000016b |
Previous | 7 of 8 | Next |
|
small (250x250 max)
medium (500x500 max)
Large
Extra Large
large ( > 500x500)
Full Resolution
|
This page
All
|
T5j™JJ33£g3Bffa tatatgiBteMaJc i' llfćzef Mackiewicz 29 § EŁl _ -- - - :v FaMtam aaam aal aal Bal TIJ Proga Donikąd Wsrjstfcje pratra autorskie zastrzeżone Śtarą drogą nie jedzcie Lepiej tym jybem leśnym aż do pasieki Później blewo rojstem rojstem aż do traktu jfstamtąd już jak chcecie Rzucił nogę Dśśn drugą się odbił jak w łódce Paweł pożyczył wiadra od gospodyni edł właśnie noić konia Zanim doszedł stajni dogonił go Tadeusz Zakładaj! bzybKO! jedziemy zaraz pKlJka już dni jechali krajem dożywa-jćy- m ostatnie dni starego ustroju Do przybywali agitatorzy wychwalając wfeni kolektywnej gospodarki Chłopi iilćzeli Ale tam wszędzie gdzie tego ądaS) zapadały zbiorowe uchwały prze-moczenia dotychczasowej indywidualnej ksptóatacji ziemi w kolektywną Indywi-Ifalnj- m gospodarstwom wyznaczono po Łtkljw pieniądzach zbożu wełnie mię-lejfktóry- ch splata przekraczała możli-- oścl chłopów Półtora roku temu po kroczeniu bolszewików rzucili się oni udzielenia dworskiej ziemi i ubiegali nadziały Nie przeszkadzano im w tym mim nowe władze rozdawały chętnie wpfero później wyznaczono podatki i wiadczenia Wtedy ludzie poczęli ucie- - iacjód nadzialów ale powiedziano im: topi] Coś wziął musisz uprawiać i od jigOiplacić rządowi Gospodarstwa chłop-Hą'iZaczę- ly się załamywać W tych wa-Enkf- ch wprowadzenie kolektywizacji fydalo się wielu jedynym możliwym eszcze wyjściem Ziemię dworską miano [powrotem złączyć w dawnym obszarze worząc sowchozy czyli gospodarstwa feństwowe A wsie łączyć w kołchozy p5envszym odruchem ha skutek no-Mt- Ą porządków rolnych stała się wielka udda zawiść tvfc] którzy zawdzięczając burżuazyjnej efórniie rolnej zdołali się usamodziel-Wfi- ó gromady uzyskać nadziały własne ftiojbudować na tak zwanych koloniach Tym chutorach stali się teraz głównym jraedmiotem tej zawiści Wydzielone go-{jwiarst- wa utrudniały sprowadzenie ich p$rotem do wspólnoty a zatem do joleitywu Wieś nie mogła przetrawić tpnywilejowanej sytuacji tamtych: Po-gadano: "My mamy iść w kołchoz a oni DJtó có?! Panowie?! Na własnym taki cdne siedział?! Jak wszystkim to nie-- łajjbędzic wszystkim! W D„~„ mAil (lnmnn?irl lin l- -j - i-- ii t i v mii i : - ' — iiiiiiiuii1 a t i raeS gromadą Jan Chont — czyż lo ja iiuen?! Czyż ja przcciwiam się? Jak ładza każe'lo owszem ja z chęcią — my (M 'łs--j ~ () — () Yyiiold Poprzeć lei a()c=oc=i): () — WSEDLIWUŚĆ SERCE f iM? widok Bergmana — Drewnowski aczerwienil się: 12 Nie wiem czy ona by mi to da-rowała gdyby jej ktoś powiedział żem )'dd'żnajomego" z ławy oskarżonych pie-liądi- e pod zastaw pozyczjł Takie zna-óhioś- ci TVi łni rrrUt i11-- r Dnl-fTIin- Tl rTn 7nha !vła — Tlrnunnwcki rnriiffnnl na n GPO fpjTdążjł do tego samego lokalu w któ-ymfta- k niedawno odbyła się ta nie-iwyk- ła tranzakcja jSĘj- - Wprawdzie pieniądze mogą być jptrzebne ale biżuterię też będzie ko-ńubfiaiow- ać — myślał jeszcze wcho-- liącjjuz we arzwi lOKaiu Przyszedłem zwrócić nanu pienią- - iże-&- oświadcza-Drewnows- ki na wstę-- £ Na pewno nie potrzebne? j$r- - Raczej biżuteria będzie mi po- - rzebna niż pieniądze które zresztą nie jrzydaly sie wcale Ig-- Hm Szkoda ~ Szkoda że się nie przydały? Co rapan za głupstwa mówi? P~ Nie nie ja nie chciałem powie-- lzieć nic złego ale ~ Ale — dodaje w myśli )h awnow-- k~-- żal ci że nie masz w ręku fotS— mówi na pIos — załatwiajmy bfywa ile się da i w rezultacie Drew-itfws- ki rozstaje sie z riim uboższy o trzy Sf£ 7arl3pilom ilo Tialpżałn njm wvchodzac z lokalu £&% iiiftus tah kilka dni po rozprawie ivra$ w łT-5mTTa- iTi coH7ip(?n TTnrska i ia twarz jej uderzyły rumieńce: jak moż-lalrfł- o nie podziękować za ten wyrok oorjc teo pewną) był wyłączni ninister n"i?e zatwierdzi tego wyroku — nyślała to przecież wątpli to 81 ri vx DI '?y i rozkładał ręce Ale oczywiście nikt nie wierzył zęby Jan Chont który przeszedł na własną wydzieloną ze wsi kolonię jeszcze w "roku 1936 miał chęć powrotu a tym bardziej do kołchozu Dlatego bał się on złego humoru dawnych sąsiadów bardziej niż NKWD Wracał bywało do domu nawet okiem nie rzucił na gospo-darkę do której nabrał nagle szczegól-nej niechęci i powiadał z goryczą: — Spalą jeszcze czego dobrego I za co? Czy to ja komu co ukradł albo czy zamordował kogo? Nikomu nic zdaje się złego nie zrobił Istotnie Chont nikogo nie zamordo-wał nigdy a jak tam było z kradzieżą nie bardzo wiadomo ale też chyba je-żeli to tylko jaka małość Wypracował swoje siedem hektarów z synem i dwoma córkami bo żona odumarla go dawno karczował pnie na porębie ostatnie żyły wyciągał z siebie — Więc za co Boże ty mój za co te nieszczęścia?! — Spalić to może i nie spalą — po-cieszał go krewniak — Co najwyżej wy-wiozą i gospodarkę zabiorą — Zdaje się nikomu ja ziego -- nie robił — Powtarzał Chont z tępym upo-rem poruszając zaciśniętymi szczękami Przesuwały mii się w pamięci obrazy przeszłości jak widma grzechów w ra-chunku sumienia przed spowiedzią Usi-łował je przepędzić zapomnieć za nie-które rozgrzeszał sam siebie ale tyle ich było w długim życiu i nie wiadomo który teraz wyskoczy i za gardło chwy-ci A najgorsze ze wszystkich te siedem hektarowi I to jeszcze bez łąk trzeba po-wiedzieć Bo łąki dokupił w starym cza-sie popod rzeczką trzy hektary Prawda że nie rozpowiadał nikomu ale wiedzą wiedzą na pewno! Razem dziesięć znaczy hektarów A teraz sprawa z synem Osiem miesięcy temu werbowano o-chotni- ków do fabryk w Leningradzie Chont uplanował w swej chytrości żeby namówić svna Adama Zapisał go na listę w gminie jak się kiedyś zapisywało na asekurację Gdy go wyprawił mawiał znacząco przy byle okazji: "Syn mój na fabryce w Sowietach" Ale po kilku mie-siącach syn powrócił W nocy zakradłszy się jak złodziej Do rana siedział grzał się pod piecem choć to nie była zima i opowiadał: Chłopców z tej samej gminy którzy pojechali razem skazywano po kolei na" różne kary więzienia Za co? — Wzruszył ramionami! Jeden to spóźnił się po raz trzeci o dwadzieścia minut do pracy Dostał za to trzy lata więzienia A innych to nawet nie wie dokładnie On r ~i ~ _ £z£to£%S£2 Wszelkie prawa autorskie zastrzeżone mnie raa 32 i wie tyle wyrozumiałości na ile ja na-prawdę nic zasługiwałam Nie zastanawiając się długo — jeszcze tegoż dnia stanęła przed drzwiami mie-szkania sędziego Horaka — Jeżeli nawet minister nie zatwier-dzi tego wyroku — myśli naciskając gu-zik dzwonka — to w oczach sędziego Horaka nic jestem winna I naraz myśli jej odwracają się o sto osiemdziesiąt "stopni Bo oto z głębi mie-szkania słychać tupot dziecinnych nóg i po chwili drzwi otwierają się na całą szerokość a zjawia się w nich — Jaki śliczny chłopczyk! — stwier-dza w duchu Irćnka szczerze zachwy-cona — Czy zastałam pana sędziego? — Nie! Dziadusia nie ma! Ale zaraz przyjdzie A czy pani umie wiązać tatrzański węzeł? — Umiem — odpowiada zaskoczona tym pytaniem Irenka — To niech pani wejdzie !Dziadziuś zaraz przyjdzie! To rzekłszy malec wciąga niezdecy-dowaną osóbkę energicznym ruchem do wewnątrz i zatrzaskuje drzwi W godzinę później staje przed tymi drzwfcmi sędzia" Horak Już z daleka sły-szał wrzaski Józia widocznie zabawa w Indian odchodzi "na całego" pło- - ilując ze kombinacja Którą cnciai sau mau ua uuv u „_ tsarfować spaliła na panewce — Berg-- 1 kluczem i nanldolicza" iakieś ksieżvcowe koszty' — Teraz panią mam! — słyszy z któ nie Nie regoś — Co on ma za "panią?" — zasta-nawia sie sędzia i ostrożnie pod- - tnarit1nnm ł„ „nn nio TOTA-rbi- d- rhfldzi dfl drZWl POkOlU aatómn'™™" i Niestety "nam' wcale me widać cio w trń-- 7 Tń'itł 72redził ia ood łóżko Na nrórns sędzia" Horak usiłuje poprzez szparę we drzwiach wypatrzeć co to za pani" która Jono tak zawojował: aziei-- rjsftzie dvscvclinamvm Irenka zoba-b- y malec łanie właśnie szczotkę którą ibyla Mateusz przez zapomnienie zostawił w pokoju i od szczotki usiłuje wy-straszyć z pod łóżka swą towarzyszkę zabawy śshzga "tępo człowieka — Jeżeli nawet — Kto to może byc? — zamtry- - I trnTr-3n-v sędzia a nie chcąc psuć malcowi — ulega — pokoju Horak kijem myśli zabawy idzie do Mateusza po rozstrzyg- - rosą że sędzia Horak okazał w tej ipra-- ' nięcie tej zagadki #e #ikj(ii'Tł:Ł' -- r tiuj __ ___ _ (1 wja £m ii ? "ZWIĄZKOWIEC" STYCZEŃ (January) środa 13 — K60 8TIL f ii sam uciekŁ Wiele tygodni szedł piechotą czasem szwarcował się do jakiegoś po-ciągu Ojciec słuchał syna ponuro Rano wyprowadził go i ukrył w stodole Mógł oczywiście wydać władzom ale nie zro-bił tego Od tej jednak chwili trzeba by-ło ciągle wypatrywać czy kto obcy nie idzie-jedzi- e drogą? Las był pod nosem ale zimą w lesie czy to jest życie? A nawet i chociażby latem Nie to już nie było żadne życie # Tadeusz skłamał gajowemu że pojadą do domu wprost Kierował się na wschód zataczając wielki krąg po kraju a Paweł powoził i nie pytał Jana Chonta poznał Tadeusz dawno podczas jednej z uprzed-nich swoich wypraw w te strony Doga dał się z nim rychło i obaj Dyn wteay zgodni co do korzyści płynących z han-dlu Położenie chaty na odludziu na wzgórzu z daleką perspektywą na trzy strony świata z czwartą utykającą w lesie i moczarach nadrzecznych wyda-wało się szczególnie dogodne Wtedy syn był jeszcze w domu Okolica pod śniegiem zmieniła wy-gląd ale Tadeusz odgrzebywał ją w pa-mięci i nie zabłądził Chata wyraźniej teraz rysowała się na szczycie wzgórza gdyż otaczające ją drzewa utraciły liście Zimny wiatr hulał swobodnie Dwa psy obskoczyły sanie ujadając wściekle i nie podobna było nogi wysadzić Tadeusz otworzył już usta by zawołać gdy w progu ukazała się młoda dziewczyna pa-trzyła jakiś czas z daleka na przybyłych i dopiero po chwili wolnym krokiem poszła do wrót uciszając psy — Ojca nie ma — powiedziała — A gdzie jest? — Od rana pojechał na pracę Przy-szli z sielsowietu i nakazali Wróci nie-prędko — Stała u wrót nie spuszcza-jąc wzroku z niespodziewanych gości i nie zapraszała Tadeusz zasępił się — A syn? — Brata też nie ma W Leningradzie — W Leningradzie?! — zdumiał się Tadeusz który nic nie wiedział o całej sprawie Dziewczynie drgnęły powieki ale spojrzała prosto w oczy i powtórzyła twardo: — Tak — Owszem — odparła sucho Było coś wyraźnie niedomówioncgo w jej za-chowaniu Paweł przyglądał się cieka-wie gdy raptownie drgnęła ona całym ciałem i odwróciła się szybko usłyszaw-szy stuknięcie drzwi w chacie za sobą Zanim zdążyli pojąć przyczynę tego odru-chu cofnęła się od bramy jakby w po-czuciu nagłego niebezpieczeństwa W drzwiach chaty ukazał się Jan Chont który stanowczym krokiem zaczął iść w ich kierunku Nic dochodząc wrót ma-chnął ręką: — Zjeżdżajcie — Dzień dobry — odpowiedział Ta-deusz ze zdziwieniem podnosząc brwi — Dzień dobiy dzień dobry — od-parł krótko chłop — i zjeżdżajcie dalej JU2 W NASTĘPNYM WYDANIU Nowa powieść BARBARO SCŁAlflSESZ PIÓRA JERZEGO SEWERYNA Barbaro Kłamiesi! to powieść która poruszyła serca powojennej Warszawy ZAPEWNIJCIE SOBIE STAŁĄ DOSTAWĘ "ZWIĄZKOWCA" BY NIE UTRACIĆ ŻADNEGO ODCINKA — Kogóż tam Józio tak terrorymi"' — pyta — Intcresantka jakaś do pana sę-dziego Taka młoda blondyneczka nie duża' chyba z sądu Zdaje mi się ze ja w sądzie widziałem kiedś Tak wy-glądała że nie obawiałem się niczego — tłumaczy gęsto stary sługa rad w gruncie rzeczy że to nie on tym razem padł ofiarą "indiańskich" pomysłów ma-łego Józia — Acha! Acha! — mruczy sędzia Horak i z surową miną staje w progu pokoju — No! Dzieciaki! Do łazienki marsz! Ręce myć! Obiad! — pokrzykuje groźnie udając' że nie widzi gramolącej się ze wstydem z pod łóżka Irenki — Dziadek! — krzyczy Józio porzu-cając swoją ofiarę — Dziadek! — Marsz do łazienki! — powtarza sędzia i uśmiechając się pod wąsem znika w swoim pokoju Po jakimś czasie Irenka puka do gabinetu sędziego — Chciałam tylko podziękować pa-nu sędziemu za ten wyrok w mojej spra-wie — mówi zaczerwieniona — ale ten maty mnie wciągnął i musiałam się z nim bawić — No no nie tłumacz się! Później będziesz się tłumaczyć! Po obiedzie! — Nie chciałabym robić kłopotu pa-nu sędziemu W tej właśnie chwili zjawia się za nią Józio — Nie mnie kłopotu narobisz tylko sobie bo cię Józio i tak nie puścL Praw-da Józiu? — O tak! Ja pani w ogóle nie pusz- - Nie ma co tu pod bramą wystawać — Ja chciałem — zaczął Tadeusz wyraźnie zaskoczony — Nie ma nie ma! żadnego interesu ja nie mam i robić nie chcę! Mało jeszcze biedy No już — podrzucił głową pra-wie groźnie — pojechali! — Zbliżył się do wrót i w twarzy jego malowała się wewnętrzna pasja Paweł ujął krócej lej-ce koń zastrzygł uszami Psy na nowo zaczęły szczekać — Chyba że prawda co mówią — odrzucił Tadeusz wciąż jeszcze z zamar-łym uśmiechem na ustach — że u was "na Białorusi ludzie jak gusi" — A ty jeden tylko taki orzęl zna-lazł się! A! — krzyknął Chont i od razu piana ukazała mu się w kącikach ust — Orzeł mać twoja taka i owaka! Nu pojechali precz a to psami poszczują! Dziewczyna zbladła i cofnęła się jesz-cze kilka kroków dalej Twarz Tadeusza pociemniała Poruszył się gwałtownie na siedzeniu — No ty! Psami to nie bardzo strasz! Wiesz ty! — ale pohamował się zaraz — A ot ja wraz tu wam pokażą!! — ryknął chłop i oczy wyszły mu z or-bit jednocześnie oglądnął się gwałtow-nie jakby chciał wyrwać kół z płotu i ręce latały mu nieprzytomnie Dziew-czyna patrzała rozszerzonymi ze strachu źrenicami Paweł nie czekając na reak-cję Tadeusza cmoknął na konia i ruszył Jeden pies wyskoczył na drogę rzuca-jąc się koniowi do pyska Gdy się od-winął trochę w bok Paweł ze smakiem ciał eo biczem aż ewizdnelo w powietrzu Ujadanie zagłuszyło przekleństwa które wyrzucał za nimi gospodarz Całe to niespodziewane zdarzenie od-było się w czasie tak krótkim iż nie podobna było uszeregować w głowic związku przyczynowego Zjeżdżali w dół ze wzgórza: prawa płoza podskoczyła na wystającym ze śniegu korzeniu Paweł przypomniał sobie w tej chwili co mu kiedyś mówił Tadeusz że jego Tadeu-sza "nie gryzą ludzie" Uśmiechnął się złośliwie i chciał zażartować na ten te-mat ale zerknąwszy bokiem na towa-rzysza przemilczał: Tadeusz miał wyraz twarzy jakiego u niego dotychczas nie widział Być może miał taki sam gdy rzucał granatem ale wtedy było zupełnie ciemno Był to wyraz twardego kamie-nia banw szarei: patrzył przed siebie zdawało się wzrokiem niewidzącym Po rozlanej i zamarzniętej wodzie ru-czaju przedostali się na drugą stronę rze-ki i znikli w gęstych rojstach z widoku okien chaty na wzgórzu — Co to było? — zapytał wreszcie Paweł zwalniając tempo jazdy i sięga-jąc po papierosa bo miejsce było za-ciszne od wiatru — Daj i mnie — powiedział Tadeusz — Przypuszczam że — wypuścił kłąb dymu — lokalna odmiana "amoku" czy-li po naszemu po prostu: rozpacz — A czytałem taką powieść — Uhum ue_Jjr_ To W--"- "- CZct _ ja się z panią ożenię! Dobrze? — No widzisz Irenko żę sie' to tak c?vhkn sVnńpzvć nie może skoro Józio mówi nic tylko o obiedzie ale nawet o małżeństwie No jazda do stołu bo tam Mateusz obiad już podał I Przy obiedzie Józio oczywiście ani na chwilę nie puścił ręki nowej znajo-mej która ogromnie mu przypadła do gustu A ponieważ dziadek obiecał że panna Irenka zostanie po obiedzie — zu-pa została zjedzona tak grzecznie że le-piej nic można Zanim jednak Mateusz zdążył przy-nieść drugie danie — ktoś zadzwonił a po chwili zjawia się prokurator Drew-nowski Mimo iż jest bardzo poruszony (naj-pierw przywitał się z Józiem potem z panną Ircnką a z sędzią Horakiem wca-le) — nie dziwi go bynajmniej obecność Irenki nrzy stole sędziego Horaka Nikt tego jednak nie zauważył chyba tylko sędzia a ten milczy uśmiechając się nieznacznie — Panie sędzio — zaczął wreszcie Drewnowski może trochę zbyt podnie-sionym głosem — ja mam wielką prośbę do pana sędziego — Słucham — Niech pan wytłumaczy pannic Irence że na polecenie sędziego Karwiny przeniesiono mnie do ministerstwa niech pan wytłumaczy że ja już nie jestem ten srogi zwierz który tylko ryczy o wy-roki śmierci tylko zwyczajny urzędnik taki jak Karwina i inni że wobec tego nic nie stoi na przeszkodzie żebyśmy się pobrali bo ona bez opieki zginie marnie albo narobi jeszcze większych nieporząd-ków jak z tymi aktami Ociepki — Dziadziusiu dlaczego ten pan tak krzyczy na pannę Irenkę? — zapytał szeptem Józio — Bo ten pan chce się z nią ożenić — odpowiedział również szeptem sędzia — A to panna Irenka jest leż do-rosła? — Bo ja wiem? Chyba tak A kiedy panna Irenka czerwona jak mak nie mogła się zdobyć na odpowiedź sędzia Horak przybierając minę niby bardzo ale to bardzo groźną odezwał się: — I cóż ty na to Irenko? A w odpowiedzi doszedł go speszony ledwo dosłyszalny szept: — Jeżeli pan sędzia sobie życzy KONIEC Popierajcie łych którzy ogłaszają się w "Związkowcu" ZAMAWIAJCIE SPIS — NA ŻĄDANIE J & J HARDWARE Polski kld towłrów łtlainych farb naczyń kuchennych orat przy- borów wodociągowych I ogrzewania J Stefaniak właić 745 Queen S W EM 64863 Solidna obsługa — NlsMo ceny Bezpłatne porady w sprawach kana-lizacji 1 ogrzewania 8 ADWOKACI I NOTARIUSZE E H ŁUCK BA LLB (ŁUKOWSKI) I R H SMELA BA LLB POLSCY ADWOKACI Wspólnicy firmy adwokackie] Blaney Pasternak Łuck a Srntla 57 BLOOR ST W róg Bay WA 45755 przjjmują wieczorami za telefonicz-nym porozumieniem 1 S JAN L Z GÓRA ADWOKAY — OBROŃCA NOTARIUSZ Tcl Biura: LE 3-12- 11 Mlcszk' AT 94465 1479 Queen St W — Toronto i s G HE1FETZ RA ADWOKAT S HEIFETZ NOTARIUSZ 35 Włlllngton St W Toronto Ont EM ł-44- 51 wltczoraml WA 3-4- 45 1 B GEORGE BEN BA ADWOKAT I NOTARIUSZ Mówi po polsku 1147 Dundas St W Toront Tel LE 4-84- 31 I LE 4-84- 32 l s CM BIELSKI ba BCL ADWOKAT I NOTARIUSZ Przyjęcie codziennie — Suito 404 Uoard of Tradc Mdg 11 Adelalde St Weit (przy YonceSt) Toronto — EM 2-12- 51 Wieczorami za uprzednim telefonicznym porozumieniem 2 w Popierajcie tych którzy ogłaszają tle w "Związkowcu' ałćfeŹW DO TAK W KRAJU na i WiFBBMnWBWBB DENTYŚCI Dr Władysława SADAUSKAS LEKARZ DENTYSTA (drugi dom od Honcesvalle Przyjmuje za uprzednim porozumieniem Telefon LE 1-42- 5C 129 Grenadier Rd B Dr M DENTYSTA 2092 Dundat St W Toronto Tel RO Dr S BRIGEL LEKARZ DENTYSTA CHIRURG — STOMATOLOG Speclallsta chorób amy ustn Phjslclnns' & Surgeons' Buildlnf Kancelaria No 270 8£ Bloor St W — Toronto WA W Dr E WACHNA DENTYSTA Godziny: 10—12 i 2— IW 386 Bathurtt St — EM 4515 OKULIŚCI W Okutlttka Br BEJNAR OD 274 Av Geoffrcy) Tel LE 2-54- 93 Godziny przyjęć: codziennie od 10 rano do 8 wlecz w od 10 do wlecz 82W Jan Alexandrow!cz — Notary Public POLSKIE BIURO INFORMACYJNE Pomoc w sprawach i majątkowych w Polsce — Kontrakty i inne dokumenty Imigracja Income Tax Tłumaczenia Toronto Ont Oueen St Weit EM 8-54- 41 w w OD ADMINJSTRACJI PROSIMY TYCH NASZYCH P T PRENUMERATO-RÓW KTÓRYM WYGASA PRZEDPŁATA O JAK NAJSZYBSZE JEJ ODNOWIENIE W CELU UNIKNIĘCIA W WYSYŁCE PISMA DOMINION TRAVEL OFFICE 55 Wellington West — Toronto Tel EM Ó-Ó4- 51 S HEIFETZ NOTARY PUBLIC Załatwiamy sprawnie i solidnie: Sprowadzanie krewnych Polski na stałe lub wizte — do Polski w 10 dni Wyjazd do USA na stale lub wizytę — Sprawy majątkowe w kraju akty darowizny pełnomocnictwa małżeństwa przez zastępcę i sprawy Gwarantowaną przcsłkc pieniędzy i paczek do Polski i Ukrainy Tłumaczenia notarialne wszelkich dokumentów Bezpłatna informacja listownie osobiście i telefonicznie 'teŁŁąŁ (przy Tel S8--W DUKE'S ZBLIŻONE KTÓRE Telefon ŁYŻWY i używane od wyżej 625 ST WEST EM 8-61- 38 X 4 — z — i i Mamy duży wybór maszyn do prania aparatów telewizyjnych i radiowych lodówek i sportowych przyrządów Przystępne ceny i raty na spłaty 6W NAPOJE NAJBARDZIEJ TYCH WAM SMA-KOWAŁY RODZINNYM- - Cola - Ginger Ale - Orange - Cream BEZPŁATNA DOSTAWA bankiety inne okazje W TORONTO TELEFONUJCIE telefo-nicznym LUCYK 9-46- 82 D 2-00- 56 BUKOWSKA Roncewallet soboty: rodzinnych spadkowych 618-- A PRZERWY Wizy Nowe $150 QUEEN wygodne Soda WAInut W 1-2- 151 w dnie powszednie do godi 7 wiecz Nie dostarczamy towaru do prywatnych domów łO--W w ig n i n' m v 3rmt£ SŚSŹ -- '':$t&'&i-£§?f£gg!=£-=5? m ii
Object Description
Rating | |
Title | Zwilazkowiec Alliancer, January 13, 1960 |
Language | pl |
Subject | Poland -- Newspapers; Newspapers -- Poland; Polish Canadians Newspapers |
Date | 1960-01-13 |
Type | application/pdf |
Format | text |
Identifier | ZwilaD2000374 |
Description
Title | 000016b |
OCR text | T5j™JJ33£g3Bffa tatatgiBteMaJc i' llfćzef Mackiewicz 29 § EŁl _ -- - - :v FaMtam aaam aal aal Bal TIJ Proga Donikąd Wsrjstfcje pratra autorskie zastrzeżone Śtarą drogą nie jedzcie Lepiej tym jybem leśnym aż do pasieki Później blewo rojstem rojstem aż do traktu jfstamtąd już jak chcecie Rzucił nogę Dśśn drugą się odbił jak w łódce Paweł pożyczył wiadra od gospodyni edł właśnie noić konia Zanim doszedł stajni dogonił go Tadeusz Zakładaj! bzybKO! jedziemy zaraz pKlJka już dni jechali krajem dożywa-jćy- m ostatnie dni starego ustroju Do przybywali agitatorzy wychwalając wfeni kolektywnej gospodarki Chłopi iilćzeli Ale tam wszędzie gdzie tego ądaS) zapadały zbiorowe uchwały prze-moczenia dotychczasowej indywidualnej ksptóatacji ziemi w kolektywną Indywi-Ifalnj- m gospodarstwom wyznaczono po Łtkljw pieniądzach zbożu wełnie mię-lejfktóry- ch splata przekraczała możli-- oścl chłopów Półtora roku temu po kroczeniu bolszewików rzucili się oni udzielenia dworskiej ziemi i ubiegali nadziały Nie przeszkadzano im w tym mim nowe władze rozdawały chętnie wpfero później wyznaczono podatki i wiadczenia Wtedy ludzie poczęli ucie- - iacjód nadzialów ale powiedziano im: topi] Coś wziął musisz uprawiać i od jigOiplacić rządowi Gospodarstwa chłop-Hą'iZaczę- ly się załamywać W tych wa-Enkf- ch wprowadzenie kolektywizacji fydalo się wielu jedynym możliwym eszcze wyjściem Ziemię dworską miano [powrotem złączyć w dawnym obszarze worząc sowchozy czyli gospodarstwa feństwowe A wsie łączyć w kołchozy p5envszym odruchem ha skutek no-Mt- Ą porządków rolnych stała się wielka udda zawiść tvfc] którzy zawdzięczając burżuazyjnej efórniie rolnej zdołali się usamodziel-Wfi- ó gromady uzyskać nadziały własne ftiojbudować na tak zwanych koloniach Tym chutorach stali się teraz głównym jraedmiotem tej zawiści Wydzielone go-{jwiarst- wa utrudniały sprowadzenie ich p$rotem do wspólnoty a zatem do joleitywu Wieś nie mogła przetrawić tpnywilejowanej sytuacji tamtych: Po-gadano: "My mamy iść w kołchoz a oni DJtó có?! Panowie?! Na własnym taki cdne siedział?! Jak wszystkim to nie-- łajjbędzic wszystkim! W D„~„ mAil (lnmnn?irl lin l- -j - i-- ii t i v mii i : - ' — iiiiiiiuii1 a t i raeS gromadą Jan Chont — czyż lo ja iiuen?! Czyż ja przcciwiam się? Jak ładza każe'lo owszem ja z chęcią — my (M 'łs--j ~ () — () Yyiiold Poprzeć lei a()c=oc=i): () — WSEDLIWUŚĆ SERCE f iM? widok Bergmana — Drewnowski aczerwienil się: 12 Nie wiem czy ona by mi to da-rowała gdyby jej ktoś powiedział żem )'dd'żnajomego" z ławy oskarżonych pie-liądi- e pod zastaw pozyczjł Takie zna-óhioś- ci TVi łni rrrUt i11-- r Dnl-fTIin- Tl rTn 7nha !vła — Tlrnunnwcki rnriiffnnl na n GPO fpjTdążjł do tego samego lokalu w któ-ymfta- k niedawno odbyła się ta nie-iwyk- ła tranzakcja jSĘj- - Wprawdzie pieniądze mogą być jptrzebne ale biżuterię też będzie ko-ńubfiaiow- ać — myślał jeszcze wcho-- liącjjuz we arzwi lOKaiu Przyszedłem zwrócić nanu pienią- - iże-&- oświadcza-Drewnows- ki na wstę-- £ Na pewno nie potrzebne? j$r- - Raczej biżuteria będzie mi po- - rzebna niż pieniądze które zresztą nie jrzydaly sie wcale Ig-- Hm Szkoda ~ Szkoda że się nie przydały? Co rapan za głupstwa mówi? P~ Nie nie ja nie chciałem powie-- lzieć nic złego ale ~ Ale — dodaje w myśli )h awnow-- k~-- żal ci że nie masz w ręku fotS— mówi na pIos — załatwiajmy bfywa ile się da i w rezultacie Drew-itfws- ki rozstaje sie z riim uboższy o trzy Sf£ 7arl3pilom ilo Tialpżałn njm wvchodzac z lokalu £&% iiiftus tah kilka dni po rozprawie ivra$ w łT-5mTTa- iTi coH7ip(?n TTnrska i ia twarz jej uderzyły rumieńce: jak moż-lalrfł- o nie podziękować za ten wyrok oorjc teo pewną) był wyłączni ninister n"i?e zatwierdzi tego wyroku — nyślała to przecież wątpli to 81 ri vx DI '?y i rozkładał ręce Ale oczywiście nikt nie wierzył zęby Jan Chont który przeszedł na własną wydzieloną ze wsi kolonię jeszcze w "roku 1936 miał chęć powrotu a tym bardziej do kołchozu Dlatego bał się on złego humoru dawnych sąsiadów bardziej niż NKWD Wracał bywało do domu nawet okiem nie rzucił na gospo-darkę do której nabrał nagle szczegól-nej niechęci i powiadał z goryczą: — Spalą jeszcze czego dobrego I za co? Czy to ja komu co ukradł albo czy zamordował kogo? Nikomu nic zdaje się złego nie zrobił Istotnie Chont nikogo nie zamordo-wał nigdy a jak tam było z kradzieżą nie bardzo wiadomo ale też chyba je-żeli to tylko jaka małość Wypracował swoje siedem hektarów z synem i dwoma córkami bo żona odumarla go dawno karczował pnie na porębie ostatnie żyły wyciągał z siebie — Więc za co Boże ty mój za co te nieszczęścia?! — Spalić to może i nie spalą — po-cieszał go krewniak — Co najwyżej wy-wiozą i gospodarkę zabiorą — Zdaje się nikomu ja ziego -- nie robił — Powtarzał Chont z tępym upo-rem poruszając zaciśniętymi szczękami Przesuwały mii się w pamięci obrazy przeszłości jak widma grzechów w ra-chunku sumienia przed spowiedzią Usi-łował je przepędzić zapomnieć za nie-które rozgrzeszał sam siebie ale tyle ich było w długim życiu i nie wiadomo który teraz wyskoczy i za gardło chwy-ci A najgorsze ze wszystkich te siedem hektarowi I to jeszcze bez łąk trzeba po-wiedzieć Bo łąki dokupił w starym cza-sie popod rzeczką trzy hektary Prawda że nie rozpowiadał nikomu ale wiedzą wiedzą na pewno! Razem dziesięć znaczy hektarów A teraz sprawa z synem Osiem miesięcy temu werbowano o-chotni- ków do fabryk w Leningradzie Chont uplanował w swej chytrości żeby namówić svna Adama Zapisał go na listę w gminie jak się kiedyś zapisywało na asekurację Gdy go wyprawił mawiał znacząco przy byle okazji: "Syn mój na fabryce w Sowietach" Ale po kilku mie-siącach syn powrócił W nocy zakradłszy się jak złodziej Do rana siedział grzał się pod piecem choć to nie była zima i opowiadał: Chłopców z tej samej gminy którzy pojechali razem skazywano po kolei na" różne kary więzienia Za co? — Wzruszył ramionami! Jeden to spóźnił się po raz trzeci o dwadzieścia minut do pracy Dostał za to trzy lata więzienia A innych to nawet nie wie dokładnie On r ~i ~ _ £z£to£%S£2 Wszelkie prawa autorskie zastrzeżone mnie raa 32 i wie tyle wyrozumiałości na ile ja na-prawdę nic zasługiwałam Nie zastanawiając się długo — jeszcze tegoż dnia stanęła przed drzwiami mie-szkania sędziego Horaka — Jeżeli nawet minister nie zatwier-dzi tego wyroku — myśli naciskając gu-zik dzwonka — to w oczach sędziego Horaka nic jestem winna I naraz myśli jej odwracają się o sto osiemdziesiąt "stopni Bo oto z głębi mie-szkania słychać tupot dziecinnych nóg i po chwili drzwi otwierają się na całą szerokość a zjawia się w nich — Jaki śliczny chłopczyk! — stwier-dza w duchu Irćnka szczerze zachwy-cona — Czy zastałam pana sędziego? — Nie! Dziadusia nie ma! Ale zaraz przyjdzie A czy pani umie wiązać tatrzański węzeł? — Umiem — odpowiada zaskoczona tym pytaniem Irenka — To niech pani wejdzie !Dziadziuś zaraz przyjdzie! To rzekłszy malec wciąga niezdecy-dowaną osóbkę energicznym ruchem do wewnątrz i zatrzaskuje drzwi W godzinę później staje przed tymi drzwfcmi sędzia" Horak Już z daleka sły-szał wrzaski Józia widocznie zabawa w Indian odchodzi "na całego" pło- - ilując ze kombinacja Którą cnciai sau mau ua uuv u „_ tsarfować spaliła na panewce — Berg-- 1 kluczem i nanldolicza" iakieś ksieżvcowe koszty' — Teraz panią mam! — słyszy z któ nie Nie regoś — Co on ma za "panią?" — zasta-nawia sie sędzia i ostrożnie pod- - tnarit1nnm ł„ „nn nio TOTA-rbi- d- rhfldzi dfl drZWl POkOlU aatómn'™™" i Niestety "nam' wcale me widać cio w trń-- 7 Tń'itł 72redził ia ood łóżko Na nrórns sędzia" Horak usiłuje poprzez szparę we drzwiach wypatrzeć co to za pani" która Jono tak zawojował: aziei-- rjsftzie dvscvclinamvm Irenka zoba-b- y malec łanie właśnie szczotkę którą ibyla Mateusz przez zapomnienie zostawił w pokoju i od szczotki usiłuje wy-straszyć z pod łóżka swą towarzyszkę zabawy śshzga "tępo człowieka — Jeżeli nawet — Kto to może byc? — zamtry- - I trnTr-3n-v sędzia a nie chcąc psuć malcowi — ulega — pokoju Horak kijem myśli zabawy idzie do Mateusza po rozstrzyg- - rosą że sędzia Horak okazał w tej ipra-- ' nięcie tej zagadki #e #ikj(ii'Tł:Ł' -- r tiuj __ ___ _ (1 wja £m ii ? "ZWIĄZKOWIEC" STYCZEŃ (January) środa 13 — K60 8TIL f ii sam uciekŁ Wiele tygodni szedł piechotą czasem szwarcował się do jakiegoś po-ciągu Ojciec słuchał syna ponuro Rano wyprowadził go i ukrył w stodole Mógł oczywiście wydać władzom ale nie zro-bił tego Od tej jednak chwili trzeba by-ło ciągle wypatrywać czy kto obcy nie idzie-jedzi- e drogą? Las był pod nosem ale zimą w lesie czy to jest życie? A nawet i chociażby latem Nie to już nie było żadne życie # Tadeusz skłamał gajowemu że pojadą do domu wprost Kierował się na wschód zataczając wielki krąg po kraju a Paweł powoził i nie pytał Jana Chonta poznał Tadeusz dawno podczas jednej z uprzed-nich swoich wypraw w te strony Doga dał się z nim rychło i obaj Dyn wteay zgodni co do korzyści płynących z han-dlu Położenie chaty na odludziu na wzgórzu z daleką perspektywą na trzy strony świata z czwartą utykającą w lesie i moczarach nadrzecznych wyda-wało się szczególnie dogodne Wtedy syn był jeszcze w domu Okolica pod śniegiem zmieniła wy-gląd ale Tadeusz odgrzebywał ją w pa-mięci i nie zabłądził Chata wyraźniej teraz rysowała się na szczycie wzgórza gdyż otaczające ją drzewa utraciły liście Zimny wiatr hulał swobodnie Dwa psy obskoczyły sanie ujadając wściekle i nie podobna było nogi wysadzić Tadeusz otworzył już usta by zawołać gdy w progu ukazała się młoda dziewczyna pa-trzyła jakiś czas z daleka na przybyłych i dopiero po chwili wolnym krokiem poszła do wrót uciszając psy — Ojca nie ma — powiedziała — A gdzie jest? — Od rana pojechał na pracę Przy-szli z sielsowietu i nakazali Wróci nie-prędko — Stała u wrót nie spuszcza-jąc wzroku z niespodziewanych gości i nie zapraszała Tadeusz zasępił się — A syn? — Brata też nie ma W Leningradzie — W Leningradzie?! — zdumiał się Tadeusz który nic nie wiedział o całej sprawie Dziewczynie drgnęły powieki ale spojrzała prosto w oczy i powtórzyła twardo: — Tak — Owszem — odparła sucho Było coś wyraźnie niedomówioncgo w jej za-chowaniu Paweł przyglądał się cieka-wie gdy raptownie drgnęła ona całym ciałem i odwróciła się szybko usłyszaw-szy stuknięcie drzwi w chacie za sobą Zanim zdążyli pojąć przyczynę tego odru-chu cofnęła się od bramy jakby w po-czuciu nagłego niebezpieczeństwa W drzwiach chaty ukazał się Jan Chont który stanowczym krokiem zaczął iść w ich kierunku Nic dochodząc wrót ma-chnął ręką: — Zjeżdżajcie — Dzień dobry — odpowiedział Ta-deusz ze zdziwieniem podnosząc brwi — Dzień dobiy dzień dobry — od-parł krótko chłop — i zjeżdżajcie dalej JU2 W NASTĘPNYM WYDANIU Nowa powieść BARBARO SCŁAlflSESZ PIÓRA JERZEGO SEWERYNA Barbaro Kłamiesi! to powieść która poruszyła serca powojennej Warszawy ZAPEWNIJCIE SOBIE STAŁĄ DOSTAWĘ "ZWIĄZKOWCA" BY NIE UTRACIĆ ŻADNEGO ODCINKA — Kogóż tam Józio tak terrorymi"' — pyta — Intcresantka jakaś do pana sę-dziego Taka młoda blondyneczka nie duża' chyba z sądu Zdaje mi się ze ja w sądzie widziałem kiedś Tak wy-glądała że nie obawiałem się niczego — tłumaczy gęsto stary sługa rad w gruncie rzeczy że to nie on tym razem padł ofiarą "indiańskich" pomysłów ma-łego Józia — Acha! Acha! — mruczy sędzia Horak i z surową miną staje w progu pokoju — No! Dzieciaki! Do łazienki marsz! Ręce myć! Obiad! — pokrzykuje groźnie udając' że nie widzi gramolącej się ze wstydem z pod łóżka Irenki — Dziadek! — krzyczy Józio porzu-cając swoją ofiarę — Dziadek! — Marsz do łazienki! — powtarza sędzia i uśmiechając się pod wąsem znika w swoim pokoju Po jakimś czasie Irenka puka do gabinetu sędziego — Chciałam tylko podziękować pa-nu sędziemu za ten wyrok w mojej spra-wie — mówi zaczerwieniona — ale ten maty mnie wciągnął i musiałam się z nim bawić — No no nie tłumacz się! Później będziesz się tłumaczyć! Po obiedzie! — Nie chciałabym robić kłopotu pa-nu sędziemu W tej właśnie chwili zjawia się za nią Józio — Nie mnie kłopotu narobisz tylko sobie bo cię Józio i tak nie puścL Praw-da Józiu? — O tak! Ja pani w ogóle nie pusz- - Nie ma co tu pod bramą wystawać — Ja chciałem — zaczął Tadeusz wyraźnie zaskoczony — Nie ma nie ma! żadnego interesu ja nie mam i robić nie chcę! Mało jeszcze biedy No już — podrzucił głową pra-wie groźnie — pojechali! — Zbliżył się do wrót i w twarzy jego malowała się wewnętrzna pasja Paweł ujął krócej lej-ce koń zastrzygł uszami Psy na nowo zaczęły szczekać — Chyba że prawda co mówią — odrzucił Tadeusz wciąż jeszcze z zamar-łym uśmiechem na ustach — że u was "na Białorusi ludzie jak gusi" — A ty jeden tylko taki orzęl zna-lazł się! A! — krzyknął Chont i od razu piana ukazała mu się w kącikach ust — Orzeł mać twoja taka i owaka! Nu pojechali precz a to psami poszczują! Dziewczyna zbladła i cofnęła się jesz-cze kilka kroków dalej Twarz Tadeusza pociemniała Poruszył się gwałtownie na siedzeniu — No ty! Psami to nie bardzo strasz! Wiesz ty! — ale pohamował się zaraz — A ot ja wraz tu wam pokażą!! — ryknął chłop i oczy wyszły mu z or-bit jednocześnie oglądnął się gwałtow-nie jakby chciał wyrwać kół z płotu i ręce latały mu nieprzytomnie Dziew-czyna patrzała rozszerzonymi ze strachu źrenicami Paweł nie czekając na reak-cję Tadeusza cmoknął na konia i ruszył Jeden pies wyskoczył na drogę rzuca-jąc się koniowi do pyska Gdy się od-winął trochę w bok Paweł ze smakiem ciał eo biczem aż ewizdnelo w powietrzu Ujadanie zagłuszyło przekleństwa które wyrzucał za nimi gospodarz Całe to niespodziewane zdarzenie od-było się w czasie tak krótkim iż nie podobna było uszeregować w głowic związku przyczynowego Zjeżdżali w dół ze wzgórza: prawa płoza podskoczyła na wystającym ze śniegu korzeniu Paweł przypomniał sobie w tej chwili co mu kiedyś mówił Tadeusz że jego Tadeu-sza "nie gryzą ludzie" Uśmiechnął się złośliwie i chciał zażartować na ten te-mat ale zerknąwszy bokiem na towa-rzysza przemilczał: Tadeusz miał wyraz twarzy jakiego u niego dotychczas nie widział Być może miał taki sam gdy rzucał granatem ale wtedy było zupełnie ciemno Był to wyraz twardego kamie-nia banw szarei: patrzył przed siebie zdawało się wzrokiem niewidzącym Po rozlanej i zamarzniętej wodzie ru-czaju przedostali się na drugą stronę rze-ki i znikli w gęstych rojstach z widoku okien chaty na wzgórzu — Co to było? — zapytał wreszcie Paweł zwalniając tempo jazdy i sięga-jąc po papierosa bo miejsce było za-ciszne od wiatru — Daj i mnie — powiedział Tadeusz — Przypuszczam że — wypuścił kłąb dymu — lokalna odmiana "amoku" czy-li po naszemu po prostu: rozpacz — A czytałem taką powieść — Uhum ue_Jjr_ To W--"- "- CZct _ ja się z panią ożenię! Dobrze? — No widzisz Irenko żę sie' to tak c?vhkn sVnńpzvć nie może skoro Józio mówi nic tylko o obiedzie ale nawet o małżeństwie No jazda do stołu bo tam Mateusz obiad już podał I Przy obiedzie Józio oczywiście ani na chwilę nie puścił ręki nowej znajo-mej która ogromnie mu przypadła do gustu A ponieważ dziadek obiecał że panna Irenka zostanie po obiedzie — zu-pa została zjedzona tak grzecznie że le-piej nic można Zanim jednak Mateusz zdążył przy-nieść drugie danie — ktoś zadzwonił a po chwili zjawia się prokurator Drew-nowski Mimo iż jest bardzo poruszony (naj-pierw przywitał się z Józiem potem z panną Ircnką a z sędzią Horakiem wca-le) — nie dziwi go bynajmniej obecność Irenki nrzy stole sędziego Horaka Nikt tego jednak nie zauważył chyba tylko sędzia a ten milczy uśmiechając się nieznacznie — Panie sędzio — zaczął wreszcie Drewnowski może trochę zbyt podnie-sionym głosem — ja mam wielką prośbę do pana sędziego — Słucham — Niech pan wytłumaczy pannic Irence że na polecenie sędziego Karwiny przeniesiono mnie do ministerstwa niech pan wytłumaczy że ja już nie jestem ten srogi zwierz który tylko ryczy o wy-roki śmierci tylko zwyczajny urzędnik taki jak Karwina i inni że wobec tego nic nie stoi na przeszkodzie żebyśmy się pobrali bo ona bez opieki zginie marnie albo narobi jeszcze większych nieporząd-ków jak z tymi aktami Ociepki — Dziadziusiu dlaczego ten pan tak krzyczy na pannę Irenkę? — zapytał szeptem Józio — Bo ten pan chce się z nią ożenić — odpowiedział również szeptem sędzia — A to panna Irenka jest leż do-rosła? — Bo ja wiem? Chyba tak A kiedy panna Irenka czerwona jak mak nie mogła się zdobyć na odpowiedź sędzia Horak przybierając minę niby bardzo ale to bardzo groźną odezwał się: — I cóż ty na to Irenko? A w odpowiedzi doszedł go speszony ledwo dosłyszalny szept: — Jeżeli pan sędzia sobie życzy KONIEC Popierajcie łych którzy ogłaszają się w "Związkowcu" ZAMAWIAJCIE SPIS — NA ŻĄDANIE J & J HARDWARE Polski kld towłrów łtlainych farb naczyń kuchennych orat przy- borów wodociągowych I ogrzewania J Stefaniak właić 745 Queen S W EM 64863 Solidna obsługa — NlsMo ceny Bezpłatne porady w sprawach kana-lizacji 1 ogrzewania 8 ADWOKACI I NOTARIUSZE E H ŁUCK BA LLB (ŁUKOWSKI) I R H SMELA BA LLB POLSCY ADWOKACI Wspólnicy firmy adwokackie] Blaney Pasternak Łuck a Srntla 57 BLOOR ST W róg Bay WA 45755 przjjmują wieczorami za telefonicz-nym porozumieniem 1 S JAN L Z GÓRA ADWOKAY — OBROŃCA NOTARIUSZ Tcl Biura: LE 3-12- 11 Mlcszk' AT 94465 1479 Queen St W — Toronto i s G HE1FETZ RA ADWOKAT S HEIFETZ NOTARIUSZ 35 Włlllngton St W Toronto Ont EM ł-44- 51 wltczoraml WA 3-4- 45 1 B GEORGE BEN BA ADWOKAT I NOTARIUSZ Mówi po polsku 1147 Dundas St W Toront Tel LE 4-84- 31 I LE 4-84- 32 l s CM BIELSKI ba BCL ADWOKAT I NOTARIUSZ Przyjęcie codziennie — Suito 404 Uoard of Tradc Mdg 11 Adelalde St Weit (przy YonceSt) Toronto — EM 2-12- 51 Wieczorami za uprzednim telefonicznym porozumieniem 2 w Popierajcie tych którzy ogłaszają tle w "Związkowcu' ałćfeŹW DO TAK W KRAJU na i WiFBBMnWBWBB DENTYŚCI Dr Władysława SADAUSKAS LEKARZ DENTYSTA (drugi dom od Honcesvalle Przyjmuje za uprzednim porozumieniem Telefon LE 1-42- 5C 129 Grenadier Rd B Dr M DENTYSTA 2092 Dundat St W Toronto Tel RO Dr S BRIGEL LEKARZ DENTYSTA CHIRURG — STOMATOLOG Speclallsta chorób amy ustn Phjslclnns' & Surgeons' Buildlnf Kancelaria No 270 8£ Bloor St W — Toronto WA W Dr E WACHNA DENTYSTA Godziny: 10—12 i 2— IW 386 Bathurtt St — EM 4515 OKULIŚCI W Okutlttka Br BEJNAR OD 274 Av Geoffrcy) Tel LE 2-54- 93 Godziny przyjęć: codziennie od 10 rano do 8 wlecz w od 10 do wlecz 82W Jan Alexandrow!cz — Notary Public POLSKIE BIURO INFORMACYJNE Pomoc w sprawach i majątkowych w Polsce — Kontrakty i inne dokumenty Imigracja Income Tax Tłumaczenia Toronto Ont Oueen St Weit EM 8-54- 41 w w OD ADMINJSTRACJI PROSIMY TYCH NASZYCH P T PRENUMERATO-RÓW KTÓRYM WYGASA PRZEDPŁATA O JAK NAJSZYBSZE JEJ ODNOWIENIE W CELU UNIKNIĘCIA W WYSYŁCE PISMA DOMINION TRAVEL OFFICE 55 Wellington West — Toronto Tel EM Ó-Ó4- 51 S HEIFETZ NOTARY PUBLIC Załatwiamy sprawnie i solidnie: Sprowadzanie krewnych Polski na stałe lub wizte — do Polski w 10 dni Wyjazd do USA na stale lub wizytę — Sprawy majątkowe w kraju akty darowizny pełnomocnictwa małżeństwa przez zastępcę i sprawy Gwarantowaną przcsłkc pieniędzy i paczek do Polski i Ukrainy Tłumaczenia notarialne wszelkich dokumentów Bezpłatna informacja listownie osobiście i telefonicznie 'teŁŁąŁ (przy Tel S8--W DUKE'S ZBLIŻONE KTÓRE Telefon ŁYŻWY i używane od wyżej 625 ST WEST EM 8-61- 38 X 4 — z — i i Mamy duży wybór maszyn do prania aparatów telewizyjnych i radiowych lodówek i sportowych przyrządów Przystępne ceny i raty na spłaty 6W NAPOJE NAJBARDZIEJ TYCH WAM SMA-KOWAŁY RODZINNYM- - Cola - Ginger Ale - Orange - Cream BEZPŁATNA DOSTAWA bankiety inne okazje W TORONTO TELEFONUJCIE telefo-nicznym LUCYK 9-46- 82 D 2-00- 56 BUKOWSKA Roncewallet soboty: rodzinnych spadkowych 618-- A PRZERWY Wizy Nowe $150 QUEEN wygodne Soda WAInut W 1-2- 151 w dnie powszednie do godi 7 wiecz Nie dostarczamy towaru do prywatnych domów łO--W w ig n i n' m v 3rmt£ SŚSŹ -- '':$t&'&i-£§?f£gg!=£-=5? m ii |
Tags
Comments
Post a Comment for 000016b