000286a |
Previous | 6 of 8 | Next |
|
small (250x250 max)
medium (500x500 max)
Large
Extra Large
large ( > 500x500)
Full Resolution
|
This page
All
|
I
-)
ti
hy
I Ssa Pi
I iii
! ' Hf '
i m iSMUTEK
--
Ł'-Na samym początku było ocze-kiwanie
Czekałam aż dorośli załatwia
swoje sprawy Czekałam niecier-pliwie
i "z napięciem czekałam
az naprawia klamki naoliwią za-wiasy
i zmienią firanki Czeka-łam
az mama pójdzie do fryzjer-ami
dowstawienia zębów a tatuś
weźmie wreszcie te dodatkowe
prace Czekałam tez na pogodze-nie
z pewnymi sąsiadkami i na
zeszycie obrusa Nasz dom pełen
był zaws7e spraw do załatwienia
Nasuwa mi on czasem na myśl
próchniejące grzby: wszystko
w nim szarzeje i jakby się osypu-je
Wówczas czekałam na zmiany
Zmiana była konieczna a więc
musiała nastąpić Cekałam az
dorośli załatwią swe sprawy
Wszystko zdawało się proste
— więc tylko czekałam
Dzieci nie rozumieją przycysi
— czują 7a to objawy Miałam
nos wyczulony na zapach spraw
jak zwierzątko Nie mogłam im
nie przeka-za- ć — nie potrafitem
jeszcze formułować swych wra-żeń
nie mogłam ich ostrzec —
cierpiałam bazradna w obliczu
katastrofy Pozostawała nadzie-ja
że sami sie domyśla Domyśla
się ze powinni załatwić swe
sDrawv I powinni sie spieszyć
Nasz dom przesycony był
smutkiem Smutek osćadal na
sprzętach gęstniał wciaz w po-wietrzu
oblepiał ręce dorosłych
pochylał im plecy Chwilami
ogarniało mnie pragnienie aby
nimi potrząsnąć
Ale mogłam jedynie cekać
#
' Nic się nie zmieniło Zaduch
sie powiększał Smutek domu
oburzał mnie jak grzech — było
to jedyne uczucie religijne w
mym życiu (Być może dzieciń-stwo
- 1o czas największej wra-żliwości
na dysonanse albo może
to po prostu czas — miłości Ko-chankowie
też wyczuwają gro-źbę
wiszącą w powietrzu a dzieje
się to dlatego bo ich dziecięca
'wrażliwość ożyła)
- Kochałam ich oboje te gro- teskowe figurki (pewno "giote-skowe- " najbardziej właśnie dla
mnie wyęzuloijej na każdy punk-cik
fałszu
4-J-
'poza tym chciałam
ich widzieć 'najdoskonalszymi)
risNiewiicbialam świata za to że 'sią ich 'musiałam wstydzić Gdy-by
"to ode mnie zależało — oka-leczyłabym
wszystkich ludi na
Ich podobieństwo a mieszkanie
zamieniłabym w grzjby: waie i
próchniejące
JMoI rodzice byli — jak zaśle
Tadeusz DłcgaAosfowicz
00 0 0 0 0 0
— Kiedy z sercem pana prezesa nie
jest tak żle — zdziwił się z Blumkicuicz
— Dzięki Bogu wiedziałem ale
to tym lepiej Otóż powiedz pan z góry
ze stryj ani fabryka żadnych strat z tego
powodu nio poniosą Ja' to biorę na
Siebie
— Dwieście tysięcy dolarów? — w
głosie totumfackiego zabrzmiało wpraw-dzie
niedowierzanie lecz juz po-przedniej
nutki ironii h —lTak — gryząc wargi odpowiedział
Paweł — bioię na siebie ale jak
pieni aktorzy — uparcie ciążyli
ku rolom wybitnie nie dla nich
Smutny mały człowieczek ni-gdy
nie mógł przewidzieć kiedy
sie zająknie — a miał zwyczaj
zajadle zwalczać niesprawiedli-wość
Chwilami nasuwał mi na myśl
pekińczyka — co posTCzekuje
piskliwie z zadartym łebkiem do
góry
Ludzie powinni sobie dobie-rać
oburzenia najbardJsj twa-rzowe
Tatuś zamiast przerażać
— rozczulał swoich zwalczanych
Marna była za duża cała napom-powana
jakby współczuciem dla
nas Miała żałosny jękliwy głos
którym bezustannie podkreślała
to o czym trzeba by zapomnieć
Omrwiala wciaz bezlitośnie złe
strony naszego vcia i to ze szcze-gólnym
przejęciem gdy mogli
jej słuchać ludzie Nadawała nie-jako
naszemu pechowi wszyst-kim
na-zv- m przegranym w ten
jposób urzędowej jakby mocy
Nie było pustych miejsc ani
nagłych przemilczeń można by-ło
mówić absolutnie o wszyst-kim
mało: ten ekshibicjonizm
był przyczyna ich chluby — on
"nio bal się" mówić a ona "nie
wstydziła" Tragedia ich było
opaczne pojecie o godności
Uczli mnie w ten sposób ży
cia bez oddechu
Nie
bez
pan
zresztą
eiaflo I vi hvła to dla nich for
ma rekorńrensatv Swa podnisz- -
tt l_ cona godnośc_ią H 1la_ ii a_ n1 u_1z_!iury
w nucizccie
Chwilami ogarniał mnie lęk o
nich o dorosłych wydanych na
nieuchronna kieskę bezbron-nych
w swej ślepocie samot-nvc- h
bez ooicki — i ostrość od
czuć nas dzieci bezużyteczna
całkiem tyiłco przyczyna cierpie-nia
— obdarzenie tym właśnie
nas którzy nie mogliśmy pomóc
ani ostrzec — wydawała się
okrutnym paradoksem Pana Bo- -
Dziecko zbudowane test w pe-wien
specyficzny sposób — nie
do przeżywania rozpaczy Gdy się
nie mogłam doczekać — posta-nowiłam
działać
Szansa ukazała mi sie niespo-dziewanie
któregoś popołudnia
po powrocie z przedszkola
Mama wmuszata we mnie
widzaałes termin jct piekielnie krótki
— Za dwa miesiące
— Właśnie A ja w tym czasie nic
będę rozporządzał az taka gotówką M-ufie
się ułożyć z bankiem Na życzenie oj et występowałem u nich jako plenipo
tent Zakładów i teraz dla uniknięcia
skandalu muszę przez dwa miesiące bć
chociażby tyłko tytularnym ilyrektoieni
Zresztą to już osobiście stryjowi wyjaś-nię
Pan sobie mogłeś im sieć chociażby
że to jest uzurpacja ale mnie jot obo-jętno
co sobie myśli pan Blumkiewicz
co myśli trzy tuziny panów Blumkiewi-czów-!
Rozumiesz pan! Tu chodzi o honor
rodziny! O pamięć mego ojca! 1 daję pa- nu słowo że na tej pamięci plamki nie
pozw oię zostawić chociażby za cenę wszy- stkiego co posiadam!
Uderzył pięścią w stół aż zadzwoniły
metalowe przedmioty
'— Ja nic nie mówiłem przecież —
bfzradnie tłumacz)! się Blumkiewicz
— ? Tak tak — przetail skronie
Paweł — jestem zdenerwowany tyle
naraz tyle naraz Niech pan nie ma 'do
mnie żalu panie Blumkiewicz ja prze-cie
wiem że pan jest starym i dobrym
naszym przyjacielem że ojciec cenił pa-na
wysoko Ą i pan dla niego żywił ser-deczne
uczucia
— O rzadki to był człowiek Niech
tam spoczywa w spokoju — dorzucił
spojrzawszy na teczkę
— Przepraszam pana że sie unio-słem
— wyciągnął do niego rękę Paweł
i mocno potrząsnął jego dłonią
Widział że totumfacki stryja jest do
reszty zdezorientowany zaskoczony i zde-tonowany
Teraz biegnie z językiem do
stryja lecz język zastał nakręcony tak
jak nigdy jeszcze u nikogo
Paweł chodził po pokoju i śmiał się
ł?o siebie
Utwierdzali sie w t-- m
jf
kleik Zastanowiły mnie naraz
7m"ip n? dn 7niifl7(nin słnwn
Mozę pierwszy raz spostrzegłam
podniosłość jej tonu Ujrzałam
wszystko "w nowym mechanizmie
sKojarzen
— Zied! Za tatusia! teraz za
mamusie!
l
środa 24
— A jeżeli ja nie zjem tej
kaszki to juz tatuś wcale nie
urośnie?
— Nie — odparła mama ja
postanowiłam odtąd zjadać całe
tony kleików
Bytem przejęta smutkiern i
poczuciem
Najwyraźniej świat dorosłych
potrzebował mojej interwencji
Patrzyłam na nich z dołu ze
współczuciem
"Dorośli"!
Byli tak dziecinni
Nie wierzyli w szczęście Nie
szukali go wcale
Nie wierzyli ani w czterolistną
koniczynę ani w podwójny ru-mianek
ani nawet w nieparzy- -
stny bez ani w papiocie Nie
wyszukiwali nowych czarodziej-skich
eliksirów — gdy spadała
gwiazda nie mówili żadnych ży-czeń
a na odwrót twierdzili ze
ktoś teraz umiera
Postanowiłam im pomóc w
miarę mych możliwości
Błądziłam po rozmaitych tra-wnikach
szukając im szczęścia
Jednocześnie utwierdziłam się w
swoim współczuciu "Musi "się
nimi zająć ktoś" — myślałam —
"bo co z nimi będzie"
Bili biedni — nie
sobie twarzowych uczesań które
by łagodziły choć w części ich
śmieszności — nie naprawiali
swych domów że zaczynały wię-dnąć
i osypywać się niby grzy
by coiaz szczelniej pozwalali się
owijać przeraźliwej pajęczynie
smutku No cóz to nie ich wi-na
To nie 'ich wina dorosłych że
są tacy niemądrzy że nigdy nie
mosa dostrzec rzeczy niewidzial-nych
#
W poszukiwaniu szczęścia wę
drowałam po mieście we wszy
stkich skwerach i parkach za-kradałam
sie na trawniki Go-nił
mnie oburzony staru"zrk co
nabija papierki na szpikulec a
pcza tym "kocha przyrodę"
wrzeszczeli przechodnie że cała
roślinność miasta zniszczą "bes-tialskie
bachory" Ale ja unika-łam
szczęścia nieugięcie Na ra-zie
wśród różnych loślin To mo-ja
wina że trawniki bronią do-stępu
do akacji do bzu i do sto-krotek
— do szansy na szczę-ście
Wreszcie musiałam nodnaiać
by szukały mi
szczęścia za niewielką opłatą
Opłacałem je naklejkami i barw-nymi
szkiełkami oraz konfitura-mi
podkradanymi mamie Kar-miłam
je łyżką siedząc
19
DALGZ I S-- KA
znajome dzieciaki
kolejno
— Najlepszy sposób na wygi tego ty
pu — myślał — jest przedstawienie się
im w sposób niezrozumiały dla nich od-słonięcie
przed nimi maszynerii naszej
ps)chiki skomplikowanej
maszynerii w jakiej nie umieją się ro-zezn- ać
która muszą w piostocie ducha
uważać za specyfik kategorii ludzi wyz-sz)c- h
W oczekiwaniu na telefon Paweł zre-widował
pozostałe papiery ojca Nie my-lił
się: znalazł w nich dość wyraźny ślad
iprzedazy udziałów Prowadził on przez
jwlcn banków waiszawskich do jakie-goś
Tolewskiego Ten albo sam b)l na-bywca
albo pośiednicz)l tylko w tian-akcj- i
W każdym lazie można będzie go
odszukać i dotrzeć do faktycznych na-by- w
cóu'
W jakim celu — Paweł jeszcze nie
zdawał sobie dokładnie sprawy Właści-wie
celem b)ło wykupienie udziałów
lecz jedyn) ni majątkiem Pawła nie li-cząc
kilkunastu złotych było wspaniałe
futro i pierścionek z fałszywym biylan-ter-n
Przyglądał muvsię właśnie z uśmie-chem
gdy zadzwonił telefon: — Blum-kiewicz
oznajmił że pan prezes czeka
W dziesięć minut później Paweł sta-nął
na progii pokoju stryja Przypuszczał
ze zastanie tu Krzysztofa pan Karol jed-nak
był sam gdyż nawet Blumkiewicz
wprowadziwszy gościa natychmiast wy-szedł
cicho zamykając za sobą drzwi
— Zbliż się — odezwał się chory
W półmroku jego pergamaiowa twarz
zamkniętymi powiekami i z siecią nie-ruchomych
zmarszczek zdawała się mar-twą
— Witam stryja — powiedział Paweł
spokojnie stajać przy łozku i nie locze-kausz- v sie odpowiedzi swobodnie zajął
fotel
— Kim jesteś? — zapytał pan Karol
po długim milczeniu
Paweł nie zrozumiał pytania:
— Jestem Paweł bratanek stryja
— Pytam czym się zajmujesz z cze-go
żyjesz?
— Z bawełny Prowadzę handel ba-wełną
— 1 mieszkasz w Anglii?
— Tak w Londynie
— JlóWłOno mi ze dorobiłeś sie ja-kiegoś
majątku? Nic o tobie nie wie- -
działem
"ZWIĄZKOWIEC" SIERPIEŃ (Augiłl — 1360
a
odpowiedzialności
wymyślali
dziwacznej
a
z
z
Ze słojem na schodach Nieba-- To grzech „ ™™"?
wem dorobiłam się prawdziwego
oddziałku po przedmioty No i
kmH7if-7- P w spiżarce (konfitury
1 na "pensje" dla moich podwład- -
irów) — sumienie moje w tym niej nauczyłam sie nazywać choć-- I
_ czasie Dyiro piia-iauj-„u :„„ by przybliżona jakaś nazwę rze- - Żyłam w ciągłym napięciu i
oczekiwaniu Zdobyłam czarne-go
kota i wrzucałam rodzicom
różne świństwa do zupy Lecz
ef'ektów nie było W dodatku odpłacano mi czar-na
niewdzięcznością — twierdzo
no --w zgodnym duecie ze sta-czam
się n3 złe" drogi Naradza-no
sie wieczorami czy mnie nie
odebrać z przedszkola Postano-wiłem
sie więc zdobyć na krok
ostatecznv Poszukać kwiatu pa-proci
W tym celu" "się zgubiłam"
na pewnej majówce
Całe Dopludnie pętałam sie p"
Bielanach lecz oprócz papierów
i śmieci nie znalazłam niczego
Po powrocie z wyprawy dostałam
od mamy ścierka
Zadziwiające jak oni nic nie
rozumieją'
Postanowiłam cierpieć w mil-czeniu
tak jak antyfaszyści (Ta
tuś nam o tym czasem czytał na
głos) Załamałam się kiedy ma-ma
chciała wyrzucić kota (wspo-mniałam
ze był mi niezbędny do
czarnoksięskich praktyk)
Jako metody tym razem zde-cydowałam
u'zć płaczu Lecz
mamy to nie wzrusz) lo
— On tylko pchły" roznosi No
i żarcie kosztuje A ty jesteś nCe-gizeczj- na
— posoliłaś herbatę
— To po to — wyizlochalam
— żebyście urośli To był taki
eliksir
Wszystko opowiedziałam Wła-ściwie
nie ze strachu — lecz aby
ją pocieszyć
— Niedługo zobaczysz mamo
niedługo wszystko się zmieni!
Lecz ona posmutniała
— To wszystko jest kara bo-ska
żle cię wychowałam Wie
rzysz w zabobony rożne gusła
Od dzisiaj wszystko się zmieni
— zakończyła z energią aż czu-łam
nadzieję
Rzeczywiście ogarnęła ją ak-tywmo- ść
tyle że nie" w tym kie-runku
Zaczęła mnie prowadzić
do kościołów i czytać mi wersety
z różnych świętych książek Da-wała
mi też obrazki Jeden był
kolorowy
— To Bozia — wyjaśniła —
Niewolno go poprawiać On nas
wszystkich stworzył
— Ciebie i tatusia?
— Tak Stworzył nas wszyst-kich
'
— Takich? Właśnie takich?
— Takie przeznaczenie
— I nic sie nie może zmienić?
A jak jaki eliksir
— Grzech Zapamiętaj sobie
— Nie dziwię się Tu już mnie po-chowano
za życia Sluzba w domu mo-jej
matki gdy kazałem zameldować sie-bie
jako jej syna nie chciała mnie wpu-ścić
Podejrzewali mnie widocznie o mi-styfikacje
gdyż ani słowa nie słyszeli
o istnieniu Pawia Dalcza Wykreśliliście
mnie z liczby żyjących
Pan Karol podniósł powieki i obrzu-cił
go bacznym spojrzeniem
— Sam się wykreśliłeś — powiedział
zimno
— Nie będę się o to ze stryjem spie-rał
Tak czy owak zostałem przez was
uznany za wyrzutka za zakałę rodziny
i darmozjada 1 zaszcz)tna ta opinia ota-czała
tu moją pamięć póki niedowiedzia-n- o
się że mam pieniądze że mam sto-sunki
ze mogę się na coś przydać Niech
stryja nie dziwi moja gorycz Zbyt dłu-go
mnie nią karmiono Zresztą już nie
mam żalu do ojca On nie mniej cier-piał
ode mnie a wiem jak mu było
ciężko w) ciągnąć do mnie rękę Zwła-szcza
wyciągnąć ja po ratunek
Pan Karol wpił się wzrokiem w jego
oczy
— Niech spoczywa w spokoju — po-wiedział
poważnie Paweł nie spuszczając
źrenic
— O ile wiem z jego listów stosunki
jakie łączly ojca ze stryjem nie były
zbyt cieple B ly o tyle dalekie że' w
chwili utiaty nadziei bliżej mu było na
cmentarz niż do stryja
Na twarzy chorego ukazały się czer-wone
wypieki:
— Jak śmiesz robić mi z tego zarzut!
— zacharczał — jak śmiesz!
— Myli się stryj wcale nie robię mu
z tego zarzutu Jedyną winę ponoszą sła-be
nerwy ojca i jego zupełna samotność
we własnym domu Jestem w nim teraz
drugi dopiero dzień a i to wystarczyło
by zrozumieć tragedię takiego człowieka
jak ojciec w tym środowisku głupoty
snobizmu i sobkostwa
— Masz rację ta kobieta go zgubiła
ten potwór bezduszny — zakaszlał w pa- sji chory — ten zły duch jego domu
Ona was tak wychowała ona zatruła mu
życie ona rozdzieliła nas najlepszych
najbardziej kochających sie braci! Ona
mi zabrała brata! To jej podłość zaci-snęła
mu stryczek na gardle! To przez
nia ten najszlachetniejszy człowiek do-prowadzony
został do oszustwa Taka
hańba taka hańba! O Boże! O sprawie-dliwy
Boże! Ukarz ja strasznie za jego
śmierć za moją krzywdę za mój wstyd!
Ukarz ją strasznie ukarz ukarz
Głost chorego przeszedł w rzężenie
po jego białej twarzy spływały gęste łzy
Paweł wyjął chusteczkę przyłożył ją
do oczu i spoza niej uważnie przyglądał
się stryjowi Zawsze misł go za człowieka
zimnego wyrachowanego 'nawet skąpe
Uroda — rzecz płocha
— A smutek — chciałam za-pytać
ale nie znałam wówczas
jeszcze tego stówa u wieie poz
czy niezbyt wioziame
— Pamiętaj — powtórzyła —
nie waż mi sie buntować! Bo cię
spotka kara Każdy powinien z
godnością nieść swój los
Nie wierzyłam jej naturalnie
— jak można wierzyć dorosłym?
Oni wszyscy dorośli byli tacy
niemądrzy "nie wierzyli nawet w
srebro co pływa po Wiśle Nie
wierzyli że" w księżycowe noce
srebro pływa po rzece i ktoś najl-epszy
w' mieście mógłby wziąć
trochę do domu Miałby na utrzy-manie
— gdyby się domyślił
Nie włierzvli choć przecież by-ło
to widać z okna Ani w rozmo
wy ptaków — chociaż je sami
słyszeli ani w to że chmury sa
wvsDami na drueim świecie A
właściwie pływającymi huśtaw-kami
(Żeby nie bvlo tak nudno
tym co już umarli)
Nie dostrzegali też rzeczy złych
pajęczyny pokrytej żrącym pły-nem
pajęczyny co owija"ich szv-i- e
i ręce — owiia coraz to szczel-niej
obezwładnia i dusi — póki
sie nie zmienia
Wiec jak tu można im wie-rzyć?
Ale na wszelki wypadek wola-łam
mu się nie narażać
Przed snem przyglądałam mu
się długo Był na tym małym
obrazku wesoły uśmiechnięty
— To ty zrobiłeś ich takich?
— wyszeptałam nieufnie
Uśmiechał się miał kolorki
— I nie wolno nic zmieniać?
Wciąż się do mnie uśmiechał
I nie wolno szukać szczęścia
w koniczynie? Ani chcieć żeby
gwiazdy spadały?
Uśmiechał się wciąż bez żad-nej
zmiany Był syty' i łagodny
nie lubiłam go bardzo I nagle
zapragnęłam go ukarać:
Szybko bardzo szybko podar-łam
go w strzępki Jak tylko mo-głam
najszybciej — aby zdążyć
przed swoim strachem Zanim
zacznę się bać że jednakQn mo-ż- e
za bluznierstwo to na mnie
się zemścić
Monika KOTOWSKA
PRENUMERATORZY
"Związkowca"
prosieni sa o sprawdztnie czy na
gaiecle podano poprawny numer
Urzędu Pocztowego Jeśli nie
proszeni są o podanie zmiany do
administracji "Związkowca" —
1475 Queen St W) Toronto 3
Ułatwi to i przyspieszy doręcze-nie
pisma
go a już zupełnie niezdolnego do wszel- -
Kicn uczuć i namiętności Nowy rys od-kryty
obecnie w jego charakterze naka-zywał
ponowną zmianę taktyki Cóż bę-dd- e jeżeli stryj oświadczy gotowość po
krycia długu z własnej kieszeni? To
pokrzyżowałoby wszystkie plany Myśl
Pawła pracowała jednak szybko i spraw- nie Wiedział ze rozgrywa teraz najważ-niejszą
grę i wiedział że jej przegrać
nie wolno
Pan Karol zwolna uspokajał się i za-pytał:
— Kiedy ojciec zwracał się do ciebie?
— Zbyt późno niestety Przed mie-siącem
Gdyby
— Jakże cię odnalazł? — przerwał
chory
— Sprzedaję sporo bawehy w Łcdzi
a wpłaty 'kierowane są na mój rachioek
w tym właśnie banku "Llo)d and Bowtr"
w którym ojciec zaciągnął tę nieszczęsną
pożyczkę Dowiedział się o mnie tedy z
przypadku albo też od któregoś z prze-mysłowców
łódzkich Dość że napisał do
mnie rozpaczliwy list z prośbą o pośred-nictwo
— A ty?
— Oczyw iście obiecałem zrobić co
mogłem Wywiązała się korespondencja
t bank zgodził się wieszcie na pewne u-stępst- wa Zanim jednak zdążyłem to oj-cu
donieść ten otrzv-ma- ł list wvsfanv
z banku przed samą konferencją ze mną
a grożący oddaniem sprawy do proku-ratora?
— Dlaczego do prokuratora?
— Bo te dwieście tysięcy dolarów
zaciągnięte były w imieniu firmy a w
jej księgowości nie było o tym żadnej
wzmianki
— No tak — zniecierpliwił się cho-ry
— ale skąd oni o tym wiedzieli?- - — Pierwszy termin minął Zwrócili
się do jakiejś wywiadowni handlowej i
ta ich szczegółowo poinformowała
— Zatem w naszej buchalterii jest
jakiś szpieg
— Na pewno
— I cóz dalej?
— Ojciec po przeczytaniu listu po- wiesił się — rozłożył ręce Paweł
Zaległo milczenie
Pan Karol żuł wargi nie spuszczając
wzroku z bratanka:
— Czy przyniosłeś ze sobą akty tej
pożyczki?
— Ma się rozumieć Nie byłoby celu
ukrywania ich dłużej przed stryjem
Wstał i wziąwszy teczkę z sąsiedniego
stołu wydobył z niej plik papierów
— Stryj zechce zaraz to przejrzeć?
— Zaraz Zapal górne światło Kon-takt
jest przy drzwiach
Paweł wykonał polecenie i siadając
z powrotem przed'łóżkiemofiarował się:
— Może stryjowi przeczytać?
— Nie Sam przeczytam Podaj mi
tyłko okulary
ADWOKACI I NOTARIUSZE
E H ŁUCK BA„ LLB
(ŁUKOWSKI) - --:_
I R H SMEfo BA LLB
POLSCY ADWOKACI
Wspólnicy firmy' adwoktckltj
liney Płsłernak Łuck Smll
Eaglelson Witson
ii BLOOR ST W ró By WA 4-I7- SJ
Oddziały
New Toronto I ThlseltownOnt(
przyjmują wieczorami 2 telefo-nicznym
porozumieniem 1 S
STEFAN A
MALICKI LLA
ADWOKAT OBROŃCA
I NOTARIUSZ
Biuro ttl: AT 90301
W soboty i po godz 6:
91 Rumiey Rei Toront
tei HU M3ł1
C JW BIELSKI BA BCL
ADWOKAT I NOTARIUSZ
Przyjęcie codziennie — Suit 404
Board ofTrade BIdg
11 Adelald St Wtst
(przy Yonge St)
Toronto — EM 2-12-
51
Wieczorami za uprzednim
telefonicznym porozumieniemsw
G HEIFETZ BA
ADWOKAT
14ł Quetn St Weit EM 4-J7- 2I
S HEIFETZ
NOTARIUSZ '
St Wellington St W Toronto Ont
EM M451 wieczorami WA 3-44- łS
GEORGE BEN BA
ADWOKAT I NOTARIUSZ
Mówi po pójsku
( J( 1134 Dundas St W -- Toronto
Tcl LE 4(431 i LE 44432 - -- I
JAH L Z GÓRA
ADWOKAT ~ OBROŃCA
" notarjsz
Tel' Biura1": LE"1211 "'
1479 Qgn StW —Toront
V
czy
czyniona
" '
o
IwikPoUlc6wt3
U związtk
Ui 0o I h''
J&JhardwS
"M'"ik' i"rtknUd twiulf wetfoclMow??
745 Qucen St W Ts
Solidni obsługa li ?
v-r~- — -- _ — fuiiuy w -- _ Ihacil i ft™ - "kSjfi
DEHTYscT
Dr WładyJilSJj
SADAUSKif'2
LEKARZ DENTYrai 5
(drugi dom od RmcJ3 '-- d Przyjmuje za upnedml Hi
mcznym porozunuitJtS
159 r_łr1„1„: ? m
Dr M LUGYI i
2902 Dundas St
Tel RO 9 461}
l
itóS
U?
Dr BRIti
LEKARZ DENTYll! CHIRURG - -- Speclallita chorób łml"
Bloor St W - XZ
Telefon WA PjM
Dr Witii
Godziny: 10— 121 H
316 Bithurst St — EM 1
OKULIŚCI
Okuliitki
AB
i~w
Bfa
S D w
16
2-OC-Si
E
sIb!
Br BEJNJklfcjj
2-S-
0I
rzyjeć: codilradi'!
rano 8 wlecz w sobtt m I
t ' wlect Tj
Jan Almndrowlcz — Notary Public
POLSKIE BIURO INFORMACYJNI
Pomoc w sprawach rodzirrnych -- 'spadkowych t majątkom!
n
r--M
Polsce Kontrakty inne dokumenty Imigracja Idcoimi
Tłumaczenia T (
DENTYSTA
?"--
— i
Toronto Ont 6 18-- A Qun St Wwt Ttl EMM
Usiawa kanadyjska
dotycząca sprawiedliwego lraklowanii
w pracy zabrania dyskryminacji
w miejscu zatrudnienia
POWODEM tej ustawy jest ochrona pracowników pnt
dyskryminacją w miejscu pracy czy w związkach Moi
wych ze względu na„rase religię kolor czy naiodmoś(
USTAWA TA dotyczy pracodawców w fabrykach czy priK
siebiorstwach podlegającym prawodawstwu TederalneB
oraz związków zawodowych które reprezentują osób)
nich zatrudnione W skład 'tych przedsiębiorstw wchodu
marvnnrlfa hnnHlnum nnir-lunrl- n "Imluir kansh' telfirit
lńfńlctn Forlor-iln- o lnh ii t-ńlÓ-
Mctio
biCl
radio i telewizja oraz wszystkieinne których działa!
7a'rlpklnrnwan!i ipet Hla npAlneon rinhra Kanady oraz W'
jakie są poza granicami wyłącznego prawodawstwa P
wincjonalnego
USTAWA ZABRANIA pracodawcy odmowy zatrudnij
lub dyskryminacji w stosunku do innych pracowniwj
z rjowodurasvj-elJEi- i koloru iczv" narodów ok i ' Pracoda"
id
'Dl
Tl
nie wolno również korzystać z usług biura pośrednie!''
pracy które praktykuje dyskryminację nie wolno P"
kować dyskryminacyjnych ogłoszeń o pracy nie "
zadawać dyskryminacyjnych pytań ustnie czy na P"°
w związku z podaniami pracę
USTAWA ZABRANIA RÓWNIEŻ dvskrvminac)nej
łalności w związkach zawodowych odnośnie członkost
względnie zatrudnienia a to z powodu rasy religii
narodowości
DENTYSTA Vi
STOMAM
ej
BUKOWSKA
LE
do
do
I
nF70ftJfhinrstU3
JAKAKOLWIEK OSOBA ROBIĄCA ZAŻALENIE
tu 7 nnuTjłcja nct-iuif- i liih toł 7C7naiara WZPledniE P° I
DniQP!i rT-łnrłrttifi- onlii ilnnlinfltori łect fhrOMOn3 r1 I
iakaknluiplr Hłinłalnnćria nriwotnwa która rflOgi3Dy I
przeciwko niej
borów
7AłAl PNIA n 7ul!i7kit 7 nmLv4c7 nctaua winny
4iłułic tia (Jiaiiiic uu isitcitui Ul iiiumji— -
Lscjai nucili ui a-niL- ruui vriMW iTiuufti - -- - - j
poaejmie aocnoazema w wyjaśnienia oc-lenia
Michael Starr
Minister
sdoI7
puri
J i ٣--
W
A H
1
i
D f t
4
Ki
5'
ui
rJ
ceiu
B'911
nout¥ Mi"'5
Object Description
| Rating | |
| Title | Zwilazkowiec Alliancer, August 24, 1960 |
| Language | pl |
| Subject | Poland -- Newspapers; Newspapers -- Poland; Polish Canadians Newspapers |
| Date | 1960-08-24 |
| Type | application/pdf |
| Format | text |
| Identifier | ZwilaD2000436 |
Description
| Title | 000286a |
| OCR text | I -) ti hy I Ssa Pi I iii ! ' Hf ' i m iSMUTEK -- Ł'-Na samym początku było ocze-kiwanie Czekałam aż dorośli załatwia swoje sprawy Czekałam niecier-pliwie i "z napięciem czekałam az naprawia klamki naoliwią za-wiasy i zmienią firanki Czeka-łam az mama pójdzie do fryzjer-ami dowstawienia zębów a tatuś weźmie wreszcie te dodatkowe prace Czekałam tez na pogodze-nie z pewnymi sąsiadkami i na zeszycie obrusa Nasz dom pełen był zaws7e spraw do załatwienia Nasuwa mi on czasem na myśl próchniejące grzby: wszystko w nim szarzeje i jakby się osypu-je Wówczas czekałam na zmiany Zmiana była konieczna a więc musiała nastąpić Cekałam az dorośli załatwią swe sprawy Wszystko zdawało się proste — więc tylko czekałam Dzieci nie rozumieją przycysi — czują 7a to objawy Miałam nos wyczulony na zapach spraw jak zwierzątko Nie mogłam im nie przeka-za- ć — nie potrafitem jeszcze formułować swych wra-żeń nie mogłam ich ostrzec — cierpiałam bazradna w obliczu katastrofy Pozostawała nadzie-ja że sami sie domyśla Domyśla się ze powinni załatwić swe sDrawv I powinni sie spieszyć Nasz dom przesycony był smutkiem Smutek osćadal na sprzętach gęstniał wciaz w po-wietrzu oblepiał ręce dorosłych pochylał im plecy Chwilami ogarniało mnie pragnienie aby nimi potrząsnąć Ale mogłam jedynie cekać # ' Nic się nie zmieniło Zaduch sie powiększał Smutek domu oburzał mnie jak grzech — było to jedyne uczucie religijne w mym życiu (Być może dzieciń-stwo - 1o czas największej wra-żliwości na dysonanse albo może to po prostu czas — miłości Ko-chankowie też wyczuwają gro-źbę wiszącą w powietrzu a dzieje się to dlatego bo ich dziecięca 'wrażliwość ożyła) - Kochałam ich oboje te gro- teskowe figurki (pewno "giote-skowe- " najbardziej właśnie dla mnie wyęzuloijej na każdy punk-cik fałszu 4-J- 'poza tym chciałam ich widzieć 'najdoskonalszymi) risNiewiicbialam świata za to że 'sią ich 'musiałam wstydzić Gdy-by "to ode mnie zależało — oka-leczyłabym wszystkich ludi na Ich podobieństwo a mieszkanie zamieniłabym w grzjby: waie i próchniejące JMoI rodzice byli — jak zaśle Tadeusz DłcgaAosfowicz 00 0 0 0 0 0 — Kiedy z sercem pana prezesa nie jest tak żle — zdziwił się z Blumkicuicz — Dzięki Bogu wiedziałem ale to tym lepiej Otóż powiedz pan z góry ze stryj ani fabryka żadnych strat z tego powodu nio poniosą Ja' to biorę na Siebie — Dwieście tysięcy dolarów? — w głosie totumfackiego zabrzmiało wpraw-dzie niedowierzanie lecz juz po-przedniej nutki ironii h —lTak — gryząc wargi odpowiedział Paweł — bioię na siebie ale jak pieni aktorzy — uparcie ciążyli ku rolom wybitnie nie dla nich Smutny mały człowieczek ni-gdy nie mógł przewidzieć kiedy sie zająknie — a miał zwyczaj zajadle zwalczać niesprawiedli-wość Chwilami nasuwał mi na myśl pekińczyka — co posTCzekuje piskliwie z zadartym łebkiem do góry Ludzie powinni sobie dobie-rać oburzenia najbardJsj twa-rzowe Tatuś zamiast przerażać — rozczulał swoich zwalczanych Marna była za duża cała napom-powana jakby współczuciem dla nas Miała żałosny jękliwy głos którym bezustannie podkreślała to o czym trzeba by zapomnieć Omrwiala wciaz bezlitośnie złe strony naszego vcia i to ze szcze-gólnym przejęciem gdy mogli jej słuchać ludzie Nadawała nie-jako naszemu pechowi wszyst-kim na-zv- m przegranym w ten jposób urzędowej jakby mocy Nie było pustych miejsc ani nagłych przemilczeń można by-ło mówić absolutnie o wszyst-kim mało: ten ekshibicjonizm był przyczyna ich chluby — on "nio bal się" mówić a ona "nie wstydziła" Tragedia ich było opaczne pojecie o godności Uczli mnie w ten sposób ży cia bez oddechu Nie bez pan zresztą eiaflo I vi hvła to dla nich for ma rekorńrensatv Swa podnisz- - tt l_ cona godnośc_ią H 1la_ ii a_ n1 u_1z_!iury w nucizccie Chwilami ogarniał mnie lęk o nich o dorosłych wydanych na nieuchronna kieskę bezbron-nych w swej ślepocie samot-nvc- h bez ooicki — i ostrość od czuć nas dzieci bezużyteczna całkiem tyiłco przyczyna cierpie-nia — obdarzenie tym właśnie nas którzy nie mogliśmy pomóc ani ostrzec — wydawała się okrutnym paradoksem Pana Bo- - Dziecko zbudowane test w pe-wien specyficzny sposób — nie do przeżywania rozpaczy Gdy się nie mogłam doczekać — posta-nowiłam działać Szansa ukazała mi sie niespo-dziewanie któregoś popołudnia po powrocie z przedszkola Mama wmuszata we mnie widzaałes termin jct piekielnie krótki — Za dwa miesiące — Właśnie A ja w tym czasie nic będę rozporządzał az taka gotówką M-ufie się ułożyć z bankiem Na życzenie oj et występowałem u nich jako plenipo tent Zakładów i teraz dla uniknięcia skandalu muszę przez dwa miesiące bć chociażby tyłko tytularnym ilyrektoieni Zresztą to już osobiście stryjowi wyjaś-nię Pan sobie mogłeś im sieć chociażby że to jest uzurpacja ale mnie jot obo-jętno co sobie myśli pan Blumkiewicz co myśli trzy tuziny panów Blumkiewi-czów-! Rozumiesz pan! Tu chodzi o honor rodziny! O pamięć mego ojca! 1 daję pa- nu słowo że na tej pamięci plamki nie pozw oię zostawić chociażby za cenę wszy- stkiego co posiadam! Uderzył pięścią w stół aż zadzwoniły metalowe przedmioty '— Ja nic nie mówiłem przecież — bfzradnie tłumacz)! się Blumkiewicz — ? Tak tak — przetail skronie Paweł — jestem zdenerwowany tyle naraz tyle naraz Niech pan nie ma 'do mnie żalu panie Blumkiewicz ja prze-cie wiem że pan jest starym i dobrym naszym przyjacielem że ojciec cenił pa-na wysoko Ą i pan dla niego żywił ser-deczne uczucia — O rzadki to był człowiek Niech tam spoczywa w spokoju — dorzucił spojrzawszy na teczkę — Przepraszam pana że sie unio-słem — wyciągnął do niego rękę Paweł i mocno potrząsnął jego dłonią Widział że totumfacki stryja jest do reszty zdezorientowany zaskoczony i zde-tonowany Teraz biegnie z językiem do stryja lecz język zastał nakręcony tak jak nigdy jeszcze u nikogo Paweł chodził po pokoju i śmiał się ł?o siebie Utwierdzali sie w t-- m jf kleik Zastanowiły mnie naraz 7m"ip n? dn 7niifl7(nin słnwn Mozę pierwszy raz spostrzegłam podniosłość jej tonu Ujrzałam wszystko "w nowym mechanizmie sKojarzen — Zied! Za tatusia! teraz za mamusie! l środa 24 — A jeżeli ja nie zjem tej kaszki to juz tatuś wcale nie urośnie? — Nie — odparła mama ja postanowiłam odtąd zjadać całe tony kleików Bytem przejęta smutkiern i poczuciem Najwyraźniej świat dorosłych potrzebował mojej interwencji Patrzyłam na nich z dołu ze współczuciem "Dorośli"! Byli tak dziecinni Nie wierzyli w szczęście Nie szukali go wcale Nie wierzyli ani w czterolistną koniczynę ani w podwójny ru-mianek ani nawet w nieparzy- - stny bez ani w papiocie Nie wyszukiwali nowych czarodziej-skich eliksirów — gdy spadała gwiazda nie mówili żadnych ży-czeń a na odwrót twierdzili ze ktoś teraz umiera Postanowiłam im pomóc w miarę mych możliwości Błądziłam po rozmaitych tra-wnikach szukając im szczęścia Jednocześnie utwierdziłam się w swoim współczuciu "Musi "się nimi zająć ktoś" — myślałam — "bo co z nimi będzie" Bili biedni — nie sobie twarzowych uczesań które by łagodziły choć w części ich śmieszności — nie naprawiali swych domów że zaczynały wię-dnąć i osypywać się niby grzy by coiaz szczelniej pozwalali się owijać przeraźliwej pajęczynie smutku No cóz to nie ich wi-na To nie 'ich wina dorosłych że są tacy niemądrzy że nigdy nie mosa dostrzec rzeczy niewidzial-nych # W poszukiwaniu szczęścia wę drowałam po mieście we wszy stkich skwerach i parkach za-kradałam sie na trawniki Go-nił mnie oburzony staru"zrk co nabija papierki na szpikulec a pcza tym "kocha przyrodę" wrzeszczeli przechodnie że cała roślinność miasta zniszczą "bes-tialskie bachory" Ale ja unika-łam szczęścia nieugięcie Na ra-zie wśród różnych loślin To mo-ja wina że trawniki bronią do-stępu do akacji do bzu i do sto-krotek — do szansy na szczę-ście Wreszcie musiałam nodnaiać by szukały mi szczęścia za niewielką opłatą Opłacałem je naklejkami i barw-nymi szkiełkami oraz konfitura-mi podkradanymi mamie Kar-miłam je łyżką siedząc 19 DALGZ I S-- KA znajome dzieciaki kolejno — Najlepszy sposób na wygi tego ty pu — myślał — jest przedstawienie się im w sposób niezrozumiały dla nich od-słonięcie przed nimi maszynerii naszej ps)chiki skomplikowanej maszynerii w jakiej nie umieją się ro-zezn- ać która muszą w piostocie ducha uważać za specyfik kategorii ludzi wyz-sz)c- h W oczekiwaniu na telefon Paweł zre-widował pozostałe papiery ojca Nie my-lił się: znalazł w nich dość wyraźny ślad iprzedazy udziałów Prowadził on przez jwlcn banków waiszawskich do jakie-goś Tolewskiego Ten albo sam b)l na-bywca albo pośiednicz)l tylko w tian-akcj- i W każdym lazie można będzie go odszukać i dotrzeć do faktycznych na-by- w cóu' W jakim celu — Paweł jeszcze nie zdawał sobie dokładnie sprawy Właści-wie celem b)ło wykupienie udziałów lecz jedyn) ni majątkiem Pawła nie li-cząc kilkunastu złotych było wspaniałe futro i pierścionek z fałszywym biylan-ter-n Przyglądał muvsię właśnie z uśmie-chem gdy zadzwonił telefon: — Blum-kiewicz oznajmił że pan prezes czeka W dziesięć minut później Paweł sta-nął na progii pokoju stryja Przypuszczał ze zastanie tu Krzysztofa pan Karol jed-nak był sam gdyż nawet Blumkiewicz wprowadziwszy gościa natychmiast wy-szedł cicho zamykając za sobą drzwi — Zbliż się — odezwał się chory W półmroku jego pergamaiowa twarz zamkniętymi powiekami i z siecią nie-ruchomych zmarszczek zdawała się mar-twą — Witam stryja — powiedział Paweł spokojnie stajać przy łozku i nie locze-kausz- v sie odpowiedzi swobodnie zajął fotel — Kim jesteś? — zapytał pan Karol po długim milczeniu Paweł nie zrozumiał pytania: — Jestem Paweł bratanek stryja — Pytam czym się zajmujesz z cze-go żyjesz? — Z bawełny Prowadzę handel ba-wełną — 1 mieszkasz w Anglii? — Tak w Londynie — JlóWłOno mi ze dorobiłeś sie ja-kiegoś majątku? Nic o tobie nie wie- - działem "ZWIĄZKOWIEC" SIERPIEŃ (Augiłl — 1360 a odpowiedzialności wymyślali dziwacznej a z z Ze słojem na schodach Nieba-- To grzech „ ™™"? wem dorobiłam się prawdziwego oddziałku po przedmioty No i kmH7if-7- P w spiżarce (konfitury 1 na "pensje" dla moich podwład- - irów) — sumienie moje w tym niej nauczyłam sie nazywać choć-- I _ czasie Dyiro piia-iauj-„u :„„ by przybliżona jakaś nazwę rze- - Żyłam w ciągłym napięciu i oczekiwaniu Zdobyłam czarne-go kota i wrzucałam rodzicom różne świństwa do zupy Lecz ef'ektów nie było W dodatku odpłacano mi czar-na niewdzięcznością — twierdzo no --w zgodnym duecie ze sta-czam się n3 złe" drogi Naradza-no sie wieczorami czy mnie nie odebrać z przedszkola Postano-wiłem sie więc zdobyć na krok ostatecznv Poszukać kwiatu pa-proci W tym celu" "się zgubiłam" na pewnej majówce Całe Dopludnie pętałam sie p" Bielanach lecz oprócz papierów i śmieci nie znalazłam niczego Po powrocie z wyprawy dostałam od mamy ścierka Zadziwiające jak oni nic nie rozumieją' Postanowiłam cierpieć w mil-czeniu tak jak antyfaszyści (Ta tuś nam o tym czasem czytał na głos) Załamałam się kiedy ma-ma chciała wyrzucić kota (wspo-mniałam ze był mi niezbędny do czarnoksięskich praktyk) Jako metody tym razem zde-cydowałam u'zć płaczu Lecz mamy to nie wzrusz) lo — On tylko pchły" roznosi No i żarcie kosztuje A ty jesteś nCe-gizeczj- na — posoliłaś herbatę — To po to — wyizlochalam — żebyście urośli To był taki eliksir Wszystko opowiedziałam Wła-ściwie nie ze strachu — lecz aby ją pocieszyć — Niedługo zobaczysz mamo niedługo wszystko się zmieni! Lecz ona posmutniała — To wszystko jest kara bo-ska żle cię wychowałam Wie rzysz w zabobony rożne gusła Od dzisiaj wszystko się zmieni — zakończyła z energią aż czu-łam nadzieję Rzeczywiście ogarnęła ją ak-tywmo- ść tyle że nie" w tym kie-runku Zaczęła mnie prowadzić do kościołów i czytać mi wersety z różnych świętych książek Da-wała mi też obrazki Jeden był kolorowy — To Bozia — wyjaśniła — Niewolno go poprawiać On nas wszystkich stworzył — Ciebie i tatusia? — Tak Stworzył nas wszyst-kich ' — Takich? Właśnie takich? — Takie przeznaczenie — I nic sie nie może zmienić? A jak jaki eliksir — Grzech Zapamiętaj sobie — Nie dziwię się Tu już mnie po-chowano za życia Sluzba w domu mo-jej matki gdy kazałem zameldować sie-bie jako jej syna nie chciała mnie wpu-ścić Podejrzewali mnie widocznie o mi-styfikacje gdyż ani słowa nie słyszeli o istnieniu Pawia Dalcza Wykreśliliście mnie z liczby żyjących Pan Karol podniósł powieki i obrzu-cił go bacznym spojrzeniem — Sam się wykreśliłeś — powiedział zimno — Nie będę się o to ze stryjem spie-rał Tak czy owak zostałem przez was uznany za wyrzutka za zakałę rodziny i darmozjada 1 zaszcz)tna ta opinia ota-czała tu moją pamięć póki niedowiedzia-n- o się że mam pieniądze że mam sto-sunki ze mogę się na coś przydać Niech stryja nie dziwi moja gorycz Zbyt dłu-go mnie nią karmiono Zresztą już nie mam żalu do ojca On nie mniej cier-piał ode mnie a wiem jak mu było ciężko w) ciągnąć do mnie rękę Zwła-szcza wyciągnąć ja po ratunek Pan Karol wpił się wzrokiem w jego oczy — Niech spoczywa w spokoju — po-wiedział poważnie Paweł nie spuszczając źrenic — O ile wiem z jego listów stosunki jakie łączly ojca ze stryjem nie były zbyt cieple B ly o tyle dalekie że' w chwili utiaty nadziei bliżej mu było na cmentarz niż do stryja Na twarzy chorego ukazały się czer-wone wypieki: — Jak śmiesz robić mi z tego zarzut! — zacharczał — jak śmiesz! — Myli się stryj wcale nie robię mu z tego zarzutu Jedyną winę ponoszą sła-be nerwy ojca i jego zupełna samotność we własnym domu Jestem w nim teraz drugi dopiero dzień a i to wystarczyło by zrozumieć tragedię takiego człowieka jak ojciec w tym środowisku głupoty snobizmu i sobkostwa — Masz rację ta kobieta go zgubiła ten potwór bezduszny — zakaszlał w pa- sji chory — ten zły duch jego domu Ona was tak wychowała ona zatruła mu życie ona rozdzieliła nas najlepszych najbardziej kochających sie braci! Ona mi zabrała brata! To jej podłość zaci-snęła mu stryczek na gardle! To przez nia ten najszlachetniejszy człowiek do-prowadzony został do oszustwa Taka hańba taka hańba! O Boże! O sprawie-dliwy Boże! Ukarz ja strasznie za jego śmierć za moją krzywdę za mój wstyd! Ukarz ją strasznie ukarz ukarz Głost chorego przeszedł w rzężenie po jego białej twarzy spływały gęste łzy Paweł wyjął chusteczkę przyłożył ją do oczu i spoza niej uważnie przyglądał się stryjowi Zawsze misł go za człowieka zimnego wyrachowanego 'nawet skąpe Uroda — rzecz płocha — A smutek — chciałam za-pytać ale nie znałam wówczas jeszcze tego stówa u wieie poz czy niezbyt wioziame — Pamiętaj — powtórzyła — nie waż mi sie buntować! Bo cię spotka kara Każdy powinien z godnością nieść swój los Nie wierzyłam jej naturalnie — jak można wierzyć dorosłym? Oni wszyscy dorośli byli tacy niemądrzy "nie wierzyli nawet w srebro co pływa po Wiśle Nie wierzyli że" w księżycowe noce srebro pływa po rzece i ktoś najl-epszy w' mieście mógłby wziąć trochę do domu Miałby na utrzy-manie — gdyby się domyślił Nie włierzvli choć przecież by-ło to widać z okna Ani w rozmo wy ptaków — chociaż je sami słyszeli ani w to że chmury sa wvsDami na drueim świecie A właściwie pływającymi huśtaw-kami (Żeby nie bvlo tak nudno tym co już umarli) Nie dostrzegali też rzeczy złych pajęczyny pokrytej żrącym pły-nem pajęczyny co owija"ich szv-i- e i ręce — owiia coraz to szczel-niej obezwładnia i dusi — póki sie nie zmienia Wiec jak tu można im wie-rzyć? Ale na wszelki wypadek wola-łam mu się nie narażać Przed snem przyglądałam mu się długo Był na tym małym obrazku wesoły uśmiechnięty — To ty zrobiłeś ich takich? — wyszeptałam nieufnie Uśmiechał się miał kolorki — I nie wolno nic zmieniać? Wciąż się do mnie uśmiechał I nie wolno szukać szczęścia w koniczynie? Ani chcieć żeby gwiazdy spadały? Uśmiechał się wciąż bez żad-nej zmiany Był syty' i łagodny nie lubiłam go bardzo I nagle zapragnęłam go ukarać: Szybko bardzo szybko podar-łam go w strzępki Jak tylko mo-głam najszybciej — aby zdążyć przed swoim strachem Zanim zacznę się bać że jednakQn mo-ż- e za bluznierstwo to na mnie się zemścić Monika KOTOWSKA PRENUMERATORZY "Związkowca" prosieni sa o sprawdztnie czy na gaiecle podano poprawny numer Urzędu Pocztowego Jeśli nie proszeni są o podanie zmiany do administracji "Związkowca" — 1475 Queen St W) Toronto 3 Ułatwi to i przyspieszy doręcze-nie pisma go a już zupełnie niezdolnego do wszel- - Kicn uczuć i namiętności Nowy rys od-kryty obecnie w jego charakterze naka-zywał ponowną zmianę taktyki Cóż bę-dd- e jeżeli stryj oświadczy gotowość po krycia długu z własnej kieszeni? To pokrzyżowałoby wszystkie plany Myśl Pawła pracowała jednak szybko i spraw- nie Wiedział ze rozgrywa teraz najważ-niejszą grę i wiedział że jej przegrać nie wolno Pan Karol zwolna uspokajał się i za-pytał: — Kiedy ojciec zwracał się do ciebie? — Zbyt późno niestety Przed mie-siącem Gdyby — Jakże cię odnalazł? — przerwał chory — Sprzedaję sporo bawehy w Łcdzi a wpłaty 'kierowane są na mój rachioek w tym właśnie banku "Llo)d and Bowtr" w którym ojciec zaciągnął tę nieszczęsną pożyczkę Dowiedział się o mnie tedy z przypadku albo też od któregoś z prze-mysłowców łódzkich Dość że napisał do mnie rozpaczliwy list z prośbą o pośred-nictwo — A ty? — Oczyw iście obiecałem zrobić co mogłem Wywiązała się korespondencja t bank zgodził się wieszcie na pewne u-stępst- wa Zanim jednak zdążyłem to oj-cu donieść ten otrzv-ma- ł list wvsfanv z banku przed samą konferencją ze mną a grożący oddaniem sprawy do proku-ratora? — Dlaczego do prokuratora? — Bo te dwieście tysięcy dolarów zaciągnięte były w imieniu firmy a w jej księgowości nie było o tym żadnej wzmianki — No tak — zniecierpliwił się cho-ry — ale skąd oni o tym wiedzieli?- - — Pierwszy termin minął Zwrócili się do jakiejś wywiadowni handlowej i ta ich szczegółowo poinformowała — Zatem w naszej buchalterii jest jakiś szpieg — Na pewno — I cóz dalej? — Ojciec po przeczytaniu listu po- wiesił się — rozłożył ręce Paweł Zaległo milczenie Pan Karol żuł wargi nie spuszczając wzroku z bratanka: — Czy przyniosłeś ze sobą akty tej pożyczki? — Ma się rozumieć Nie byłoby celu ukrywania ich dłużej przed stryjem Wstał i wziąwszy teczkę z sąsiedniego stołu wydobył z niej plik papierów — Stryj zechce zaraz to przejrzeć? — Zaraz Zapal górne światło Kon-takt jest przy drzwiach Paweł wykonał polecenie i siadając z powrotem przed'łóżkiemofiarował się: — Może stryjowi przeczytać? — Nie Sam przeczytam Podaj mi tyłko okulary ADWOKACI I NOTARIUSZE E H ŁUCK BA„ LLB (ŁUKOWSKI) - --:_ I R H SMEfo BA LLB POLSCY ADWOKACI Wspólnicy firmy' adwoktckltj liney Płsłernak Łuck Smll Eaglelson Witson ii BLOOR ST W ró By WA 4-I7- SJ Oddziały New Toronto I ThlseltownOnt( przyjmują wieczorami 2 telefo-nicznym porozumieniem 1 S STEFAN A MALICKI LLA ADWOKAT OBROŃCA I NOTARIUSZ Biuro ttl: AT 90301 W soboty i po godz 6: 91 Rumiey Rei Toront tei HU M3ł1 C JW BIELSKI BA BCL ADWOKAT I NOTARIUSZ Przyjęcie codziennie — Suit 404 Board ofTrade BIdg 11 Adelald St Wtst (przy Yonge St) Toronto — EM 2-12- 51 Wieczorami za uprzednim telefonicznym porozumieniemsw G HEIFETZ BA ADWOKAT 14ł Quetn St Weit EM 4-J7- 2I S HEIFETZ NOTARIUSZ ' St Wellington St W Toronto Ont EM M451 wieczorami WA 3-44- łS GEORGE BEN BA ADWOKAT I NOTARIUSZ Mówi po pójsku ( J( 1134 Dundas St W -- Toronto Tcl LE 4(431 i LE 44432 - -- I JAH L Z GÓRA ADWOKAT ~ OBROŃCA " notarjsz Tel' Biura1": LE"1211 "' 1479 Qgn StW —Toront V czy czyniona " ' o IwikPoUlc6wt3 U związtk Ui 0o I h'' J&JhardwS "M'"ik' i"rtknUd twiulf wetfoclMow?? 745 Qucen St W Ts Solidni obsługa li ? v-r~- — -- _ — fuiiuy w -- _ Ihacil i ft™ - "kSjfi DEHTYscT Dr WładyJilSJj SADAUSKif'2 LEKARZ DENTYrai 5 (drugi dom od RmcJ3 '-- d Przyjmuje za upnedml Hi mcznym porozunuitJtS 159 r_łr1„1„: ? m Dr M LUGYI i 2902 Dundas St Tel RO 9 461} l itóS U? Dr BRIti LEKARZ DENTYll! CHIRURG - -- Speclallita chorób łml" Bloor St W - XZ Telefon WA PjM Dr Witii Godziny: 10— 121 H 316 Bithurst St — EM 1 OKULIŚCI Okuliitki AB i~w Bfa S D w 16 2-OC-Si E sIb! Br BEJNJklfcjj 2-S- 0I rzyjeć: codilradi'! rano 8 wlecz w sobtt m I t ' wlect Tj Jan Almndrowlcz — Notary Public POLSKIE BIURO INFORMACYJNI Pomoc w sprawach rodzirrnych -- 'spadkowych t majątkom! n r--M Polsce Kontrakty inne dokumenty Imigracja Idcoimi Tłumaczenia T ( DENTYSTA ?"-- — i Toronto Ont 6 18-- A Qun St Wwt Ttl EMM Usiawa kanadyjska dotycząca sprawiedliwego lraklowanii w pracy zabrania dyskryminacji w miejscu zatrudnienia POWODEM tej ustawy jest ochrona pracowników pnt dyskryminacją w miejscu pracy czy w związkach Moi wych ze względu na„rase religię kolor czy naiodmoś( USTAWA TA dotyczy pracodawców w fabrykach czy priK siebiorstwach podlegającym prawodawstwu TederalneB oraz związków zawodowych które reprezentują osób) nich zatrudnione W skład 'tych przedsiębiorstw wchodu marvnnrlfa hnnHlnum nnir-lunrl- n "Imluir kansh' telfirit lńfńlctn Forlor-iln- o lnh ii t-ńlÓ- Mctio biCl radio i telewizja oraz wszystkieinne których działa! 7a'rlpklnrnwan!i ipet Hla npAlneon rinhra Kanady oraz W' jakie są poza granicami wyłącznego prawodawstwa P wincjonalnego USTAWA ZABRANIA pracodawcy odmowy zatrudnij lub dyskryminacji w stosunku do innych pracowniwj z rjowodurasvj-elJEi- i koloru iczv" narodów ok i ' Pracoda" id 'Dl Tl nie wolno również korzystać z usług biura pośrednie!'' pracy które praktykuje dyskryminację nie wolno P" kować dyskryminacyjnych ogłoszeń o pracy nie " zadawać dyskryminacyjnych pytań ustnie czy na P"° w związku z podaniami pracę USTAWA ZABRANIA RÓWNIEŻ dvskrvminac)nej łalności w związkach zawodowych odnośnie członkost względnie zatrudnienia a to z powodu rasy religii narodowości DENTYSTA Vi STOMAM ej BUKOWSKA LE do do I nF70ftJfhinrstU3 JAKAKOLWIEK OSOBA ROBIĄCA ZAŻALENIE tu 7 nnuTjłcja nct-iuif- i liih toł 7C7naiara WZPledniE P° I DniQP!i rT-łnrłrttifi- onlii ilnnlinfltori łect fhrOMOn3 r1 I iakaknluiplr Hłinłalnnćria nriwotnwa która rflOgi3Dy I przeciwko niej borów 7AłAl PNIA n 7ul!i7kit 7 nmLv4c7 nctaua winny 4iłułic tia (Jiaiiiic uu isitcitui Ul iiiumji— - Lscjai nucili ui a-niL- ruui vriMW iTiuufti - -- - - j poaejmie aocnoazema w wyjaśnienia oc-lenia Michael Starr Minister sdoI7 puri J i Ł£-- W A H 1 i D f t 4 Ki 5' ui rJ ceiu B'911 nout¥ Mi"'5 |
Tags
Comments
Post a Comment for 000286a
