rozbiegane oc7y 7dra-dzai- y najwyższe podniecenie kiedy jed-nak Franciszek przechodził szepty milkły i ludzie usuwali się w cień Na którymś półpiętrze jakiś starszy pan gorączkował się nie mogąc otworzyć okna szarpał bezsilnie mosiężną klamkę powtarzając ze złością: "Młodzi młodzi" "Skąd ci ludzie -- - mvślal sennie Franciszek — Skąd tylu ludzi w tym domu?" Miiał ich ciągle rozpychał się łokciami mieszkał wysoko i szedł bardzo wolno: był zmę czony tak zmęczony że słodkawy zapach gazu poczuł dopiero w ciemnym koryta-rzu prowadzącym do jego drzwi do wy-walonych siła krzywo wiszących na jed nym zawiasie drzwi z których wychodził człowiek w gumowym fartuchu z maską na twarzy Elżbieta leżała na boku skurczona i „iniotfi ioi-n- i rlziwnie iak postrzelony ŁVllll'rt" „"- - "- -- ' ptak Żyły obu rąk miała otwarte w '" — - - - — --""- " "'— V"— - „ 4u V? :: "IWlAIKflWIEC" '"AJ fJV-v-) który nigdy nie istniał który tylko przy-śnił się i rozwiał o świcie gdy otworzy-ły powieki Tak właśnie Bertek żył w ich samotnym domu — nic istniejący nigdy I nagle zaistniał! Słyszy na własne uszy jak ciotka rozmawia o nim z jego córką Mówi o nim — "twój tatuś" Mó-wi o nim — "daleko" Mówi — przy-jedzie" Zerwała się jak przeszyta prądem Niebacznie zawadziła łokciem o stojący na parapecie wazon z kwiatami Runął z łoskotem na podłogę — Olaboga! — krzyknęła ciotka z werandy — Co się tam dzieje? — To ja ciociu — zawołała przez okno — Przewróciłam wazon Nic wielkiego Trzęsącymi się rękami zebrała roz-rzucone po podłodze kwiaty włożyła je z powrotem do wazonu Do okna przy-drepta- ła od werandy Tina wspinała się na paluszki aby zajrzeć co się stało — "Nic Tincczko — uśmiechała się sa-mymi wargami Ewa — nic się nie sta-ło Widzisz: kwiatki spadły ale już je pozbierałam I wszystko w porządku có-ruchno Od werandy szła i ciocia Fela Tina obejrzała się na nią i przypomniała sobie: — A wiesz mamusiu? Ciocia mówi że mój tatuś przyjedzie Naprawdę! I ja też będę miała tatusia — Będziesz będziesz — odpowie-działa nic panując nad sobą Chciała już odejść od okna w głąb pokoju gdy spotkała wzrok ciotki Jak wtedy przy rozmowie o imienni dziewczynki — spokojny mądry wszechwiedzący — Ewciu — powiedziała obojętnie — szykuj kolację Tinie czas spać — Dobrze ciociu Już idę Odwróciła się od okna i poszła do kuchni Wiedziała że to nic koniec roz-mowy o tatusiu Tiny Nie koniec rozmowy Z tym prze-świadczeniem zajęła się przygotowaniem kolacji kąpaniem Tiny Krzątała się po gospodarstwie czekając na rozmowę z ciotką Po zachodzie słońca — ponieważ był to ostatni piątek miesiąca — ciotka zasiadła do swojej kabały podobnej do dziesiątków innych Nic nowego ani rewelacyjnego jak zwykle od lat Ewa asystowała przy tym tradycyjnym obrzędzie puszczając mimo uszu trady-cyjne mruczenia i półsłówka ciotki Znów jakieś drobne kłopoty domowe mała choroba ("U Tiny coś z gardłem nie w porządku — pomyślała) niespo-dzianki pieniężne strata która się wy-równa nieoczekiwany gość przybytek w gospodarstwie ("Wielka mi sztuka! Po prostu wylęgną się wszystkie kaczę-ta!") Jedna pauza była nieco dłuższa i nieco bardziej milcząca Ciotka pochy-liła głowę nisko nad zawiłym układem -'-J-Ub dwóch miejscach poniżej łokcia i powy-żej przegubu Lekarz kończył pakować swoje przybory dwaj pielęgniarze stali obok trzymając maski w opuszczonych rękach Krew już zastygła i zesztywniała: wiatr wpadał przez wybitą szybę i targał firanką Lekarz spojrzał na Franciszka i rzekł: — Jakieś dwie godziny temu Kiwnął głową Pewnym krokiem zbli 'ył się do stołu wziął kopertę i rozerwał ją 'Wybacz — napisała — ale to naj-rozsądniejsze co mogłam uczynić Wyrzu-cono ciebie z partii — i Mikołaj odszedł z domu Mikołaj odszedł z domu — i mnie wyrzucono ze studiów gdyż nic ma sensu aby studiowały' dzieci ludzi któ-rych usuwa partia Rozeszłam się z Ro-manem dlatego że on sam złożył samo-krytykę iż żył z córką takiego człowieka jak ty Nic chcę aby ten łańcuszek do-szedł do mojego dziecka a już za późno aby się go pozbyć w inny sposób Pienią-dze są w kredensie Praczka przyjdzie we wtorek Zegnaj" Lekarz zapytał: — Pojedzie pan z nami do kostnicy? — Do kostnicy? — ze zdziwieniem powtórzy! Franciszek — Nie — Co mogę dla pana zrobić? Może jakieś środki uspakajające? — Och — rzekł z rozdrażnieniem — niechże pan da spokój — Podszedł do łóżka i' patrzy] na sztywną twarz Elżbie-ty: łóżko stało blisko otwaitego okna wiatr unosił firankę i wtedy w mlecz-nych źrenicach Elżbely migotał czerwony blask — Skąd len blask — mruknął Franciszek Zwrócił się do lekarza: — Pan jest pewny? — Niech się pan postara za=mć — 'iowiedzial lekarz — Jutro będzie pan musiał załatwić formalności — Oczywiście Jeden z pielęgniarzy rzekł: — Musieliśmy wybić szybę — i mach-nął tnymaną w ręku maską A drugi do-dał: — Naprzeciwko jest szklarz Ja lam mieszkam Zapisać panu adres? — Dziękuję — rzekł Franciszek — Będę pamiętał Naprzeciwko? — Tak Wyszli ucinając się pod ciężarem: lekarz uśmiechnął się głupkowato i także wyszedł: jeszcze przez chwilę słyszał ich kroki na schodach i -- pomruk ludzkich głosów: potem przeciąg zatrzasnął nie-domknięte przez nich drzwi Podniósł kołnierz palta 1 podszedł do okna znów wtargnął wiatr unosząc firankę i wtedy Franciszek zrozumiał skąd pochodził czer wony blask w oczach Elżbiety Neon pło-nął zwycięsko i pewnie wstawiopn już nawet brakującą literę na brudnym bezgwiezdnym niebie oonad ciebną ma sa wilgotnego miasta drżały olbrzymie i fu łf- - " 1 J-- JJ ?"_ 'l li i f "li vw rA I'KIW 1 IXT f-- £ K ?' s mM £?iw ii#" §H$f: V-- --& T&& ć 5 "1''5 4 V K' h- - V 1 V: ' c „- - ysj ► kart i wpatrywała się z bliska w hiero-glify figur a w pewnej chwili oparła się czołem ą kant stołu na tak długo że Ewa sądziła iż starowina zdrzemnęła się po prostu Takie drzemki napadały teraz ciocię Felę coraz częściej nawet w dzień — "To tak się do śmierci" — żartowała potem po prze-budzeniu A może i teraz zdrzemnęła się przy tej swojej kabale? Po długiej bardzo długiej pauzie ocknęła się jednak zgar-nęła karty zdmuchnęła świece i ziew-nęła — To wszystko Chodźmy spać Ew-ciu Pościelone? — Tak ciociu Dobranoc Wyszła do swego pokoju (kiedyś Bertkowego) który zajmowała teraz z Tiną Mała oddychała cicho w najgłęb-szym śnie śliczna i ciepła Musnęła war-gami czoło dziecka przeżegnała je na ncc opatuliła "kołderką Rozebrała się szybko i położyła się do łóżka Miała zwyczaj czytania do poduszki lecz dziś czytanie nie szło zgasiła więc świecę i patrzyła w bielejący w mroku sufit cze-kając na sen Gdzieś bardzo głęboko na samym dnie gryzł robak: niedokończona rozmowa o Bertku Wiedziała że niedo-kończona Nie omyliła się: skrzypnęły drzwi Ciotka! W nocnej koszuli do pięt podob-na była do kariatydy która zeszła z gra-nitowego postumentu i ruszyła w nocną tajemniczą wędrówkę Zbliżyła się wol-no do łóżka Ewy i przysiadła na kra-wędzi — Nic śpisz? — Nie ciociu Wielką gorącą dłoń położyła na czo-le siostrzenicy — Słuchaj co ci powiem Ty go jesz-cze w życiu spotkasz Za morzem Ale Wyglądało jak gdyby z wielkim tru-dem zaczerpnęła tchu — Ale Ewo powiem ci: strzeż się! Pogłaskała w zadumie rękę Ewy Wstała i tym samym ciężkim powolnym krokiem ożyłej kariatydy odpłynęła w mrok ku drzwiom i za próg Byłaby może i zapytała ciotki — co to znaczy "za morzem" i "strzeż się" ale Ale Bogiem i prawdą nie miała już tak zaufania do ka-balarst- w ciotki Z tych zapowiedzi piąt-kowych sprawdzała się dajmy na to po-łowa a i drugą połowę można było tłu-maczyć sobie dwojako I teraz właśnie Czekała na coś konkretnego na jakieś ludzkie słowa pociechy czy nadziei na coś czego można było uczepić się i o czymś myśleć a tu — "za morzem"! Gdzie Rzym gdzie Krym? Kielce i — "za morzem"! Czy mógł istnieć jakiś inny świat poza ścianami lego domku na przedmieściu ogródkiem pokojem maszynistek w urzędzie wojewódzkim kieleckimi ulicami kinem "Polonia" sklepikiem Suchodolskiej litery tym razem odczytał je starannie od początku do końca jak rzecz widzia-ną po laz pierwszy i nic poznaną dotych-czas przez nikogo XVII Długo nic nadchodziła wiosna tego roku chłody i deszcze dręczyły miasto i fakt że święto pierwszego maja wy-padło w pierwszy wesoły i ciepły dzień stał się czymś' dodatkowo radosnym oraz uroczystym — powoływali się na lo spra-wozdawcy radiowi i prasowi Już od ra-na ulice zapełnione były ludźmi — oży-wionymi i odświętnie ubranymi na wiel-kich placach formowały się pochody i tysięcy gigantofonów huczały dziarskie marsze i masowe pieś-ni w barwnym tłumie pawimi kolorami migotały regionalne stroje czarne kity na górniczych czapkach marynarskie kołnierze i fantazyjne stroje hutników którzy za kolorowym szkłem masek kryli swe rozradowane twarze Wiatr łopotał v transparenty i girlandy a słońce zdą-żyło już zaróżowić twarze stojących od rana ludzi — był to doprawdy piękny dzień Wreszcie — o godzinie dwunastej którą uroczyście wydzwoniły zegary mia-sta — pochód ruszył Zapijaczony człowieczek w lichym u-bran- ku stał na brzegu zatłoczonego chod-nika Wpatrywał się z natężeniem w ma-szerujących dziarsko ludzi i półgłosem odczytywał transparenty "W odpowiedzi na atomy — budujemy nowe domy" "Człowiek — nasze najwyższe dobro" "Klasa robotnicza — hegemonem naro-du" itd Zapijaczony człowieczek zacierał ręce i śmiał się cichutko lecz radośnie wspinał sę na palce wsadzał głowę pod pachę ludziom stojącym przed nim ? kiedy w tłumie maszerujących zobaczył grupę Pracowników zakładów ssmorho dowych "Lepsze jutro" — począł klaskać tak silnie że wzbudził powszechne uzna-nia i sympatię Istotnie grupa pracowni ków "Lepszego jutra" prezentowała się imponująco nieśli olbrzymi model samo chodu jednakowo ubrani w granatowe kombinezony a jeden z prowadził nawet na smyczy wspaniałego airdelterriera piękny pirs miał zawiąza-ną na łebku czerwoną kokardkę i kunsz-townie wykonany kaganiec na rasowym pyszczku Człowieczek ogarnięty euforią klaskał tak mocno i z takim "zapałem że w pewnym momencie zachwiał się ze zmęczenia zatoczył i wpadł na jakiegoś człowieka stojącego z tyłu: człowiek ten spokojnie lecz stanowczo przywrócił ko-lanem poprzednie miejsce zapijaczo-nemu (Dokończenie w n-ny- m wydaniu) W n-rr- e 41 zaczynamy druk temacyjnej powieści szpiegowskiej Piotra Guzy pł "NASTĘPNY ODCHODZI 2225" -- Ł- -- - ri:ęmMmmmśmm winni?' 1 przyzwyczajam stuprocentowego zainstalowanych manifestujących WYKWALIFIKOWANY KRAWIEC Z EUROPY A B BERESNEVICIUS 1299 Dundai Sł W Toronto (blisko Dotercourt Rd) Duzy wybór modnych angiel-skich męskich i damskich materiałów na ubrania! palta Robota gwarantowana naj-lepsz- a w Toronto Mówimy wszystkimi językami europejskimi i p Starokrajowa Apteka p p Medwidskich "Sanitas Pharmacy'' Wysyłka lekarstw do Polsk 204 Bałhurst Sł (koło Quecn) Tel Toronto EM 3-37- 46 E-- 4 BIURO SPRAW IMICRACYJNYCH w jrabla w farhouy sposób uszclklc dokumenty potrzebno do sprownrim-nl- a krcwnjcli I narzeczonych z Pol-ski na stały pobt Itib z wltą Wy- rabia pełnomocnictwa potrzebne do 7ilatu lania spraw maJqtkouych w Polsce Sprowadza metryki z Polski I ZSSR Sprzedaje bilety okrętowe I samolotowe Wjsla pod RwamncJn wszelkie paczki lekarstwa 1 pienią-dze do Polski I Rosji Informacje I katalosl bezpłatnie VATRA OVERSEAS SERVICE & TRAVEL ASSISTANCE 277 Sclkirk Ave( Wlnnlpeg 4 Mart 29 E4 iiiiiMiiiiiimimiiiiimiiiiiiiiiiiiiiiiiiii POZBĄDŹ SIĘ Siwego wlosu a będziesz młodszy o latał RET0NE bardzo znany środek medycyny nada Two lr IłHTl' jemu włosowi kolor pierwotny i piękny Bez użycia farb I utleniania Dzisiaj przyślij zamówienie wraz z $250 na adres: ANCHOR DISTRIBUTORS PO Box 1083 Station "C" Toronto Ont Obecnie do nabycia w "MIDTOWN DRUGS" 52 Ouccn SI W (róg Palinerstnn Avc) Toronto Onł — Tel EM I7J00 oraz we wszystkich nptekicli Tyslacc podziękowań — Gwarantowany zwrot plcnledy w razie niezadowolenia Proszę pisać o bezpłatne Infoimncje w sprawie "Rclonc na siwe włosy" I K 4 iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiimiiiii Popierajcie firmy które się ogłaszają w "Związkowcu" Lunsky WA 1-3- 924 5b OKULIŚCI i % % S BROGOWSKI 0 D Badanie ociu dorosłych I diltcl Sporządzanie recept1 Dopasowywanie okularów 420 RoncesYillet Ave (bUsko Howard Park) Tel gabinet LE 1-42- 51 Mienk CLi 9-80- 2? " P OKULISTKA J T Szydłowska OD FBOA Dyplomowana w Anglii I Kanadłlt Badanie oczu 1 dobieranie szkieł — codziennie od 10 rano do 7 wlecz w soboty do S wieczór w Innych godzinach za uprzednim porozu- mieniem 1063 Bloor St Wast LE 2-87- 93 (róg Havelock) 17-- P OKULISTKI Br Bukowska-Bena- r O D Wiktoria Bukowska OD prowadza nowoczesny Kabinet okulistyczny przy 274 Roncesvalles Avenue obok Gcoffrey St Tel LE 2-54- 93 Godziny przjjęć: codziennie od 10 rano do B wieczór W soboty od 10 rano do 4 po pol 1 S DLA ZABEZPIECZENIA WASZYCH OCZU ZEISS Punkal szkła do okularów już do nabycia w Kanadzie Pytajcie o nic u Waszego specjalisty do oczu 1 -- 1 S DENTYŚCI DR T L GRANOWSKi DENTYSTA CHIRURG Mówi po polbktt 514 Dundas St W — Toronto Tel EM 8-90- 3S 1 P DR W W SYD0RUK DENTYSTA PrzJmnJe po uprzednim telefonicz-nym porozumieniu 80 Ronccsvalles Ave ' Toronta Tel LE 5-36- 88 1 P Dr Władysława SADAUSKAS LEKARZ DENTYSTA (drugi dom od Ronccsyallcs) Przyjmuje za uprzednim telefo-nicznym porozumieniem Telefon LE 1-4- 750 129 Grenadier Rd Okulista 470 College SI Oczy badamy okulary dostosowujemy do wszystkich defek-tów wzroku na nerwowość na ból głowy Mówimy po polsku H WITKIN - okulista Lt Badani ocru — Dopasowywani okularów ' wypełniania recept ' ' °""'r godziny przyjęć 930— J 599 Bloor St W Toronto Tel LE 5-15- 21 (Blisko Palmerston obok Bloor Medlcal Center) ' Wieczorami przyjmuj po uprzednim umówieniu al ST 8-42- 48 Luck Chiropracłic Clinic BRACIA ŁUKOWSCY DOKTORZY CHIROPRAKTYKI Specjaliści w leczeniu artretyzmu reumatyzmu polio lumbago syjatyki dolegliwości mu&kulów i stawów oraz zasilania i normowania całego organizmu — A-iia- y prześwietlenia 1848 BLOOR Sł W TORONTO ONT — TEL RO 9-22- 59 140 CHURCH ST ST CATHARINES TEL MU 4-31- 61 i p APTEKA GARBIAITA Właściciel Tadeusz Gardian Najstarsza polska apteka w -- Toronto Wykonujemy recepty ze wszystkich krajów Zamówienia wysyłamy natychmiast Piszcie telefonujcie lub zgłaszajcie się osoblkie ' Popierajcie polską aptekę WYSYŁAMY WSZELKIE LEKARSTWA DO POLSKI I INNYCH KRAJÓW EUROPY ORAZ DO USSR 297 Roncesvalles Ave Tel LE 6:3003 TORONTO ONT ' P uwagai M C Skin Oinłmenł uwaoai "Skórna maść" najnoHego patentu M C ufyna lc do lctenla schorieft ostrych I chronicznych oraj wszelkiego rodzaju egzem I UtzaJ6w Jak ró- wnie podobnych schorzeń ukórnych Skórne choroby Jak egzema liszaje wysypki skórne które niepokoją I meczą ludzi ctvm całymi latami ustę- pują szybko po użyciu powyższej mafcl "MC Skin Olntmenl" — Cent z przesyłka porztowa $250 ' " MaM tę wyrabia Mr M Cmllńskl wvl6rnla skórnych ma£d "M C SKIN OINTMENT' M C CORN OINTMENT Mamy również M C mató przeciw odciskom 1 leczeniu brodawek Cena 8S M C tnnU skórna I M C mać na odciski są riajskulecznlejsłi Jakie moż-na znaleźć na rynku kanadyjskim żądajcie w swoich aptekach w razie nie otrzymania prosie pisać bezpo- - ircdnlo do producenta: i n M crullnskł 35? Rushotme Rd Toronto Oni Tel LE t-SI- tz po S-ł- e wlect W razie niezadowolenia zwracamy pieniądze po tygodniu " H17P-3- 9 u w - Wftfl t I1 S$ A 1 ( ffeilt :1 h (t mv i -- " "8 fi m tri nt Vm i mi II 'i uli 1 ii : j lv 1 f-:- 1" my ni łit 3W1"l 7 hi U i fc '- - i Wl i fT nm M' S ' (Vii 1h Mn vM im i -- rłl mn KSł 11 ym mi: f lisi! m I RM mii mflłłfłS M!s fil WhW tm mi WM Mm Ww ii: tissm XMt£Jfjtlv m (V'łi-- MT i m mv 4W-- i iimi i IM |
Tags
Comments
Post a Comment for 000163b