000602 |
Previous | 4 of 8 | Next |
|
small (250x250 max)
medium (500x500 max)
Large
Extra Large
large ( > 500x500)
Full Resolution
|
This page
All
|
W
SjT
T" "
: 't Vfk
y tF-- §?J fy T--a c
i
Redajjuje: STANISŁAWA BUBICZ
'zi Przyjaciele!
Lubimy wszystko co jest pkkve i miłe i dlatego tak
często wracamy do wspomnień które głęboko wryły się w
vaszą pamięć w nasze odczucia
Dzisiaj kiedy uróciliście do swych zajęć szkolnych każ-dy
z Was chętnie z przyjemnością wspomina "dobre cza-sy"
— wodę góry wycieczki spotkania nowe znajomości
przyjaźnie zabawy
Warto czasami przenieść się myślami do tych chwil ?' od-świeżyć
to co przeżyliście z taką emocją Zapewne macie
upamiętnione te loydarzenia na zdjęciacli czy filmach Nie-którzy
zakupili widokówki albumy" Inni znów mają zapas
tóżnych zbiorów litóiych bogactwo zachwyci rodzinę i przy-jaciół
Można urządzić specjalny wieczór wspomnień opowia-daia- c
i demonstrując okazy Będzie to zospaniala okazja do
spotkań
Dobize leż byłoby przeznaczyć na to parę godzin w
szkole Pizez to możecie się wiele nauczyć u nawet skorzy-stać
z prre&tióy i i ad siooich współtowarzyszy Tiochę zasta-nowienia
trochę ponnjslóto i dobrej chęci a loszyscy będą
zadoicolcni
Pamiętajcie o tym że przyjaźń wymaga odświeże-nia
toteż nie zapominajcie o korespondencji z tymi osoba-mi
któie pozraliście na wakacjach Dobrych przyjaciół ni-gdy
nie jest za wiele
miQ z cs p © m-- n ę
Nie zapomnę wakacji na wsi
i tych zabaw na brzegu nad wodą
zapamiętam zapamiętam na zawsze
mały strumyk wodę lazurowa
Nie zapomnę wiejskiego lata
słońca sadu i kwiatów na łące
nie zapomnę zapachu poziomek
i tej wody tej wody błyszczącej!
Nie zapomnę wycieczek do lasu
ani malin czerwonych w koszyku
szumu sosen klekotu bociana
i tej płytkiej wody w strumyku!
Nie zapomną i dwaj moi bracia
którzy ze mną puszczali latawce
jak do wody do wody błękitnej
wlazłem w bulach w ubraniu i czapce
IfspoirciraiienDe z wakacji
Nad rzeczką słoneczko nad rzeczką trawa
ej byłaż to była latem zabawa
To w piłkę to berka to szusl do wody
ej byłyż to były latem przygody
A rzeczka brzęczała mruczała sobie
wykąpcie się dzieci nic wam nie zrobię
Mam trochę kamyków i trawek na dnie
orzeźwię was tylko opłuczę ładnie
Nad rzeczką wiaterek nad rzeczką listki
ej byłoż nad rzeczką wesoło wszystkim
W czas słotnej jesieni w czas długiej zimy
myślami na skrzydłach tam polecimy
©Je wakacje
To już ostatnie dni urlopu
Zwinęliśmy nasz żółciutki
namiocik Kropeczka załado-wał
go do plecaka i w drogę
Niesiemy ten plecak na zmia-nę
z Kropeczką Tylko Akapit
nie ma żadnych obowiązków
Poczekaj kocie na przysz-łe
wakacje zmajstrujemy ci
plecak Taki koci plecak na
flaszkę z mlekiem miseczkę
i kocyk do spania Ciekaw
jestem czy len próżniak po-trafiłby
nosić coś takiego ną
gizbiecie Na pewno wsko-czyłby
natychmiast wraz ze
swoim plecakiem do mojej
toiby i tyle byłoby z niego
pociechy
Z górki z gól ki toczy się
nasz pociąg Gdzieś tam ma-jaczy
Barania Góra Czanto-ria
Klimczok Skrzyczne
Do widzenia góry!
— Wiesz co? — mówi Kro-peczka
— Godnie zakończy-my
nasze wakacje: wrócimy
do Warszawy samolotem
Brawo! Słyszysz kocic?
Będziesz jednym z niewielu
fruwających kotów Byle tyl-ko
wolne miejsca w samolo-cie
były
Zaraz po przyjeździe do
Krakowa udaliśmy się do kas
biletowych "Lolu" Mieliśmy
szczęście — w ostatniej chwi-li
jacyś panowie zwrócili dwa
bilety ponieważ nie mogli
dzisiaj lecieć Akurat dla nas
1
w
w
nnŁujra1raMn— -
" tv
też
dwóch bo dla Akapila prze-cież
osobnego fotela nie po-trzeba
Podjechaliśmy autokarem
na lotnisko Samolot stał już
gotowy do odlotu
Akapit popatrzył szparecz-kam-i
oczu na ogiomne skrzy-dła
na schodki po których
wchodzili pasażerowie do sa-molotu
na groźnie sterczące
śmigła podwinął ogon pod
siebie i znikł w mojej torbie
— Pan Nikodem Kropecz-ka
pan Józef Wierszyk —
czytała z listy pasażerów ste-wardessą
— Proszę do samo-lotu
— Pan Akapit Gdzie jest
pan Akapit?
— Pokaż się tchórzu prze-brzydły!
— Mrrrau — odezwał się
uszczypnięty przeze mnie
Akapit
— Ach to kotek — u-śmicch- nęła
się stewardessa
A polem schodki gdzieś
szybko uciekły Nieruchome
do lej pory śmigła zaczęły się
obracać Coraz prędzej coraz
picdzej! Cały samolot dygoce
iwie się do lotu Jeszcze szyb-ciej!
Już lecimy
Pod samolotem ucieka w
tył trawa krzaczki drzewa
Polem domy To Kraków wi-doczny
2 góry Domy zamie-niły
się w domki ogromne
kominy — w jakieś nic nie
NOWOŚĆ
HliNEDYKT HEYDliNKORN
PRZYWÓDZTWO
W PCMONM KANADYJSKIEJ
MINI BIOGRAMY PROMINENTÓW
Nowa praca ni lemat Polonii Kanad) jsKicj loli odegranej
prez )bi!niejszch diałicy w lónycli oki esach sjluetki
24 w)se'ekcjoncman)ch piomincntów W gronie l)m sn lównież
księża który wpisali się aszczjtnie w dzieje Polonii
Cc™ $600 z przesyłką $660
Do nab)cia w kMcya-n- i Zvwikowca' 1618 Hloor Si W
loionlo On! Mfl' --JAS Y))l'nn po iiprednim nadesłaniu nalcnosi Ccki lub Mjicy Ordei piesini) wyMittiic na
Polhsh Alliance Piess
-im-m-
nimnimnnn— njniiMinmi
znacząco kolecz'ki wetknięte
w ziemię Ta nitka błyszcząca
— to Wisła
Lecimy nad lasami jezio- -
rami nad drogami po kló- - Masz rację! Za chwilę lą-ryc- h
suną pojazdy niby dujemy w Warszawie Za
śmieszne zabawki i coś lam
jeszcze porusza się maienicie
jak myszki
Ej kocie kocio tylko
Iwóje bystro ślepia mogłyby
z tej wysokości rozpozna te
myszki Ale co to ciebie ob- -
chodzi Wolisz paróweczkę
BSCJ
nasze namioty są w le- -
puszczą Ale me martwcie się
O mnie Tn Wl „arlki in
me ma wcale drzew Z cizi- -
kich zwierząt widziałem tylko
SGSl ktni-- R svr-- n in r 'źiniio
W
j-Ł-sto-
-
my
2
0A„r
oto
już opisy
w lq nie tylko
sada nie
sse
Wojtek na kolonii
W sportowym zapale
rzuty kamieniami
trenował wytrwale
Nie pomogły chłopcu
perswazje i prośby rraszki
Jego ręce i szyja
to świetne dowody
że się na kolonii
nie palił do wody
te me
— Jaka jest różnica mię-dzy
ziemią a morzem — pyta
nauczyciel
— Ziemia jest brudna a
morze jest czyste — odpowia-da
uczeń
Gość: Kim będzie twój syn
kiedy szkołę?
Ojciec: Starcem osiemdzie-sięcioletnim
Nauczyciel: pięć
rzeczy zawierających mleko
nowe] ponieważ larba zawar- -
ta jest w samym i
ujawnia pod uderzeniem
O
m
&
i
i
jeśli
owoce
u nas!
2 Yrtząśrtia 1 SSO"
którą cię częstuje pani
wardessa zakon- -
czysz wakacje i jorteś szczę- -
"uvvy- -
chwilę będziemy w redakcji
uzenaja nas lysiace listów od
starych znajomych Tysiące
llowycn czytelników Będzie- -
numery
A w przyszłym roku znów
będą wakacje
uh
na kolonii jest fajnie
tyIk° naSZ Pa"
czepia się
Mn ™HJ „„„„
ulylcm jcdn n lo ak t
n°ffHfll riplIB°fl ul"i"ł- -
mny
Zosi nabił guza
w kuchni szybę rozbił
Wreszcie nasz spoitowiec
doczekał się chwili
że go celnym rzutem
również wyrzucili
A telegram wysłany z
wczasów do rodziców: "Ko-chane
pieniądze przyślijcie
rodzice!"
Teraz wiem że Nie P°m°gł° nawet
książkach prze- - że przez pomyłko
pokazałem tę umytą
skończy
Wymień
ser lody
i dwie
mnie
szuka mnie
w
na mnie
poza
w porze
zima czy
o na
CBek&weS
W Ameryce wynaleziono
na którym pi-- ten ma do-sa- ć bez — na
__
papierze
się
zaraza choroby
sadzonkach
zwserzęcyc
farmach lasach
'
'
- '
śmasszras?
- " nim bez u- -
lub nie
m
planujecie przywieźć
wyroby mięsne zwierzęta
jarzyny sadzonki
ziemię sprawdzić wpierw
gtVTOjZC po(ŁicstsKf
Pąróweczkn
onmybiaciiowo
"Świerszczyka
kOlOlUfla
Th°W™ca
llumacze-puszc- z
Uczeń: Masło
kiowy
ZAGADKI
Lubią dzieciaki
wiewiórka
smaczny jestem środku
twarda skórka
Umieszczony oknem
powie każdej
latem jesienią
cieple dworze
czcionki
papier można Papier jeszcze
użycia taśmy maszy- - dalkowa zaleto można
pisać długopisem
życia tuszu zalempe- -
rowanyin ołówkiem
produktach
ują na
miliony dolarów
Łi
1 #
Telefon zadzwonił tego wie--
czora o szostei trzydzieści
Był grudzień zapadły już cie- -
inności Thomson podniósł
słuchawkę aparatu i usłyszał
podniecony "los przyjaciela
— Cześć Hcib
— c t0 ty5 Allin
— Czy twoja żona do- - Jesteś moim najlepszym przy-m- u
ITcib? jaciclcm Przepraszam że ci
— Oczywiście A czemu zawracałem głowo
pytasz?
— Niech to diabli
TTrih ThniTKnn rr7vmnl snn--
koj-nie słuchawkę przy uchu Co się stato - zapy- -
! " r:T'"„":n M:S„ „i„"„™i "--
J Chch]h żcb ł s 1 „ "' n
Będą u nas goście
— Chciałbym żcbjś spe--
dzil u mnie noc Kiedy twoja czeJ-żon- a
wjjcdzic? — Moźc i tak Może zabio- -
— W przeszłym tjgodniu 'C si? 'lo pisania Nic wiem
— odpowiedział Thomson — jeszcze Baido ci jestem
Będzie w Ohio przez jakieś wdzięczny że pozwoliłeś za- -
dziewieć dni Jci matka cho- - wracać sobie lak długo głowę
ruje Wtedy przyjdę
— Wolalbjm żebyś przy-szedł
dzisiaj
— Bardzo bjm chciał ale
nie mogę Goście i w ogóle
Żona by mnie zamordowała
— Chciałbym jednak że-b- ś
przeszedł
— Co się stało? Znów wi-"chur- a?
— Ach nic nic
— Czy to wichura? — po-wtórzył
Thomson
— Owszem — w glosie
Allina slchać b)io wyiaźnc
wahanie — Tak to wichura
— Wieczór pogodny nic
ma przecież wiatru
— Jest go dość Dostaje
sic przez okno i towiewa tro
chę zasłony Staiczw żcbvm
ziozumial
— Słuchaj dlaczego nic
przyjdziesz do mas Spędził--
byś noc lutaj — zapropono- -
wał Hcib Thomson lozsiada- -
jąc sic po jasno oświetlonym
hallu
— Ach nic Już na to za
późno Mógłby mnie złapać
po drodze do was To bardzo
daleko Nic odważyłbym sic
W każdym razie dziękuję
— wcz pioszck nasenny
— Stałem w drzwiach przez
ostalnią godzinę Hcib Wi- - S±": l?Czic i1
' JCU"
na z nich jak gdyby i sic rozc- -
1 wała Z pewnością nadchodzi
wichur
7flV'i rlnK nr i-rrc-rt1-
--m
senny 1 dzwoń do mnie ' kie- -
jri
Agriculture
Canada
ł -- „ -- „ „ -'- - — v ~ tvi~i
T
w
dy tylko uznasz za potrzebne
Jcsti encesz nawet puźnym wieczorem'
— O obojętnej porze?
— Oczywiście
— Zadzwonię choć wolał- -
bym abyś pizyszedł Nic chcę
jednak żeby coś ci się stało"
— A na co ma sic przyja- -
cielą? Powiem ci co masz
?- - u rit-ln-- ! nnn:- - trl
dzisiaj
Thomson przitepujac
~„ _7n'l' lU6 u U5y - Łrr wtedy o Himalajach i o Doli
nic Wiatrów o tych wszyst-kich
sztormach i huraganach
Napisz kolejny rozdział two-jej
nowej książki podróżni- -
—' W porządku a teraz
rozłącz się już bo żona wola
mnie na kolację
Hcib Thomson odłożył słu-chawkę
poszedł do jadalni i
usiadł napizeciw żony
— Czy lo Allin? — zapy-tała
Skinął głową
— On i te jego wiatry wie-jące
w górę i w dól zionące
żarem albo mrozem — sko-mentowała
podając mu ta-lerz
— Przeżył swoje podczas
wojny tam w Himalajach —
zauważył Herb Thomson
— Nic wierzysz chyba w
to co opowiada o lej dolinie?
— To jednak ciekawa hi- -
sloua
— Wciąż wspinaczka i
wspinaczka Właściwie po co
luclzic drapią się po gótach a
potem nic mogą spać po no- -
cach?
— B)fa wtedy śnieżyca
wyjaśnił Herb Thomson
— Rzeczywiście?
— Snicg i deszcz grad i
wichura wszystko naraz Al-lin
opowiadał mi o tym z tu-zin
razy Dobrze to opowiada
Był dosc wysoko Piawic w
chmurach n w rlnlinir- - nntn- -
"o0w-ał się ten hałas Oczywiście -slwicrdzi- -
ła n!c kryjąc złego humoru
~" T™T 1 ' Jakl7 tc! nicbjl normalny wiatr ale zlol wich
rów z całego świata — Przc- - Fk1 fe Jci7cnia J'ak
mówi Allin
— Przede wszystkim nic
powinien był się tam zapusz-czać
— powiedziała — Kięci
się tam taki i nachodzą go
rozmaite myśli Wiatry złosz-czą
sic na takich natrętów i
później piześladują ich'
— Nic żailuj to mój naj-lepszy
przyjaciel — upomniał
ją szorslko
— To śmieszne!
— Jednak przeżył dużo
Później ta burza w Bombaju
a po dwóch miesiącach hura-gan
na wyspach Pacyfiku I
u tedy w Koinwalii
— Nic potrafię współczuć
człowiekowi który sam wciąż
pcha się między wichry sztor-my
i huragany a potem ulega
na tym tle jakiejś manii prze-śladowczej
Znów zadzwonił telefon
— Nie odbieraj — powie-działa
Siedzieli tak a telefon dzwo-nił
dziewięć razy Nie podno-sili
słuchawki aż wreszcie
pizcstal dzwonić Skończyli
kolac_'ę W kuchni fitlowjły
lekko a!my paiuszanc wie-trzykiem
wpadający m przez
uchylone nieco okno
Zadzwonił telefon
— Nic może tak dzwonić
— powiedział Hcib i podniósł
słuchawkę — O cześć Allin
— Hcib! Jest tutaj! Przy-leciała
tutaj!
— Trzymasz telefon za bli-sko
ust Odsuń go tiochę
— Stałem w otwartych
drzwiach i czekałem na nia
Widziałem jak zbliża się
wzdłuż szosy potiząsając drze-wami
kolejno jednym za dru-gim
Aż wreszcie szarpnęła
tymi tuż przed domem i dala
niua pod próg Ledwie zdąży- łem zatrzasnąć dizwi
Thomson długo nic odzywał
się Nic potralił wymyślić sto-sownych
słów tym bardziej
że żona stała w drzwiach hallu
i obsciwowahi go
— Baidzo interesujące —
odezwał się wieszcic
— Teraz kręci sic dookoła
domu Hcib Nic moę wyjść nic nic mogę zrobić~Ale na- brałem ją Dopuściłem cał-kiem
blisko żeby już myślała
że mnie ma a kiedy rzuciła
się do mnie zatrzasnąłem
drzwi i zaiyglowalcm je! 'By-łem
na to przygotowany przy-gotowywałem
się od tygodni
— Rzeczywiście? Opowiedz
jak to robiłeś stary — Herb
Thomson starał się zachować
jowialny ton Żona przygląda-ła
oiiu się i czuł że kark ma
coraz bardziej mokry od potu
— Zaczęło się przed 6 ty-godniami
— Ach lak? Ciekawe
— Sądziłem że już prze-pędziłem
tę wichuię Myśla-łem
że zrezygnowała już z
tiopicnia mnie i odegrania się
Ale ona tylko czekała Sześć
tygodni temu usłyszałem jak
śmieje się i pomrukuje po wę-glach
domu tuż obok Tak
przez godzinkę nie dłużej i
nie za głośno Potem odleciała
Thomson kiwał głową nad
słuchawką
— Miło rai to słyszeć miło
słyszeć — zerknął na drzwi
w któiych nadal stała obsci-wują- ca
go żona
— Powróciła następnej no-cy
Tizasnęła okiennicami i
wyrzuciła iskry z komina 1
lak wracała pi zez pięć nocy z
rzędu za każdym razem sil-niejsza
i bczczclnicjsza Kiedy
otworzyłem drzwi wejściowe
izuciła sic na mnie i próbo-wała
wyciągnąć lecz na to nic
starczyło jej jeszcze siły Dzi-siejszej
nocy jest jednak już
dość silna
— Cieszę się że czujesz się
lepiej — powiedział Thom-son
— Wcale nic czuję się le-piej
Co z lobą? Twoja żona
słucha?
— Owszem
— Ach rozumiem Zdaję
sobie sprawę że lobie wraże-nie
wariata
— Wcale nic Mów dalej
Żona Thomsona odeszła do
kuchni Hcib odprężył się i
usiadł na stołku obok aparatu
telefonicznego
— Mów dalej Allin wy-gadaj
się
— Szaleje teraz wokół do-mu
pi y cha niby wielki odku-rzacz
i wygina drzewa
— Dziwne że tu u nas wca-le
nic ma wiatru
— Naturalnie Ta wichura
nie interesuje się przecież to-bą
tylko mną!
— No lak rzeczywiście
— Ona moi duje z zimną
krwią Herb Najgroźniejszy
zabójca od pradawnych cza-sów
Na szczęście lo mocny
dom Zapaliłem wszystkie
światła Kiedy je zapalałem
pędziła mnie z pokoju do po-koju
zauladajac przez okna
Och!
— Co się stało?
— Odciwala dizwi z siatką
sprzed frontowego wejścia!
— Chciałbym jednak że-byś
przyszedł do nas i tutaj
spędził tę noc
— Nic mogę! Boże nic
mogę wyjść z domu Nic mo-gę
nic ziobić Znam ten wiatr
Urąga sobie ze mnie posyła
malc przeciągi gasi zapałki
o tciaz otworzy! książkę na
biurku jedną z tych moich
podróżniczych książek i obra-ca
kaitki Szkoda że teso nie
widzisz Na jednei z tych kar-tek
jcsl moja dedy kacia Czy
pamiętasz Hcib dedykację
mojej książki o Tybecie?
— Tak
— „Książkę tę poświęcam
tym któizy przegrali walkę z
żywiołami Napisał ją świadek
tci walki któremu udało sic
ujść cało"
— Tak pamiętam
Zatizcszczało coś w słucha-wce
— Zgasło światło Zerwała
przewody Słyszysz mnie
Hcib?
— Słyszę
— Wichura zirytowała sic
że tu tak jasno i zeiwała ka-ble
Teraz pewno kolej na te-lefon
Zupełnie jak w poje-dynku
między mną a wichu-rą
Chwileczkę
— Allin? — milczenie
Hcib Thomson czekał z na-pięciem
Jego żona zaglądała
z kuchni — Allin?
— Jestem — odpowiedział
głos w słuchawce — Ciągnę-ło
spod drzwi Podsunąłem
pled żeby ochronić nogi przed
chłodem Lepiej żeś tu nie
pizyszedł Hcib Wpadłbyś
niepotrzebnie w to wszystko
Właśnie wybiła szybę w oknie
bawialni i już szaleje po do-mu
stiąca obrazy ze ścian
Słyszysz to?
Hcib nasłuchiwał Zdawało
mu się że słyszy jakby gwizd
atmmiuymŁJ yiiLA!i'g'łMgw"regFgwflBwwfWP
ns x
sjTeny jakieś trzaski i bęb-nienie
Allin usi-łował
— Słyszysz?! —
przekizyczeć len hałas
— Słyszę — Hcib prze-łknął
ślinę
— Chce mnie wziąć żyw-cem
Nie ma odvagi rozwalić
domu jednym podmuchem
To by mnie' zabiło Żywego
chce rozerwać oia strzępy"
— Żona mnie woła Allin
Muszę wyirzcć naczynia
— To wielka chmura wich-rów
7 całego świata Jest ten
co rozszaipał przed rokiem
Celebes ten sam pampero
który zabijał w Argentynie
tajfun który dobrze się obżaił
na Hawajach huiagan któiy
na początku roku rozbił wy- brzeża Afryki Po trochu z
każdego sztormu przed któ-iy
m udało mi sic ujść cało
Pogonił za mną z Himalajów
ponieważ nic chciał aby żył
ten który zna jego wszystkie
tajemnice wic o Dolinie Wia-trów
gdzie on sił nabicia i
planuje zniszczenia Wiem
gdzie się lodzi i gdzie się kar-mi
Wiem gdzie siły z niego
uchodzą Nienawidzi mnie bo
pisałem o nim książki wska-zując
jak go pokonać
— Muszę przerwać Allin
Moja żona Zadzwoń za ja-kąś
godzinę
Odłożył słuchawkę i po-szedł
do kuchni wycieiać na-czynia
— Jaka dzisiaj pogoda? —
zapytał
— Ładnie Niezbyt chłod-no
Gwiazdy Czemu pytasz?
— Nic
W cingu następnej godziny
telefon dzwonił trzykiotnic O
ósmej przyszli goście małżeń-stw
o Stoddard Rozmawiali
do wpół do dziewiątej a po-tem
lozstawili stolik i zasiedli
do kait Hcib nasłuciwał lecz
z dwoi u nic dochodził żaden
dźwięk
Zegar w hallu wydzwonił
dziesiątą Zaraz potem za-dzwonił
telefon Herb Thom-son
podskoczył pobiegł do
hallu i podjął słuchawkę
— Herb! Dzwoniłem kilka
razy
— Nie mogłem przyjść
— Jak tam u ciebie w do-mu?
— O czym mówisz?
— Czy przyszli goście?
— Owszem
— Rozmawiacie śmiejecie
się gracie w karty?
— Tak ale co to ma wspól-nego
z
— Świetnie — powiedział
z nutą żalu Allin — To
świetnie Szkoda że nic mogę
być z wami
— U ciebie w porządku?
— Tymczasem tak Za-mknąłem
się teraz w kuchni
Dopici o co zawaliła się fron-towa
ściana domu Ale obmy-śliłem
wycofanie się Jeśli
drzwi kuchenne ustąpią zej-dę
do piwnicy Przy odrobi-nie
szczęścia utrzymam się
lam do rana
W słuchawce brzmiały jesz-cze
jakby jakieś inne głosy
— Co to? — spytał Herb
drżąc cały — Jest ktoś u cie-bie?
— To głosy dziesięciu ty-sięcy
zabitych pi zez tajfun
siedmiu tysięcy zabitych pizcz
huragan tizcch tysięcy po-grzebanych
prcz cyklon Czy
ja cię nudzę? To długa lista
Tych co składają się na tę
wichurę Mnóstwo dusz mnó-stwo
zmarłych Wichuia zabi-ła
ich przejęła te dusze ich
inteligencję Z ich wszystkich
głosów uczyniła swój jeden
głos
W słuchawce odbijało się
echo głosów okrzyków poję-kiwań
— Herb czekamy na cie-bie
— zawołała jego żona od
kaiciancgo stolika
—r-- W ten sposób z każ-dym
rokicin wichuia staje się
coiaz inteligentniejsza wzbo-gaca
swój intelekt każdym ży-ciem
każda śmiercią
— Czekamy Herb — wo-la
żona
— Niech ito diabli! — war-knął
niemal — Zaczekajcie
chwilę! — l znów do telefo-nu:
— Allin jeżeli chcesz że-bym
pizyszedł tciaz do ciebie
zaraz będę
— Nic myślę nawet o tym
To poicdnck micd7v nami
Nic ma sensu wciągać w to
ciebie Skończę już brzwi ku-chenne
wysiadają słabo będę
musiał zejść do piwnicy
Dokończenie na str 7
mmwniiłmmm9mnm+im&wge
A KAMIŃSKI
ZOŚKA I PARASOL
Opowieść o walce batalionów harcciskieh podczas okupacji
hitlerowskiej i w crasie Powstania Warszawskiego
Cena $950 7 przcsjiUą $1050
Do nabjcia w księsarni „Związkowca" 163S Bloor St W
Toronto Out M6P 4A8 Wjsjłamy po uprzednim nadesłaniu
należności Creki tub Money Order prosimy w j stawiać na
Polish Alliance Press
U
rV
7
Object Description
| Rating | |
| Title | Zwilazkowiec Alliancer, September 22, 1980 |
| Language | pl |
| Subject | Poland -- Newspapers; Newspapers -- Poland; Polish Canadians Newspapers |
| Date | 1980-09-22 |
| Type | application/pdf |
| Format | text |
| Identifier | ZwilaD2001229 |
Description
| Title | 000602 |
| OCR text | W SjT T" " : 't Vfk y tF-- §?J fy T--a c i Redajjuje: STANISŁAWA BUBICZ 'zi Przyjaciele! Lubimy wszystko co jest pkkve i miłe i dlatego tak często wracamy do wspomnień które głęboko wryły się w vaszą pamięć w nasze odczucia Dzisiaj kiedy uróciliście do swych zajęć szkolnych każ-dy z Was chętnie z przyjemnością wspomina "dobre cza-sy" — wodę góry wycieczki spotkania nowe znajomości przyjaźnie zabawy Warto czasami przenieść się myślami do tych chwil ?' od-świeżyć to co przeżyliście z taką emocją Zapewne macie upamiętnione te loydarzenia na zdjęciacli czy filmach Nie-którzy zakupili widokówki albumy" Inni znów mają zapas tóżnych zbiorów litóiych bogactwo zachwyci rodzinę i przy-jaciół Można urządzić specjalny wieczór wspomnień opowia-daia- c i demonstrując okazy Będzie to zospaniala okazja do spotkań Dobize leż byłoby przeznaczyć na to parę godzin w szkole Pizez to możecie się wiele nauczyć u nawet skorzy-stać z prre&tióy i i ad siooich współtowarzyszy Tiochę zasta-nowienia trochę ponnjslóto i dobrej chęci a loszyscy będą zadoicolcni Pamiętajcie o tym że przyjaźń wymaga odświeże-nia toteż nie zapominajcie o korespondencji z tymi osoba-mi któie pozraliście na wakacjach Dobrych przyjaciół ni-gdy nie jest za wiele miQ z cs p © m-- n ę Nie zapomnę wakacji na wsi i tych zabaw na brzegu nad wodą zapamiętam zapamiętam na zawsze mały strumyk wodę lazurowa Nie zapomnę wiejskiego lata słońca sadu i kwiatów na łące nie zapomnę zapachu poziomek i tej wody tej wody błyszczącej! Nie zapomnę wycieczek do lasu ani malin czerwonych w koszyku szumu sosen klekotu bociana i tej płytkiej wody w strumyku! Nie zapomną i dwaj moi bracia którzy ze mną puszczali latawce jak do wody do wody błękitnej wlazłem w bulach w ubraniu i czapce IfspoirciraiienDe z wakacji Nad rzeczką słoneczko nad rzeczką trawa ej byłaż to była latem zabawa To w piłkę to berka to szusl do wody ej byłyż to były latem przygody A rzeczka brzęczała mruczała sobie wykąpcie się dzieci nic wam nie zrobię Mam trochę kamyków i trawek na dnie orzeźwię was tylko opłuczę ładnie Nad rzeczką wiaterek nad rzeczką listki ej byłoż nad rzeczką wesoło wszystkim W czas słotnej jesieni w czas długiej zimy myślami na skrzydłach tam polecimy ©Je wakacje To już ostatnie dni urlopu Zwinęliśmy nasz żółciutki namiocik Kropeczka załado-wał go do plecaka i w drogę Niesiemy ten plecak na zmia-nę z Kropeczką Tylko Akapit nie ma żadnych obowiązków Poczekaj kocie na przysz-łe wakacje zmajstrujemy ci plecak Taki koci plecak na flaszkę z mlekiem miseczkę i kocyk do spania Ciekaw jestem czy len próżniak po-trafiłby nosić coś takiego ną gizbiecie Na pewno wsko-czyłby natychmiast wraz ze swoim plecakiem do mojej toiby i tyle byłoby z niego pociechy Z górki z gól ki toczy się nasz pociąg Gdzieś tam ma-jaczy Barania Góra Czanto-ria Klimczok Skrzyczne Do widzenia góry! — Wiesz co? — mówi Kro-peczka — Godnie zakończy-my nasze wakacje: wrócimy do Warszawy samolotem Brawo! Słyszysz kocic? Będziesz jednym z niewielu fruwających kotów Byle tyl-ko wolne miejsca w samolo-cie były Zaraz po przyjeździe do Krakowa udaliśmy się do kas biletowych "Lolu" Mieliśmy szczęście — w ostatniej chwi-li jacyś panowie zwrócili dwa bilety ponieważ nie mogli dzisiaj lecieć Akurat dla nas 1 w w nnŁujra1raMn— - " tv też dwóch bo dla Akapila prze-cież osobnego fotela nie po-trzeba Podjechaliśmy autokarem na lotnisko Samolot stał już gotowy do odlotu Akapit popatrzył szparecz-kam-i oczu na ogiomne skrzy-dła na schodki po których wchodzili pasażerowie do sa-molotu na groźnie sterczące śmigła podwinął ogon pod siebie i znikł w mojej torbie — Pan Nikodem Kropecz-ka pan Józef Wierszyk — czytała z listy pasażerów ste-wardessą — Proszę do samo-lotu — Pan Akapit Gdzie jest pan Akapit? — Pokaż się tchórzu prze-brzydły! — Mrrrau — odezwał się uszczypnięty przeze mnie Akapit — Ach to kotek — u-śmicch- nęła się stewardessa A polem schodki gdzieś szybko uciekły Nieruchome do lej pory śmigła zaczęły się obracać Coraz prędzej coraz picdzej! Cały samolot dygoce iwie się do lotu Jeszcze szyb-ciej! Już lecimy Pod samolotem ucieka w tył trawa krzaczki drzewa Polem domy To Kraków wi-doczny 2 góry Domy zamie-niły się w domki ogromne kominy — w jakieś nic nie NOWOŚĆ HliNEDYKT HEYDliNKORN PRZYWÓDZTWO W PCMONM KANADYJSKIEJ MINI BIOGRAMY PROMINENTÓW Nowa praca ni lemat Polonii Kanad) jsKicj loli odegranej prez )bi!niejszch diałicy w lónycli oki esach sjluetki 24 w)se'ekcjoncman)ch piomincntów W gronie l)m sn lównież księża który wpisali się aszczjtnie w dzieje Polonii Cc™ $600 z przesyłką $660 Do nab)cia w kMcya-n- i Zvwikowca' 1618 Hloor Si W loionlo On! Mfl' --JAS Y))l'nn po iiprednim nadesłaniu nalcnosi Ccki lub Mjicy Ordei piesini) wyMittiic na Polhsh Alliance Piess -im-m- nimnimnnn— njniiMinmi znacząco kolecz'ki wetknięte w ziemię Ta nitka błyszcząca — to Wisła Lecimy nad lasami jezio- - rami nad drogami po kló- - Masz rację! Za chwilę lą-ryc- h suną pojazdy niby dujemy w Warszawie Za śmieszne zabawki i coś lam jeszcze porusza się maienicie jak myszki Ej kocie kocio tylko Iwóje bystro ślepia mogłyby z tej wysokości rozpozna te myszki Ale co to ciebie ob- - chodzi Wolisz paróweczkę BSCJ nasze namioty są w le- - puszczą Ale me martwcie się O mnie Tn Wl „arlki in me ma wcale drzew Z cizi- - kich zwierząt widziałem tylko SGSl ktni-- R svr-- n in r 'źiniio W j-Ł-sto- - my 2 0A„r oto już opisy w lq nie tylko sada nie sse Wojtek na kolonii W sportowym zapale rzuty kamieniami trenował wytrwale Nie pomogły chłopcu perswazje i prośby rraszki Jego ręce i szyja to świetne dowody że się na kolonii nie palił do wody te me — Jaka jest różnica mię-dzy ziemią a morzem — pyta nauczyciel — Ziemia jest brudna a morze jest czyste — odpowia-da uczeń Gość: Kim będzie twój syn kiedy szkołę? Ojciec: Starcem osiemdzie-sięcioletnim Nauczyciel: pięć rzeczy zawierających mleko nowe] ponieważ larba zawar- - ta jest w samym i ujawnia pod uderzeniem O m & i i jeśli owoce u nas! 2 Yrtząśrtia 1 SSO" którą cię częstuje pani wardessa zakon- - czysz wakacje i jorteś szczę- - "uvvy- - chwilę będziemy w redakcji uzenaja nas lysiace listów od starych znajomych Tysiące llowycn czytelników Będzie- - numery A w przyszłym roku znów będą wakacje uh na kolonii jest fajnie tyIk° naSZ Pa" czepia się Mn ™HJ „„„„ ulylcm jcdn n lo ak t n°ffHfll riplIB°fl ul"i"ł- - mny Zosi nabił guza w kuchni szybę rozbił Wreszcie nasz spoitowiec doczekał się chwili że go celnym rzutem również wyrzucili A telegram wysłany z wczasów do rodziców: "Ko-chane pieniądze przyślijcie rodzice!" Teraz wiem że Nie P°m°gł° nawet książkach prze- - że przez pomyłko pokazałem tę umytą skończy Wymień ser lody i dwie mnie szuka mnie w na mnie poza w porze zima czy o na CBek&weS W Ameryce wynaleziono na którym pi-- ten ma do-sa- ć bez — na __ papierze się zaraza choroby sadzonkach zwserzęcyc farmach lasach ' ' - ' śmasszras? - " nim bez u- - lub nie m planujecie przywieźć wyroby mięsne zwierzęta jarzyny sadzonki ziemię sprawdzić wpierw gtVTOjZC po(ŁicstsKf Pąróweczkn onmybiaciiowo "Świerszczyka kOlOlUfla Th°W™ca llumacze-puszc- z Uczeń: Masło kiowy ZAGADKI Lubią dzieciaki wiewiórka smaczny jestem środku twarda skórka Umieszczony oknem powie każdej latem jesienią cieple dworze czcionki papier można Papier jeszcze użycia taśmy maszy- - dalkowa zaleto można pisać długopisem życia tuszu zalempe- - rowanyin ołówkiem produktach ują na miliony dolarów Łi 1 # Telefon zadzwonił tego wie-- czora o szostei trzydzieści Był grudzień zapadły już cie- - inności Thomson podniósł słuchawkę aparatu i usłyszał podniecony "los przyjaciela — Cześć Hcib — c t0 ty5 Allin — Czy twoja żona do- - Jesteś moim najlepszym przy-m- u ITcib? jaciclcm Przepraszam że ci — Oczywiście A czemu zawracałem głowo pytasz? — Niech to diabli TTrih ThniTKnn rr7vmnl snn-- koj-nie słuchawkę przy uchu Co się stato - zapy- - ! " r:T'"„":n M:S„ „i„"„™i "-- J Chch]h żcb ł s 1 „ "' n Będą u nas goście — Chciałbym żcbjś spe-- dzil u mnie noc Kiedy twoja czeJ-żon- a wjjcdzic? — Moźc i tak Może zabio- - — W przeszłym tjgodniu 'C si? 'lo pisania Nic wiem — odpowiedział Thomson — jeszcze Baido ci jestem Będzie w Ohio przez jakieś wdzięczny że pozwoliłeś za- - dziewieć dni Jci matka cho- - wracać sobie lak długo głowę ruje Wtedy przyjdę — Wolalbjm żebyś przy-szedł dzisiaj — Bardzo bjm chciał ale nie mogę Goście i w ogóle Żona by mnie zamordowała — Chciałbym jednak że-b- ś przeszedł — Co się stało? Znów wi-"chur- a? — Ach nic nic — Czy to wichura? — po-wtórzył Thomson — Owszem — w glosie Allina slchać b)io wyiaźnc wahanie — Tak to wichura — Wieczór pogodny nic ma przecież wiatru — Jest go dość Dostaje sic przez okno i towiewa tro chę zasłony Staiczw żcbvm ziozumial — Słuchaj dlaczego nic przyjdziesz do mas Spędził-- byś noc lutaj — zapropono- - wał Hcib Thomson lozsiada- - jąc sic po jasno oświetlonym hallu — Ach nic Już na to za późno Mógłby mnie złapać po drodze do was To bardzo daleko Nic odważyłbym sic W każdym razie dziękuję — wcz pioszck nasenny — Stałem w drzwiach przez ostalnią godzinę Hcib Wi- - S±": l?Czic i1 ' JCU" na z nich jak gdyby i sic rozc- - 1 wała Z pewnością nadchodzi wichur 7flV'i rlnK nr i-rrc-rt1- --m senny 1 dzwoń do mnie ' kie- - jri Agriculture Canada ł -- „ -- „ „ -'- - — v ~ tvi~i T w dy tylko uznasz za potrzebne Jcsti encesz nawet puźnym wieczorem' — O obojętnej porze? — Oczywiście — Zadzwonię choć wolał- - bym abyś pizyszedł Nic chcę jednak żeby coś ci się stało" — A na co ma sic przyja- - cielą? Powiem ci co masz ?- - u rit-ln-- ! nnn:- - trl dzisiaj Thomson przitepujac ~„ _7n'l' lU6 u U5y - Łrr wtedy o Himalajach i o Doli nic Wiatrów o tych wszyst-kich sztormach i huraganach Napisz kolejny rozdział two-jej nowej książki podróżni- - —' W porządku a teraz rozłącz się już bo żona wola mnie na kolację Hcib Thomson odłożył słu-chawkę poszedł do jadalni i usiadł napizeciw żony — Czy lo Allin? — zapy-tała Skinął głową — On i te jego wiatry wie-jące w górę i w dól zionące żarem albo mrozem — sko-mentowała podając mu ta-lerz — Przeżył swoje podczas wojny tam w Himalajach — zauważył Herb Thomson — Nic wierzysz chyba w to co opowiada o lej dolinie? — To jednak ciekawa hi- - sloua — Wciąż wspinaczka i wspinaczka Właściwie po co luclzic drapią się po gótach a potem nic mogą spać po no- - cach? — B)fa wtedy śnieżyca wyjaśnił Herb Thomson — Rzeczywiście? — Snicg i deszcz grad i wichura wszystko naraz Al-lin opowiadał mi o tym z tu-zin razy Dobrze to opowiada Był dosc wysoko Piawic w chmurach n w rlnlinir- - nntn- - "o0w-ał się ten hałas Oczywiście -slwicrdzi- - ła n!c kryjąc złego humoru ~" T™T 1 ' Jakl7 tc! nicbjl normalny wiatr ale zlol wich rów z całego świata — Przc- - Fk1 fe Jci7cnia J'ak mówi Allin — Przede wszystkim nic powinien był się tam zapusz-czać — powiedziała — Kięci się tam taki i nachodzą go rozmaite myśli Wiatry złosz-czą sic na takich natrętów i później piześladują ich' — Nic żailuj to mój naj-lepszy przyjaciel — upomniał ją szorslko — To śmieszne! — Jednak przeżył dużo Później ta burza w Bombaju a po dwóch miesiącach hura-gan na wyspach Pacyfiku I u tedy w Koinwalii — Nic potrafię współczuć człowiekowi który sam wciąż pcha się między wichry sztor-my i huragany a potem ulega na tym tle jakiejś manii prze-śladowczej Znów zadzwonił telefon — Nie odbieraj — powie-działa Siedzieli tak a telefon dzwo-nił dziewięć razy Nie podno-sili słuchawki aż wreszcie pizcstal dzwonić Skończyli kolac_'ę W kuchni fitlowjły lekko a!my paiuszanc wie-trzykiem wpadający m przez uchylone nieco okno Zadzwonił telefon — Nic może tak dzwonić — powiedział Hcib i podniósł słuchawkę — O cześć Allin — Hcib! Jest tutaj! Przy-leciała tutaj! — Trzymasz telefon za bli-sko ust Odsuń go tiochę — Stałem w otwartych drzwiach i czekałem na nia Widziałem jak zbliża się wzdłuż szosy potiząsając drze-wami kolejno jednym za dru-gim Aż wreszcie szarpnęła tymi tuż przed domem i dala niua pod próg Ledwie zdąży- łem zatrzasnąć dizwi Thomson długo nic odzywał się Nic potralił wymyślić sto-sownych słów tym bardziej że żona stała w drzwiach hallu i obsciwowahi go — Baidzo interesujące — odezwał się wieszcic — Teraz kręci sic dookoła domu Hcib Nic moę wyjść nic nic mogę zrobić~Ale na- brałem ją Dopuściłem cał-kiem blisko żeby już myślała że mnie ma a kiedy rzuciła się do mnie zatrzasnąłem drzwi i zaiyglowalcm je! 'By-łem na to przygotowany przy-gotowywałem się od tygodni — Rzeczywiście? Opowiedz jak to robiłeś stary — Herb Thomson starał się zachować jowialny ton Żona przygląda-ła oiiu się i czuł że kark ma coraz bardziej mokry od potu — Zaczęło się przed 6 ty-godniami — Ach lak? Ciekawe — Sądziłem że już prze-pędziłem tę wichuię Myśla-łem że zrezygnowała już z tiopicnia mnie i odegrania się Ale ona tylko czekała Sześć tygodni temu usłyszałem jak śmieje się i pomrukuje po wę-glach domu tuż obok Tak przez godzinkę nie dłużej i nie za głośno Potem odleciała Thomson kiwał głową nad słuchawką — Miło rai to słyszeć miło słyszeć — zerknął na drzwi w któiych nadal stała obsci-wują- ca go żona — Powróciła następnej no-cy Tizasnęła okiennicami i wyrzuciła iskry z komina 1 lak wracała pi zez pięć nocy z rzędu za każdym razem sil-niejsza i bczczclnicjsza Kiedy otworzyłem drzwi wejściowe izuciła sic na mnie i próbo-wała wyciągnąć lecz na to nic starczyło jej jeszcze siły Dzi-siejszej nocy jest jednak już dość silna — Cieszę się że czujesz się lepiej — powiedział Thom-son — Wcale nic czuję się le-piej Co z lobą? Twoja żona słucha? — Owszem — Ach rozumiem Zdaję sobie sprawę że lobie wraże-nie wariata — Wcale nic Mów dalej Żona Thomsona odeszła do kuchni Hcib odprężył się i usiadł na stołku obok aparatu telefonicznego — Mów dalej Allin wy-gadaj się — Szaleje teraz wokół do-mu pi y cha niby wielki odku-rzacz i wygina drzewa — Dziwne że tu u nas wca-le nic ma wiatru — Naturalnie Ta wichura nie interesuje się przecież to-bą tylko mną! — No lak rzeczywiście — Ona moi duje z zimną krwią Herb Najgroźniejszy zabójca od pradawnych cza-sów Na szczęście lo mocny dom Zapaliłem wszystkie światła Kiedy je zapalałem pędziła mnie z pokoju do po-koju zauladajac przez okna Och! — Co się stało? — Odciwala dizwi z siatką sprzed frontowego wejścia! — Chciałbym jednak że-byś przyszedł do nas i tutaj spędził tę noc — Nic mogę! Boże nic mogę wyjść z domu Nic mo-gę nic ziobić Znam ten wiatr Urąga sobie ze mnie posyła malc przeciągi gasi zapałki o tciaz otworzy! książkę na biurku jedną z tych moich podróżniczych książek i obra-ca kaitki Szkoda że teso nie widzisz Na jednei z tych kar-tek jcsl moja dedy kacia Czy pamiętasz Hcib dedykację mojej książki o Tybecie? — Tak — „Książkę tę poświęcam tym któizy przegrali walkę z żywiołami Napisał ją świadek tci walki któremu udało sic ujść cało" — Tak pamiętam Zatizcszczało coś w słucha-wce — Zgasło światło Zerwała przewody Słyszysz mnie Hcib? — Słyszę — Wichura zirytowała sic że tu tak jasno i zeiwała ka-ble Teraz pewno kolej na te-lefon Zupełnie jak w poje-dynku między mną a wichu-rą Chwileczkę — Allin? — milczenie Hcib Thomson czekał z na-pięciem Jego żona zaglądała z kuchni — Allin? — Jestem — odpowiedział głos w słuchawce — Ciągnę-ło spod drzwi Podsunąłem pled żeby ochronić nogi przed chłodem Lepiej żeś tu nie pizyszedł Hcib Wpadłbyś niepotrzebnie w to wszystko Właśnie wybiła szybę w oknie bawialni i już szaleje po do-mu stiąca obrazy ze ścian Słyszysz to? Hcib nasłuchiwał Zdawało mu się że słyszy jakby gwizd atmmiuymŁJ yiiLA!i'g'łMgw"regFgwflBwwfWP ns x sjTeny jakieś trzaski i bęb-nienie Allin usi-łował — Słyszysz?! — przekizyczeć len hałas — Słyszę — Hcib prze-łknął ślinę — Chce mnie wziąć żyw-cem Nie ma odvagi rozwalić domu jednym podmuchem To by mnie' zabiło Żywego chce rozerwać oia strzępy" — Żona mnie woła Allin Muszę wyirzcć naczynia — To wielka chmura wich-rów 7 całego świata Jest ten co rozszaipał przed rokiem Celebes ten sam pampero który zabijał w Argentynie tajfun który dobrze się obżaił na Hawajach huiagan któiy na początku roku rozbił wy- brzeża Afryki Po trochu z każdego sztormu przed któ-iy m udało mi sic ujść cało Pogonił za mną z Himalajów ponieważ nic chciał aby żył ten który zna jego wszystkie tajemnice wic o Dolinie Wia-trów gdzie on sił nabicia i planuje zniszczenia Wiem gdzie się lodzi i gdzie się kar-mi Wiem gdzie siły z niego uchodzą Nienawidzi mnie bo pisałem o nim książki wska-zując jak go pokonać — Muszę przerwać Allin Moja żona Zadzwoń za ja-kąś godzinę Odłożył słuchawkę i po-szedł do kuchni wycieiać na-czynia — Jaka dzisiaj pogoda? — zapytał — Ładnie Niezbyt chłod-no Gwiazdy Czemu pytasz? — Nic W cingu następnej godziny telefon dzwonił trzykiotnic O ósmej przyszli goście małżeń-stw o Stoddard Rozmawiali do wpół do dziewiątej a po-tem lozstawili stolik i zasiedli do kait Hcib nasłuciwał lecz z dwoi u nic dochodził żaden dźwięk Zegar w hallu wydzwonił dziesiątą Zaraz potem za-dzwonił telefon Herb Thom-son podskoczył pobiegł do hallu i podjął słuchawkę — Herb! Dzwoniłem kilka razy — Nie mogłem przyjść — Jak tam u ciebie w do-mu? — O czym mówisz? — Czy przyszli goście? — Owszem — Rozmawiacie śmiejecie się gracie w karty? — Tak ale co to ma wspól-nego z — Świetnie — powiedział z nutą żalu Allin — To świetnie Szkoda że nic mogę być z wami — U ciebie w porządku? — Tymczasem tak Za-mknąłem się teraz w kuchni Dopici o co zawaliła się fron-towa ściana domu Ale obmy-śliłem wycofanie się Jeśli drzwi kuchenne ustąpią zej-dę do piwnicy Przy odrobi-nie szczęścia utrzymam się lam do rana W słuchawce brzmiały jesz-cze jakby jakieś inne głosy — Co to? — spytał Herb drżąc cały — Jest ktoś u cie-bie? — To głosy dziesięciu ty-sięcy zabitych pi zez tajfun siedmiu tysięcy zabitych pizcz huragan tizcch tysięcy po-grzebanych prcz cyklon Czy ja cię nudzę? To długa lista Tych co składają się na tę wichurę Mnóstwo dusz mnó-stwo zmarłych Wichuia zabi-ła ich przejęła te dusze ich inteligencję Z ich wszystkich głosów uczyniła swój jeden głos W słuchawce odbijało się echo głosów okrzyków poję-kiwań — Herb czekamy na cie-bie — zawołała jego żona od kaiciancgo stolika —r-- W ten sposób z każ-dym rokicin wichuia staje się coiaz inteligentniejsza wzbo-gaca swój intelekt każdym ży-ciem każda śmiercią — Czekamy Herb — wo-la żona — Niech ito diabli! — war-knął niemal — Zaczekajcie chwilę! — l znów do telefo-nu: — Allin jeżeli chcesz że-bym pizyszedł tciaz do ciebie zaraz będę — Nic myślę nawet o tym To poicdnck micd7v nami Nic ma sensu wciągać w to ciebie Skończę już brzwi ku-chenne wysiadają słabo będę musiał zejść do piwnicy Dokończenie na str 7 mmwniiłmmm9mnm+im&wge A KAMIŃSKI ZOŚKA I PARASOL Opowieść o walce batalionów harcciskieh podczas okupacji hitlerowskiej i w crasie Powstania Warszawskiego Cena $950 7 przcsjiUą $1050 Do nabjcia w księsarni „Związkowca" 163S Bloor St W Toronto Out M6P 4A8 Wjsjłamy po uprzednim nadesłaniu należności Creki tub Money Order prosimy w j stawiać na Polish Alliance Press U rV 7 |
Tags
Comments
Post a Comment for 000602
