000024b |
Previous | 7 of 8 | Next |
|
small (250x250 max)
medium (500x500 max)
Large
Extra Large
large ( > 500x500)
Full Resolution
|
This page
All
|
Pi Ji K&6I ji S#€fc'--ikTLrtł#J- v irtwa{iu!WOiw4BS JfrtŁii!?T™BWB aZS łJfciiwfK-- p twwwwłiwcłfertił-iMenłł- ł """ v t#ag' "gWIĄIKOWTEe STYCZEŃ (January) grofo 20 — 1960' smr Jerzy Seweryn Barbaro (COPYRIGHT BY "ZWIĄZKOWIEC") Widocznie to kłębowisko to były v?B owe min w chórze okrzyków roz- - c można było — "na pragie na P§gie na Zalibusz do kolejki" Już miał rriK&c'na ukos przez jezdnię ku samo chodom gdy nagle olśniło go przypom- - Sienie wysiadając z tramwaju nie chwała A po tygodniu zakochał t£M reszty od konduktora A dał mu pjyne i ostatnie jakie miał — sto zlo-- tyclj ralpozejrzal się bezradnie Rozdroża fow&ywaly na trzy kierunki: tam Skąd przyjechał na lewo — ku Królew-- j Niebo nad Wisłą było szare i pu-ste- li ialo stamtąd milczeniem i chło dem i&xłT'~JA ine-nni-n SAlfUS JUiŁLŁU łlTf UUUUnCHirt fi JlVniM9 Vl! asu z Gdyni przypomniał sobie zu- - jjmckiego Z Zubrzyckim pracował jesz-ćzelprz- ed wojną u Kodaka na placu Na-jpojlo- na Barbara przyjaźniła się z Zu-l¥jiyc- ka Chodziły razem do kina jeż-'dzif- i' "a wycieczki do Podkowy Leśnej Zubrzyckiego spotykał kilka razy po-dpal okupacji Zubrzycki mieszkał na Bijtana zaraz za Rakowiecką Był to je-toy- hy realny w tej chwili adres jaki so-hiejprzypom- nial KRuszyl w Marszałkowską ku placowi Zbawiciela w szarzejący zmierzch i bło-tnistą breję ulicy i wykoszlawiohych clio-iinlkó- w Tłum uliczny przelewał się obok Jednostajny chaotyczny Wszystko zna jome i — nie takie W wylocie Wspólnej gnęia znajoma syiweia wieży usmen Wspólna w niczym me przypomi-Wspóln- ej Za Hożą zwolnił kroku stanął na rogu Skorupki Spojrzał mrtwn nustkn ulicv takiei znaiomei Nad milczącym gruzowiskiem wisiała cFeijma milcząca mgła Po ścieżce między Łwiliska rudych cegieł wspinały dwie kpŁJety z koszami Obok po jezdni Mar-saJkowski- ej biegły limuzyny człapały Wrota koni dzwoniły i brzmiały tram-waje dreptali ludzie a o dziesięć kro-p- w dalej — nieruchomy chaos cegieł pligmina belek i żelastwa jałowe dno księżycowego krateru Tu właśnie w lytd narożnym domu na Skorupki spot-kalp- o raz pierwszy Barbarę W tym wla- - miejscu gdzie było mieszkanie jej lASft=S= J - ~ -- - Mackiewicz 31 Droga Donikąd jf Wszystkie w siebie że w obecnym E]ytn zapracowaniu byłby zadowolony gdypy izecz się sama przez śi3Tak w siebie wmawiał nieraz Ale cżyfiiiogl byc zupełnie tego pewny? Czy wieczial jaka przyjmie postawę z chwi-ląlgd- y Weronika przestanie sięnarzu-cacfsama- ? Oczywiście że nie wiedział Natomiast wiedział z całą pewnością iż niędopuścić aby absorbowała go w tm stopniu dó jakiego rościła pretensje Nabitym tle dochodziło pomiędzy nimi doflistawicznych kłótni a po ostatniej niewdzieli się już dwa tygodnie Teraz Weronika stanęła przy saniach i głosem skruszonym mrugając powiekami po wiedziała: SSl— Pit-iiriln- ti m '"" popatrzyć z da-- Uśmiechnął sję zmieszany— Sia-djH- " powiedział" innfująć' ton beztroski --rpodwiozę jS- - Dokąd? choć rr-- Dokąd ja chcę Rozmowa zaczęta w ten niezgrabny spćiób urwała się nagle i nastało klopot-C- 9 milczenie grożące rozpełznięciem tiJW takiej próżni po której każdy za-fwyt- zaj domawia sobie w samotnych my-ślach niedopowiedziane słowa i rozsąd-ąteSnapraw- ia rzecz w imaginacji gdy bywa że już naprawić się nie da Wcro-iU3mia- ła na ustach stereotypowe pta-ą3loką- d był jeździł gdzie pracu-i- e i temu podobne tylekroć wypowi-ada banały które nie prowadzą do ni-- 1 cłu ba do straty drogiego czasu $fĄ raptownie pchnięta instynktem ttmtapila bliżej i "zapytała bez namysłu? ęyTp Ty mnie juz więcej kochać nie JcWesz? cjKto wie czy słowa te nie były wlaś-liMtajgorz- ej dobrane Skracając odra-Aikusj- ę do sedna sprawy jakby bi-- 3 podcięły Pawła Obudziły w nim JUMD wolny opór jaki się budzi wobec fDś co zdaje sie bvć narzucane prze- - r£I9Łt°v1ULłlaJ w„eroniKa — zaczai1 s„u„li!i„u fpojrzawszy w jej pałające oczy oczy Przes2edł "w łagodną perswazje l£sa jestem zapracowany te-T- y sama widzisz Od rana do nocy 9 tego chyba sama rozumiesz jaka ejjpfmoja sytuacja niepewna Gdzie ja jam rodziców piętrzył się także stos rumo-wisk Barbarę poznał w maju trzydzieste-go siódmego roku a już po trzech mie-siącach był jej mężem Z pierwszego spojrzenia — nie spodobała mu się za nadto po warszaw sku — zalotnie zu- - ze — się się się w niej na zawsze W niei — takiei iedv nej a takiej teraz nienawistnej O ileżby dal w tej chwili aby to kolejarskie "szko-da fatygi" odnosiło się i do niej Aby pod rumowiskiem ich domu leżała ona Ileż razy — w obozie potem w Lubece potem w drodze do kraju potem w wa-gonie z Gdyni — myślał: a gdyby tak właśnie z Barbarą było "szkoda fatygi" I wszystko byłoby w porządku Koniec Przeszłości nie ma domu nie ma — nie ma A ma się trzydzieści cztory lata i jeszcze można zacząć jakieś inne życie Znów przystanął był już w pobliżu Rakowieckiej Posuwał się ostrożnie po rumowi-skach rozlądając się wokół — Gdzież tutaj znajdę ten adres — zastanawiał się? Ktoś szedł w jego kierunku Przy-stanął i zapylał o numer domu? Mężczyzna odziany w szare lachy z wiadrem na wodę w ręku obejrzał go z góry w dół i zamiast odpowiedzi za-pytał? A kogo szanowny pan szuka? — Mokrzycki bez chwili zastanowie-nia niemal automatycznie odparł: żony własnej żony Barbary Mokrzyckiej — To pan jest mężem pani Barbary? Mokrzycki zawołał: Tak tak Ale skąd pan mnie zna dlaczego to pana tak dziwi? Nic mnie nic dziwi tylko bardzo cie-szę się Biednaż ona biednaż Ileż na-cierpiała się Dobrze pan trafił bo właśnie ja tam mieszkam Chodźmy Oszołomiony Mokrzycki posuwał się jak cień za swoim przewodnikiem Tam-ten coś mruczał pod nosem ale dźwięki słów nie dochodziły doń Boże Boże mój myślał już za chwilę zobaczę moja Barbarę Wejdź pan po tych schodkach i na półpiętrze znajdziesz pan swoich ode '' - d--- w"1 '£t'l?-'-JE%1- r jdftnfc - V V s _ V - -- - _ J IJózef i(!j! prmca autorskie zastrzeżone rozwiała teraz ' przecież - Bar-bary --iSiSX-l 1 mogę mieć czas — i przekładając lej-ce z batem do prawej ręki objął ją le-wym ramieniem i pocałował Twarz mia-ła zimna na mrozie zimno leż były jego i jej kożuchy a pozycja w jakiej stała pizy saniach niewygodna Koń się po-ius- zj! i płoza omal nie przycisnęła jej nogi obutej w długi męski but — 0-stroż-nie! — zawołał — Poczekaj siądź bo tak stać niewygodnie Przecież no po prostu no szczerze mówiąc nie jv głowie teraz — Koń pociągnął wolno poczuwszy że oboje siedzą w saniach — A jak z żoną idziesz spać to też tnhip nie w słowie a w czym? — Przer wała brutalnie zsuwając jego ramię ze swoich pleców fawei spocnmurniai — Przy czym tu żona — mruknął — A ót przy tym — To ty masz męża — Ja mogą rzucić — To rzuć — odpowiedział prawie ze złością — A ty co dwie chcesz sobie za-chować? A może więcej? — Słuchaj Weronika ty mówisz jak głupia No więc co ty sobie wyobra-żasz? Ja rzucę żonę dla i co? — Możemy wyjechać — Co ty z tym wyjazdem tyle razy już powtarzasz" Dokąd wyjechać? Na Kazakstan chyba — Nie do Kazakstanu a ja już znaj-dę dokąd — Zwariowałaś chjba Weronika zeskoczyła raptownie z sań zachwiała się tracąc równowagę ale ją zaraz opanowała przystanęła i wy-ciągając rękę powiedziała przez zaciś-nięte usta: — żebyś nie pożałował! Pamiętaj! Paweł zatrzymał konia Spojrzał na nią jeszcze ze złością w oczach aie złość topniała szjbko pod wpływem żalu — Weronika! Ona iednak odwróciła sie i poszła w l2s brodząc w swych butach z cholewa-- 1 mi przez ęicdoki sineg mu ze uui sjjuu nicy zamiatał po wierzchu — Weronika! Nip obeirzała sie Paweł patrzał aż zniknęła między drzewami 1 dopiero wte- - dy cicho cmoknął na konia Jechał zgnę- - biony a zasłyszane ongiś słowa Frań- - eiszka SDod Lasu same lazły mu do gło wy: "Straszna teraz władza ludziom da na" Przygarbił się i zamyślony ude zwał się usłużny przewodnik popycha-jąc skrzywione drzwi Mokrzycki ruszył w górę po obskurnych schodach ideal-nie odpowiadających otaczającym ru-mowiskom — Pani Barbaro gość do pani idzie — wolał tubalnym głosem z dołu — przewodnik Mokrzyckiego Na półpiętrze uchyliły się drzwi z których wyjrzała młoda jeszcze niewia-sta Ujrzawszy Mokrzyckiego cofnęła się wstecz i z piersi jej wydarł się okrzyk: to Ty! Ty żyjesz! Mokrzycki z wyciągniętymi ramiona-mi przekroczył próg pokoju Zanim jed-nak wziął w ramiona Barbarę wzrok je-go padł na wózek w którym spoczywało uśpione dziecko Ręce mu opadły Za-miast witać się z Barbarą zaczął wpa- - Barbara stała jak skamieniała Twarz trywać się uporczywie w dziecięcy wó zek stężała w niemym bólu — Pogrzebałaś mnie co? I urządzi-łaś się należycie prawda? — Nie ja cię pogrzebałam ale taką wiadomość dostałam Szukałam cię roz-paczliwie chodziłam pisałam dopyty-wałam się wszędzie gdzie tylko można A potem i od Twoich przyjaciół otrzy-mywałam tę samą wiadomość: zginał Niemcy 'zabili go Nie urządzałam się Nie ale przecież musiałam znaleźć jakiś kąt dla naszego dziecka Trafiłam na dobrych ludzi którzy mnie z dzieckiem przygarnęli do tej izby w ruinach Mokrzycki nie odrywał oczu od wóz-k- a dziecięcego Słowa Barbary drażniły i dręczyły go miast uspokajaco działały podniecająco Zapomniał nagle o ogrom-nej swej tęsknocie o wielkiej miłości Barbara nagle wydała mu się obca I to go jeszcze bardziej złościło I to dzie-cko! Mokrzycki był zdecydowany natych-miast wyjaśnić sytuację Wzmagał się w nim nastrój rozpaczy Wrócił na ru-mowisko własnego życia Pierwszy za-pewne Trzeba śmiało spojrzeć rzeczy-wistości w oczy Ale od czego zacząć Jak spytać Bar-barę o to dziecko Gdy stał tak oszołomiony i szukał słów by przeciąć przeciągające się zło-wrogie milczenie ktoś ruszył się na sto-jącym w rogu pólciemnego pokoju łóż-ku Jeszcze jedna zagadka przemknęła myśl po głowie Mokrzyckiego A może to rozwiązanie pierwszej? Z łóżka wstał mały krępy mężczyzna w starszym wieku Dotąd przesłaniał go cień wiszącego ręcznika który widocznie służył za jedyne przepierzenie małego pokoju Barbara zwróciła się doń mówiąc Panie Leonie to mój mąż który wbrew temu cośmy słyszeli jednak żyje — Ano widzę — powiedział i myślę - rzając biczem rysował znaki śniegu Przed swym opuszczonym domem stało bezradnie dwoje staruszków nad resztkami bezwartościowego rupiecia i z troską wyczekiwało Pawia — Ach baliśmy się już że pan nie przyjedzie — zaczął Dawidowski i ur-wał Zapobiegliwie po starczemu nieu-dolnie pomagał teraz w ładowaniu Gdy już wszystko było zebrane Dawidowski podszedł do Pawia i wciskając mu w dłoń w kilkoro złożony banknot czerwoń-c- a tym dyskretnym ruchem z jakim przed rokiem 1014 ludzie dobrze wycho-wani płacili honorarium lekarzom dzię-kował serdecznie Paweł nie przyjął zapłaty Powied7ial coś w tym rodzaju że jest obowiązkiem sąsiedzkim pomóc w potrzebie Że je żeli jeszcze będzie mógł coś zrobić dla nich to uczyni to chętnie — W tej chwili spostrzegli Bożka który stał w pewnej odległości i przyglądał się prze-nosinom nie witając z(nikim Dawidow-skiemu zaszkliły się oczy Paweł też się dlaczegoś rozrzewnił Wracając do domu myślał o Marcie Bo jeżeli można powiedzieć że We-ronika zaczęła rozmowę źle to skończjla ją w każdym razie fatalnie Paweł prze-strasz- vł sie iei ernźhv n w Inkini rhwill dzieli myśli zaczął Pawia pobiegły w kierunku Marty: uczu cie własnej niej winy wj rzuty fu mienia poczucie solidarności we wspól nym losie wszystko to razem wezbrało w nagły przypływ odradzającej z popiołów" przyzwyczajenia miłości Gdy rozprzęgał konia zaczał padać a jednocześnie zerwał się wiatr zapowiadało na zadymkę — wszystko jej powiem" postanowił "i naradzimy się wspólnie co robić" Marta kupiła za pieniadze które jej wręczył trochę białej pszennej mąki aby wreszcie upiec jakąś smaczniejszą bułkę zajęta była w tym czasie miesze-niem ciasta Paweł wszedł do kuchni i nie zdejmując kożucha objął ja pochylo-na nad ramieniem przytuli! do — Ach — krzyknęła ze szcze-rym rozdrażnieniem — Co ty Ostrożnie! — Ręce miała w cieście Paweł ośnie-żonym kołnierzem jej nagiej szyi i zimne pociekły na jej pier-si pod odchjloną w zgięciu bluzkę i ko-szulę Nie mogła zlepiommi ciastem wytrzeć ciekacych kropli wstrzą-snęła gwałtownie głową nadomiar złego rozwiązała się jej chusteczka i powj łazi-ły kosmyki włosów — Oszalałeś co! — powiedziała złością wyprostowując się i trzymając bezradnie wyciągnięte przed siebie ręce po spływała lepka maź ciasta że powinniście się jakoś przywitać bo widzę że mi to powitanie małżeńskie ja-koś nie klapuje Pocałowalibyście się czy co do jasnej Anielki Przecież my tu pana szanownego za faktycznego nie-boszczyka mielim za jeszcze jedną ofia-rę szkopów Baśka to nawet mszę dawała chociażem był sprzeciwmy Mal-ca nam odżywiać na potęgę trzeba a tu — na mszę — Panie Leonie — krzyknęła znów rozpaczliwie niemal — przestań pan Mokrzycki miał tego wszystkiego naj-zupełniej dość Wszystko było najzupeł-niej jasne Uderzyło go tylko jedno: więc ten chłopiec w wózku to Barbara! Kiedyś jeszcze w obozie dręcząc się zazdrością i nienawiścią — rozmyślał: jak też mógł wyglądać ojciec jej dziecka? Przebierał w myśli wszyst-kich znajomych i nie mógł zatrzymać się na nikim Nikt nie pasował do niej Dopasowywał więc wymyślonych przez siebie ale nigdy nie przyszloby mu myśl że mógłby być nim oto taki "pan Leon" po prostu jakiś "szwagie-re- k Piekutoszczak" Czuł się jak uderzo-ny obuchem Już nawet nie dusiła go złość tylko po prostu — zdumienie Ja-kiś zdumiony żal Barbaro śliczna Bar-baro! Więc to tak? — pan — powtónyla zu-pełnie i błagalnie — Nie bój się przestanę prze-stanę — powiedział jakoś uspakajająco — Serwus Leon Kowalczyk jestem ze Starówki I wyciągnął rękę do Mokrzyckiego Był tak zaskoczony tym obcesowjm i kordialnym gestem dżentelmena boso i w koszuli a w dodatku najwy-raźniej nietrzeźwego że — wyciągnął swoją Po prostu odruchowo A poza tym wyczul jakimś podskórnym instynktem że w powictrzy wisi coś innego Wydało mu się nagle że to nic Mokrzycki mąż jest tu groźnym mścicie-lem swej wielkiej krzywdy lecz właśnie ten oto Kowalczyk też ma tu coś do powiedzenia To jest tu na swoim) zadomowiony posiadacz a on Mokrzycki — tylko przybłędą natychmiast swoją dłoń z uścisku spoconej łapy i odwró-cił się zdecydowanie ku wyjściu lecz dopiero odwracając się spostrzegł że Barbara znów przytrzymuje go za klapę ha nią i już miał splu-nąć lecz nie zrobił tego a tylko poryw-czy- m gestem odepchnął ją ruszył ku drzwiom — Józiu powiedziała cicho Barbara Spojrzał z blLska w jej oczy podczernio-ne załgane obce Miał tego dość Miał tego dość orffc tidw fc bi na i i ze na na na on i POPIERAJCIE TYCH KTÓRZY OGŁASZAJĄ SIE W "ZWIĄZKOWCU" j-- " ~-_Ji-ifr 7-- O r Paweł poczuł się głupio zawstydzony swą niewczesną czułością a równocześnie dotknięty i rozżalony "poszedł do swego pokoju i nic jej nic powiedział z tego co przedtem postanowił był wyznać Przez chwilę oddawał się bezpłodnej goryczy osamotnienia w jakie czul się wtrącony w swej wyobraźni nieomal lozczulał się nad samjm sobą gdy przypomniał ra-dość z jaką jeszcze wczoraj powracał do domu spokój i odpoczynek który so-bie planował Z tamlego nastroju nie zostało teraz nic Zadymka się wzmagała Wiatr zra-zu leniwie po czym coraz energiczniej zaczął się dobijać do okien oblepił szy-by śniegiem wył i gwizdał na premian Paweł aby pozamykać okienni-- " ce śnieg padający z góry hulał ze śnie giem podrywanym z dołu przeistaczając świat w jedną białą nieprzeniknioną chmurę W taką noc można spać spo-kojnie Uspokojony tiochę i ukołysany wewnętrznie zawieją zaczął rozważać na zimno i wtedy powziął zamiar przenie-sienia się do miasta na zarobki W len sposób rozważał zniknie na jakiś przy najmniej czas z oczu Wcronwi a później może się wszystko da naprawić Marcie zakomunikował o swvm po stanowieniu podczas kolacji — "Słyszą jest ludzkim zwyczajem oglądać się za łem" mówił "że teraz nadarzają się do-oparcie-m u kogoś bliskiego kogoś z Jskonałe zarobki w mieście" — Była tym kim sie dolę-niedol- ę Weronika ' przykro zaskoczona Aby zmienić temat zdziałała więc tyle że wszystkie rozmowy ją nagle wypytywać czy wobec się śnieg się "Zaraz dzieżą i siebie Boże robisz! ubabrane dotknął krople palcami czy których różnych przestań Baśka Barbary ten właściwie Wyrwał żylastej płaszcza Spojrzał wyszedł nikt nie zachodził podczas jego podróży z Tadeuszem Marta usiłowała sobie przy-pomnieć — Owszem Zaraz aha byl ten no Franciszek — Spod Lasu? — Tak — Czego chcfal? — Nawet nie wiem Pytał o ciebie Mówił że jakiś interes ma ' — I coś mu powiedziała? — 7c pojechałeś do miasta na za-robki — No tak Słusznie Wiatr za oknami wciąż się wzmagał i wzmagał Stukał do drzwi i okien a iie wpuszczany — właził do komina i huczał w piecu Ale vr domu było ciepło i przytulnie XVI Łaszowski nie robił spodziewanej przez siebie kariery w dziennikarstwie Wprawdzie redaktor naczelny lokalnej "Prawdy" człowiek przybyły z Moskwy i obcy na tym terenie lubił go dosyć i po znacznym skorygowaniu puścił mu dwa artykuliki ale przeczytawszy trzeci uznał że Łaszowski wciąż jeszcze nie chwyta i nie pojmuje z ducha tych za-dań jakie stawia przed dziennikarzem prasa sowiecka — "To nawet niezłe sie" — mówił — "to nie jest to" — Przeniósł go więc na stanowisko redak-tora technicznego do łamania numeru w nocy COS O SZKOTACH W Aberdeen urodził się ka-rzeł Jego ojciec był Szkotem Mr Person uskarża się przed przyjacielem że musiał wyrzucić grzebień który stracił jeden ząb — Wyrzuciłeś go dlatego tyl-ko że złamał się jeden zab? — Ale to by' ł ostatni zab Nudziarze — to ludzie którzy mówią o innych glediiarze — to ci którzy mówią o sobie inteli-gentni rozmówcy — to ci którzy mówią o tobie Kaczej dłużnik nie odda wcale niż dwukrotnie Hałas — smród dla ucha Kto bierze drugą żonę ten nie jest wart że stracił pierwszą Pesymista człowiek który po- - życ7jł pieniądze optymiście Biodra sq drugą parą skrzydeł kobiety ADWOKACI I NOTARIUSZE G HEIFETZ BA ADWOKAT S HEIFETZ NOTARIUK 35 Wtlllngton St W Toronto Ont ĘM ft-64- 51 wlciorml WA 3-44- M 1 8 GEORGE BEN BA ADWOKAT I NOTARIUSZ Mówi po polsku 1134 Dundas St W Toronto Tel LE 4-84- 31 i LE 4-84- 32 1S JAN L Z GÓRA ADWOKA! — OBROŃCA NOTARIUSZ Tcl Biura: LE 3-12- 11 Mieszk' AT 94445 1479 Quen St W — Toronto i 8 E H ŁUCK BA LLB (ŁUKOWSKI) I R H SMELA BA LLB POLSCY ADWOKACI Wspólnicy firmy adwoknckle) Blaney Pjiternak Łuck & Smtla 57 BLOOR ST W ró liny WA 4753 przyjmuje wieczorami za telefonicz-nym porozumieniem 1 8 CM BIELSKI babcl ADWOKAT I NOTARIUSZ Przyjęcie codziennie — Suito 404 lionrU of 'Irudo Uldg 11 Adela ida St Wtit (przy Yongo St) Toronto — EM 2-- 1 2S1 Wieczorami za uprzednim telefonicznym rozumieniem 2 w NAPOJE DO KTÓRE TAK WAM W KRAJU na inne W ""I BÓLOWI W moina zapobiec D61 w krzzach często jest powo-dowany ospałą praca nerek Gdy nerki przestają działać normalnie nadmiar kwasów 1 wydalin pozo-Maj- e --v organizmie Wtedy wlasnle może przjjsó ból w krzyżach uczu-cie zmęczenia ociężałość lub przer-wanie spoczjnku To Jest pora aby zażjć pigułki Dodd'a (Uodd' Kldrn Pllls) 1'lgułkl te przywracają nor-malne funkcjonowanie nerek Wów-czas poczujecie się lepiej — będzie cle lepiej spali — lepiej pracowali Zaopatrzcie się w pigułki Dodd'a (l)odd's Kldney Pllls) jut teraz DENTYŚCI Dr Władysława SADAUSKAS LEKARZ DENTYSTA (drugi dom od Honcesyallei} Przyjmuje za uprzednim tdćo-- nlcznym porozumieniem Telefon LE 1-42- 50 129 Grenadier Rd Dr M 2092 Dundas St W Toronto Tel RO 9-4- m IW Dr S D LEKARZ DENTYSTA CHIRURG — Speeallti chorób lamy uttn Pliyslclans' & Surgeons' Bulldlnf Kancelaria No 270 86 Bloor St W — Toront Telefon WA 2-00- 56 IW Dr E DENTYSTA Godziny: 10—12 1 2—8 3B6 Bathurtt St OKULIŚCI EM 4-4S- 15 2 W Okullttka Br BEJNAR OD 274 Ronceivalles Ave (przy Gcoffrey) Tel LE 2-54- 93 CodIny iiyjęc: codziennie od 10 runo do H ulecz w Kohuty: od 10 do 4 wlecz S2W Jan Alexandrowcz — No! ary Public POLSKIE BIURO INFORMACYJNE Pomoc w sprawach rodzinnych 1 majqtkowych w Polsce — Kontrakty i inne dokumenty Imigracja Income Tx Tłumaczenia Toronto Ont 618-- A Oueen St Wett Tel EM 8-54- 41 is w FICA CLINIC 0F CHIROPRACTIC FRANCISZEK J FICA DC DOKTÓR CHIROPRAKTYKI Specjalista w leczeniu ailrctyzmu lumbago syjalykl ból głowy muskułów i stawów oraz zasilania i nor-mowania całego organizmu 224 Roncesvallos Ave Toronto Tel LE 5-23- 11 04W-- M OD ADMINISTRACJI PROSIMY TYCH NASZYCH P T PRENUMERATO RÓW KTÓRYM WYGASA PRZEDPŁATA O JAK NAJSZYBSZE JEJ ODNOWIENIE W CELU UNIKNIĘCIA PRZERWY W WYSYŁCE PISMA DOMINION TRAVEL OFFICE 55 West — Toronto — Tel EM 6-64- 51 S HEIFETZ NOTARY PUBLIC sprawnie i solidnie: Sprowadzanie krewnych z Polski na stałe lub wizytę — Wizy do Polski w 10 dni — Wyjazd do USA na stałe lub wizytę — Sprawy w kraju akty darowizny pełnomocnictwa małżeństwa przez zastępcę II sprawy Gwarantowaną przesyłkę pieniędzy i paczek do Polski i Ukrainy Tłumaczenia notarialne wszelkich Bezpłatna informacja listownie osobiście i telefonicznie w--w NAJBARDZIEJ ZBLIŻONE TYCH SMA-KOWAŁY RODZINNYM- - Cola - Ginger Ale - Orange - Cream BEZPŁATNA DOSTAWA bankiety i okazje TORONTO TELEFONUJCIE KRZYŻACH LUCYK DENTYSTA BRIGEL STOMATOLOG BUKOWSKA spadkowych reumatyzmu dolegliwości Wellington Załatwiamy majątkowe dokumentów Soda ► WACHNA pt"" WAInut 1-2- 151 w dnie powszednie do godi 7 wiecz Nic dostarczamy towaru do prywatnych domów JO--W F i '--j 'egyra&gaaeeBawy
Object Description
Rating | |
Title | Zwilazkowiec Alliancer, January 20, 1960 |
Language | pl |
Subject | Poland -- Newspapers; Newspapers -- Poland; Polish Canadians Newspapers |
Date | 1960-01-20 |
Type | application/pdf |
Format | text |
Identifier | ZwilaD2000376 |
Description
Title | 000024b |
OCR text | Pi Ji K&6I ji S#€fc'--ikTLrtł#J- v irtwa{iu!WOiw4BS JfrtŁii!?T™BWB aZS łJfciiwfK-- p twwwwłiwcłfertił-iMenłł- ł """ v t#ag' "gWIĄIKOWTEe STYCZEŃ (January) grofo 20 — 1960' smr Jerzy Seweryn Barbaro (COPYRIGHT BY "ZWIĄZKOWIEC") Widocznie to kłębowisko to były v?B owe min w chórze okrzyków roz- - c można było — "na pragie na P§gie na Zalibusz do kolejki" Już miał rriK&c'na ukos przez jezdnię ku samo chodom gdy nagle olśniło go przypom- - Sienie wysiadając z tramwaju nie chwała A po tygodniu zakochał t£M reszty od konduktora A dał mu pjyne i ostatnie jakie miał — sto zlo-- tyclj ralpozejrzal się bezradnie Rozdroża fow&ywaly na trzy kierunki: tam Skąd przyjechał na lewo — ku Królew-- j Niebo nad Wisłą było szare i pu-ste- li ialo stamtąd milczeniem i chło dem i&xłT'~JA ine-nni-n SAlfUS JUiŁLŁU łlTf UUUUnCHirt fi JlVniM9 Vl! asu z Gdyni przypomniał sobie zu- - jjmckiego Z Zubrzyckim pracował jesz-ćzelprz- ed wojną u Kodaka na placu Na-jpojlo- na Barbara przyjaźniła się z Zu-l¥jiyc- ka Chodziły razem do kina jeż-'dzif- i' "a wycieczki do Podkowy Leśnej Zubrzyckiego spotykał kilka razy po-dpal okupacji Zubrzycki mieszkał na Bijtana zaraz za Rakowiecką Był to je-toy- hy realny w tej chwili adres jaki so-hiejprzypom- nial KRuszyl w Marszałkowską ku placowi Zbawiciela w szarzejący zmierzch i bło-tnistą breję ulicy i wykoszlawiohych clio-iinlkó- w Tłum uliczny przelewał się obok Jednostajny chaotyczny Wszystko zna jome i — nie takie W wylocie Wspólnej gnęia znajoma syiweia wieży usmen Wspólna w niczym me przypomi-Wspóln- ej Za Hożą zwolnił kroku stanął na rogu Skorupki Spojrzał mrtwn nustkn ulicv takiei znaiomei Nad milczącym gruzowiskiem wisiała cFeijma milcząca mgła Po ścieżce między Łwiliska rudych cegieł wspinały dwie kpŁJety z koszami Obok po jezdni Mar-saJkowski- ej biegły limuzyny człapały Wrota koni dzwoniły i brzmiały tram-waje dreptali ludzie a o dziesięć kro-p- w dalej — nieruchomy chaos cegieł pligmina belek i żelastwa jałowe dno księżycowego krateru Tu właśnie w lytd narożnym domu na Skorupki spot-kalp- o raz pierwszy Barbarę W tym wla- - miejscu gdzie było mieszkanie jej lASft=S= J - ~ -- - Mackiewicz 31 Droga Donikąd jf Wszystkie w siebie że w obecnym E]ytn zapracowaniu byłby zadowolony gdypy izecz się sama przez śi3Tak w siebie wmawiał nieraz Ale cżyfiiiogl byc zupełnie tego pewny? Czy wieczial jaka przyjmie postawę z chwi-ląlgd- y Weronika przestanie sięnarzu-cacfsama- ? Oczywiście że nie wiedział Natomiast wiedział z całą pewnością iż niędopuścić aby absorbowała go w tm stopniu dó jakiego rościła pretensje Nabitym tle dochodziło pomiędzy nimi doflistawicznych kłótni a po ostatniej niewdzieli się już dwa tygodnie Teraz Weronika stanęła przy saniach i głosem skruszonym mrugając powiekami po wiedziała: SSl— Pit-iiriln- ti m '"" popatrzyć z da-- Uśmiechnął sję zmieszany— Sia-djH- " powiedział" innfująć' ton beztroski --rpodwiozę jS- - Dokąd? choć rr-- Dokąd ja chcę Rozmowa zaczęta w ten niezgrabny spćiób urwała się nagle i nastało klopot-C- 9 milczenie grożące rozpełznięciem tiJW takiej próżni po której każdy za-fwyt- zaj domawia sobie w samotnych my-ślach niedopowiedziane słowa i rozsąd-ąteSnapraw- ia rzecz w imaginacji gdy bywa że już naprawić się nie da Wcro-iU3mia- ła na ustach stereotypowe pta-ą3loką- d był jeździł gdzie pracu-i- e i temu podobne tylekroć wypowi-ada banały które nie prowadzą do ni-- 1 cłu ba do straty drogiego czasu $fĄ raptownie pchnięta instynktem ttmtapila bliżej i "zapytała bez namysłu? ęyTp Ty mnie juz więcej kochać nie JcWesz? cjKto wie czy słowa te nie były wlaś-liMtajgorz- ej dobrane Skracając odra-Aikusj- ę do sedna sprawy jakby bi-- 3 podcięły Pawła Obudziły w nim JUMD wolny opór jaki się budzi wobec fDś co zdaje sie bvć narzucane prze- - r£I9Łt°v1ULłlaJ w„eroniKa — zaczai1 s„u„li!i„u fpojrzawszy w jej pałające oczy oczy Przes2edł "w łagodną perswazje l£sa jestem zapracowany te-T- y sama widzisz Od rana do nocy 9 tego chyba sama rozumiesz jaka ejjpfmoja sytuacja niepewna Gdzie ja jam rodziców piętrzył się także stos rumo-wisk Barbarę poznał w maju trzydzieste-go siódmego roku a już po trzech mie-siącach był jej mężem Z pierwszego spojrzenia — nie spodobała mu się za nadto po warszaw sku — zalotnie zu- - ze — się się się w niej na zawsze W niei — takiei iedv nej a takiej teraz nienawistnej O ileżby dal w tej chwili aby to kolejarskie "szko-da fatygi" odnosiło się i do niej Aby pod rumowiskiem ich domu leżała ona Ileż razy — w obozie potem w Lubece potem w drodze do kraju potem w wa-gonie z Gdyni — myślał: a gdyby tak właśnie z Barbarą było "szkoda fatygi" I wszystko byłoby w porządku Koniec Przeszłości nie ma domu nie ma — nie ma A ma się trzydzieści cztory lata i jeszcze można zacząć jakieś inne życie Znów przystanął był już w pobliżu Rakowieckiej Posuwał się ostrożnie po rumowi-skach rozlądając się wokół — Gdzież tutaj znajdę ten adres — zastanawiał się? Ktoś szedł w jego kierunku Przy-stanął i zapylał o numer domu? Mężczyzna odziany w szare lachy z wiadrem na wodę w ręku obejrzał go z góry w dół i zamiast odpowiedzi za-pytał? A kogo szanowny pan szuka? — Mokrzycki bez chwili zastanowie-nia niemal automatycznie odparł: żony własnej żony Barbary Mokrzyckiej — To pan jest mężem pani Barbary? Mokrzycki zawołał: Tak tak Ale skąd pan mnie zna dlaczego to pana tak dziwi? Nic mnie nic dziwi tylko bardzo cie-szę się Biednaż ona biednaż Ileż na-cierpiała się Dobrze pan trafił bo właśnie ja tam mieszkam Chodźmy Oszołomiony Mokrzycki posuwał się jak cień za swoim przewodnikiem Tam-ten coś mruczał pod nosem ale dźwięki słów nie dochodziły doń Boże Boże mój myślał już za chwilę zobaczę moja Barbarę Wejdź pan po tych schodkach i na półpiętrze znajdziesz pan swoich ode '' - d--- w"1 '£t'l?-'-JE%1- r jdftnfc - V V s _ V - -- - _ J IJózef i(!j! prmca autorskie zastrzeżone rozwiała teraz ' przecież - Bar-bary --iSiSX-l 1 mogę mieć czas — i przekładając lej-ce z batem do prawej ręki objął ją le-wym ramieniem i pocałował Twarz mia-ła zimna na mrozie zimno leż były jego i jej kożuchy a pozycja w jakiej stała pizy saniach niewygodna Koń się po-ius- zj! i płoza omal nie przycisnęła jej nogi obutej w długi męski but — 0-stroż-nie! — zawołał — Poczekaj siądź bo tak stać niewygodnie Przecież no po prostu no szczerze mówiąc nie jv głowie teraz — Koń pociągnął wolno poczuwszy że oboje siedzą w saniach — A jak z żoną idziesz spać to też tnhip nie w słowie a w czym? — Przer wała brutalnie zsuwając jego ramię ze swoich pleców fawei spocnmurniai — Przy czym tu żona — mruknął — A ót przy tym — To ty masz męża — Ja mogą rzucić — To rzuć — odpowiedział prawie ze złością — A ty co dwie chcesz sobie za-chować? A może więcej? — Słuchaj Weronika ty mówisz jak głupia No więc co ty sobie wyobra-żasz? Ja rzucę żonę dla i co? — Możemy wyjechać — Co ty z tym wyjazdem tyle razy już powtarzasz" Dokąd wyjechać? Na Kazakstan chyba — Nie do Kazakstanu a ja już znaj-dę dokąd — Zwariowałaś chjba Weronika zeskoczyła raptownie z sań zachwiała się tracąc równowagę ale ją zaraz opanowała przystanęła i wy-ciągając rękę powiedziała przez zaciś-nięte usta: — żebyś nie pożałował! Pamiętaj! Paweł zatrzymał konia Spojrzał na nią jeszcze ze złością w oczach aie złość topniała szjbko pod wpływem żalu — Weronika! Ona iednak odwróciła sie i poszła w l2s brodząc w swych butach z cholewa-- 1 mi przez ęicdoki sineg mu ze uui sjjuu nicy zamiatał po wierzchu — Weronika! Nip obeirzała sie Paweł patrzał aż zniknęła między drzewami 1 dopiero wte- - dy cicho cmoknął na konia Jechał zgnę- - biony a zasłyszane ongiś słowa Frań- - eiszka SDod Lasu same lazły mu do gło wy: "Straszna teraz władza ludziom da na" Przygarbił się i zamyślony ude zwał się usłużny przewodnik popycha-jąc skrzywione drzwi Mokrzycki ruszył w górę po obskurnych schodach ideal-nie odpowiadających otaczającym ru-mowiskom — Pani Barbaro gość do pani idzie — wolał tubalnym głosem z dołu — przewodnik Mokrzyckiego Na półpiętrze uchyliły się drzwi z których wyjrzała młoda jeszcze niewia-sta Ujrzawszy Mokrzyckiego cofnęła się wstecz i z piersi jej wydarł się okrzyk: to Ty! Ty żyjesz! Mokrzycki z wyciągniętymi ramiona-mi przekroczył próg pokoju Zanim jed-nak wziął w ramiona Barbarę wzrok je-go padł na wózek w którym spoczywało uśpione dziecko Ręce mu opadły Za-miast witać się z Barbarą zaczął wpa- - Barbara stała jak skamieniała Twarz trywać się uporczywie w dziecięcy wó zek stężała w niemym bólu — Pogrzebałaś mnie co? I urządzi-łaś się należycie prawda? — Nie ja cię pogrzebałam ale taką wiadomość dostałam Szukałam cię roz-paczliwie chodziłam pisałam dopyty-wałam się wszędzie gdzie tylko można A potem i od Twoich przyjaciół otrzy-mywałam tę samą wiadomość: zginał Niemcy 'zabili go Nie urządzałam się Nie ale przecież musiałam znaleźć jakiś kąt dla naszego dziecka Trafiłam na dobrych ludzi którzy mnie z dzieckiem przygarnęli do tej izby w ruinach Mokrzycki nie odrywał oczu od wóz-k- a dziecięcego Słowa Barbary drażniły i dręczyły go miast uspokajaco działały podniecająco Zapomniał nagle o ogrom-nej swej tęsknocie o wielkiej miłości Barbara nagle wydała mu się obca I to go jeszcze bardziej złościło I to dzie-cko! Mokrzycki był zdecydowany natych-miast wyjaśnić sytuację Wzmagał się w nim nastrój rozpaczy Wrócił na ru-mowisko własnego życia Pierwszy za-pewne Trzeba śmiało spojrzeć rzeczy-wistości w oczy Ale od czego zacząć Jak spytać Bar-barę o to dziecko Gdy stał tak oszołomiony i szukał słów by przeciąć przeciągające się zło-wrogie milczenie ktoś ruszył się na sto-jącym w rogu pólciemnego pokoju łóż-ku Jeszcze jedna zagadka przemknęła myśl po głowie Mokrzyckiego A może to rozwiązanie pierwszej? Z łóżka wstał mały krępy mężczyzna w starszym wieku Dotąd przesłaniał go cień wiszącego ręcznika który widocznie służył za jedyne przepierzenie małego pokoju Barbara zwróciła się doń mówiąc Panie Leonie to mój mąż który wbrew temu cośmy słyszeli jednak żyje — Ano widzę — powiedział i myślę - rzając biczem rysował znaki śniegu Przed swym opuszczonym domem stało bezradnie dwoje staruszków nad resztkami bezwartościowego rupiecia i z troską wyczekiwało Pawia — Ach baliśmy się już że pan nie przyjedzie — zaczął Dawidowski i ur-wał Zapobiegliwie po starczemu nieu-dolnie pomagał teraz w ładowaniu Gdy już wszystko było zebrane Dawidowski podszedł do Pawia i wciskając mu w dłoń w kilkoro złożony banknot czerwoń-c- a tym dyskretnym ruchem z jakim przed rokiem 1014 ludzie dobrze wycho-wani płacili honorarium lekarzom dzię-kował serdecznie Paweł nie przyjął zapłaty Powied7ial coś w tym rodzaju że jest obowiązkiem sąsiedzkim pomóc w potrzebie Że je żeli jeszcze będzie mógł coś zrobić dla nich to uczyni to chętnie — W tej chwili spostrzegli Bożka który stał w pewnej odległości i przyglądał się prze-nosinom nie witając z(nikim Dawidow-skiemu zaszkliły się oczy Paweł też się dlaczegoś rozrzewnił Wracając do domu myślał o Marcie Bo jeżeli można powiedzieć że We-ronika zaczęła rozmowę źle to skończjla ją w każdym razie fatalnie Paweł prze-strasz- vł sie iei ernźhv n w Inkini rhwill dzieli myśli zaczął Pawia pobiegły w kierunku Marty: uczu cie własnej niej winy wj rzuty fu mienia poczucie solidarności we wspól nym losie wszystko to razem wezbrało w nagły przypływ odradzającej z popiołów" przyzwyczajenia miłości Gdy rozprzęgał konia zaczał padać a jednocześnie zerwał się wiatr zapowiadało na zadymkę — wszystko jej powiem" postanowił "i naradzimy się wspólnie co robić" Marta kupiła za pieniadze które jej wręczył trochę białej pszennej mąki aby wreszcie upiec jakąś smaczniejszą bułkę zajęta była w tym czasie miesze-niem ciasta Paweł wszedł do kuchni i nie zdejmując kożucha objął ja pochylo-na nad ramieniem przytuli! do — Ach — krzyknęła ze szcze-rym rozdrażnieniem — Co ty Ostrożnie! — Ręce miała w cieście Paweł ośnie-żonym kołnierzem jej nagiej szyi i zimne pociekły na jej pier-si pod odchjloną w zgięciu bluzkę i ko-szulę Nie mogła zlepiommi ciastem wytrzeć ciekacych kropli wstrzą-snęła gwałtownie głową nadomiar złego rozwiązała się jej chusteczka i powj łazi-ły kosmyki włosów — Oszalałeś co! — powiedziała złością wyprostowując się i trzymając bezradnie wyciągnięte przed siebie ręce po spływała lepka maź ciasta że powinniście się jakoś przywitać bo widzę że mi to powitanie małżeńskie ja-koś nie klapuje Pocałowalibyście się czy co do jasnej Anielki Przecież my tu pana szanownego za faktycznego nie-boszczyka mielim za jeszcze jedną ofia-rę szkopów Baśka to nawet mszę dawała chociażem był sprzeciwmy Mal-ca nam odżywiać na potęgę trzeba a tu — na mszę — Panie Leonie — krzyknęła znów rozpaczliwie niemal — przestań pan Mokrzycki miał tego wszystkiego naj-zupełniej dość Wszystko było najzupeł-niej jasne Uderzyło go tylko jedno: więc ten chłopiec w wózku to Barbara! Kiedyś jeszcze w obozie dręcząc się zazdrością i nienawiścią — rozmyślał: jak też mógł wyglądać ojciec jej dziecka? Przebierał w myśli wszyst-kich znajomych i nie mógł zatrzymać się na nikim Nikt nie pasował do niej Dopasowywał więc wymyślonych przez siebie ale nigdy nie przyszloby mu myśl że mógłby być nim oto taki "pan Leon" po prostu jakiś "szwagie-re- k Piekutoszczak" Czuł się jak uderzo-ny obuchem Już nawet nie dusiła go złość tylko po prostu — zdumienie Ja-kiś zdumiony żal Barbaro śliczna Bar-baro! Więc to tak? — pan — powtónyla zu-pełnie i błagalnie — Nie bój się przestanę prze-stanę — powiedział jakoś uspakajająco — Serwus Leon Kowalczyk jestem ze Starówki I wyciągnął rękę do Mokrzyckiego Był tak zaskoczony tym obcesowjm i kordialnym gestem dżentelmena boso i w koszuli a w dodatku najwy-raźniej nietrzeźwego że — wyciągnął swoją Po prostu odruchowo A poza tym wyczul jakimś podskórnym instynktem że w powictrzy wisi coś innego Wydało mu się nagle że to nic Mokrzycki mąż jest tu groźnym mścicie-lem swej wielkiej krzywdy lecz właśnie ten oto Kowalczyk też ma tu coś do powiedzenia To jest tu na swoim) zadomowiony posiadacz a on Mokrzycki — tylko przybłędą natychmiast swoją dłoń z uścisku spoconej łapy i odwró-cił się zdecydowanie ku wyjściu lecz dopiero odwracając się spostrzegł że Barbara znów przytrzymuje go za klapę ha nią i już miał splu-nąć lecz nie zrobił tego a tylko poryw-czy- m gestem odepchnął ją ruszył ku drzwiom — Józiu powiedziała cicho Barbara Spojrzał z blLska w jej oczy podczernio-ne załgane obce Miał tego dość Miał tego dość orffc tidw fc bi na i i ze na na na on i POPIERAJCIE TYCH KTÓRZY OGŁASZAJĄ SIE W "ZWIĄZKOWCU" j-- " ~-_Ji-ifr 7-- O r Paweł poczuł się głupio zawstydzony swą niewczesną czułością a równocześnie dotknięty i rozżalony "poszedł do swego pokoju i nic jej nic powiedział z tego co przedtem postanowił był wyznać Przez chwilę oddawał się bezpłodnej goryczy osamotnienia w jakie czul się wtrącony w swej wyobraźni nieomal lozczulał się nad samjm sobą gdy przypomniał ra-dość z jaką jeszcze wczoraj powracał do domu spokój i odpoczynek który so-bie planował Z tamlego nastroju nie zostało teraz nic Zadymka się wzmagała Wiatr zra-zu leniwie po czym coraz energiczniej zaczął się dobijać do okien oblepił szy-by śniegiem wył i gwizdał na premian Paweł aby pozamykać okienni-- " ce śnieg padający z góry hulał ze śnie giem podrywanym z dołu przeistaczając świat w jedną białą nieprzeniknioną chmurę W taką noc można spać spo-kojnie Uspokojony tiochę i ukołysany wewnętrznie zawieją zaczął rozważać na zimno i wtedy powziął zamiar przenie-sienia się do miasta na zarobki W len sposób rozważał zniknie na jakiś przy najmniej czas z oczu Wcronwi a później może się wszystko da naprawić Marcie zakomunikował o swvm po stanowieniu podczas kolacji — "Słyszą jest ludzkim zwyczajem oglądać się za łem" mówił "że teraz nadarzają się do-oparcie-m u kogoś bliskiego kogoś z Jskonałe zarobki w mieście" — Była tym kim sie dolę-niedol- ę Weronika ' przykro zaskoczona Aby zmienić temat zdziałała więc tyle że wszystkie rozmowy ją nagle wypytywać czy wobec się śnieg się "Zaraz dzieżą i siebie Boże robisz! ubabrane dotknął krople palcami czy których różnych przestań Baśka Barbary ten właściwie Wyrwał żylastej płaszcza Spojrzał wyszedł nikt nie zachodził podczas jego podróży z Tadeuszem Marta usiłowała sobie przy-pomnieć — Owszem Zaraz aha byl ten no Franciszek — Spod Lasu? — Tak — Czego chcfal? — Nawet nie wiem Pytał o ciebie Mówił że jakiś interes ma ' — I coś mu powiedziała? — 7c pojechałeś do miasta na za-robki — No tak Słusznie Wiatr za oknami wciąż się wzmagał i wzmagał Stukał do drzwi i okien a iie wpuszczany — właził do komina i huczał w piecu Ale vr domu było ciepło i przytulnie XVI Łaszowski nie robił spodziewanej przez siebie kariery w dziennikarstwie Wprawdzie redaktor naczelny lokalnej "Prawdy" człowiek przybyły z Moskwy i obcy na tym terenie lubił go dosyć i po znacznym skorygowaniu puścił mu dwa artykuliki ale przeczytawszy trzeci uznał że Łaszowski wciąż jeszcze nie chwyta i nie pojmuje z ducha tych za-dań jakie stawia przed dziennikarzem prasa sowiecka — "To nawet niezłe sie" — mówił — "to nie jest to" — Przeniósł go więc na stanowisko redak-tora technicznego do łamania numeru w nocy COS O SZKOTACH W Aberdeen urodził się ka-rzeł Jego ojciec był Szkotem Mr Person uskarża się przed przyjacielem że musiał wyrzucić grzebień który stracił jeden ząb — Wyrzuciłeś go dlatego tyl-ko że złamał się jeden zab? — Ale to by' ł ostatni zab Nudziarze — to ludzie którzy mówią o innych glediiarze — to ci którzy mówią o sobie inteli-gentni rozmówcy — to ci którzy mówią o tobie Kaczej dłużnik nie odda wcale niż dwukrotnie Hałas — smród dla ucha Kto bierze drugą żonę ten nie jest wart że stracił pierwszą Pesymista człowiek który po- - życ7jł pieniądze optymiście Biodra sq drugą parą skrzydeł kobiety ADWOKACI I NOTARIUSZE G HEIFETZ BA ADWOKAT S HEIFETZ NOTARIUK 35 Wtlllngton St W Toronto Ont ĘM ft-64- 51 wlciorml WA 3-44- M 1 8 GEORGE BEN BA ADWOKAT I NOTARIUSZ Mówi po polsku 1134 Dundas St W Toronto Tel LE 4-84- 31 i LE 4-84- 32 1S JAN L Z GÓRA ADWOKA! — OBROŃCA NOTARIUSZ Tcl Biura: LE 3-12- 11 Mieszk' AT 94445 1479 Quen St W — Toronto i 8 E H ŁUCK BA LLB (ŁUKOWSKI) I R H SMELA BA LLB POLSCY ADWOKACI Wspólnicy firmy adwoknckle) Blaney Pjiternak Łuck & Smtla 57 BLOOR ST W ró liny WA 4753 przyjmuje wieczorami za telefonicz-nym porozumieniem 1 8 CM BIELSKI babcl ADWOKAT I NOTARIUSZ Przyjęcie codziennie — Suito 404 lionrU of 'Irudo Uldg 11 Adela ida St Wtit (przy Yongo St) Toronto — EM 2-- 1 2S1 Wieczorami za uprzednim telefonicznym rozumieniem 2 w NAPOJE DO KTÓRE TAK WAM W KRAJU na inne W ""I BÓLOWI W moina zapobiec D61 w krzzach często jest powo-dowany ospałą praca nerek Gdy nerki przestają działać normalnie nadmiar kwasów 1 wydalin pozo-Maj- e --v organizmie Wtedy wlasnle może przjjsó ból w krzyżach uczu-cie zmęczenia ociężałość lub przer-wanie spoczjnku To Jest pora aby zażjć pigułki Dodd'a (Uodd' Kldrn Pllls) 1'lgułkl te przywracają nor-malne funkcjonowanie nerek Wów-czas poczujecie się lepiej — będzie cle lepiej spali — lepiej pracowali Zaopatrzcie się w pigułki Dodd'a (l)odd's Kldney Pllls) jut teraz DENTYŚCI Dr Władysława SADAUSKAS LEKARZ DENTYSTA (drugi dom od Honcesyallei} Przyjmuje za uprzednim tdćo-- nlcznym porozumieniem Telefon LE 1-42- 50 129 Grenadier Rd Dr M 2092 Dundas St W Toronto Tel RO 9-4- m IW Dr S D LEKARZ DENTYSTA CHIRURG — Speeallti chorób lamy uttn Pliyslclans' & Surgeons' Bulldlnf Kancelaria No 270 86 Bloor St W — Toront Telefon WA 2-00- 56 IW Dr E DENTYSTA Godziny: 10—12 1 2—8 3B6 Bathurtt St OKULIŚCI EM 4-4S- 15 2 W Okullttka Br BEJNAR OD 274 Ronceivalles Ave (przy Gcoffrey) Tel LE 2-54- 93 CodIny iiyjęc: codziennie od 10 runo do H ulecz w Kohuty: od 10 do 4 wlecz S2W Jan Alexandrowcz — No! ary Public POLSKIE BIURO INFORMACYJNE Pomoc w sprawach rodzinnych 1 majqtkowych w Polsce — Kontrakty i inne dokumenty Imigracja Income Tx Tłumaczenia Toronto Ont 618-- A Oueen St Wett Tel EM 8-54- 41 is w FICA CLINIC 0F CHIROPRACTIC FRANCISZEK J FICA DC DOKTÓR CHIROPRAKTYKI Specjalista w leczeniu ailrctyzmu lumbago syjalykl ból głowy muskułów i stawów oraz zasilania i nor-mowania całego organizmu 224 Roncesvallos Ave Toronto Tel LE 5-23- 11 04W-- M OD ADMINISTRACJI PROSIMY TYCH NASZYCH P T PRENUMERATO RÓW KTÓRYM WYGASA PRZEDPŁATA O JAK NAJSZYBSZE JEJ ODNOWIENIE W CELU UNIKNIĘCIA PRZERWY W WYSYŁCE PISMA DOMINION TRAVEL OFFICE 55 West — Toronto — Tel EM 6-64- 51 S HEIFETZ NOTARY PUBLIC sprawnie i solidnie: Sprowadzanie krewnych z Polski na stałe lub wizytę — Wizy do Polski w 10 dni — Wyjazd do USA na stałe lub wizytę — Sprawy w kraju akty darowizny pełnomocnictwa małżeństwa przez zastępcę II sprawy Gwarantowaną przesyłkę pieniędzy i paczek do Polski i Ukrainy Tłumaczenia notarialne wszelkich Bezpłatna informacja listownie osobiście i telefonicznie w--w NAJBARDZIEJ ZBLIŻONE TYCH SMA-KOWAŁY RODZINNYM- - Cola - Ginger Ale - Orange - Cream BEZPŁATNA DOSTAWA bankiety i okazje TORONTO TELEFONUJCIE KRZYŻACH LUCYK DENTYSTA BRIGEL STOMATOLOG BUKOWSKA spadkowych reumatyzmu dolegliwości Wellington Załatwiamy majątkowe dokumentów Soda ► WACHNA pt"" WAInut 1-2- 151 w dnie powszednie do godi 7 wiecz Nic dostarczamy towaru do prywatnych domów JO--W F i '--j 'egyra&gaaeeBawy |
Tags
Comments
Post a Comment for 000024b